Arymaniczne zwodzenie
Arymaniczne zwodzenie, Der Innere Aspekt des sozialen Rätsels; Luziferische Vergangenheit, Ahrimanische Zukunft, Rudolf Steiner, GA 193, Zurych, 27.10.1919, Intermediarius: B.S.
Gdy w dobie współczesnej mówi się o najważniejszych kwestiach naszych czasów do większej publiczności, wówczas jest się w różnym położeniu zależnie od tego, czy nic się nie wie o głębszych siłach działających w historycznym rozwoju świata – innymi słowy: o nauce inicjacyjnej – czy też coś się o tym wie. Stosunkowo łatwo jest dziś mówić o aktualnych sprawach, wychodząc od wszelkiego rodzaju zewnętrznych wyników poznawczych, które uznaje się za naukowe, praktyczne itp. Nadzwyczaj trudno jest jednak mówić o tych sprawach w obecnych czasach, gdy zna się naukę wywodzącą się z inicjacji, z której pochodzi wszystko, o czym powinniśmy rozmawiać właśnie w takich miejscach, jak to, gdzie się dziś znów zebraliśmy. Ten bowiem, kto o aktualnych sprawach mówi z punktu widzenia nauki inicjacyjnej, wie, że w większej części ma przeciwko sobie nie tylko subiektywne przypadkowe mniemania ludzi, do których mówi, lecz wie także, że dzisiaj duża część ludzkości od tej czy od innej strony owładnięta jest już przez bardzo silne i stające się jeszcze silniejszymi arymaniczne siły istoty świata. To, co chcę państwu tym samym powiedzieć, mogę zaiste wyrazić, tylko przedstawiając państwu pewnego rodzaju historyczny rzut oka na większy ludzki okres czasu.
Z różnych rozważań, które tu prowadziliśmy, które znajdziecie również spisane w różnych z moich cyklów wykładów, wiecie państwo, że początek okresu, w którym, jak czujemy, jesteśmy jako ludzie współcześni, musimy umieścić w połowie 15. wieku. Ów okres, który zaczął się w połowie XV wieku i na którego początku w gruncie rzeczy nadal się znajdujemy, określaliśmy zawsze jako piąty okres poatlantycki, który nastąpił po innym, po okresie grecko-rzymskim, liczonym od połowy 8. wieku p.n.e. do 15. wieku. A potem dochodzimy wstecz do okresu egipsko-chaldejskiego. Zasygnalizowałem to tylko, abyście państwo przypomnieli sobie, jak w całym ludzkim rozwoju umiejscawiamy okres, w którym mamy poczucie bycia jako ludzie współcześni. Otóż, wiedzą państwo, że gdy upłynęła pierwsza 1/3 okresu grecko-rzymskiego, miało miejsce Misterium Golgoty. Z najróżniejszych punktów widzenia charakteryzowaliśmy to, co właściwie zdarzyło się za sprawą Misterium Golgoty dla rozwoju ludzkości, ba, dla całego rozwoju Ziemi. Dziś chcemy przedstawić w tym szerszym historycznym kontekście niektóre z rzeczy mających dla ludzkości związek z owym Misterium Golgoty.
W tym celu spójrzmy w dużo dawniejsze czasy, powiedzmy czasy mniej więcej na początku 3. tysiąclecia p.n.e. Wiecie państwo, jak niewiele spośród zewnętrznych przekazów historycznych mówi o tym wczesnym rozwoju rodu ludzkiego na Ziemi. Wiecie również, że zewnętrzne dokumenty wskazują na Orient, na Azję. I z rozmaitych antropozoficznych rozważań wiecie, że im dalej cofamy się w przeszłość rozwoju ludzkości, tym bardziej dochodzimy do coraz bardziej odmiennych konstytucji duszy tej ludzkości i że u podstaw całego rozwoju ludzkości mamy poniekąd coś w rodzaju dawnej pramądrości. Wiecie, że istniały przekazy, przechowywane w węższych kręgach tajemnych aż do wieku XIX, że ponadto przekazy te są w większej części mało wierne, ale że w pewnym sensie były przechowywane aż do naszych czasów – przekazy prastarej mądrości ludzkości. Gdy człowiek poznaje dziś to czy tamto z owej dawnej pramądrości ludzkości, zdumiewają głębie rzeczywistości, na które wskazują owe dawne zapisy pramądrości. Z rozważań prowadzonych w ciągu minionych lat będą jednak państwo wiedzieć, że tym szeroko rozprzestrzenionym w dawnych czasach naukom mądrościowym zawsze należało przeciwstawić innego rodzaju pojmowanie życia i świata przez dawny naród hebrajski, naród żydowski, mające zupełnie inny charakter. Z pewną słusznością ma się zatem prawo określić szeroko rozpowszechnione pradawne nauki mądrościowe jako element pogański i przeciwstawić mu element hebrajski, element żydowski. Z zewnętrznych przekazów i pism wiecie już państwo, że potem z tego elementu żydowskiego wyszedł element chrześcijański.
Otóż, już z tych zewnętrznych faktów możecie państwo wywnioskować coś, na co, proszę, abyście zwrócili dzisiaj uwagę: w rozwoju ludzkości konieczne stało się przeciwstawienie dawnemu elementowi pogańskiemu i jego pramądrości elementu żydowskiego, z którego potem rozwinęło się chrześcijaństwo, przynajmniej częściowo. Pokazuje to, że owa dawna pogańska pramądrość w jej całości nie mogła mieć wyłącznego wpływu na dalszy rozwój ludzkości. I musi z tego wyniknąć u państwa pytanie: Gdzie leży przyczyna, dlaczego dawna pogańska pramądrość, pod niejednym względem godna podziwu, w pewnym sensie musiała otrzymać nową postać, musiała doznać przeobrażenia za sprawą żydostwa i chrześcijaństwa? Takie pytanie musi powstać.
Dla mądrości inicjacyjnej pytanie to znajduje jednak odpowiedź tylko w bardzo, bardzo ważnym fakcie, który miał miejsce daleko w Azji na początku 3. tysiąclecia p.n.e. Spoglądający wstecz wzrok jasnowidzący stwierdza wtedy, że miała także miejsce inkarnacja nadzmysłowego jestestwa w człowieku, tak jak poprzez zdarzenie Golgoty miała miejsce inkarnacja nadzmysłowego jestestwa, Chrystusa, w człowieku Jezusie z Nazaretu. Ta mająca miejsce na początku 3. tysiąclecia p.n.e. inkarnacja, którą nadzwyczaj trudno jest prześledzić, także korzystając z nauki zajmującej się oglądem, nauki inicjacyjnej, dała ludzkości coś, co niezwykle wspaniałe, niezwykle ważne, niezwykle radykalne. I tym, co dała ona wtedy ludzkości, w gruncie rzeczy jest istotnie owa dawna pramądrość.
Zrazu, patrząc zewnętrznie, rzecz ma się tak, że można powiedzieć, iż była to mądrość głęboko wnikająca w realia, chłodna, dotycząca tylko idei, mało przeniknięta treścią uczuciową. To patrząc zewnętrznie. Patrząc wewnętrznie, dopiero wtedy można ocenić, czym właściwie była ta mądrość, gdy cofnie się właśnie do owej inkarnacji, mającej miejsce na początku 3. tysiąclecia p.n.e. Była to, tak ukazuje się to spoglądającemu wstecz spojrzeniu jasnowidzącemu, faktycznie prawdziwa ludzka inkarnacja mocy lucyferycznej. I ta inkarnacja Lucyfera w ludzkości, która w pewien sposób się dokonała, była źródłem szeroko rozprzestrzenionej pramądrości, leżącej u podstaw trzeciej poatlantydzkiej kultury ludzkiej.
Aż po czasy greckie działało jeszcze jako następstwa to, co jako impuls, jako kulturowy impuls lucyferycznego Azjaty rozprzestrzeniło się pośród ludzkości: lucyferyczna mądrość, która w tamtej epoce rozwoju była dla ludzkości na wskroś użyteczna, w pewien sposób pełna blasku lub przytłumiona, zależnie od ludów i ras, pośród których się rozprzestrzeniła, wyraźnie rozpoznawalna, przez całą Azję, potem dalej w kulturze egipskiej, w kulturze babilońskiej, i jak powiedziałem, nawet jeszcze u podstaw kultury greckiej. Wszystko, co ludzie potrafili pomyśleć, stworzyć jako poezję, chcieć w tamtych czasach, było w pewien sposób uwarunkowane tą lucyferyczną domieszką w kulturze ludzkości.
Oczywiście, niezwykłym filisterstwem byłoby chcieć jedynie powiedzieć: Była to właśnie inkarnacja Lucyfera, należy od niej stronić. Kierując się takim filisterstwem, można by również unikać wszystkiego, co jako piękne i wielkie dla ludzkości wyszło z tego nurtu Lucyfera, bowiem, jak powiedziałem, także greckie piękno jest czymś, co wyszło z tego nurtu rozwojowego. Całe myślenie gnostyckie, jakie istniało, gdy rozegrało się Misterium Golgoty, które było wnikliwą mądrością głęboko przenikającą swym światłem w rzeczy świata, całe poznanie gnostyckie było pobudzane impulsami sił lucyferycznych. Nie należy z tego powodu mówić, że myślenie gnostyckie było błędne. Gdy mówi się: było przeniknięte impulsami lucyferycznymi, jest to tylko jego charakterystyka.
Otóż, dużo więcej niż dwa tysiące lat po tej lucyferycznej inkarnacji przyszło następnie Misterium Golgoty. Można rzec: Ludzie, wśród których rozprzestrzeniał się impuls Misterium Golgoty, byli w swoim myśleniu, w swoim odczuwaniu jeszcze całkowicie przeniknięci tym, co wniósł w ich myślenie, w ich odczuwanie, w ich doznania impuls lucyferyczny. I teraz w rozwój cywilizowanej ludzkości wkroczyło coś zupełnie odmiennego, właśnie impuls Chrystusa. O tym, co oznacza ów impuls Chrystusa wśród cywilizowanej ludzkości, często już mówiliśmy. Impuls Chrystusa został – chcę o tym dziś jedynie wspomnieć – przyjęty przez dusze, które były tak usposobione, jak to dziś scharakteryzowałem. Chciałoby się powiedzieć: W to, co przez Lucyfera dane zostało ludziom jako najlepsze, wniknął swoim światłem impuls Chrystusa. I w pierwszych wiekach chrześcijaństwa impuls Chrystusa był przyjmowany tak, iż można by powiedzieć: Ludzie rozumieli Chrystusa za pomocą tego, co przyjęli od Lucyfera. Wobec takich rzeczy należy stanąć bez uprzedzeń, w przeciwnym razie nigdy nie będzie się w stanie rzeczywiście zrozumieć szczególnego sposobu, w jaki przyjęto impuls Chrystusa w pierwszych stuleciach.
Gdy potem impuls lucyferyczny coraz bardziej znikał z dusz ludzi, coraz mniej potrafili oni rzeczywiście we właściwy sposób przyjąć w siebie impuls Chrystusa. Zważcie państwo tylko, z biegiem czasu wiele rzeczy stało się materialistyczne w czasach nowożytnych. Gdy się zaś państwo zapytacie: Co stało się najbardziej materialistyczne? – wtedy otrzymacie odpowiedź: Duża część nowoczesnej teologii chrześcijańskiej. Albowiem to, czemu oddaje się duża część nowoczesnej teologii chrześcijańskiej, nie widząc już Chrystusa w człowieku, Jezusie z Nazaretu, a jedynie człowieka Jezusa z Nazaretu, „prostego człowieka z Nazaretu”, mężczyznę, którego można zrozumieć, jeśli w niewielkim stopniu chce się wznieść do jakiegokolwiek wyższego zrozumienia, to po prostu najsilniejszy materializm. Im bardziej człowieka, Jezusa z Nazaretu, potrafiono przyjąć tylko jako zwykłego człowieka, który należy jedynie do szeregu innych znanych osób historycznych, tym bardzie podobało się to pewnemu materialistycznemu kierunkowi nowoczesnej teologii. Z tego, co w zdarzeniu Golgoty jest nadzmysłowe, nowoczesna teologia chce uznać niewiele, bardzo niewiele.
Lucyferyczne zabarwienia w odczuwaniu przez ludzkość coraz bardziej zanikały w ludzkiej duszy. Za to coraz silniejsze będzie się stawać w czasach nowożytnych – i coraz silniejsze w najbliższej, a także w dalszej przyszłości – to, co nazywamy impulsem arymanicznym. Impuls arymaniczny pochodzi od innych jestestw nadzmysłowych niż jestestwo Chrystusa, niż jestestwo lucyferyczne. Jest ono jednak również jestestwem nadzmysłowym, moglibyśmy też powiedzieć jestestwem pod-zmysłowym – ale nie o to chodzi – i jego wpływ stał się silny i staje coraz silniejszy w szczególności w piątym okresie poatlantyckim. I jeśli weźmiemy pod uwagę zamieszanie w ostatnich latach, to stwierdzimy, że ludzi doprowadziły do takiego zamętu zwłaszcza moce arymaniczne.
Tak samo, jak była inkarnacja Lucyfera na początku 3 tysiąclecia przed Chrystusem, jak była inkarnacja Chrystusa w czasach Misterium Golgoty, tak też i pewien czas po naszym obecnym istnieniu ziemskim, również mniej więcej w 3 tysiącleciu po Chrystusie, będzie zachodnia inkarnacja istoty Arymana. Tak że przebieg rozwoju historycznego ludzkości w ciągu niemal sześciu tysięcy lat właściwie rozumie się tylko wtedy, gdy pojmuje się go tak, że na jednym biegunie znajduje się inkarnacja lucyferyczna, w środku inkarnacja Chrystusa, a na drugim biegunie inkarnacja Arymana. Lucyfer jest tą mocą, która wzbudza w człowieku wszelkie siły marzycielstwa, siły fałszywej mistyki, wszystko to, co chce wynieść człowieka ponad niego samego, co w pewnym sensie fizjologicznie chce wprawić ludzką krew w nieład, sprawić, by człowiek wyszedł z siebie. Aryman jest tą mocą, która czyni człowieka trzeźwym, prozaicznym, filisterskim, która sprawia, że człowiek kostnieje, która wiedzie człowieka ku przesądowi materializmu. I istota ludzka jest w samej rzeczy staraniem o to, by utrzymać równowagę między mocą lucyferyczną a arymaniczną; i obecnej ludzkości pomaga w wytworzeniu tej równowagi impuls Chrystusowy. W człowieku istnieją zatem nieustannie dwa bieguny, lucyferyczny i arymaniczny. Patrząc historycznie, stwierdzimy jednak, że element lucyferyczny przeważał w pewnych nurtach rozwoju kulturowego w czasach przed Chrystusem i aż do pierwszych wieków po Chrystusie, natomiast od połowy wieku 15. działa i coraz silniejszy staje się Aryman, aż w końcu rzeczywista inkarnacja Arymana nastąpi wśród zachodniej ludzkości Ziemi.
Szczególne jest to, że takie rzeczy są długo przygotowywane. Moce arymaniczne tak przygotowują rozwój ludzkości, że gdy kiedyś w obrębie cywilizacji zachodniej, którą wtedy trudno już będzie nazwać cywilizacją w naszym rozumieniu, pojawi się w ludzkiej postaci Aryman – tak jak kiedyś w ludzkiej postaci w Chinach pojawił się Lucyfer, a Chrystus Jezus w ludzkiej postaci w Azji Przedniej – ludzkość mogła ulec Arymanowi. Nic nie pomoże oddawanie się w tych sprawach złudzeniom. Aryman pojawi się w ludzkiej postaci. Będzie chodziło tylko o to, jak przygotowaną zastanie ludzkość: czy jego przygotowania pomogą w uczynieniu z całej ludzkości, która dziś nazywa siebie cywilizowaną, swoich zwolenników, czy też zastanie ludzkość zdolną do stawienia mu oporu. Nic dziś nie pomoże oddawanie się iluzjom w tych sprawach. Ludzie w pewnym sensie uciekają dziś przed prawdą, której nie można im jednak podać w zupełnie nieuszminkowanej postaci, ponieważ by ją wyśmiali, wykpili, wyszydzili. Jeśli zaś podaje się ją im tak, jak staramy się teraz robić poprzez trójczłonowość organizmu społecznego, to nadal nie chcą jej przyjąć, przynajmniej w swojej masie. To zaś, że nie chce się tych rzeczy, jest wręcz jednym ze środków, którymi mogą się posłużyć moce arymaniczne, aby Aryman, gdy pojawi się w ludzkiej postaci, miał na Ziemi jak najwięcej zwolenników. Właśnie to odwracanie się od najważniejszych prawd zbuduje najlepszy pomost ku pomyślności inkarnacji Arymana. Albowiem, widzicie państwo, w zajęciu właściwego stanowiska wobec tego, co rozegra się w rozwoju ludzkości za sprawą Arymana, nie pomoże nic innego jak tylko bezstronne poznanie sił, za pomocą których działa element arymaniczny, a także poznanie sił, dzięki którym ludzkość może się uzbroić, aby nie być kuszoną i zwodzoną przez moce arymaniczne. I dlatego chcemy dziś rzucić okiem, choćby z poszczególnych punktów widzenia, na rzeczy, które przyczyniałyby się do opowiedzenia się za Arymanem i które zwłaszcza teraz moce arymaniczne wykorzystują ze świata nadzmysłowego, ale poprzez ludzkie dusze, by rzesze zwolenników Arymana uczynić jak największymi.
Oto jeden ze środków: Nie zorientować się, jakie znaczenie mają dla człowieka pewne rodzaje myślenia i wyobrażeń, które zaczęły panować zwłaszcza w nowszych czasach. Wiecie państwo, że istnieje wielka różnica między tym, jak człowiek czuł się w całym kosmosie powiedzmy, w czasach egipskich czy jeszcze w czasach greckich, a jak czuje się od początku czasów nowożytnych, odkąd minęło średniowiecze. Postawcie sobie państwo przed oczami dobrze obeznanego dawnego Egipcjanina. Wiedział on, że jest nie tylko złożony cieleśnie ze składników istniejących na Ziemi i ucieleśnionych w królestwie zwierzęcym, roślinnym i mineralnym. Wiedział, że w jego jestestwo jako człowieka wnikają swoim działaniem siły, które widział w górze w gwiazdach. Czuł się członem całego kosmosu. Cały kosmos odczuwał nie tylko jako ożywiony, lecz również jako mający duszę i ducha, i w świadomości człowieka żyło coś z duchowych jestestw kosmosu, ze sfery duszy kosmosu, z życia kosmosu. Wszystko to zostało utracone w toku dziejów nowożytnych. Człowiek spogląda dziś z Ziemi ku światu gwiazd, który jest dla niego wypełniony gwiazdami stałymi, słońcami, planetami, kometami itd. Czym zaś podąża za tym wszystkim, co spogląda ku niemu tam na zewnątrz w przestrzeni kosmicznej? Podąża za tym matematyką, co najwyżej jeszcze mechaniką. To, co leży wokół Ziemi, jest wyzbyte ducha, duszy, a nawet i życia. Jest w gruncie rzeczy wielkim tworem mechanicznym, pojmowanym jedynie za pomocą praw matematyczno-mechanicznych. Za pomocą praw matematyczno-mechanicznych pojmujemy go znakomicie! Niewątpliwie właśnie badacz w dziedzinie nauki duchowej potrafi docenić to, czego dokonali Galileusz, Kepler i inni. To jednak, co przenika do ludzkiego rozumienia, do ludzkiej świadomości, poprzez nauki tych wielkich postaci w rozwoju ludzkości, ukazuje wszechświat jedynie jako wielki mechanizm.
Co to oznacza, potrafi ocenić na podstawie faktów właściwie tylko ten, kto jest w stanie ogarnąć człowieka w jego pełnym jestestwie. Astronomom, astrofizykom łatwo mówić, gdy przedstawiają świat jako wielki mechanizm, dający się pojąć i policzyć za pomocą formuł matematycznych. Uwierzy w to człowiek w czasie od rana, gdy się obudził, do wieczora, gdy znów zasypia. Ale w podświadomych głębiach, do których człowiek nie dociera swoją świadomością dzienną, a które należą do jego bytu i w których żyje od zaśnięcia do przebudzenia się, co innego o wszechświecie wpływa do duszy człowieka. W duszy ludzkiej żyje wtedy wiedza, której świadomość dzienna wprawdzie nie jest świadoma, ale która żyje na dole w głębi duszy i ją kształtuje, wiedza o duchu, o życiu, o życiu kosmosu. I mimo że człowiek w swojej świadomości dziennej nie wie nic o tym, co od zaśnięcia do przebudzenia zachodzi we wspólnocie z duchem, duszą i ciałem wszechświata – rzeczy te są obecne w duszy, żyją w niej. I niejedna z tak wielkich rozterek nowoczesnego człowieka, wynika z dysharmonii pomiędzy tym, co dusza przeżywa w odniesieniu do wszechświata od chwili zaśnięcia do przebudzenia, a tym, co świadomość dzienna uznaje za światopogląd na temat wszechświata.
Gdy weźmiecie państwo całego ducha i sens nauki duchowej zorientowanej antropozoficznie, co mówi on państwu o takich rzeczach? Mówi on: Tak, wspaniałe i potężne jest to, co wniosły w ludzkość poglądy Galileusza, Kopernika, ale nie są one absolutną prawdą, bynajmniej nie są absolutną prawdą, lecz jednym z aspektów wszechświata, jedną stroną oglądaną z pewnego punktu widzenia! Jedynie pychą nowoczesnego człowieka można wytłumaczyć to, że ludzie mówią dziś: System ptolemejski – to dziecinada; ludzie mieli go, gdy byli jeszcze dziećmi. My „rozwinęliśmy go tak wspaniale”, „aż do samych gwiazd” i cenimy teraz jako coś absolutnego. Tak samo nie jest on niczym absolutnym, jak niczym absolutnym nie był system ptolemejski. Jest jednym z aspektów. I tylko wtedy będzie się wobec niego sprawiedliwym – mówi to państwu antropozoficznie zorientowana nauka badająca dziedzinę duchową – gdy się wie, że wszystko, co człowiek przyjmuje w ten sposób, chciałbym rzec, jako samą tylko matematykę świata, jako sam tylko mechaniczny schemat świata, nie dostarcza mu absolutnej prawdy o świecie, a jedynie iluzji świata. Iluzji tych potrzebujemy, ponieważ ludzkość przechodzi w różnych stadiach swojego rozwoju przez różne formy wychowania. Do nowożytnego wychowania po prostu potrzebujemy tych matematycznych iluzji wszechświata. Musimy je sobie przyswoić, ale powinniśmy wiedzieć, że są to iluzje. A co dopiero, gdy mają one dalszy ciąg w tym, co nas otacza na co dzień, gdy zgodnie z nauką atomistyczną czy molekularną staramy się dalej uprawiać małą odmianę astronomii na Ziemi. Właśnie wtedy, gdy chce się przyjąć właściwy punkt widzenia w odniesieniu do całej nowoczesnej nauki, na ile nauka ta tak myśli, należy uznać, że wszystko to jest wiedzą opartą iluzji.
Otóż, Aryman, aby jego inkarnacja przyjęła dla niego najbardziej owocny kształt, ma największy interes w tym, by ludzie doskonalili się w tej iluzorycznej nauce, którą jest w gruncie rzeczy cała nasza dzisiejsza nauka, ale żeby nie doszli do tego, że jest to nauka iluzoryczna. Aryman ma największy interes w tym, by nauczyć ludzi matematyki, ale nie nauczyć ich tego, że poglądy matematyczno-mechaniczne są jedynie iluzjami wszechświata. Aryman ma największy interes w tym, by nauczyć człowieka chemii, fizyki, biologii itd. – takich jakie istnieją dziś wśród ludzi i z których czynią oni podziwiane poglądy – ale sprawić przy tym, by sądził, że są one absolutnymi prawdami, że nie są poniekąd tylko punktami widzenia, fotografiami z jednej strony. Gdy fotografuje się drzewo z jednej strony, wówczas może być ono prawidłowo sfotografowane, ale nie ma się jego całego oglądu. Gdy sfotografujecie drzewo z czterech stron, wówczas od biedy będziecie mieć jakiś pogląd o nim. W ukryciu przed ludzkością tego, że w dzisiejszej intelektualistycznej nauce wraz z jej przybudówką, przesądną empirią, mamy do czynienia z wielką iluzją, ze złudzeniem, w nierozpoznaniu tego Aryman ma największy interes. Mógłby odnieść największy sukces, najpotężniejszy triumf, gdyby doprowadził do tego, że ów naukowy przesąd, który ogarnia dziś wszystkie kręgi i zgodnie z którym ludzie chcą ukształtować nawet swoją naukę społeczną, panował aż do 3. tysiąclecia i w nim, i gdyby Aryman mógł wówczas przyjść na świat jako człowiek w obrębie cywilizacji zachodniej i zastać ów naukowy przesąd.
Tylko nie wyciągnijcie państwo z tego, co teraz powiedziałem, fałszywych wniosków. Fałszywym wnioskiem byłoby unikanie nauki dzisiejszych czasów. Jest to najbardziej fałszywy wniosek, jaki moglibyście państwo wyciągnąć. Należy ją poznać. Wszystko to, co przychodzi z tej strony, należy wręcz poznać, ale z pełną świadomością: zostaje nam przez to dany aspekt Iluzji, konieczny dla naszego wychowania jako ludzkości. Ustrzeżemy się przed Arymanem nie przez to, że dajmy na to będziemy unikać nauki dzisiejszych czasów, lecz przez to, że poznamy ją w jej prawdziwym kształcie. Nauka ta musi nam bowiem dać zewnętrzną iluzję wszechświata. Potrzebujemy tej zewnętrznej Iluzji. Nie sądźcie państwo tylko, że nie potrzebujemy tej iluzji. Musimy ją tylko od zupełnie innej strony wypełnić prawdziwą rzeczywistością dzięki badaniom duchowym, musimy wznieść się od charakteru iluzorycznego do prawdziwej rzeczywistości. Przejrzyjcie państwo liczne z moich wykładów właśnie pod kątem tego, co dziś państwu mówię, a stwierdzicie, że wszędzie starałem się w pełni wniknąć w naukę naszych czasów, wszystko to jednak podnieść do sfery, w której można zrozumieć, na ile jest słuszne. Nie możecie wszak państwo zażyczyć sobie, aby tęcza przed wami znikła, ponieważ uznacie ją za świetlną iluzję, za barwną iluzję. Nie będziecie jej rozumieć, jeśli nie przejrzycie jej iluzorycznego charakteru. Tak jest jednak ze wszystkim w świecie, co współczesna nauka podaje waszej wyobraźni. Daje ona tylko iluzje i trzeba ten iluzoryczny charakter rozpoznać. Wówczas właśnie przez to, że się dzięki tym iluzjom wychowamy, dojdziemy do rzeczywistości świata. Oto pierwszy środek, który ma Aryman, aby uczynić swoją inkarnacja możliwie najskuteczniejszą: zatrzymać ludzi przy naukowych przesądach.
Innym środkiem, drugim środkiem, który ma, jest: rozniecać wszystko, co dzieli dziś ludzi na grupy, na małe wzajemnie ze sobą wojujące grupy. Wystarczy tylko, że spojrzycie w dzisiejszych czasach na partie, na wojujące ze sobą partie, a stwierdzicie – jeśli tylko będziecie bezstronni, to będziecie potrafili to rozpoznać – że tych wojujących ze sobą partii doprawdy nie da się wytłumaczyć samą tylko ludzką naturą. Gdyby ludzie zechcieli kiedyś uczciwie wyjaśnić ludzkimi dysharmoniami właśnie tę tak zwaną wojnę światową, wówczas zrozumieliby, że nie są w stanie jej wytłumaczyć tym, co znajdą w ludzkości fizycznej. Wtedy wyraźnie uwidoczni się to, że swoim działaniem włączyły się moce pozazmysłowe, właśnie moce arymaniczne!
Moce Arymaniczne są zaś aktywne wszędzie, gdzie tworzą się dysharmonie między grupami ludzi. Na czym polega to, co najczęściej wchodzi tu w grę? Wyjdźmy od bardzo charakterystycznego przykładu. Nowoczesny proletariat miał swojego Karola Marksa. Zapoznajcie się państwo dokładnie, jak nauka Karola Marksa rozprzestrzeniała się wśród nowoczesnego proletariatu, i przyjrzyjcie się mnożącej się niemal w nieskończoność, osiągającej bezmiar literaturze marksizmu. Typowy dziś zresztą sposób rozważań naukowych znajdziecie w niej państwo zastosowany w ogromnej mierze, wszystko ściśle wykazane, tak ściśle, że nawet niektórzy ludzie, których by się o to w ogóle nie podejrzewało, dali się nabrać na marksizm. Jaki był właściwie los marksizmu? Z początku, nieprawdaż, marksizm szerzył się wśród proletariatu. Przez naukę uniwersytecką został zdecydowanie odrzucony. Dziś istnieje już pewna liczba naukowców uniwersyteckich, którzy nie stronią od logiki marksizmu, którzy go uznają, którzy nie mogą się już z niego wcale wydostać, ponieważ w literaturze stopniowo okazało się, że wnioski bardzo dokładnie się zgadzają, że za pomocą obecnego naukowego sposobu myślenia i budowania wyobrażeń można ów marksizm całkiem porządnie udowodnić. Tyle że kręgi mieszczańskie nie miały swojego Karola Marksa, który mógłby im wykazać rzecz przeciwną; bowiem dokładnie tak samo, jak ze stanowiska marksistowskiego można udowodnić ideologiczny charakter prawa, moralności i tak dalej, teorię wartości dodatkowej i materialistyczne badania historyczne, tak samo w przypadku wszystkich tych rzeczy można równie ściśle udowodnić rzecz dokładnie przeciwną. Byłoby na wskroś możliwe, że mieszczański, burżuazyjny Marks udowodniłby w taki sam ścisły sposób rzecz dokładnie przeciwną. Nie ma w tym żadnej blagi ani szwindla. Dowody bez reszty by się zgadzały.
Skąd się to bierze? Bierze się to stąd, że współczesne ludzkie myślenie, współczesny intelekt leży w takiej warstwie istnienia, że nie sięga w dół do realiów. Dlatego też można udowodnić jakąś rzecz i rzecz jej przeciwną, całkiem ściśle udowodnić coś jednego i coś do niego przeciwnego. Jest dziś możliwe z jednej strony ścisłe udowodnienie spirytualizmu, a z drugiej równie ścisłe udowodnienie materializmu. I można ze sobą walczyć z tych samych dobrych punktów widzenia, ponieważ dzisiejszy intelektualizm jest w górnej warstwie rzeczywistości i nie schodzi do głębszych warstw bytu. I tak też jest z zapatrywaniami partyjnymi. Kto tego nie rozumie, lecz za sprawą swojego wychowania, dziedzictwa, stosunków państwowych i innych warunków życiowych zostaje po prostu przyjęty do pewnego okręgu partyjnego, ten wierzy, jak mniema, szczerze w siłę dowodową tego, co jest w partii, do której się wsunął, wślizgnął, jak to się obecnie mówi w języku niemieckim. A wtedy, wtedy walczy z innym, który wślizgnął się do innej partii. Jeden ma tak samo rację jak i drugi. Wywołuje to wśród ludzkości chaos i zamieszanie, które stopniowo mogą być coraz większe i większe, jeśli ludzkość tego nie zrozumie. I znów jest to takie zamieszanie, które moc arymaniczna wykorzystuje, by przygotować triumf swojej inkarnacji, by coraz silniej wpędzać ludzi w to, co z takim trudem są w stanie zrozumieć, że można dziś coś udowodnić i tak samo udowodnić coś przeciwnego, podając równie dobre powody intelektualne bądź naukowe. Chodzi dziś o to, abyśmy się zorientowali, że wszystko da się udowodnić, i dlatego przyglądali się dowodom, jakie wykuwa dziś nauka. Tylko w obrębie przyrodoznawstwa, ścisłego przyrodoznawstwa, rzeczywistość ukazuje się poprzez fakty. W żadnej innej dziedzinie nie należy jednak uznawać tego, co da się udowodnić intelektualnie. Tylko wtedy, gdy zorientujemy się, że ludzkiej wiedzy, ludzkiego poznania należy szukać głębiej – tak jak to się dzieje za pomocą antropozoficznie zorientowanej nauki badającej dziedzinę duchową – niż w tej warstwie, z której pochodzi siła naszych dowodów, unikniemy niebezpieczeństwa, na które się wystawiamy, gdy pozwalamy dochodzić do głosu arymanicznemu uwodzeniu, które chce człowieka wręcz coraz głębiej wpędzić w te rzeczy. Dlatego Aryman, by siać zamęt między ludźmi, używa w naszych czasach także wszystkiego, co pochodzi z dawnych relacji opartych na dziedziczeniu, relacji, z których człowiek w gruncie rzeczy już wyrósł w piątym okresie poatlantydzkim. Wszystko, co wywodzi się z dawnych relacji opartych na dziedziczeniu, wykorzystuje moc arymaniczna, by ludzi w dysharmonijny sposób przeciwstawiać sobie w grupach. Wszystko, co wywodzi się z dawnych różnic pomiędzy rodzinami, rasami, plemionami, narodami, moc arymaniczna wykorzystuje, aby siać wśród ludzi zamęt. Wolność dla każdego pojedynczego plemienia, także najmniejszego – to piękne słowa. Ale piękne są zawsze słowa, których moce przeciwne człowiekowi używają, by siać pośród ludzi zamęt, by osiągnąć takie rzeczy, jak te które Aryman chce osiągnąć w odniesieniu do swojej inkarnacji.
Gdy pytają się państwo dzisiaj: Kto podburza narody przeciwko sobie? Kto podnosi kwestie, które dyrygują dziś ludzkością? to odpowiedź brzmi: Arymaniczne uwodzenie, które wynika swoim działaniem w człowieka! A ludzie bardzo łatwo dają się w tej dziedzinie zwieść. Nie chcą się wdawać w owo zstępowanie do dolnych warstw, w których są realia. Albowiem widzicie państwo, Aryman dobrze przygotowuje swój cel: od czasu reformacji i renesansu wyłonił się wszak w nowoczesnej cywilizacji jako typ władcy nadający jej ton człowiek ekonomii. Jest to na prawdę fakt historyczny. Gdy cofniecie się w dawne czasy, nawet w te, które musiałem dziś państwu scharakteryzować jako lucyferyczne, kto był wówczas typem władcy? Wtajemniczony! Egipscy faraonowie, babilońscy władcy, władcy Azji, byli wtajemniczonymi. Potem jako typ władcy wyłonił się typ kapłana. I typ kapłana rządził w gruncie rzeczy do reformacji i renesansu. Od tamtego czasu rządzi typ człowieka ekonomii. Władcy są wszak tylko pomocnikami ludzi ekonomii. Nie należy bynajmniej sądzić, że władcy czasów nowożytnych byli kimś innym niż pomocnikami ludzi ekonomii. I wszystko to, co pojawiło się zakresie ustaw i prawa – trzeba to tylko gruntownie przestudiować – jest po prostu konsekwencją tego, co myśleli ludzie ekonomii. Dopiero w 19. wieku w miejsce człowieka ekonomii pojawia się człowiek myślący jak bankier i dopiero w 19. wieku zostaje stworzony dokładnie ten porządek, który właściwie przez gospodarkę pieniężną przesłania wszystkie pozostałe relacje. Trzeba tylko umieć zrozumieć te rzeczy, należy umieć właściwie je prześledzić empirycznie, doświadczalnie.
Wszystko, co powiedziałem tu w drugim wykładzie publicznym, jest głęboką prawdą. Chciałoby się tylko, żeby prześledzono to we wszystkich szczegółach. Właśnie wtedy, gdy prześledzi się to we wszystkich szczegółach, zobaczy się, że jest z gruntu prawdziwe. Ale właśnie wtedy, gdy pojawiło się panowanie jedynie „znaku solidnych dóbr”, pojawił się znów istotny środek do arymanicznego zwodzenia ludzkości. Jeśli człowiek nie zrozumie tego, że ekonomicznemu porządkowi stworzonemu przez człowieka ekonomii i bankiera musi przeciwstawić państwo prawa i organizm duchowy, wówczas w tym niezrozumieniu Aryman znajdzie istotny środek – by swą inkarnację, to znaczy triumf swojej inkarnacji, która z pewnością nadejdzie – w odpowiedni sposób przygotować. Są to środki, których Aryman może użyć u pewnego typu ludzi. Istnieje dziś jednak jeszcze inny typ ludzi – często oba te typy ludzi są ze sobą przemieszane – który także od jeszcze innej strony czyni drogi Arymana do jego triumfu łatwiejszymi.
Widzicie państwo, faktycznie jest tak, że całe błędy w rzeczywistym życiu nie są tak złe, jak półprawdy i ćwierć-prawdy. Całe błędy zostają bowiem wnet rozpoznane. Pół- i ćwierć-prawdy zwodzą zaś ludzi, tak iż żyją nimi, i owe pół- i ćwierć-prawdy zadomawiają się w życiu, powodując w nim najstraszliwsze spustoszenia.
Istnieją dziś ludzie, którzy nie widzą jednostronności światopoglądu galileuszowsko-kopernikańskiego lub którzy nie rozumieją choćby jego iluzorycznego charakteru bądź są zbyt wygodni, by się w to wdawać. Pokazaliśmy właśnie, że jest to niewłaściwe. Istnieją jednak dziś także ludzie, liczni ludzie, którzy wyznają pewną półprawdę, bardzo ważną półprawdę, i nie zajmują się jedynie względną słusznością tej półprawdy. Jakkolwiek bowiem dziwne byłoby to dla wielu ludzi: Tak jak jednostronny jest sposób poznania świata poprzez naukę galileuszowsko-kopernikańską, w ogóle poprzez dzisiejszą uniwersytecką naukę typu materialistycznego, tak z drugiej strony jednostronnością jest poznanie świata jedynie poprzez Ewangelię i odrzucanie każdego innego sposobu wnikania w prawdziwą rzeczywistość niż poprzez ewangelię. Ewangelia została dana ludziom, którzy żyli w pierwszych stuleciach chrześcijaństwa. Wierzenie dzisiaj, że Ewangelia mogłaby dać całe chrześcijaństwo, jest właśnie półprawdą, dlatego również i pół-błędem, który mąci ludziom w głowie i dlatego daje Arymanowi najlepszy środek do ręki, by osiągnął swój cel, triumf swojej inkarnacji.
Jakże liczni są dziś ludzie, którzy wierzą, że mówią powodowani chrześcijańską skromnością, w rzeczywistości jednak mówią powodowani straszliwą pychą: O, nie potrzebujemy żadnej nauki badającej sferę duchową. Skromność, prostota Ewangelii, prowadzi nas ku temu, czego człowiek potrzebuje od wieczności. – Najczęściej jest to straszliwa pycha, która znajduje wyraz w pozornej skromności. Pychę tę Aryman może we wspomniany sposób bardzo dobrze wykorzystać. Nie zapominajcie bowiem państwo, co powiedziałem na początku dzisiejszych rozważań, że w czasach, na które przypadły Ewangelie, ludzie w swoim myśleniu, odczuwaniu i patrzeniu na świat, w całym swoim patrzeniu na świat byli jeszcze przeniknięci elementem lucyferycznym i mogli zrozumieć Ewangelię dzięki pewnej lucyferycznej gnozie. Ale rozumienie Ewangelii w ten dawny sposób nie jest dziś możliwe. Dziś obstawanie przy samej tylko Ewangelii, zwłaszcza takiej, jaka została przekazana ludziom, nie daje rzeczywistego pojmowania Chrystusa. Dlatego prawdziwe pojmowanie Chrystusa nie jest nigdzie mniej rozpowszechnione niż w wyznaniach. Dziś trzeba Ewangelię pogłębić za pomocą nauki badającej dziedzinę duchową, jeśli chce się dojść do rzeczywistego pojmowania Chrystusa. Interesujące jest wtedy prześledzenie poszczególnych Ewangelii i dotarcie do ich prawdziwej treści. Branie Ewangelii, taką jaka jest, tak jak biorą ją dzisiaj liczni ludzie i jak zwłaszcza uczy się brać licznych ludzi, nie jest drogą do Chrystusa, jest drogą odwodzącą od Chrystusa. Dlatego wyznania coraz bardziej odchodzą od Chrystusa. Do czego dochodzi ten, kto chce dziś wziąć Ewangelię i tylko Ewangelię, bez pogłębienia jej dzięki nauce zajmującej się badaniem dziedziny duchowej, do jakiego rodzaju pojmowania Chrystusa dochodzi? Jeśli rzeczywiście bierze Ewangelię, dochodzi na koniec do pewnego Chrystusa. Czym jest jednak ów najbardziej zewnętrzny element do którego dochodzi? Nie jest to rzeczywistość Chrystusa, do której może dziś zaprowadzić jedynie nauka badająca dziedzinę duchową. To, do czego prowadzi Ewangelia, jest wprawdzie właściwą, ale tylko halucynacją Chrystusa, rzeczywistym wewnętrznym obrazem – możecie go państwo nazwać również wizją – rzeczywistym, wewnętrznym obrazem, ale tylko obrazem. Poprzez Ewangelię istnieje dziś droga, którą dochodzi się do prawdziwej halucynacji, do prawdziwej wizji Chrystusa, ale nie do rzeczywistości Chrystusa. To jest właśnie powód, dlaczego nowoczesna teologia stała się taka materialistyczna. Ludzie zajmujący się Ewangelią jedynie od strony teologicznej, sprawdzili: Co możemy wydobyć z ewangelii? I na koniec powiedzieli sobie: Zgodnie z naszym poglądem coś podobnego, do tego, co wydobywamy, gdy sprawdzamy Pawła przed Damaszkiem. I wtedy teolodzy, którzy właściwie mieli uzasadniać chrześcijaństwo, podkopali je, mówiąc: Otóż, Paweł był chory, był osobą nerwowo chorą, która przed Damaszkiem miała wizję.
Chodzi właśnie o to, że tak, jak za sprawą samej Ewangelii można dojść tylko do halucynacji, do wizji, która jest wewnętrznie poprawnym, ale obrazem, tym samym jednak nie ogarnia rzeczywistości, należy zrozumieć, że poprzez samą tylko Ewangelię nie dojdzie się do rzeczywistego Chrystusa, lecz do halucynacji Chrystusa. Rzeczywistego Chrystusa musi się dziś bowiem szukać poprzez wszystko to, co można uzyskać od duchowego poznania świata. Dlatego dla Arymana, gdy pojawi się on w nowoczesnej cywilizacji w ludzkiej postaci, zaczątek jego trzody stanowić będą właśnie ci, którzy dziś przysięgają tylko na Ewangelię i z pozycji wyznań oraz sekt chcieliby odrzucić wszelkiego rodzaju prawdziwe poznanie ducha, którzy nie chcą się uczyć, którzy pragną odrzucić wszystko, co powoduje, że duchowe dążenie staje się konkretnym poznaniem. Z tych kręgów rozwiną się całe zastępy zwolenników Arymana.
Wszystko to zaczyna się stawać. Jest obecne, działa w dzisiejszej ludzkości. I o tym mówi ten, kto mówi dziś do ludzi ze znajomością nauki instalacyjnej, czy to o kwestiach społecznych, czy o innych. Wie on, gdzie tkwią przeciwstawne moce, wie, że żyją one przede wszystkim w sferze nadzmysłowej, że ludzie są biednymi uwodzonymi i że w gruncie rzeczy apel do ludzkości jest taki: Uwolnijcie się od wszystkich tych rzeczy, które stanowią tak wielką pokusę, które przyczyniają się do triumfu Arymana.
Niektórzy ludzie czuli coś takiego. Nie wszędzie jeszcze istnieje jednak odwaga, by impulsem Chrystusa, impulsem Lucyfera i impulsem Arymana, które są historycznymi impulsami, zająć się tak wnikliwie, jak jest to konieczne i jak musi to podkreślać zorientowana antropozoficznie nauka badająca dziedzinę duchową. Nie chce się pójść dostatecznie daleko, mimo że przeczuwa się, co jest konieczne. Przyjrzyjcie się państwo na przykładach, gdzie pojawia się jakieś poznanie tego, że z jednej strony konieczne jest przeniknięcie impulsem Chrystusa świeckiej, materialistycznej nauki z jej arymanicznym charakterem, z drugiej zaś strony konieczne jest rzucenie światła na Ewangelię przez to, że objaśni się ją duchowo-naukowo. Spójrzcie państwo, jak wiele ludzi dobija się o to, by duchowo-naukowym poznaniem rzucić rzeczywiście światło w tę czy inną stronę. Ludzkość rozwinie właściwe stanowisko wobec ziemskiej inkarnacji Arymana tylko przez to, że zrozumie te rzeczy i że będzie mieć odwagę, wolę i energię, by z jednej strony rozświetlić świecką naukę duchem, a z drugiej oświetlić również tym duchem Ewangelię. W przeciwnym razie zawsze wyjdą z tego rzeczy połowiczne. Pomyślcie państwo, że na przykład taki bądź co bądź oświecony człowiek, mający jednak wgląd w nowoczesny rozwój religijny, jak kardynał Newman, otrzymując w Rzymie godność kardynalską, w swojej mowie często wypowiadał słowa, że jeśli nauka chrześcijańsko-katolicka ma dalej istnieć, to konieczne jest nowe objawienie. Nie potrzebujemy jednak nowego objawienia. Czas objawień w dawnym rozumieniu minął. Potrzebujemy nowej nauki, która przeniknięta jest światłem ducha. Ludzie muszą jednak mieć odwagę do takiej nowej nauki.
Pomyślcie państwo o takim zjawisku literackim, jak Lux mundi, które pod koniec lat osiemdziesiątych i na początku dziewięćdziesiątych wyszło z pewnych członków Kościoła anglikańskiego, od uznanych teologów Kościoła anglikańskiego, artykuły, wszędzie przeniknięcie dążeniem do zbudowania pomostu pomiędzy świecką nauką a treścią dogmatów. Wszędzie, chciałbym rzec, szamotanie się w tę i we w tę, nigdzie odważne ogarnięcie świeckiej nauki, nigdzie przeniknięcie tej nauki światłem ducha, bezstronne spojrzenie na Ewangelię i potem stwierdzenie: Sama Ewangelia dziś tego nie uczyni, musi zostać objaśniona, musi zostać oświetlona. Konieczne jest jednak, by dzisiejsza ludzkość wykazała w obu kierunkach odwagę i powiedziała: Sama świecka nauka prowadzi do iluzji, sama ewangelia prowadzi do halucynacji. Człowiek znajdzie drogę pośrednią pomiędzy iluzją a halucynacją tylko w zgodnym z duchem ogarnięciu rzeczywistości. To jest to, o co chodzi.
Rzeczy te należałoby dziś zrozumieć. Sama świecka nauka sprawiłaby, że ludzie całkowicie oddawaliby się iluzji. Na koniec dokonywaliby w istocie tylko coraz głupszych rzeczy. Dziś dokonuje się już wystarczająco głupich rzeczy, z pewnością bowiem katastrofa wojny była wielką głupotą. Uczestniczyło w tym jednak wielu ludzi na wskroś przenikniętych dzisiejszą świecką nauką. I gdy zobaczycie państwo, jak osobliwe zjawiska duszy wychodzą zaraz na jaw, gdy przez którąś z sekt na przykład jedna z czterech Ewangelii zostaje wysunięta na pierwszy plan, wtedy łatwiej zrozumiecie, co dzisiaj powiedziałem także o Ewangelii. Spójrzcie państwo, jak silnie skłania się ku wszelkim elementom halucynacji i tym podobnym sekta taka jak ta, która słucha jedynie Ewangelii Jana, lub inna, która słucha jedynie Ewangelii Łukasza. Szczęście, że żadna z Ewangelii w swojej jednostronności nie spowodowała jeszcze wielkiego nieszczęścia, polega jedynie na tym, że są cztery Ewangelie, które zewnętrznie wzajemnie sobie przeczą. Tak więc ludzie dzięki temu, że mają przed sobą cztery Ewangelie nie pogrążają się w jednej, nie idą zbyt daleko w kierunku jednej, lecz mają obok siebie inną. Jednej niedzieli czyta się im z jednej, innej niedzieli z innej Ewangelii i przez to siła jednej znosi siłę drugiej. Wielka mądrość leży w tym, że świat kulturalny ujrzał cztery Ewangelie i że ludzie dzięki temu – nie jak ma to miejsce w przypadku wielu zwolenników sekt – nie ulegają nurtowi, który owłada człowiekiem, gdy działa na niego tylko jedna Ewangelia. Gdy działa tylko jedna Ewangelia, wówczas szczególnie jasno staje się widoczne, że działanie tej jednej Ewangelii znajduje ostatecznie swoje ujście w halucynacjach.
Tak, konieczne jest, by wykreślić dziś niejedną z subiektywnych skłonności, niejedno z tego, co się lubi i odnośnie czego sądzi, że jest pobożne lub rozumne. Co do ludzkości chodzi dziś przede wszystkim o wielostronność i odwagę do wielostronności.
Chciałem to dziś państwu powiedzieć, abyście zobaczyli: To, czego próbuje się teraz dokonać wśród ludzkości, ma doprawdy głębsze powody niż tylko, dajmy na to, jakieś subiektywne uprzedzenia. Można powiedzieć, że zostało to odczytane ze znaków czasu i że musi zostać dokonane. I choć mogliśmy się zobaczyć tu w kole dopiero po stosunkowo długim czasie, miałem głęboką potrzebę, by właśnie w tych czasach powiedzieć słowa, które dziś państwu powiedziałem. Mam nadzieję, że w niezbyt odległym czasie także i tu będziemy mieli okazję znów dalej pomówić o tych rzeczach.