Torin M. Finser – szkoła jest podróżą
W szkole waldorfskiej opisanej przez Finsera pielęgnuje się naturalną ciekawość dziecka i jego tendencję do odkrywania i poszukiwania prawdy. Uczeń zaś może w pełni rozwinąć cudowną, na wskroś naturalną cechę ludzkiego umysłu i duszy, a mianowicie: kreatywność, zdolność do twórczego myślenia i zdolność do tworzenia nowego.
Gdybym miała opisać szkołę moich marzeń – marzeń ucznia i marzeń nauczyciela – napisałabym dokładnie to samo, co Finser, może inne byłyby nazwy i imiona bohaterów, ale jego książka, to moja książka i jestem niezwykle dumna, że obdarzono mnie tak wielkim zaufaniem i pozwolono być tłumaczem tej cudownej publikacji. To trochę tak, jakbym była jej autorem…
Czytelniku, uwierz mi – nie tłumaczyłam bajki, tłumaczyłam w zasadzie powieść autobiograficzną. Proszę więc wsiądź na pokład statku kapitana Finsera, poznaj jego załogę i popłyń w krainę marzeń, które stają się rzeczywistością dzięki twórczej sile ludzkiego serca i umysłu, a nade wszystko dzięki niezwykle sprawczej sile miłości do drugiego człowieka. Tytuł skierowany przede wszystkim dla rodziców i pedagogów.
Przedmowa tłumacza
Istnieją trzy zasady nauki, dzięki którym ludzkie życie rozkwita…:
1. Istoty ludzkie w naturalny sposób różnią się od siebie.
2. Ciekawość to siła napędowa wszelkiego sukcesu.
3. Życie ludzkie z natury swej jest twórcze.
Sir Ken Robinson, 2013
Drogi Czytelniku,
Kiedy kilka miesięcy temu odwiedziłam wspaniałą Szkołę Waldorfską w Krakowie przy ulicy Zawiłej i od razu wiedziałam, że to miejsce wibruje na mojej częstotliwości, że wypełnia je ludzka dobroć i życzliwość, a celem jego istnienia jest stworzenie człowieka, nie zaś produktu edukacyjnego, jak ma to miejsce w tradycyjnych szkołach. Zobaczyłam tam obraz szkoły, jaki od urodzenia noszę w sercu – szkoły, w której głównym środkiem dydaktycznym jest miłość do drugiego człowieka. Z takiej pedagogiki serca kiełkuje, a potem wyrasta człowiek, który czuje i myśli…, naprawdę czuje i naprawdę myśli. Wyszłam stamtąd z książką w ręku. Wróć… wyszłam z tej szkoły z niezwykłą książką w ręku i z intelektualnym zadaniem jej przetłumaczenia z języka angielskiego. Jeszcze zanim włożyłam kluczyki do stacyjki samochodu, przyjrzałam się jeszcze raz tytułowi i przeczytałam pierwsza stronę. Zamknęłam książkę i z przymkniętymi powiekami potrzymałam ją chwilę w dłoniach, czując jej niezwykłą energię rozgrzewającą mi dłonie w ów jesienny chłodny dzień. „Szkoła jest podróżą”… Torin Finser, wybitny nauczyciel i wychowawca w amerykańskiej szkole waldorfskiej tak zatytułował swoje wspomnienia z ośmioletniej pracy z grupą uczniów. Jaki cudowny pomysł! Wspaniały pomysł, by jeden główny nauczyciel był kapitanem statku zwanego klasą, kierując przez odmęty oceanu wiedzy i mądrości (a to nie to samo…) tę samą załogę uczniów. Taka szkoła śniła mi się od dzieciństwa i choć miałam szczęście spotkać na swojej ścieżce edukacyjnej wielu cudownych nauczycieli, systemu nauczania samego w sobie jakoś tak z natury nie odbierałam jako naturalny. Pierwsza rzecz: przymus – nigdy nie jawił mi się jako rzecz wpisana w ludzkie geny czyli zgodna z naturą człowieka i druga: wszyscy traktowani byli jednako i oceniani według znormalizowanych kryteriów mimo dostrzeganych nawet „gołym okiem” (i to na pierwszy jego rzut) różnic i odrębności talentów. Gdzieś w głębi duszy czułam brak równowagi pomiędzy tym, co można poddać normalizacji, a tym co unikalnie i przepięknie indywidualne. Cóż… zawsze jednak szukałam wiedzy i mądrości nie tylko w szkolnych podręcznikach i wykładach, ale również, a może przede wszystkim poza nimi: w książkach, działach sztuki, w muzyce, a nade wszystko w drugim człowieku, który stanowi najcenniejszą skarbnicę wiedzy. I do dziś płynę statkiem mojej własnej edukacji wciąż ciekawa świata i ludzi, podejmuję się nowych wyzwań, by spojrzeć na siebie za lat ileś w lustro i powiedzieć: „oto człowiek”… Póki co jestem wiecznym uczniem, ale też od ponad dwudziestu lat pracuję jako wykładowca akademicki, nauczyciel licealny i tłumacz. Na kartkach wspomnień Finsera znalazłam potwierdzenie swojej postawy nauczycielskiej: uczyć dzieci z miłością i miłości – tego najbardziej potrzebuje indywidualny człowiek i cały świat, z którym stanowi jedność. Osobiście miałam szczęście wiele lat pracować w liceum społecznym – to też inna bajka niż szkoła systemowa. Uczyłam wg własnych zasad, uczyłam czuć i myśleć, i choć dalekie to było od zaleceń „podstawy programowej”, to wyniki matur sięgały najwyższych staninów. Moje lekcje, choć wówczas nie znałam pedagogiki waldorfskiej, bardzo przypominały lekcje autora książki „Szkoła jest podróżą”, a tłumaczenie jego wspomnień, stanowiących jednocześnie wspaniałą mapę nawigacyjną dla nauczyciela, utwierdziło mnie, że stosując pedagogikę serca w swojej pracy, postępowałam właściwie. Dziś spotykam swoich pierwszych uczniów sprzed dwudziestu lat i widzę … ludzi, prawdziwych ludzi. Książka Finsera potwierdza moje głębokie przekonanie, iż dzieci uczą się najlepiej, jeśli poznają szerokie spektrum zagadnienia, widząc logiczne powiązania i wiele elementów układanki naraz. Uczenie odrębnych nieskorelowanych ze sobą przedmiotów w szkołach tradycyjnych przypomina mi układanie puzzli, które rozłożono po różnych pomieszczeniach i trzeba je złożyć w pełną układankę, otrzymując do ręki po jednym puzzlu. To trochę przypomina mi „widzenie tunelowe”, ale na tym opiera się w większości system szkolnictwa. Finser opisuje szkołę uczącą układania obrazu z puzzli rozłożonych na jednym stole i to uczeń (zgodnie ze swoim talentem i kreatywnością) decyduje o kolejności układania puzzli, a nauczyciel funkcjonuje jako przewodnik, a przede wszystkim życzliwy przyjaciel. W szkole waldorfskiej opisanej przez Finsera pielęgnuje się naturalną ciekawość dziecka i tendencję jego mózgu do odkrywania i poszukiwania prawdy. Uczeń zaś może w pełni rozwinąć cudowną, na wskroś naturalną cechę ludzkiego umysłu i duszy, a mianowicie: kreatywność, zdolność do twórczego myślenia i zdolność do tworzenia nowego.
Podsumowując powiem bezwstydnie, że gdybym miała opisać szkołę moich marzeń – marzeń ucznia i marzeń nauczyciela – napisałabym dokładnie to samo, co Finser, może inne byłyby nazwy i imiona bohaterów, ale jego książka, to moja książka i jestem niezwykle dumna, że obdarzono mnie tak wielkim zaufaniem i pozwolono być tłumaczem tej cudownej publikacji. To trochę tak, jakbym była jej autorem…
Czytelniku, uwierz mi – nie tłumaczyłam bajki, tłumaczyłam w zasadzie powieść autobiograficzną. Proszę więc wsiądź na pokład statku kapitana Finsera, poznaj jego załogę i popłyń w krainę marzeń, które stają się rzeczywistością dzięki twórczej sile ludzkiego serca i umysłu, a nade wszystko dzięki niezwykle sprawczej sile miłości do drugiego człowieka.
Małgorzata Makowska-Brzychczyk
Jeśli czytali Państwo tę ksiażkę, to zachęcamy do podzielenia się Waszymi odczuciami i przemyśleniami, oraz dyskusji w sekcji komentarzy na dole strony.
Jeśli nie, to zachęcamy do jej zakupu na stronie wydawnictwa Arche: