Architektura organiczna
O architekturze organicznej z Reinhardem Coppenrath rozmawia Piotr Uzbiak. (Wegetariański Świat, marzec i czerwiec 2002)
Reinhard Coppenrath od kilku lat pracuje w Polsce jako architekt organiczny. Jest absolwentem jedynej na świecie Akademii dla architektów organicznych o nazwie Alanus Hochschule koło Bonn. Studiował też rzeźbę i pedagogikę. Obecnie pracuje nad projektami dla gospodarstwa biodynamicznego na Pomorzu w Juchowie i przedszkola w Kijowie. Jest też współorganizatorem Międzynarodowej Akademii Architektury Organicznej. Klientami Reinharda są, między innymi, Instytut Austriacki w Warszawie, firma produkująca soki Goldtau.
Przyroda pokazuje nam dosadnie, że to, co jest funkcjonalne jest zarazem i piękne. I, że funkcjonalizm nie prowadzi do jednorodności, ale do różnorodności.
Architektura organiczna jest bardziej związana z umiejętnością odczuwania niż z wiedzą.
W architekturze należy zawsze szukać prawdy, a wynikiem takiego poszukiwania jest funkcjonalność i piękno budynku. Trzeba odnaleźć istotę danej aktywności człowieka i wokół tego tworzyć architekturę, która będzie pomagać w tej aktywności. Ważne jest to, żeby forma zewnętrzna była odbiciem wnętrza. Bo jeżeli forma zewnętrzna nie odzwierciedla wnętrza to jest to… pewnego rodzaju kłamstwo.
Piotr Uzbiak: Spośród wielu koncepcji projektowania budowli, począwszy od starożytnych metod, jak feng shui czy vastu, istnieje koncepcja architektury organicznej, która powstała w czasach współczesnych… Powiedz nam kilka słów o jej historii.
Reinhard Coppenrath: Trzeba by cofnąć się jakieś 150 lat, kiedy to w architekturze daje się zauważyć pewną zmianę. Architekci zaczynają powtarzać dawne style. Wydaje się, że zabrakło nowych pomysłów, a więc powtarzano styl grecki, stosowano romańskie, a nawet islamskie motywy oraz inne style z całego świata. Wytworzyły się określone zwyczaje, np. przy projektowaniu budynku parlamentu sięgano do stylu greckiego, przy kościołach – stosowano najczęściej styl gotycki, przy innych budowlach – styl romański lub renesansowy. W ten sposób wytworzył się pewien kierunek w architekturze, mający swoich zwolenników, powstały przepiękne budowle, znane do dzisiaj. Architekci często też łączyli stare style z najnowszymi technikami. Przykładem może być Opera Paryska, gdzie połączono stalową konstrukcję z dawnym stylem renesansowym.
Czy była to jakaś konkretna, określona szkoła, na przykład, w Europie,
czy raczej ogólna tendencja?
Raczej ogólna tendencja na całym świecie. W Polsce nazywamy to klasycyzmem. Później łączono nawet kilka stylów w jednym budynku, był to, tak zwany, eklektyzm: jakaś gotycka wieża z grecką bramą, a do tego renesansowa loggia… Były nawet książki podające gotowe rozwiązania, coś w rodzaju przewodnika, katalogu, jak na przykład: In welchem Stile soll man bauen? (W jakim stylu należy budować?). Ta tendencja rozwijała się. Nawet ulepszano istniejące gotyckie budowle tak, aby były „ściśle” gotyckie. Jednocześnie zaczęły rozwijać się także metody przemysłowe, umożliwiające masową produkcję jednakowych elementów. Na początku XX wieku, wielu artystów uświadomiło sobie, że mimo rozwoju przemysłu, nie rozwinął się żaden nowy styl w architekturze. Nic nowego, nic prawdziwego. Budynki wprawdzie były ładne, ale wszystko było tylko powtórzeniem. Młodzi i wrażliwi artyści czuli, że jest to w pewien sposób „martwe”. I nagle, w całej Europie, zaczęły pojawiać się nowe tendencje. Na przykład, w Niemczech nazywało się to Jugendstil. Od nazwy pisma Jugend (Młodość), gdzie ukazywały się pierwsze nowe pomysły. W różnych krajach miało to różne nazwy, ale był to styl wynikający głównie z potrzeb młodych artystów. W Austrii i w słowiańskiej części Europy nazywało się to secesją. Ludzie po prostu mieli dość starych form. Ten nowy styl często łączył się z motywami roślinnymi, było to szukanie żywotności. Zauważono także, że mimo, iż wygląd budynku się zmieniał, nadal nowy styl pozostawał tylko dekoracją, zewnętrznym ornamentem, makijażem. Z perspektywy czasu możemy powiedzieć, że rzeczywiście, budynki są piękne zewnętrznie, ale bardzo niewielu architektom udało się wprowadzić ową tak pożądaną przez nich żywotność do wnętrza budynku.
Dobrym przykładem jest Henry Van De Velde. Architekt ten kierował słynną szkołą artystyczną w Weimarze, pierwszym Bauhausem. Nie zadowalał się zmianą tylko formy zewnętrznej, próbował zmieniać wnętrza – projektował różnorodne kształty pomieszczeń. Zaprojektował kilka domów, o których rzeczywiście można powiedzieć, że są, zarówno w środku jak i na zewnątrz, zaprojektowane już w stylu organicznym. Architekt zaprojektował wszystko: od klamki po ubranie klienta.
Styl organiczny próbuje pokazać na zewnątrz to, co jest w środku. A środek powinien odpowiadać potrzebom mieszkańców.
Wspomnę jeszcze, że w latach dwudziestych XX wieku architekt – Adolf Loos – powiedział: Ornament ist verbrechen, czyli: ornament jest złodziejstwem. Powiedział tak, ponieważ ornamenty były tylko czymś zewnętrznym, bez znaczenia. W tym czasie powstawało coraz więcej budynków jako czyste bryły, pozbawionych jakichkolwiek ornamentów. Architekt czuł, że tworzy coś prawdziwego, bez „makijażu”.
W architekturze należy zawsze szukać prawdy, chodzi tu o poszukiwanie tego, co człowiek naprawdę potrzebuje od architektury. Stąd, wynikiem poszukiwania jest możliwie największa funkcjonalność budynku. Ale też sama funkcjonalność to za mało. Człowiek potrzebuje czegoś więcej, na przykład, piękna. W tym poszukiwaniu prawdy niektórzy artyści dochodzili do formy czystego kwadratu. Poszukiwania przybierały różne formy, na przykład ekspresjonizmu. W Niemczech, w ramach ekspresjonizmu, powstał, między innymi, styl dynamiczny i krystaliczny. Projektowane budynki miały w sobie coś ze struktury kryształu. W odpowiedzi na rosnące zapotrzebowanie na tanie mieszkania nurt czystych brył stał się dominujący. Dochodziło do skrajności, zmierzono ciało człowieka i wnętrza budynków projektowano ściśle według tych miar i tak, na przykład, powstało osiedle w Stutgarcie, zwane Weissenhof, gdzie szerokość korytarzy (w budynku Le Corbusier’a) wynosiła około 60 cm. Można sobie wyobrazić, jak mijali się ludzie w takich korytarzach – jak w wagonach kolejowych. Le Corbusier był mistrzem tego kierunku projektowania. Stworzył określony model „wymiarów” człowieka zwany modulor.
Czy chcielibyśmy dostosowywać się do modelu Le Corbusier’a? Ostatecznie, jego dokonania wywarły wpływ na dalszy rozwój architektury, szczególnie tutaj, we wschodniej części Europy. W tym samym czasie działał również architekt Hugo Häring który był prekursorem architektury organicznej. Na międzynarodowych spotkani (CIAM) ach dochodziło do ostrej wymiany zdań między nim a Le Corbusier’em. Häring twierdził, że przyszłość architektury leży w stylu, który uwzględnia samego człowieka oraz to, co on wykonuje. Trzeba odnaleźć istotę danej aktywności człowieka i wokół tego tworzyć architekturę, która będzie pomagać w tej aktywności. Ta architektura powinna mieć do dyspozycji każdy rodzaj przestrzeni (nie tylko prostopadłościany), aby służyć dobrze człowiekowi. Häring nawet pytał się, jak i gdzie klient będzie wiązał swoje buty? To jest ludzkie i bardzo konkretne. Le Corbusier mówił natomiast o właściwych, ładnych proporcjach, o stworzeniu międzynarodowego stylu, który w każdym kraju będzie wyglądał tak samo. I tak się stało. Koncepcja Le Corbusier’a przyjęła się. Była o wiele praktyczniejsza, prostsza dla budowniczych i architektów. Pozwalała narzucić bardzo proste formy, takie same w różnych krajach.
Natomiast podejście Hugo Häringa było bardziej czasochłonne, znacznie bardziej złożone. Wymagało umiejętności „wyczucia” drugiego człowieka, przyszłego użytkownika, a na to w biurze architektonicznym nie było czasu.
W architekturze organicznej bierze się pod uwagę wiedzę o danym człowieku, o żywym człowieku, a nie o modelu, który posiada określone wymiary. Spotykając drugiego człowieka nie pytamy go o wymiary, interesuje nas jego osobowość, jak żyje, jakie ma potrzeby i pragnienia… Wielu architektów zaczynało rozumieć, że trzeba głębiej zająć się człowiekiem. Ten nurt myślenia stał się wyraźniejszy jakieś 10-20 lat temu, w wielu krajach, na Węgrzech, w Szwecji, Niemczech, Holandii… Coraz więcej architektów projektuje na sposób organiczny. Ten ruch rozwija się w wielu krajach, powstało „Międzynarodowe Forum Człowiek i Architektura” (IFMA).
Konsekwencją podejścia organicznego, jest między innymi to, że każdy dom ma swój własny styl w zależności od przeznaczenia oraz innych czynników. A więc, na przykład, zakład produkcyjny będzie miał zupełnie inny styl niż przedszkole. Architektura ma pomagać człowiekowi w specyficznych, dla danego miejsca i sytuacji czynnościach, co więcej, może również pomagać w rozwoju odpowiednich cech i zdolności.
Na czym polega metoda projektowania organicznego? Co wyróżnia ją spośród innych metod?
Najważniejszym jest to, żeby architektura „wyrastała” z całej sytuacji, a oznacza to, między innymi, aby forma architektoniczna budynku łączyła w sobie cechy, które harmonizują ją z czynnikami, takimi jak otoczenie, potrzeby użytkowników, przeznaczenie budynku, lokalnej tradycji, co więcej, ona ma pomagać temu co ma tam zaistnieć…
Bardzo trudne zadanie dla architekta…
Na tym polega ta sztuka. Architekt musi to wszystko połączyć i stworzyć pewien charakterystyczny motyw, który pomaga zaprojektować zarówno całość, jak i poszczególne detale danego budynku. Potrzebna jest tu pewnego rodzaju umiejętność „wsłuchania się w sytuację”. To jest tak, że opierając się na wiedzy, którą człowiek posiada, stara się uważnie słuchać i tworzyć odpowiednią – do danej sytuacji – formę architektoniczną. W ten sposób może powstać coś odpowiadającego potrzebom użytkownika, ale to wymaga czasu. Natomiast w dzisiejszych czasach, w których się mówi, że czas to pieniądz, architekt nie ma czasu, aby tak rozmawiać z klientem, żeby pogłębić swoją wiedzę o nim, jego potrzebach, albo też klient nie ma czasu – uważa, że ten proces poznawczy jest zbędny. Ale jeśli architekt poświęci czas na ten etap współpracy, to może powstać coś adekwatnego, co będzie rzeczywiście dla klienta odpowiednie.
Czyli, pierwszym ważnym elementem w podejściu organicznym jest… proces poznania klienta, jego potrzeb, przeznaczenia budynku, otoczenia i dopiero na tej podstawie stwarzanie czegoś, co będzie sprzyjało jego działalności i życiu.
Tak. I należy dodać, że są – według mnie – trzy takie ważne elementy, etapy pracy: pierwszy to badanie (poznanie, które trwa parę tygodni. Ja w tym czasie powstrzymuję się od jakiegokolwiek szkicowania i projektowania). Drugi – praca twórcza, artystyczna i trzeci – weryfikacja tego, co się robi, czy to naprawdę odpowiada potrzebom. Jeśli nie ma możliwości rzetelnego wykonania pierwszego etapu pracy, to powstają później problemy, które często znamy z praktyki i właściwie szkoda czasu… Należy zatem pamiętać, że ten czas, który poświęcimy na początku zaowocuje później, dalszy proces będzie rozwijać się płynnie, jeśli poznamy motyw. Gdyby postawić pytanie: jakie cele spełnia podejście organiczne w architekturze? To, po pierwsze, stwarza ono taką przestrzeń, gdzie człowiek może działać i rozwijać się w związkach z innymi ludźmi, z którymi dane mu jest pracować lub mieszkać. I po drugie, forma architektoniczna ukazuje na zewnątrz to, co dzieje się w środku.
Czyli forma zewnętrzna jest odbiciem wnętrza…
Tak, to jest podobnie jak z ludźmi. Ich zachowanie, np. to czy się śmieją czy płaczą oraz ich cechy zewnętrzne pokazują jakie są ich wnętrza, charaktery. Jest to ważne, jeśli chcemy z kimś współpracować. W architekturze, aby próbować to wyrazić, mamy do dyspozycji kolory, płaszczyzny, kształty pomieszczeń itd. Można się tym wszystkim posłużyć, aby znaleźć artystyczną formę wyrazu tego, co chce się wyrazić.
Dlaczego tak ważne jest to, żeby forma zewnętrzna była odbiciem wnętrza?
Jeśli forma zewnętrzna nie odzwierciedla wnętrza to jest to… pewnego rodzaju kłamstwo. Po drugie, owo „uzewnętrzenie” jest praktyczne: od razu czuje się, jakie jest przeznaczenie budynku, na przykład, że jest to przedszkole, hotel, urząd…
Współczesne budynki często nie odzwierciedlają swojego przeznaczenia i przez to uczą nas – w pewnym sensie – zakłamania, tego, że świat nie jest prawdziwy, że coś wygląda inaczej niż jest w rzeczywistości. W ten sposób otoczenie kształtuje nas już od małego dziecka. Codzienne życie potwierdza tę niespójność formy i wnętrza. Na przykład, jakiś budynek może wyglądać bardzo szlachetnie: złoto, albo mosiądz i do tego marmury, natomiast myśli i cele, które tam żyją, są czasami w ogóle nieludzkie. Spróbujmy uważniej przyjrzeć się naszemu otoczeniu, wówczas możemy zobaczymy jak „twarz” budynku mówi nam co jest w środku i będziemy w stanie zauważyć, że jest wiele rozbieżności. Inny przykład: szkoła. Jest to miejsce, gdzie dzieci mają zdobywać wiedzę i rozwijać zdolności. Ale budynki szkolne wyglądają niekiedy jak zakłady produkcyjne. Czy to zachęca do rozwoju?
Można powiedzieć, że podejście organiczne uczy wiarygodności, prawdziwości,
spójności…
Ważny jest ten cały proces dochodzenia do ostatecznej formy architektonicznej, która może być czasem podobna do „zwykłej” architektury, ale ważna jest droga, to, żeby architekt mógł naprawdę głęboko zająć się swoim klientem, który wie podświadomie co tam w budynku będzie się działo i czego naprawdę pragnie. Jednak na to odkrywanie potrzeba dużo czasu, którego zazwyczaj brakuje, ale naprawdę warto poświęcić go tyle, ile trzeba, ponieważ konsekwencje tej pracy mogą rzutować na całe życie użytkownika.
***
Przyroda pokazuje nam dosadnie, że to, co jest funkcjonalne jest zarazem i piękne. I, że funkcjonalizm nie prowadzi do jednorodności, ale do różnorodności.
Architektura organiczna jest bardziej związana z umiejętnością odczuwania niż z wiedzą.
W architekturze należy zawsze szukać prawdy, a wynikiem takiego poszukiwania jest funkcjonalność i piękno budynku. Trzeba odnaleźć istotę danej aktywności człowieka i wokół tego tworzyć architekturę, która będzie pomagać w tej aktywności. Ważne jest to, żeby forma zewnętrzna była odbiciem wnętrza. Bo jeżeli forma zewnętrzna nie odzwierciedla wnętrza to jest to… pewnego rodzaju kłamstwo.
1. Współczesna architektura, w swoim podejściu do projektowania, jest często połączeniem różnych znanych elementów w jakąś całość. Natomiast w projektowaniu organicznym zaczynamy od całości, z której następnie rozwijają się szczegółowe rozwiązania. W związku z tym, w pierwszym przypadku bardziej potrzebna jest obszerna wiedza, znajomość istniejących rozwiązań, natomiast w drugim – potrzebna jest intuicja, wyczucie tego, co ma się w danym przedsięwzięciu rozwinąć. W konsekwencji, współczesny architekt skupia się na detalach, z których chce skomponować jakąś całość, natomiast dla architekta organicznego istotą jest przestrzeń, która ma zaistnieć, punktem wyjścia jest kształtowanie wewnętrznej przestrzeni, wyrażę to nawet w ten sposób: „rzeźbienie powietrza, które ma być wewnątrz”. A więc ważna jest całość, a detale służą jedynie tej całości, mają funkcję pomocniczą.
2. Każdy budynek, czy to szpital, czy szkoła, bądź przedszkole ma właściwy sobie gest, który należy znaleźć. Czy jest to gest osłaniający, prostujący czy ożywiający? Podczas zajęć staram się za pomocą środków aktorskich poszerzyć spojrzenie. Każdy sposób artystycznych poszukiwań jest przy tym możliwy. Dotyczy to zewnętrznej formy budynku. Wewnątrz, natomiast, ważne jest, by wczuć się w charakter czynności, które będą tam wykonywane. Podobnie jak krew w trakcie rozwoju embrionalnego najpierw płynie, a dopiero potem tworzy serce, tak należy najpierw wewnętrznie „popłynąć” wraz z procesami społecznymi i je dostrzec, by następnie stworzyły one przyszłe formy budynków.
3. W związku z tym, że architekt otwiera się na klienta, pozostaje otwarty również na jego dobre i złe „energie”. Te uczucia docierają do architekta sprawiając nawet niekorzystne objawy fizjologiczne, np. ból brzucha. Dlatego architekci instynktownie obawiają się szczególnie I fazy pracy.
Piotr Uzbiak: W ostatniej rozmowie wspominaliśmy, między innymi, o wpływie architektury na człowieka, o jej pozytywnych i niektórych negatywnych aspektach, takich jak: niespójność formy zewnętrznej budynku z jego wnętrzem i przeznaczeniem. Podejście organiczne w architekturze zawiera wiele pięknych postulatów, ale czy w obecnej sytuacji łatwo je realizować?
Reinhard Coppenrath: Żyjemy w czasach nieustannych przemian. Mamy wiele możliwości, musimy tylko umieć z nich skorzystać. Na szczęście, coraz popularniejsza staje się tendencja, aby budynki były staranniej kształtowane. Na przykład, hotel dzisiaj nie wygląda już jak gmach jakiegoś urzędu z lat 60.
Podstawowe pytanie brzmi: jak znaleźć właściwe spojrzenie na zadania projektowe, aby stworzyć odpowiednie kształty budynków, które nie będą tylko powtarzaniem starych form. W projektowaniu organicznym, aby to osiągnąć poszukuje się właściwej formy poprzez rozmowy z przyszłymi użytkownikami, rysowanie, modelowanie. Ważne jest, na przykład, aby architekt i klient zaplanowali sobie czas, w którym będą rozmawiać na temat zupełnie nowych pomysłów, a nie tylko o rozwijaniu lub przetwarzaniu już istniejących. Gdy ma się do czynienia z grupą przyszłych użytkowników, wspólna rozmowa staje się procesem samoidentyfikacji, mam tu na myśli poszukiwanie zrozumienia samych siebie, formułowanie szczególnego charakteru danej grupy, czy firmy. Jeśli wiemy czego chcemy, wtedy nasze działanie jest znacznie sprawniejsze.
Architekt organiczny w pierwszej fazie projektowania bada zamierzenia grupy, cel powstania budynku, aby określić charakterystykę danego zadania, i aby następnie przetransformować to wszystko w formę architektoniczną. Można nazwać to współcześnie tworzeniem oblicza firmy, czy też grupy ludzi budującej np. osiedle mieszkaniowe.
Z poprzedniej rozmowy dowiedzieliśmy się także, że pojęcie „architektura organiczna” nie oznacza stylu architektonicznego rozumianego w takich kategoriach, jak np. styl romański, gotycki itp., ale że jest to sposób podejścia do projektu, jest to styl pracy architekta. A istotnym elementem tej metody jest proces poznawania, czy też otwierania się na potrzeby klienta.
Wydaje się, że taki proces powinien stanowić uniwersalną zasadę pracy także w innych dziedzinach życia, szczególnie w sferze kultury.
Jeśli chodzi o kulturę, takie podejście ma zdecydowanie sens. Bo jak możemy cokolwiek dobrze rozwinąć, stworzyć nową wartość – przynajmniej w obszarze kultury – jeśli na początkowym etapie dogłębnie nie poznamy i nie otworzymy się na przyszłych użytkowników lub odbiorców. W innym wypadku będziemy powielać to, co już jest znane, będzie to tylko kombinacją już istniejących rozwiązań, a nie czymś zupełnie nowym.
Zatem ja, w mojej pracy, zawsze przestrzegam trzech faz projektowania: 1. Badanie, 2. Praca artystyczna, 3. Weryfikacja określając dokładnie czas ich trwania, np. po cztery tygodnie na każdy etap.
Faza I kształtowanie obrazu ____ pytania, obserwacje, badanie
Faza II _____ faza artystyczna _____ pomysł/idea, motyw, istota
Faza III _____ weryfikacja
Faza pierwsza jest najważniejsza, ponieważ podczas gromadzenia informacji o przeznaczeniu budynku, potrzebach klienta itd., stopniowo tworzy się w mojej wyobraźni obraz wnętrza i tego, co się tam będzie działo… Widzę wtedy ludzi, którzy wykonują konkretne czynności, jak na przykład uczą się, jedzą, odpoczywają, pracują, widzę jak światło pada na ich stanowiska pracy, widzę jaki ma być nastrój, czy ciepły, np. w kolorach żółtych lub spokojny – w barwach błękitu. Chodzi o to, żeby w efekcie stworzyć w tych pomieszczeniach atmosferę, nastrój jak najbardziej odpowiedni do potrzeb przyszłych użytkowników. Dlatego ten etap pracy nazywam także tworzeniem, kształtowaniem obrazu. Powstaje wtedy obraz zawierający „ruch” wszystkich tych czynników. Na tym etapie badam wszelkie czynniki mające wpływ na zadanie projektowe, spoglądam na nie z różnych punktów widzenia, biorę pod uwagę krajobraz, środowisko, funkcje budynku, potrzeby ludzi, sąsiedztwo, już istniejące budynki, zbieram informacje czy ludziom podoba się to, co już istnieje, pytam również o ich marzenia, wizje, fantastyczne wyobrażenia o przyszłym obiekcie. Z tego wszystkiego kształtuje się pewien… nastrój, a z tego rozwija się wewnątrz całościowy obraz tego, co ma zaistnieć. Gdy mam już taki obraz, wtedy mogę dojść do jasnej, głównej idei postawionego zadania.
Czy wtedy przystępujesz do przenoszenia tej idei na papier?
Jest taki moment, że architekt, czy w ogóle twórca, czuje, że pojawia się już jakieś rozwiązanie, że coś już może się „narodzić”, wtedy najczęściej sięga po ołówek i zaczyna rysować. Wielu czytelników może znać takie odczucie. Ale trzeba pamiętać, że każde „narodziny” są procesem, który musi trochę trwać. I jeśli przy tym pierwszym odczuciu zaczynam coś rysować, to w pewnym sensie zamykam sobie drogę do rzeczywiście odpowiedniego, nowatorskiego rozwiązania.
Brzmi to dość zaskakująco…
Załóżmy, że otrzymuję od ciebie pytanie na temat jakiegoś bardziej złożonego problemu. Jeśli znam się na rzeczy, mogę natychmiast udzielić ci odpowiedzi w oparciu o posiadaną wiedzę, ale w ten sposób zamykam sobie drogę do twórczego poszukiwania rozwiązania.
Powiem coś jeszcze: pytanie otwiera nam przyszłość, ale gotowa odpowiedź zamyka nas w przeszłości. Żyjemy w kulturze „gotowych odpowiedzi”. Wszystko mamy gotowe. Ale powinniśmy dążyć do „kultury pytań”. Pytanie ma większą wartość niż gotowa odpowiedź, w sensie tworzenia, w sensie potencjału, ale wszędzie, w szkole, na uniwersytecie itp. chcemy szybkich odpowiedzi, natychmiastowych rezultatów, a jeśli ich nie mamy – czujemy się niepewnie. Dlatego też, jesteśmy pod presją, żeby szybko coś wymyślić lub sięgnąć po gotowe rozwiązanie. Już w czasie nauki, studiów, jesteśmy „tresowani” w ten sposób.
Problem leży w tym, żeby nauczyć się „żyć” w tych pomieszczeniach przez wiele tygodni, zanim nakreśli się cokolwiek na papierze. I dla mnie jest to też naprawdę trudne, aby powstrzymać się od rysowania, gdy już wewnątrz tworzy się obraz.
Masz na myśli powstający obraz w wyobraźni…
Wyobraźnia jest tylko zwierciadłem tego, co rozwija się wewnątrz, trudno to określić, ale można powiedzieć, że to się tworzy wewnątrz całego ciała i to przez cały czas: w nocy, w czasie rozmowy, podczas spaceru, podczas jakichś rutynowych zajęć, jak mycie naczyń… Powiedziałbym, robi się „ciepło” wokół zadania, nad którym pracuję, wzrasta wewnętrzny obraz, który jest bardziej żywy niż ten, który byłby narysowany. Na tym etapie jest to wciąż jeszcze dynamiczny obraz – mogę go dowolnie zmieniać w wyobraźni, w mgnieniu oka, z małej sali mogę zrobić dużą, przeszkloną, zmieniać kąty i kolory… Generalnie, jest to dynamiczny proces projektowania w wyobraźni, w którym jednak uczestniczy całe ciało. Wszystko wzrasta z tego procesu.
A więc czekasz, aż pojawi się w końcu ten właściwy obraz?
Ten proces badania i budowania obrazu nie może trwać w nieskończoność, obowiązują przecież terminy. Ja zwykle określam sobie czas trwania tej fazy pracy: minimum 4 tygodnie, maksimum 6-7, tak aby w II fazie być gotowym na „narodziny”, czyli ukształtowanie głównej idei, klucza, motywu wiodącego.
W tej II fazie należy – w pewnym sensie – zapomnieć o tych wszystkich szczegółowych czynnikach z fazy pierwszej. Chodzi o to, aby już wypracowane szczegóły nie przeszkadzały w tworzeniu całości. Czekamy cierpliwie, aż pojawi się wizja całości, objawi się nam budynek jako pewna całość. I to się zdarza w nieoczekiwanych momentach, np. na klatce schodowej, w czasie jazdy tramwajem, ale wtedy nie mogę rysować i to jest kłopotliwe.
W III fazie natomiast, badamy, czy to, co się „urodziło” rzeczywiście spełnia potrzeby klienta, innymi słowy, czy architekt narysował – jak to mówię – „własny nos”, czy też to, co będzie naprawdę przydatne klientowi. Jeśli I faza była za krótka, to wyobraźni może starczyć tylko na ”własny nos”, czyli będą to rozwiązania, którymi architekt zwykle się posługuje, a nie adekwatne dla danej sytuacji. A przecież każdy budynek powinien mieć swój własny, „osobisty” styl.
Ważne jest także to, że wszystko powinno rozwijać się z jednej idei, motywu, który jest źródłem do projektowania szczegółów: poręczy, klamek, okien, słupków itp. Motyw, który powstaje w czasie II fazy pracy może być w formie rysunku, rzeźby, makiety, a nawet dodatkowo w formie zdania, czy wypowiedzi dołączonej do formy wizualnej. Np. Hans Scharoun do motywu dodawał często zdanie, z którego wynikał kształt całego budynku. Przykładem może być fraza „wszystko wokół miłości” dla projektu pewnego kościoła.
Jeśli decydujemy się stworzyć coś, co jest bardziej odpowiednie dla danego użytkownika, niż standardowe rozwiązania, to z pewnością pojawią się przeszkody. To będzie swego rodzaju próba. Przypomina mi to przypadek Fausta, który był – za zgodą Boga – poddawany próbie przez Mefistofelesa. Trzeba mieć także świadomość, że sam fakt budowy wiąże się z istnieniem siły woli. Ten, kto jej nie ma – nie buduje. Zatem mogą pojawiać się konflikty między klientem, architektem lub też wykonawcą. Dlatego muszą oni starać się godzić, harmonizować swoje działania, żeby wszystkie siły skupić na rzecz wspólnego motywu.
Wracając do III fazy projektowania, rozumiem, że na tym etapie jest już wszystko ostatecznie uzgodnione…
Jeśli na etapie weryfikacji klient chce wprowadzić jakieś zmiany, można to zrobić, ale trzeba dołożyć starań, aby zmiany te nie naruszały harmonii całego budynku i były zgodne z wypracowanym już stylem. Jeśli np. zmienimy wejście budynku, to również trzeba będzie przetransformować – na przykład – tylną część budynku, wszystko musi być zrównoważone. Dlatego, żeby uniknąć zmian na końcu, należy dobrze przeprowadzić badanie w I fazie. Ważne jest, aby w pewnym momencie zamknąć I fazę pracy, żeby umożliwić „narodziny” ostatecznej idei, która będzie kluczem do całego projektu.
W praktyce projektowania zdarza się, że klient z trzech różnych projektów chce składać nową, czwartą koncepcję. Ale wówczas wynik może być koszmarny. To jest tak, jakby ktoś chciał stworzyć zwierzę, łącząc korpus psa z głową żyrafy.
Trudno mi podać konkretną receptę, jak ma wyglądać architektura według idei organicznych. Ja mogę naszkicować tylko pewną drogę…
Czy często dochodzi do nieporozumień wynikających z przyzwyczajeń klientów do traktowania pracy architekta w kategoriach typowej usługi?
Kiedyś miałem okazję pracować dla znanego za granicą polskiego reżysera teatralnego. Na moje pytanie, czy mogę porozmawiać z jego współpracownikami, odpowiedział: po co? Ma pan mnie i to powinno wystarczyć. W tym momencie zdałem sobie sprawę, że ta grupa – w sensie społecznym – nie ma przyszłości. Zresztą, po krótkim czasie okazało się, że nie są w stanie nawet zabrać się za przygotowanie przedsięwzięcia, i ja zrezygnowałem z dalszej współpracy. W dalszym ciągu wspomnianej rozmowy reżyser powiedział: wy, na Zachodzie, myślicie demokratycznie, ale u nas to nie działa… Trochę zaskakująco to brzmiało w kraju, który jest ojczyzną Konstytucji 3 Maja. Dla mnie osobiście nie była to kwestia demokracji, ale po prostu ludzkie podejście. Miałem poczucie, że w tym przypadku jest to – może podświadoma – tendencja do zachowania hierarchii, dzięki której łatwiej jest utrzymać swoją władzę nad innymi.
Zgadzam się, że we wspólnocie należy brać pod uwagę zdolności i kompetencje każdej poszczególnej osoby i należy słuchać osoby kompetentnej, jaką był wspomniany reżyser, w określonych sprawach, ale kształt przyszłej budowli rozwija się z charakteru, czy też nastroju całej wspólnoty. Budynek nie powinien reprezentować idei jednej osoby – szefa, ale powinien być obrazem całej wspólnoty, której ten budynek dotyczy.
Wspomniałem tu o pewnym aspekcie „chorobowym” struktury społecznej naszej współczesnej cywilizacji. Przy okazji dodam, że w Holandii istnieje ośrodek (NPI), który już od kilku dziesięcioleci działa w dziedzinie poszukiwań bardziej ludzkich form współpracy. Był to chyba pierwszy na świecie ośrodek doradczy dla zespołów ludzkich. Pomagają oni znaleźć odpowiednią dla danej grupy formę współpracy (strukturę organizacyjną, zasady komunikacji itp.) i nie posługują się przy tym gotowymi receptami. Próbują z potencjału danej grupy rozwinąć owocną strukturę współpracy.
To przypomina mi metodę organiczną zastosowaną w dziedzinie doradztwa.
Tak, rzeczywiście, ich podejście do zadania jest bardzo podobne do pracy architekta organicznego. Nie opierają się na starych rozwiązaniach – w ten sposób nie konserwują przeszłości, ale w sposób twórczy wydobywają je od ludzi, którym pomagają. W ten sposób rozwija się styl przyszłego współdziałania dla konkretnego zespołu ludzkiego.
Wracając do nieporozumień, zdarza się, że gdy projekt jest realizowany w długim czasie, z przerwami, jak to bywa w Polsce, wtedy u klienta pojawiają się różne poboczne pomysły. Dzieje się tak często, gdy główny motyw, stworzony specjalnie dla niego, nie jest do końca jasny. Na przykład, podczas pracy nad pewnym wnętrzem, klient – aby uzyskać szybki i tani wystrój wnętrza – wymyślił okiennice montowane od… wewnątrz. Może w pomieszczeniu nadmiernie jasnym miałoby to jakiś sens, ale wspomniane w przykładzie pomieszczenie było „chronicznie” za ciemne. Na dodatek, istniejący układ okien uniemożliwiał sensowne zamontowanie okiennic. W architekturze organicznej powinny zaistnieć przynajmniej dwa uzasadnione powody do stworzenia czegoś dekoracyjnego. Podam przykład. W pewnym szpitalu psychiatrycznym musiałem zaprojektować – ze względu na przepisy bezpieczeństwa – kraty wewnątrz klatki schodowej. Miałem świadomość, że będą one mieć depresyjny wpływ na pacjentów, gdy ci zrozumieją do czego te kraty służą. Zaprojektowałem więc tam ogromną klatkę dla ptaków. Z punktu widzenia pacjenta wyglądało to tak, jakby kraty były w celu odgrodzenia ptaków. W ten sposób pojawiły się przynajmniej trzy czynniki uzasadniające tę dekorację z krat:
1) nikt nie może wyskoczyć ze schodów,
2) ptaki nie uciekną z klatki,
3) obecność kolorowych i śpiewających ptaków działa antydepresyjnie,
można dodać jeszcze jeden:
4) opieka nad ptakami dla niektórych pacjentów, może spełniać rolę terapeutyczną.
Czy każdy może nauczyć się projektowania organicznego, czy ta metoda wymaga jakichś szczególnych predyspozycji?
Generalnie, każdy może się tego nauczyć, ale wymaga to długiego czasu. Na przykład, w moim przypadku, po 3 latach studiów projektowania organicznego i roku praktyki, czułem, że… sprawa jest beznadziejna. Porzuciłem to wszystko i zacząłem zajmować się rzeźbą. To praktyczne zajęcie pomogło mi znaleźć bardziej bezpośredni i jednocześnie artystyczny związek z architekturą. W twórczości architekta, traktowanej jako proces intelektualny, czy też techniczny, umyka często aspekt ludzki, co było niezgodne z moją naturą. Po doświadczeniu z tą „wolną sztuką”, jaką było rzeźbiarstwo, zacząłem rozwijać własną drogę, sposób podejścia w architekturze. Próbowałem zbudować z tego swoją własną metodę pracy. Bardzo pomocne w tym procesie było spotkanie z norweskim architektem Espenem Tharaldsonem, który miał podobny do mojego, trochę zwariowany charakter. To przekonało mnie, że jeśli on mógł zostać architektem, to ja również mogę nim zostać.
Po wielu latach zauważyłem również, że ćwiczenia wykonywane w czasie studiów zaczęły owocować i ten proces trwa do dzisiaj.
Proces pogłębiania umiejętności trwa nieustannie, podczas różnych wydarzeń, np. podczas rozmowy, jaką teraz prowadzimy. Te zdarzenia pomagają mi – wciąż na nowo – w uświadomieniu sobie, co jest naprawdę ważne.
Wracając do samego procesu uczenia się… Ostatecznie każdy architekt musi znaleźć swoją własną drogę, sposób dochodzenia do tej umiejętności projektowania. Ja tutaj opowiadam tylko o swojej drodze.
Pora, aby zmienić oblicze architektury…
Nie zdajemy sobie sprawy, jak środowisko naturalne i my jesteśmy „obciążeni” szkodliwymi formami budowlanymi. W związku z tym mam ideę, aby stworzyć międzynarodową akademię architektury organicznej. Na razie, będzie to jeden ośrodek, w Kijowie. Przy okazji wspomnę o pewnym przykładzie zastosowania podejścia organicznego w sferze społecznej. Niedawno uczestniczyłem w młodzieżowej konferencji w Kijowie na temat społeczeństwa i stosunków społecznych. Szukaliśmy rozwiązań różnych społecznych kryzysów, np. dotyczących relacji kobieta-mężczyzna, współpracy gospodarczej, rozdziału pieniędzy, przeciwdziałaniu ubóstwu, postępowania z dziećmi, nadużywaniu władzy w policji i wojsku. Mieliśmy tydzień czasu. Był to swobodnie rozwijający się proces i nikt nie wiedział, jaki będzie jego wynik. Nie zaproszono żadnego profesora z gotowymi receptami. Było to ryzykowne, ale takie właśnie są procesy zwrócone w przyszłość: otwarte i wymagające odwagi, samodzielności, a wtedy znajdzie się nową drogę. Tak właśnie zrobiliśmy w Kijowie. Metoda postępowania wyglądała następująco:
Problem do rozwiązania – rzeczywistość | Najpierw przyglądamy się problemom. Wychodzimy do miasta, obserwujemy, rozmawiamy z ludźmi. |
Ideał | Następnie tworzymy idealny obraz tego, co obserwowaliśmy w rzeczywistości. |
Rozwiązanie | Potem szukamy sposobu, w jaki można to, co obserwujemy jako negatywne, powoli zbliżać do ideału. przeobrazić ewolucyjnie. |
Może coś w tym jest. Do tej pory znamy, na ogół, nieudane próby rozwiązań problemów społecznych i gospodarczych, mimo że angażowano – wydaje się – najtęższe umysły naukowców i polityków. Polegało to głównie na narzuceniu przez wąską elitę władzy wymyślonych rozwiązań, bez tzw. głębokiej, czy też szerokiej społecznej konsultacji.
Procesy oparte na – użyję tu pewnego uproszczenia – intuicji będą coraz bardziej zyskiwać na znaczeniu. Ważna jest nie encyklopedyczna wiedza, ale właśnie owa intuicja, która zresztą nie rozwija się sama z siebie. Jak ujął to Novalis: „metoda intuitywna jest rezultatem określonego, systematycznego podejścia”.
Jeśli w przyszłości ma nastąpić pozytywny rozwój, to stanie się tak wtedy, gdy impuls do rozwiązania problemów wyjdzie od ludzi, którzy mają odwagę sięgnąć po te niekonwencjonalne dzisiaj metody. Robert Jungk w swoich „warsztatach przyszłości” wielokrotnie wypróbował tę drogę na całej Ziemi. Z poznania problemu i poszukiwania ideału mógłby wyjść bodziec ku nowemu kształtowaniu społeczeństwa. Przytoczę jedno ze stwierdzeń Rudolfa Steinera: „sytuacja jest zdrowa tylko w tedy, gdy w zwierciadle ludzkiej duszy odbija się całe społeczeństwo, a w społeczeństwie żyje siła pojedynczej duszy.”
Nawiązując jeszcze do powstającej akademii architektury organicznej w Kijowie, chciałbym zachęcić absolwentów szkół średnich do zainteresowania się studiami od nowego roku szkolnego. Oprócz wydziału architektonicznego przewiduje się także wydział artystyczny ogólny, przeznaczony dla tych, którzy chcą rozwijać swoje artystyczne skłonności, ale jeszcze nie są zdecydowani w jakim kierunku. Z języków obcych będzie nauczany angielski i rosyjski.
Architektura organiczna stwarza szansę na zmianę. W większej grupie jest szansa, że trochę zmienimy rzeczywistość. Niewielu było architektów organicznych w XX wieku: Antoni Gaudi (Katalonia/Hiszpania), Hugo Häring (RFN), Hans Scharoun (RFN), Frank Lloyd Wright (USA), Alvar Aalto (Finlandia), Eero Saarinen (USA), Rudolf Steiner (Austria), ale ich dzieła są znane na całym świecie, ponieważ należą do najciekawszych osiągnięć współczesnej architektury.
P.U. – Dziękuję za tę rozmowę.