Związki karmiczne – Platon
Rudolf Steiner, GA 238, Związki karmiczne – Tom 4, Dornach, 23 września 1924 r.
(…) Jakiś czas temu mówiłem już w tym miejscu o młodym artyście, który dorastał jeszcze za życia Platona, nie dokładnie w Platońskiej Szkole Filozofów, ale pod jego wpływem. Rzeczywiście, wspomniałem o tym już wiele lat temu. Po przejściu przez inne wcielenia w międzyczasie ta indywidualność odrodziła się, nie z filozofii platońskiej, ale z ducha platońskiego. Odrodził się jako Goethe, przekształciwszy karmicznie w regionie Jowisza to, co przyszło do niego z poprzednich wcieleń, a zwłaszcza z tego, w którym przyjmował strumień platoński, tak że stało się to rodzajem mądrości, która rzeczywiście przenika całą treść dzieła Goethego.
W ten sposób możemy, jak sądzę, skierować nasz wzrok na szlachetną i czystą relację między Platonem a tym – nie powiem „uczniem” – ale naśladowcą Platona. Jak już powiedziałem, w tym greckim wcieleniu nie był on filozofem, lecz artystą. Niemniej jednak oko Platona zwróciło się na niego i dostrzegło nieskończoną obietnicę, która tkwiła w tym młodzieńcu.
Teraz Platonowi było naprawdę trudno przenieść przez następne epoki, przez świat nadzmysłowy, to, co nosił w duszy w swoim platońskim wcieleniu. Było to dla niego bardzo trudne. Bo choć tu i ówdzie platonizm rozbłysnął, to jednak, gdy sam Platon patrzył z góry na platonizm, który rozwijał się tu, na ziemi, był on dla niego tylko szczytem, często straszliwym zakłóceniem w jego nadzmysłowym życiu duszy i ducha.
Nie chcę przez to powiedzieć, że to, co przetrwało jako platonizm, należało potępić lub poddać surowej krytyce. Nie trzeba dodawać, że dusza Platona przenosiła żywo w następne epoki kawałek po kawałku, coraz bardziej i bardziej to, co w niej tkwiło. Przede wszystkim Platon, Platon, który był wciąż zjednoczony z misteriami starożytności, o którym powiedziałem, że jego nauka o ideach zawierała pewien starożytny impuls perski – Platon napotkał największą trudność w wejściu w nowe wcielenie.
Kiedy już rozgrzeszył czas między śmiercią a nowymi narodzinami – a w tym przypadku był to dość długi okres – miał wielkie trudności z wejściem w epokę chrześcijańską, w którą przecież musiał wejść. Tak więc, chociaż w sensie, który właśnie wyjaśniłem, możemy opisać Platona jako prekursora chrześcijaństwa, to jednak całe ukierunkowanie jego duszy było takie, że gdy był gotowy do ponownego zejścia na ziemię, miał niezwykłą trudność w znalezieniu organizmu cielesnego, w który mógłby wcielić swoje dawne impulsy w taki sposób, aby teraz mogły się one ujawnić z chrześcijańskim zabarwieniem.
Ponadto Platon był Grekiem. Był Grekiem na wskroś, z tymi wszystkimi orientalnymi impulsami, które Grecy jeszcze mieli, a których Rzymianie w ogóle nie mieli. Platon był w pewnym sensie duszą, która przeniosła filozofię do wyższej sfery poetyckiej. Dialogi Platona” są dziełami sztuki. Wszędzie jest żywa dusza, wszędzie jest platońska miłość, którą należy rozumieć tylko w prawdziwym znaczeniu, a która świadczy także o jej orientalnym pochodzeniu.
Platon był Grekiem, ale cywilizacja, w której tylko on mógł się wcielić, teraz, gdy dojrzał do wcielenia, gdy dojrzał do świata nadzmysłowego – była to cywilizacja rzymska i chrześcijańska.
Mimo to, jeśli mogę tak powiedzieć, musiał się zanurzyć. I aby stłumić wewnętrzne czynniki sprzeciwu, musi zebrać wszystkie swoje siły. W istocie Platona leżało bowiem odrzucenie prozaicznego, rzeczowego i legalistycznego pierwiastka rzymskiego, a nawet odrzucenie wszystkiego, co rzymskie.
Jego natura miała też pewne trudności z przyjęciem chrześcijaństwa, ponieważ on sam reprezentował w pewnym sensie najwyższy punkt przedchrześcijańskiej koncepcji świata. Co więcej, nawet fakty zewnętrzne ujawniły, że prawdziwa istota Platona nie mogła łatwo zanurzyć się w pierwiastku chrześcijańskim. Czym bowiem był ten, który zanurzył się w chrześcijaństwie w tym sensie, w jakim jest świat. Był to neoplatonizm, ale był on czymś zupełnie innym niż prawdziwy platonizm.
Pamiętamy, jak rozwijała się jakaś platonizująca gnoza i tym podobne, ale nie było żadnej realnej możliwości przejęcia do chrześcijaństwa bezpośredniej istoty Platona. Tak więc samemu Platonowi, z całej aktywności, którą nosił w sobie jako Platon – byt i której rezultaty musiał teraz przynieść ze sobą w świat, trudno było w jakikolwiek sposób zanurzyć się w dół. Musiał niejako zredukować całą tę aktywność.
I tak się stało, że w X wieku, w średniowieczu, wcielił się ponownie w zakonnicę Hroswitę – Hroswitę, tę zapomnianą, ale wielką osobowość X wieku, która rzeczywiście przyjęła chrześcijaństwo w prawdziwie platońskim sensie i która przeniosła do środkowoeuropejskiej natury bardzo, bardzo wiele z Platona.
Należała ona do klasztoru w Gandersheim w Brunszwiku i wniosła w naturę środkowoeuropejską nieskończenie wiele z platonizmu. Prawdę mówiąc, w tamtych czasach było to możliwe tylko dla kobiety. Gdyby istota Platona nie pojawiła się z kobiecym charakterem i zabarwieniem, nie mogłaby w tamtych czasach przyjąć do siebie chrześcijaństwa. Ale również element rzymski był silny w całej ówczesnej kulturze, która musiała zostać przyjęta. Z konieczności, jeśli mogę to tak ująć, musiał on zostać przyjęty. I tak widzimy, jak mniszka Hroswita ewoluuje w niezwykłą osobowość, jaką była, pisząc łacińskie dramaty w stylu rzymskiego poety Terencjusza, dramaty o niezwykłym znaczeniu.
Widzicie, przerażająco łatwo jest przeinaczać Platona, gdy tylko się do niego zbliży. Często opisywałem, jak Friedrich Hebbel robił notatki do sztuki – nigdy nie wyszła ona poza plan – Friedrich Hebbel robił notatki do sztuki, w której w humorystyczny sposób potraktowałby następujący temat. – Platon wcielony na nowo siedzi w ławkach gimnazjalnych. – Zwykła poetycka fantazja, nie trzeba dodawać, ale taki był zamysł Hebbla. – Platon wciela się ponownie w postać ucznia, podczas gdy nauczyciel przeprowadza go przez dialogi platońskie, a sam Platon, wcielony ponownie, otrzymuje najgorszą krytykę dotyczącą interpretacji dialogów platońskich.
Te rzeczy Hebbel zanotował jako temat sztuki, której nigdy nie opracował. Niemniej jednak pokazuje on, jest to jakby wróżenie z fusów, jak łatwo jest źle zrozumieć Platona. Jest to cecha, która mnie szczególnie zainteresowała w śledzeniu nurtu Platona. To właśnie nieporozumienie jest bowiem niezwykle pouczające w odnajdywaniu właściwych dróg dalszego życia i postępu platońskiej indywidualności.
Jest to rzeczywiście bardzo interesujące. Pewien niemiecki filozof (nie pamiętam jego nazwiska, był to jakiś Schmidt albo Müller), który z całą swoją uczonością „dowodził”, że zakonnica Hroswita nie napisała ani jednej sztuki, że nic jej się nie należy, że wszystko to zostało sfałszowane przez jakiegoś doradcę cesarza Maksymiliana. Wszystkie te dowody są oczywiście nonsensowne, ale tak właśnie jest. Platon nie może uniknąć niezrozumienia.
I tak oto widzimy, jak w osobowości mniszki Hroswity z X wieku rodzi się prawdziwie chrześcijańska i platońska duchowa istotowość połączona ze środkowoeuropejskim – germańskim duchem. W tej kobiecie żyła niejako cała kultura tamtych czasów. Była to rzeczywiście zadziwiająca osobowość. Ona też, między innymi, uczestniczyła w tych nadprzyrodzonych przemianach, o których mówiłem. Mam na myśli przejście nauczycieli z Chartres do świata duchowego, zejście tych, którzy byli wówczas arystotelikami, oraz dyscyplinę Michaela.
Ale ona uczestniczyła w tych wszystkich rzeczach w sposób bardzo szczególny. Można powiedzieć: oto męski duch Platona i żeński duch mniszki Hroswity zmagały się ze sobą, ponieważ oba miały swoje skutki dla duchowej Indywidualności. Gdyby jedno wcielenie nie miało żadnego znaczenia, jak to zwykle bywa, takie wewnętrzne zmagania nie mogłyby mieć później miejsca. Ale w tej indywidualności miało to miejsce i rzeczywiście trwało przez cały następny czas.
W końcu widzimy, że indywidualność dojrzała do tego, by w XIX wieku ponownie powrócić na ziemię. Stał się on indywidualnością tego samego rodzaju, który opisałem powyżej jako przypadek hipotetyczny. Cała duchowość Platona jest bowiem powstrzymywana, zwija się i kurczy w obliczu intelektualności XIX wieku, do której nie chce się zbliżyć.
A żeby ułatwić ten proces, w tę samą duszę została zaszczepiona kobieca zdolność mniszki Hroswity. Tak więc, gdy dusza pojawia się na scenie, wszystko, co otrzymała od swojego wcielenia jako kobieta, tak wspaniała i promienna jak ona, tym łatwiej odpiera nowoczesny intelektualizm wszędzie tam, gdzie nie był on lubiany.
W ten sposób w XIX wieku indywidualność staje na ziemi na nowo. Wrasta w intelektualność XIX wieku i pozwala jej zbliżyć się do siebie tylko do pewnego stopnia, zewnętrznie, podczas gdy wewnętrznie nieustannie się od niej odsuwa. Platonizm pojawia się w jego świadomości nie w sposób intelektualistyczny, ponieważ ciągle, gdzie tylko może, mówi o tym, jak Idee żyją we wszystkich rzeczach.
Życie Idei stało się dla tej osobowości czymś absolutnie oczywistym. Jednak jego ciało było takie, że ciągle odnosiło się następujące wrażenie: głowa po prostu nie jest w stanie wyrazić tego całego platonizmu, który chce się w nim ujawnić. Ale z drugiej strony może w nim w piękny sposób, a nawet w chwalebny sposób, wypłynąć to, co kryje się za słowem „miłość platońska”.
Co więcej, już w młodości osobowość ta miała coś w rodzaju snu – intuicję, jak Europa Środkowa nie może i nie może być prawdziwie rzymska. W istocie bowiem sam żył jako mniszka Hroswita. Tak więc w młodości przedstawiał Europę Środkową jako nowoczesną Grecję. Widać tu wyraźnie jego platonizm. A bardziej surowy region, który stał naprzeciwko starożytnej Grecji, czyli Macedonię, przedstawiał jako obecny Wschód Europy.
W tej osobowości żyły dziwne marzenia, marzenia, z których można było wyczytać – i to było bardzo interesujące – jak chciał on sobie wyobrazić nowoczesny świat, w którym sam żył, jak Grecja i Macedonia. Raz po raz, zwłaszcza w młodości, pojawiał się impuls, aby wyobrazić sobie współczesny świat – Europę na wielką skalę – jako Grecję i Macedonię w powiększeniu.
Osobowość, o której mówię, to nikt inny jak Karl Julius Schröer. Z pomocą tego wszystkiego, co teraz zebrałem, wystarczy sięgnąć do pism Karla Juliusa Schröera. Od samego początku wypowiada się on w sposób na wskroś platoński. Ale to takie dziwne: z czymś w rodzaju kobiecej kokieterii, można by rzec, dba o to, by nie wchodzić w intelektualizm tam, gdzie nie ma z niego pożytku.
Kiedy mówił o Novalisie, Schröer często lubił powtarzać: Novalis – to duch, którego nie można zrozumieć w tym nowoczesnym intelektualizmie, który wie tylko, że dwa razy dwa jest cztery.
Karl Julius Schröer napisał historię poezji niemieckiej w XIX wieku. W tej historii, gdziekolwiek można podejść do rzeczy z platońskim uczuciem, jest to bardzo dobre, ale gdziekolwiek wymaga się intelektualizmu, nagle jakby wiersze zapadały się w nicość. On nie jest ani trochę podobny do profesora. Pisze wiele stron o tych, których zwykłe historie literatury przemilczają, a o sławnych pisze czasem tylko kilka zdań.
[ W tym miejscu jest luka w stenogramie. Według niektórych uczestników tego wykładu Rudolf Steiner mówił o Christianie Oeserze, ojcu Karola Juliusza Schröera, jako o reinkarnacji Sokratesa.]
Kiedy ta historia literatury została po raz pierwszy opublikowana, jakże literaturoznawcy załamywali ręce! Jednym z najwybitniejszych z nich był wówczas Emil Kuh, który oświadczył: ta historia literatury wcale nie jest napisana przez głowę, ona po prostu wypłynęła z nadgarstka.
Karl Julius Schröer również opublikował wydanie „Fausta”. Pewien profesor w Grazu – z resztą bardzo dobry człowiek – napisał tak okropną recenzję, że chyba nie mniej niż dziesięć pojedynków toczyło się między studentami w Grazu za i przeciw Schröerowi.
(…) Ale kiedy przebrnie się przez wszystkie jego dzieła, aż do najpiękniejszej małej książeczki „Goethe und die Liebe”, bo tam naprawdę znajdzie się to, co można powiedzieć bez intelektualizmu o platońskiej miłości w bezpośrednim i realnym życiu. Styl i ton tej małej książeczki daje nam coś niezwykłego. Dotarło to do mnie pięknie przy pewnej okazji, kiedy dyskutowałem o tej książce z siostrą Schröera. Ona nazwała ten styl „völlig süss vor Reife”, w pełni słodki aż do dojrzałości – ładne określenie. I rzeczywiście tak jest.
(…) A jednak ta platońska duchowość, odpychająca intelektualizm, ta platońska duchowość, która nie chciała wejść w to ciało, wywarła jednocześnie dość osobliwe i silne wrażenie, bo widząc Schröera, miało się wyraźne wrażenie: ta dusza nie do końca jest w ciele. A potem, kiedy Schröer dorastał, można było zobaczyć, jak dusza, nie będąc naprawdę chętna do wejścia w ówczesne ciało, stopniowo wycofywała się z niego.
Najpierw palce nabrzmiały i zgrubiały. Potem dusza wycofywała się coraz bardziej i jak wiemy, Schröer skończył ze słabością umysłu na starość. Pewne cechy Schröera, nie całą jego osobowość, ale pewne cechy, przejąłem do mojej postaci Capesiusa, profesora Capesiusa, w sztukach tajemnych.
Mamy tu rzeczywiście godny uwagi przykład tego, że duchowe prądy starożytności mogą być przeniesione do współczesności tylko pod pewnymi warunkami. Można też powiedzieć, że u Schröera odtrącenie od intelektualizmu objawiło się w sposób charakterystyczny. Gdyby osiągnął intelektualność, gdyby potrafił ją zjednoczyć z duchowością Platona, sama antropozofia byłaby tam obecna.
I tak widzimy w jego karmie, jak jego ojcowska miłość do ucznia Goethego, jeśli mogę tak to określić, ulega przekształceniu. Powstała ona w sposób, o którym wam mówiłem, ponieważ w tamtych dawnych czasach Platon rzeczywiście kochał go po ojcowsku. Widzimy, jak ta miłość ulega karmicznemu przeobrażeniu: Schröer staje się gorącym wielbicielem Goethego. W ten sposób wyłania się ona raz jeszcze… Powiedział: Goethe nieustannie nawiedza moją duszę. Zawsze miała ona ten osobisty charakter, który był rzeczywiście karmicznie predestynowany, jak to teraz zaznaczyłem.
(…) Tak więc w prawie zapomnianej postaci Schröera widzimy, jak Goetheanizm zatrzymał się przed progiem intelektualizmu, który przekształcił się w duchowość. I jeśli mogę się tak wyrazić, to naprawdę nie można było zrobić nic innego, po tym jak Schröer pobudził nas do działania, niż przenieść Goetheanizm do Antropozofii. Nie można było obrać innej drogi. I wciąż na nowo ten głęboko poruszający obraz (bo taki był dla mnie) stawał przed oczyma mojej duszy: Schröer niosący starożytną duchowość Goethego, posuwający się w niej aż do granic intelektualności. I zrozumiałem, jak Goethego trzeba na nowo uchwycić za pomocą nowoczesnego intelektualizmu, podnosząc go do dziedziny duchowej.
Tylko tak bowiem można go w pełni zrozumieć. Obraz ten jednak w żaden sposób nie ułatwiał mi sprawy. Ponieważ to, czym był Schröer, nie mogło być bezpośrednio i w pełni przyjęte, w dążeniach mojej duszy ciągle mieszał się pewien element sprzeciwu wobec Schröera.
I tak na przykład, kiedy na Politechnice Wiedeńskiej Schröer prowadził zajęcia praktyczne z wykładania i pisania esejów, pewnego razu przedstawiłem dość zniekształconą interpretację Mefista tylko po to, aby obalić mojego instruktora Schröera, z którym wtedy nie byłem jeszcze w tak zażyłych i przyjaznych stosunkach. Rzeczywiście, budził się we mnie pewien sprzeciw.
Ale jak już powiedziałem, co innego można było zrobić, niż zlikwidować ten zator, który nastąpił, i przenieść Goetheanizm naprawdę dalej do Antropozofii. W ten sposób widzicie, jak historia świata naprawdę toczy się swoim torem. Biegnie ona bowiem w taki sposób, że możemy uznać: cokolwiek posiadamy w dzisiejszych czasach, powstaje z wielkimi przeszkodami i trudnościami. Ale z drugiej strony jest to dobrze przygotowane.
Przeczytajcie wspaniałe hymniczne opisy kobiecości w pismach Karla Juliusa Schröera. Przeczytaj piękny esej, który napisał jako dodatek do swojej „Historii literatury”, do swojej „Historii poezji niemieckiej w XIX wieku”. Przeczytajcie jego esej o Goethem i jego stosunku do kobiet. Jeśli weźmiecie to wszystko razem, powiecie sobie: rzeczywiście żyje tu coś z poczucia wartości i charakteru kobiecości, co jest echem tego, czym żyła mniszka Hroswita jako swoją własną istotą.
Te dwa poprzednie wcielenia wspaniale harmonizują i wibrują razem w życiu Schröer, do tego stopnia, że zerwanie tej nici stało się rzeczywiście głęboko poruszającą tragedią. A jednak w Schröerze, jak w każdym innym człowieku, wkracza pod koniec XIX wieku świat faktów duchowych, niezmiernie pouczających w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie: Jak wnieść duchowość w życie współczesności?