Jerzy Prokopiuk: Droga do wtajemniczenia
źródło: pismo Gnosis.
Na wstępie chcę zaznaczyć, że to niesłychanie ważny punkt, właściwie prawie tak ważny, co temat następnego rozdziału naszych rozmów, rozdziału poświęconego Bogu Prawdziwemu, Demiurgowi i Troistemu Demonowi. A wracając do sprawy wtajemniczenia, zacznę od przypomnienia – raz jeszcze – pewnej sceny z 1949 roku.
Miałem wtedy 18, 19 lat, poznałem Roberta Waltera, i kiedy objawiłem mu moje zainteresowanie dla ezoteryki, zapytał mnie: Właściwie, dlaczego chciałby pan inicjacji, wtajemniczenia? I wtedy z buńczucznością właściwą wiekowi późnego okresu dojrzewania powiedziałem, że chciałbym wtajemniczenia, ponieważ chciałbym w lepszy sposób pomagać ludziom. Na to Walter roześmiał się gorzko i powiedział: Nie wiem, czy pan zdaje sobie sprawę z tego, co pan mówi? Czy pan zdaje sobie sprawę z tego, że wtajemniczenie to droga właściwie męczeńska. Jest to droga cierpienia. Naturalnie w tamtych czasach nie mogło mnie to powstrzymać przed niczym, podtrzymywałem swoją gotowość i chęć do inicjacji, i niech ta krótka opowieść służy za rodzaj motta do tego rozdziału naszych rozmów.
Otóż, kiedy mówimy o wtajemniczeniu, czy inicjacji, to trzeba zacząć od powiedzenia czegoś o przemianie. Przemiana, nieustanna przemiana, jest podstawowym prawem całego Kosmosu, w którym istniejemy, a jak możemy sądzić, także świata duchowego. Otóż rytm tej przemiany wyznaczany jest przez trzy etapy czy kategorie: życie, śmierć i zmartwychwstanie. Przemiana polega na tym, że rozpoczynamy od pewnej integracji, co pewien czas podlegamy dezintegracji i wreszcie mamy możność dokonać reintegracji na wyższym poziomie. Coś musi w nas umrzeć, żeby narodziło się coś nowego. Innymi słowy, jest to jakby trójtakt życia, śmierci i zmartwychwstania (czasami mówi się o odrodzeniu czy wyzwoleniu). Otóż ta przemiana dotyczy także człowieka. Przemiana może mieć właściwie dwie formy. Jedna to forma naturalna – taka, w której właściwie nie możemy nic zmienić ani powstrzymać, po prostu jest to przemiana na poziomie biologicznym. Jesteśmy dziećmi, będziemy młodymi ludźmi, osiągamy wiek dojrzałości, starzejemy się i umieramy. To jest to, co Jung nazywał spontanicznym procesem indywiduacji. Ale dla nielicznych ludzi istnieje możliwość przemiany o innym charakterze. Przemiany takiej, w której człowiek sam bierze świadomy udział. Na ogół w tradycji ezoterycznej mówi się, że do takiej aktywnej przemiany siebie, samoprzemiany, wolno nam przystąpić koło 35. roku życia, tzn. wtedy, kiedy osiągamy samoświadomość. Oczywiście, pewne przygotowania do tego można podjąć wcześniej, ale zasadniczo wszelkiego rodzaju praktyki ćwiczeniowe czy medytacyjne to sprawa połowy życia. Ma to także znaczenie w ramach różnych wcieleń, w rozumieniu czysto reinkarnacyjnym, bo przecież dochodzimy do połowy życia i zaczynamy – jak mówi Jung – „schodzić w dolinę śmierci”, czyli przygotowywać się do zasadniczej przemiany, jaką jest śmierć. Śmierć to jest jedyna rzecz pewna, jaka może nas w tym życiu spotkać. Otóż ta przemiana człowieka w skali biograficznej ma, po pierwsze, pewne fazy. Pierwszą fazą jest integracja okresu dzieciństwa, to jest mniej więcej do 14. roku życia, potem mamy dezintegrację okresu dojrzewania w okresie od 14. do 21. roku życia (u wielu ludzi, zwłaszcza w jakichś schyłkowych fazach cywilizacji, ta faza dezintegracji może się przeciągnąć jeszcze długo poza 21. rok życia). Pomiędzy 21. a 42. rokiem życia, czasami później, możemy osiągnąć pewne apogeum życiowe, zenit, tzn. integrację na nowym poziomie, po dezintegracji z czasu dojrzewania. Ale potem, gdzieś między 42. a 49. rokiem życia, a czasami później, pojawia się kolejna faza dezintegracji; jest to faza klimakteryjna, która dotyczy nie tyle biologii, co bardziej naszej psychiki. Tu jakby zaczynamy powoli umierać. I tu znowu kolejna faza staje przed człowiekiem, a właściwie to on staje na pewnym rozdrożu. Jedna droga na tym rozdrożu prowadzi w dół, po prostu ludzie się starzeją, kostnieją, ulegają procesowi sklerotyzacji fizycznej i umysłowej, a także psychicznej, umierają i po prostu schodzą do grobu. Natomiast – znowu dla nielicznych -istnieje możliwość dokonania, nawet w późnym wieku, reintegracji na jeszcze wyższym poziomie, tzn. po tej „śmierci” okresu klimakterium możemy się odrodzić i w śmierć właściwą wkroczyć już jako nowi ludzie. Śmierć nie będzie wówczas dla nas końcem, tylko początkiem czegoś zupełnie nowego – życia pośmiertnego. Przypomina to jeden z moich tekstów, mówiący o Pewnym przypadku autopsychoterapii, żeby pokazać precyzyjnie proces przemiany sfery popędowej w sferę duchową. Oprę się także na jungowskim pojęciu świadomego procesu indywiduacji, jak i na steinerowskiej koncepcji przejścia od przygotowania poprzez oświecenie do wtajemniczenia.
W uzupełnieniu tego, co powiedziałem przed chwilą, zastanówmy się jeszcze przez moment, co mieści się w tematyce inicjacji: nad kwestią życia i śmierci. Słowo inicjacja oznacza rozpoczęcie czegoś nowego, nowy początek, wprowadzenie w coś, a więc w tym sensie na każdym etapie życia otrzymujemy inicjację w etap nowy. Jeszcze raz przypomnę, że są to etapy od 0. do 7. roku życia – księżycowy, od 7. do 14. – hermesowy, od 14. do 21. – afrodytyczny, od 21. do 42. – słoneczny; potem, jak wiemy, następują jeszcze etapy: aresowy, zeusowy i wreszcie kronosowy. Oczywiście bywa, że ludzie żyją dłużej, zwłaszcza w naszych czasach, przecież przekroczenie 100. roku życia nie jest w tej chwili czymś bardzo rzadkim, w związku z czym trzeba brać pod uwagę te okresy pozostające pod wpływem kolejnych planet: Urana, Neptuna i wreszcie Plutona. To jest osobny problem, jak się zdaje, do tej pory jeszcze nierozstrzygnięty, co by to mogło znaczyć w sensie rozwojowym. Ale zostańmy przy klasycznym układzie, który kończy się normalnie na 63. roku życia, na okresie kronosowym czy saturnowym. Tu mamy do czynienia z owym rytmem integracji, dezintegracji i reintegracji, z tym, że z chwilą zgonu ważne jest nie tylko życie przed śmiercią, lecz także życie po śmierci. Wiemy, że w naszych czasach pojawiło się niesłychanie bogate zjawisko obejmujące coraz większą ilość ludzi, mianowicie zjawisko doświadczeń bliskości śmierci. Najczęściej dochodzi do niego przez śmierć kliniczną, ale nie tylko. Bardzo często dochodzi do niego poza szpitalami, kiedy jesteśmy bardzo intensywnie konfrontowani ze śmiercią, ale w sposób świadomy, tzn. nie tylko zostajemy np. zabijani, ale też mamy możność „zajrzeć” za drugą stronę kurtyny i wrócić do świata żywych po tej jej stronie. Po śmierci pierwsze trzy dni i trzy noce to oddzielanie się ciała eterycznego, tzn. naszej pamięci. Nasza pamięć szczegółowa, z całego minionego życia, ukazuje się jako rodzaj panoramy, którą możemy obejrzeć, i w tym czasie dokonujemy przeglądu naszego życia. W tym też czasie dokonuje się pewnego rodzaju „sąd ostateczny”, ale w nim sędziami jesteśmy my sami. Istota Świetlana, która się pojawia wielu ludziom – na Zachodzie jest na ogół pojmowana jako Chrystus, na Wschodzie np. jako Budda – ukazuje nam nasze minione życie i właściwie zadaje nam tylko dwa pytania: Czy kochałeś? Jak bardzo kochałeś? Co poznałeś? Ile poznałeś? Krótko mówiąc, pytania płyną jakby ze wspólnej korony Drzewa Życia i Drzewa Poznania. Potem następuje okres, który w czasie ziemskim odpowiada jednej trzeciej naszego życia (tzn. że człowiek 60-letni ma w naszym odczuciu ziemskim 20 lat pobytu w świecie astralnym, czyli w czyśćcu). W tym czasie człowiek z jednej strony doznaje tego wszystkiego, co wyrządził innym ludziom, doznaje więc wiele cierpień, i w sensie psychicznym „wypala” swoje przywiązania ziemskie. Nie te, do których był w pełni uprawniony, jak na przykład głód, ale już np. apetyt. Wszystko to, co trzymało go w świecie fizycznym, po latach pobytu w świecie astralnym człowiek usuwa ze swej duszy i dopiero oczyszczony może wstąpić do świata duchowego, w języku religii mówimy: do nieba. Oczywiście są tacy, którzy do nieba wstępować nie chcą, w związku z tym tego nie robią – inkarnują się bardzo szybko ponownie – to są na ogół materialiści, natomiast ludzie, którzy mieli jakikolwiek związek ze światem duchowym, ezoteryczny czy szeroko pojęty religijny, znajdują się w świecie duchowym i tam, z ekstraktami ciał: fizycznego, eterycznego i astralnego, wraz ze swoim aniołem opiekuńczym i innymi istotami duchowymi przygotowują swoje następne wcielenie. Albowiem z każdego ze swych członów człowiek pobiera ekstrakty i ekstrakty te są w rodzaju matrycy, na której budowane są ciała w następnym wcieleniu – duchowość ludzka, psychika ludzka, ciało astralne, ciało eteryczne i ciało fizyczne, i wtedy następują ponowne narodziny. Człowiek proporcjonalnie do swojego bilansu karmicznego może wybrać sobie epokę, rodziców, kraj, narodowość, swe przyszłe losy; wiedzę o swoim przyszłym życiu otrzymuje bezpośrednio przed wcieleniem. Tyle na razie ogólnie o życiu człowieka po śmierci w uzupełnieniu procesu inicjacji.
przeczytaj wiecej w piśmie Gnosis: