Most nad strumieniem

Tekst został przetłumaczony przez Juliana Osetka, redakcja BS, całość dostępna jest tutaj:  http://sigwart.weebly.com/

MOST NAD STRUMIENIEM

Brücke über den Strom

Bridge Over the River

  • Wszechmoc kieruje wszystkim, ale sami jesteście twórcami własnego losu.
  • Siła waszego wzlotu leży w waszym myśleniu i w czystości postępowania.
  • …mój świat. Jest on prawdziwszy niż wasz, bo u was wszystko jest pozorem, ludzie nie wiedzą o sobie nawzajem nic rzeczywistego.
  • Dusza ludzka jest tak subtelna i delikatna, że każda myśl zmienia jej barwę. Dlatego rozumiecie już chyba jak dobroczynnie oddziaływują ludzie którzy noszą w sobie tylko słońce, radość, nadzieję i miłość.
  • …nie tracić energii na zastanawianie się nad niepowodzeniem, a trwać w radosnej pewności że z czasem wszystko pójdzie lepiej.

Doniesienia zmarłego przedłożyliśmy największemu współczesnemu znawcy spraw duchowych, Rudolfowi Steinerowi. Trzymał je u siebie wiele tygodni i sprawdził rzetelnie i odpowiedzialnie. Scharakteryzował je jako całkowicie autentyczne i na niezwykłym poziomie. Osobiście tak był nimi zainteresowany, że prosił, aby otrzymywać je na bieżąco.

To co zamierzasz przeczytać jest częścią zapisków rodziny Sigwarta, które zostały wydane pod wspólnym tytułem: „Brücke über den Strom”. Zamieszczony tekst jest niewielkim fragmentem całego – 400 stronicowego dzieła. Dla zainteresowanych, aderes strony internetowej pod którym za darmo w języku angielskim można przeczytać całość:

 http://sigwart.weebly.com/ – Bridge Over the River

Dołożono wszelkich starań co do zgodności tego tekstu z oryginałem, jednakże zatrzegamy sobie prawo do popełnienia pomyłki i nikt za to odpowiedzialności brać nie zamierza.

Produkt niniejszy można kopiować w milionach egzemplarzy pod warunkiem jednak, że nie będzie za to pobierana jakakolwiek opłata i tylko jeśli nie zostaną dokonane jakiekolwiek przeróbki.

Tekst został przetłumaczony przez Juliana Osetka

23 czerwca 1915

Mówię ja sam, twój brat Sigwart, który cię kocha, jest blisko przy tobie i tak bardzo, bardzo jest z wami zjednoczony.

Nie powinniście nadal trwać w żałobie – jest ta dla mnie udręką. Wyzwólcie się z więzów bolesnych myśli. Byliście przecież moimi siostrami i braćmi i na zawsze pozostaniemy już takimi. Widzę, że skoro wszystko należycie zrozumieliście i przyjęliście nic więcej nas już nie dzieli. Powiedz to rodzeństwu powiedz rodzicom, którym dziękuje za wszystko.

Musisz być pośrednikiem po długich walkach osiągnąłem to wreszcie. Pragnąłem tego już od początku, ale nie reagowałaś. Teraz, dzięki waszej wielkiej miłości i zrozumieniu, przychodzę coraz bliżej was. Będziecie szczęśliwi, bo przeze mnie dalej zajdziecie – tak wiele możecie się nauczyć. Umarłem bowiem także i dla was, by móc wam przekazywać wiedzę duchową.

29 lipca 1915

Teraz jestem z was zadowolony. Początkowo wasz ból był dla mnie udręką. Musiałem zadawać sobie wiele trudu, byście mogli odczuwać moją obecność. Teraz jest już lepiej.

Jakże łatwym jest umieranie! Nie wolno mi wprawdzie wszystkiego wam mówić, lecz wiedzie mi się bardzo, bardzo dobrze, zaś wy powinniście myśleć o mnie jak o świetlanej postaci, która nie znosi już żadnego cierpienia. Sami sobie sprowadziłam swoją śmierć, bo tu mam do zrobienia coś znacznie większego. O tych pracach nie macie żadnego pojęcia, nie możecie nawet przeczuć jak są piękne, wielkie, doskonałe.

Błogosławiony ten, komu dane jest mieć w nich udział!

Twe ciało pragnie spoczynku – śpij więc, ile możesz. We śnie schodzimy się razem i możemy sobie pomagać. Zresztą wkrótce będziesz o tym wiedzieć także podczas czuwania. To jest pierwszy krok. Wiedzcie chociaż tylko, jak wiele pięknych rzeczy przeżyłem już tutaj! Przyjdzie czas, że przekażę wam to wszystko.

Wokół was panują niezmienne prawa. To one sprawiają, że wasze życie musicie tak przeżywać, jak sami spowodowaliście to wcześniej. Wszechmoc kieruje wszystkim, ale sami jesteście twórcami własnego losu.

30 lipca 1915.

Teraz nie powinniście już więcej wątpić. Muszę wam jeszcze powiedzieć tak wiele! Dlaczego nie dość mocno wierzycie we mnie, w moją bliskość? Nie będę mógł długo pozostawać w kontakcie z wami w ten sposób, więc korzystajcie z niego dopóki ja wasz brat Sigwart, mówię przez ciebie. I nie myślcie, że jako duchowy brat mniej mogę się wami cieszyć. Przecież ja się nie zmieniłem. Teraz nie mam tylko ciała fizycznego, ale wiem znacznie więcej jestem bardzo szczęśliwy, że mogę spełniać swą wielką misję. Lecz poza tym pozostałem dokładnie taki sam, jakiego mnie znacie. No cóż – teraz nie wątpicie już więcej.

A teraz jeszcze słowo o „innym świecie”, jak go nazywacie. Wszystko jest tu o wiele czyściejsze, jaśniejsze. Nie przypuszczałem, że tak będę widział już w pierwszym okresie. Dzięki moim zainteresowaniom sprawami nadzmysłowymi nie przeżyłem żadnych rozczarowań. Przeciwnie, przebudzenie moje było tak piękne, jak nigdy nie umiałbym sobie wyobrazić. Wszystko mogłem odczuć i natychmiast uświadomiłem sobie, co cię ze mną stało – iż oto przekroczyłem próg śmierci, jak go zresztą słusznie nazywacie.

Niemało jednak cierpiałem w ostatnim okresie na ziemi. Odrzucenie dokonuje się we śnie; świadomość powraca powoli, później zaś zażywanie wolności, o ile nie jest się nowicjuszem w tych rzeczach. Jakież to przyjemne – nie nieć fizycznego ciała. Później wraca tęsknota za ukochanymi, których się opuściło widzi się ich żałość i to jest straszne. To właśnie stało się dla mnie jedyną rzeczywistą torturą i do pewnego stopnia nadal ją odczuwam. Wiecie wszakże teraz jak mi się tu powodzi i nie macie już ani jednego powodu do żałoby…

Teraz właśnie znów wróciła taka chwila, która mnie dręczyła. Patrzysz na moją fotografię i myślisz, że żyję, bo widzisz mnie przed sobą cielesnego. Wciąż przychodzi świadomość rzeczywistości, jątrząc bólem. Toż jest to cofaniem się! Dla związanych węzłem miłości, która jest nieustająca, nie ma już rozłąki.

31 lipca 1915

Wasze wyobrażenia o mnie nie są właściwe. Moja łatwość w obcowaniu z wami bierze się stąd, że nie wydzieliłem jeszcze całkowicie osłony materialnej. Później zmieni się to, będzie piękniejsze, bardziej uduchowione gdyż wciąż wydzielam z siebie materię. Być może nie będę miał przez to tak łatwego dostępu do was jak obecnie, nie sądźcie jednak że oznaczać to będzie moje całkowite odejście!

Żyję z wami dzięki miłości, która nas łączy, a która jest teraz znacznie intensywniejsza niż na ziemi. Oto mogę już w tej chwili być w was! To stąd pochodzi ów kontakt wewnętrzny. W przyszłości jednak nie będę mógł być dla was odczuwalnym tak jak obecnie, tak bez żadnej namacalnej przeszkody.

O, gdybyście mogli ujrzeć mój świat. Jest on prawdziwszy niż wasz, bo u was wszystko jest pozorem, ludzie nie wiedzą o sobie nawzajem nic rzeczywistego. Tu zaś niczego nie da się upozorować; tu widzi się ludzi na wskroś. To wszystko jest wielkie i wzniosłe dla nas, skoro tylko znajdziemy się po tej stronie.

Wglądam teraz w wiele rzeczy, wciąż jednak nie we wszystkie.

Nowe otoczenie działa na mnie tak silnie, że nadal nie znajduję się tam dokąd duch mój może sięgnąć. Lecz ty musisz wierzyć w moją moc; w przeciwnym razie nie postąpimy w pisaniu z powodu siły tego wpływu. Musisz dokładniej odróżniać obce, która może się wcisnąć. Jeśli będziecie jeszcze trochę spokojniejsi i dzielniejsi, znikną dla mnie ostatnie przeszkody.

2 sierpnia 1915

Teraz już wiem więcej, widzę dalej, nie jest się jednak od razu wszystkowidzącym po wydzieleniu materii! Wielka siła tkwi w każdym człowieku, ale jakże niewielu ją zna! Ja sam dopiero teraz pojmuję jak wiele mogłem zdziałać na ziemi. Jakże inaczej rozwinąłbym się gdybym uważniej wsłuchiwał się w swoje wnętrze… Tymczasem brałem z zewnątrz tyle ile mogłem, wchłaniałem w siebie jak pszczoła zbyt rzadko czerpiąc z samego siebie.

Był to błąd, przez który wiele odeszło ode mnie. Ale nie chcę się skarżyć. Jestem wdzięczny losowi, że w moim krótkim życiu dał mi tak nieskończenie wiele. Szczęśliwym mogę być tylko wtedy, jeśli i wy takimi jesteście. Zadaję sobie tyle trudu ile możliwe by dalej was prowadzić. Moją bliskość musicie odczuwać jako ostrogę pobudzającą was do wyższych dążeń.

W ciągu dnia mogę lepiej udzielać wam siebie. Wtedy bowiem wszystko jest jaśniejsze, również i w tobie. Mogę być przy was tylko wówczas, gdy obce fluidy nie mają do was dostępu i pozostajecie całkowicie zatopieni w sferach nadzmysłowych. Ponieważ nie posiadam już ciała, odbywa się to jeszcze tylko przez ducha. Myśląc o mnie musicie myśleć o moim duchowym „ja”. Myśli o mojej cielesnej jaźni z powrotem wciągają mnie w materię, a to nie jest przyjemne. Bóg z wami wszystkimi, których tak kocham.

Karmicznie jestem bardzo ściśle związany z tobą, choć w życiu odczuwałaś to silniej niż ja. Na ziemi byłem niekiedy smutny widząc jak zimno niektórzy z was przyjmowali to, co mówiliśmy o rzeczach duchowych, gdyż ja sam ze swoją wiarą w to wszystko czułem się pewnie jak na skale. Dopiero teraz zaś, kiedy odszedłem od was, macie rzeczywistą potrzebę wewnętrzną by wiedzieć, co dzieje się po śmierci w ogóle, co dzieje się za mną. To zrozumiałe, ale jaka szkoda, że na ziemi tak mało mówiliśmy o tych rzeczach! Nie były by ona teraz tak obce, odległe od was. Czuję, że jesteśmy sobie bliscy i to będzie coraz silniejsze. Wasze życie jest jeszcze długie. Macie więcej czasu niż mnie było dane mieć, aby się rozwijać.

W świat duchowy pogrążyłem się dopiero w dwa lata przed śmiercią; to wszystko wychodzi mi teraz na dobre. Cóż znaczy wszelka uczoność, skoro człowiek nie wie co się z nim dzieją po śmierci. Gdybym teraz był na ziemi, zrezygnowałbym raczej z wszelkiej wiedzy  ziemskiej aby tylko nie odebrano mi tego jednego: wiary w przyszłość po śmierci. To jest podstawowa myśl, jedyna prawda. Wszystko inne w porównaniu z tym jest nicością.

Obecnie dokładnie śledzę wasz rozwój, bym wiedział później jak wami kierować gdy przyjdzie czas po temu.

6 sierpnia 1915

Walki w świecie duchowym toczone są o wiele gwałtownej niż podczas ziemskich wojen. Tu chodzi bowiem o zniszczenie indywidualności, podczas gdy u was zabija się tylko ciała. Nocą panuje na ziemi cisza u nas wszystko jest wtedy w ruchu. Mamy bowiem wszyscy więcej czasu by pomagać umarłym, szczególnie teraz szturmują nas oni tysiącami.

Jakże byłem szczęśliwy dziś popołudniu tak pięknie było u was. Żyję jeszcze wciąż jak na ziemi, mam tylko więcej sprawności niż w fizycznym ciele. Wglądam w wiele, choć nadal nie we wszystko; gorąco pragnę jednak pójść dalej. Oczywiście, to życzenie pomaga tu znacznie bardziej niż na ziemi, gdyż zdolność przyjmowania jest poza ciałem fizycznym znacznie większa. Poza tą różnicą ta sprawa przedstawia się tu tak samo jak na ziemi. Gdy wy rozważacie problemy świata duchowego z ludźmi stojącymi wysoko pod względem duchowym, uczę się przy was wieleż tego, czego tu nie jest mi dane doświadczyć. Sam nie mogę teraz wiele wam o tym mówić, gdyż nie we wszystko jeszcze wglądam. Z trudem przychodzi wam to zrozumieć, dlatego ciągle wam to powtarzam. Największym błędem jest sądzić, że człowiek staje się doskonały gdy odrzuci swe ciało fizyczne. Dziś np. wasze rozmowy pomogły mi tyle ile wam; ba, i więcej nawet, bowiem moimi obecnymi zmysłami rozumiem i przyjmuję znacznie szybciej niż wy. Nie wiem jak długo pozostanę na swoim obecnym stopniu duchowym, mam jednak nadzieję, że dość krótko. Gdy ten czas minie opuszczę swe obecne ciało podobnie jak wy porzucacie ciała fizyczne.

Chcecie na pewno wiedzieć, coś o moim życiu tutaj. Otóż żyję tylko dla wielkiej pracy, o której już wam mówiłem – dla świętej muzyki, która przyniesie ludzkości wielki pożytek. Moja ziemska twórczość była tego małym ułamkiem. Będzie to coś ponad wszystko pięknego, co przeniknie wszystkie sfery i wzniesie się, do najwyższych regionów. Potrzeba do tego wielkich sił i wielkich talentów.

Czułem już wcześniej, że mam tworzyć coś potężnego, dlatego właśnie z takim spokojem pociągnąłem na wojnę. Wiedziałem, że wszystko jest w ręku Boga. Mój los musiał się spełnić! Szkoda było czasu na biadolenie. Zawsze miałem uczucie, że nie dożyję starości, byłem jednak pogodny i żyłem pełnią życia wiedząc przecież, że nie zmienię przeznaczenia. Potem, gdy śmierć już nastąpiła, byłem wprawdzie zaskoczony, w pierwszej chwili nie uwierzyłem w to co się stało. W długim czasie leżenia w łóżku snułem plany na przyszłość; nadzieja na powrót do ojczyzny była mi otuchą, choć czasem głos wewnętrzny mówił mi „przygotuj się, musisz odejść”, nie wierzyłem. Kiedy jednak zobaczyłem całe swoje życie przed sobą wiedziałem już, że teraz kończy się ono. Ostatnia minuta była straszna, lecz trwała tylko chwilę, potem przyszedł sen śmierci, który wyzwolił mnie z wszelkich cierpień, jakie ciało musiało dotąd znosić.

Nieświadomie przygotowałem się na śmierć. To przez moją dobrą karmę dane mi było 3 tygodnie leżeć w łóżku i uwalniać się powoli z ziemskich powłok. O ileż gorszą jest sytuacja ludzi, którzy umierają nagle. Ci nie mogą zrozumieć swego stanu. Wszak i jak sądziłem, że „jeszcze żyję”, gdyż na początku stan jest do tego podobny. Dzięki Bogu szybko uświadomiłem sobie, że pozbawiłem się ciała fizycznego. Potem przyszło oddzielenie od ciała eterycznego, wtedy wiedziałem już na pewno co się ze mną stało. Później miałem ciężkie zadanie uspokojenia was i wyjaśnienia, że żyję. Zabrało mi to wiele czasu i siły, lecz wy uwierzywszy mi sprawiliście mi wielką radość i ulgę. Dziękuję wam za to z całego serca. Nigdy nie zapomnę wam, jak przełamaliście się z miłości do mnie. Kiedyś wam za to odpłacę. Kiedy wy z kolei odrzucicie swoje ciała, przyjdę wam z pomocą. To będzie piękne spotkanie. Niech to wam zawsze dodaje nowej siły do przezwyciężenia żałoby. Nie powątpiewajcie proszę, ale nadal mocno wierzcie, że ja wciąż żyję na waszej ziemi – z tą tylko różnicą, że nie możecie mnie zobaczyć i że wiedzie mi się o wiele lepiej, gdyż nie potrzebuję więcej znosić ciała.

Chcę teraz dać wam pewien wiersz:

Uczynił Bóg słońce

Ludziom na zbawianie

Mieszka w nas złożone wielkie Słońce Boga

Wybiegają światłem promienie ku niebu

Ojczyźnie tajemnicy swego pochodzenia

Boskość leży w tobie

Nie goń swoich sekund

Danych byś jej szukał

Oto długo rozmawiałem z wami bez przeszkód. Będzie się to rozwijać coraz lepiej, musicie mieć w sobie wiele spokoju, a nie obcować z elementami wnoszącymi niepokój w wasze życie. Wtedy bowiem ja nie mogę się w nie wcisnąć.

7 sierpnia 1915

Zostałem głęboko wstrząśnięty gdy przeczytaliście moje dotychczasowe doniesienia: oto odczuwam, że w końcu jesteście przekonani co do mojej tożsamości. Niewypowiedziane szczęście ogarnia mnie, gdy jestem w waszym pobliżu, w świadomości, że wy mnie odczuwacie.

M. siostro, od dawna chciałem ci coś powiedzieć dziś mogę to uczynić. To ty pomogłaś mi w godzinie mojej śmierci. Twoja bliskość była dla mnie wielkim dobrodziejstwem. Bez twej pomocy umieranie było by mi znacznie cięższe. Nie wiedziałem, że duchowo stoisz tak blisko mnie. Dlaczego więc w życiu nie zbliżyliśmy się? Jesteś nazbyt zamknięta w sobie, lecz teraz jesteśmy blisko ze sobą związani ku wzajemnej korzyści.

Bracie, widzę dokładnie twoje duchowe postępy. Kiedy pracujesz nad sobą, jest tak jak gdyby z małej, pojedynczej kolumny powstawała wielka, niezniszczalna świątynia. To jest twoja duchowa jaźń.

Więzy, które nas łączą, są obecnie znacznie silniejsza niż w czasie mojego ziemskiego życia, gdyż teraz mogę przebywać w tobie. Otaczam cię moją miłością i pomocą; wolno mi cię strzec przed złem i brzydotą, które niesie życie na ziemi. Wołaj mnie w potrzebie. Twoje zadanie jest wielkie, ale też piękne i wzniosłe. Twoja droga rozświetlona jest świetlaną miłością nauki Chrystusowej. Uczucie wdzięczności również dla was rośnie coraz bardziej, gdyż to z miłości dla mnie rozwijacie się. Kiedyś wam za to wszystko odpłacę.

8 sierpnia 1915

Dziś był dla mnie wielki dzień! Wiele przeszedłem, by postąpić o jeden krok naprzód. Znowu zostałem przyjęty do wysokiej społeczności. Należałem do niej już kiedyś, lecz przez moje życia ziemskie stałem się jej obcy. W niej to muszę wypełnić tę misję, o której mówiłem wam jeszcze na ziemi. Tak, chodzi o muzykę! Mam stworzyć coś, co jest wyższe nad wszystko, co wy rozumiecie pod pojęciem muzyki. Tutaj praca jest całkiem  inna. Odpadają trudy techniczne. Pod innym względem jest jednak o wiele trudniejsza – trzeba wszak przedstawić coś najwyższego, ponad wszelką miarę pięknego, wielkiego, doskonałego! Po dłuższym czasie spływa to także dla ziemi. Obecnie jednak wszystko u was musi zostać zbudowane od nowa. Musi powstać nowy kierunek.

Chcę wam opowiedzieć o mojej pracy. Jest to szereg bardzo trudnych symfonii, które mam stworzyć. Jedną ukończyłem już prawie. Zdziwilibyście się mocno, gdybyście ją usłyszeli, tak różna jest od wszystkiego, co napisałam na ziemi. Tylko zasadniczy ton pozostał ten sam. Dane mi jest stworzyć w całości siedem symfonii; w ten sposób zakończona zostanie najmniejsza część wielkiej twórczości symfonicznej, bo oczywiście mnie przydzielono tylko szczególne zadanie jako jednemu z wielu pracujących nad całym dziełem. To zadanie czekało tu na mnie; ono było przyczyną mojej wczesnej śmierci. Rozumiecie teraz chyba, jak szczęśliwy jestem że wolno mi mieć udział w tej pracy. Jej głównym celem jest skierowanie na inne tory ziemskiego sposobu myślenia. Ta muzyka rozchodzi się w przeróżne sfery, które otaczają wasz świat, a wpływ jej jest potężny. Być może nie pojmujecie, że można przeduchowić się przez muzykę, ale tak już jest. Muzyka jest najwyższą sztuką, choć działa na człowieka pośrednio. Nie wie on o tym, ani nie słyszy jej, gdyż ziemskie otoczenia wypełnia go całkowicie – ale musi przecież wsłuchać się w ten głos. To my – to nasze dzieło!

Odczujecie go, postąpiwszy parę kroków dalej. Słuchać go bowiem nie możecie już teraz to stanie się po waszej śmierci. Otrzymałem zezwolenie, aby wtedy przegrać wam wstępnie to dzieło. Właściwie jest to wyjątek, gdyż wszystkie elementy tej wielkiej twórczości mogą być przedstawione tylko jako środek prowadzący do celu.

Codziennie mogę rozmawiać z wami na nowy temat. Powoli powstaje w ten sposób dzieło, które staje się moim podarunkiem dla was.

Było dziś święto, w którym brałem udział. Cudowne, ponad wszelką miarę wspaniałe święto! Feeria barw i tonów szczególnie złączonych, stopionych w jedno. Ta synteza przenika człowieka na wskroś, Jest piękna i doskonała; człowiek podniesiony nią w najwyższym zachwyceniu sam współodczuwa z nią i współgra. To nieprawdopodobne, lecz przecież prawdziwe.

Każda myśl, która mnie dotyczy, dociera do mnie. Jest to piękne, Kogę być niekiedy bardzo daleko od was, gdy nagle przybiega do mnie myśl jak pieszczotliwe, kochane pozdrowienie ze” świata fizycznego.

Jakże wszystko jest wzniosłe i wspaniałe, gdy wolno jest wglądnąć nieco w wyższe sfery! Jakże silnym staje się wtedy pragnienie, by piąć się w górę

Wszyscy mamy kroczyć określoną drogą, ale stoimy przed pytaniem – któraż nią jest? Jeśli idziemy fałszywą, a to często się zdarza, po drugiej stronie nie czeka nas kara lub nagroda za to, jakim było nasze życie; musimy jednak wtedy iść drogą wyrzeczenia by wyrównać błąd jaki uczyniliśmy na ziemi. I to właśnie zdąża się ludziom najczęściej. Jestem szczęśliwy, że wy znacie swoją drogę.

Wczoraj również byłem obecny przy waszej muzyce. Czułem się cały w niej. Zrozumcie to dobrze – jestem w niej i współdziałam przez swą bliskość w głębiach waszej podświadomości. Z każdą muzyką jestem w powiązaniu tak głębokim, że niemal całkowicie ją przenikam. Musicie już teraz rozumieć, co to znaczy, gdyż ciągle powtarzam wam: „jestem w was”, oto jestem także w muzyce którą słyszycie.

Dziś pisanie przychodzi mi trudniej niż zwykle, bo równocześnie muszę wykonywać inną pracę, jestem więc nieco podzielony. Poprzednio nie udało by mi się to, gdyż teraz zużywam mniej siły niż na początku.

Nie sądź, że prowadzę twoją rękę. Tak, trzymani ją lecz nie poruszam. Mówię ci najpierw każde zdanie, które musisz potem napisać. Takim jest moje pośrednictwo. Teraz musisz cały oddać się pracy, Bóg z wami.

9 sierpnia 1915

Góry, które podziwialiście, były niegdyś całą moją radością. Teraz jednak nie poświęcam im uwagi, nie widzę bowiem ich dla nich samych i tak jasno jak poprzednio: patrzę ponad, obok i wgłęb nich, a to nie czyni obrazu jednolitym.

Ogólnie biorąc mój niepokój tutaj często jest straszliwy. Zbyt wiele przenika się tu i zwalcza różnych elementów. Wiele woli potrzeba, by móc pozostać w spokoju w takiej sytuacji. Ale gdy utraci się cierpliwość dopiero wtedy naprawdę nie postępuje się dalej. Mogę więc tylko spokojnie patrzeć w dal mając przed oczyma jeden cel. To pomaga. Nie sądź, że cierpię przez to, ale atmosfera jest nieprzyjemnie nabrzmiała niepokojem.

Słońce gra tu również swą wielką rolą. Darzy siłą we wszystkich duchowych prawach; i mnie dało ono kiedyś siłę do tworzenia, kiedyś kiedy byłem jeszcze na ziemi. Przenika ją znacznie głębiej niż można to sobie wyobrazić. Działa nawet niewidoczne. U jego boku stoją planety, z których każda darzy inaczej. Nie wychodzę ze zdumienia nad niewypowiedzianą wielkością i głębią tego wszystkiego. Jakże żałują, że nie postąpiłem jeszcze na tyle daleko, by mieć ów obraz jasnym. Ludzki umysł nie ogarnia mocy rzeczy.

Codziennie wzrasta moja wola poznania i nieustannie dowiaduję się więcej.

Teraz i na was przyszedł czas, że patrzycie na wszystko innymi oczami. To pierwszy krok, który macie za sobą, prędzej zresztą niż się spodziewałem. Teraz sami zaczniecie rozumieć, czego potrzebujecie do dalszego rozwoju. Poznanie ludzi, którzy wam dalej pomogą; na to nie wolno mi mieć wpływu, te rzeczy bowiem należą do waszej karmy. Mogę tylko być przy was, przysłuchiwać się, współprzyjmować, pocieszać, wzmacniać przez to, że żyję! Lecz waszą drogę życia musicie tworzyć sami.

Mówię głównie o czasie zapoczątkowanym przez moje odejście, albowiem to ono rozpoczęło wasze rzeczywiste życie. Gdy myślicie o mnie, zobaczcie w wyobraźni duchowego Sigwarta, nie cielesnego. Wszak nie jest to dla was trudne – a mnie sprawia radość.

Nie widziałem jeszcze nikogo z naszych ziemskich znajomych. Myślę, że będzie to trudne, gdyż z żadnym spośród tych zmarłych nie łączył mnie węzeł prawdziwej miłości. W ogromnej przestrzeni, w jakiej się znajdujemynie ma spotkań przypadkowych. Tylko miłość czyni możliwym każde spotkanie. Jakże małą jest ziemia w porównaniu z tym tutaj.

Chcę jeszcze dać wam słowa zawierające mądrość. Słyszałem je tutaj i wiele nauczyłem się z nich. Proszę czytajcie je często, pogrążajcie się w nich bez reszty:

Chwała odwiecznej boskości

Chwała na wieki nieprzezwyciężonej mocy

Tej która wszystko przenika

Która przez wszystko przepływa

Były eony lat

Eony lat będą

Było wszystko

Wszystko jest

Ciągłe wzburzenie mórz życia

Rozbitych w pianę między skały ziemi

Święta moc słońca wygładzi, ukoi

Święta moc słońca nieprzezwyciężona

Wiara jest wszystkim – bez niej niczym jesteś

Ma swoją wiarę roślina

I zwierzę swoje skupienie

Ty zaś masz Boga we wnętrzu

A przeczysz chcąc wielbić swój rozum

               Czym jesteś?

O Wielki Boże, Ty wszystkim kierujesz

Sam wszystko stworzyłeś, czuwasz nad światami

Zmiłuj się nade mną – po Tobie chodziłem

Depcząc, myślałem że rządzę światami

Miłość bezmierna, Ty jednak przebaczasz!

Przychodzę ponownie: zmiłuj się raz jeszcze!

Odnalazłem Cię teraz

I byłem słaby –  teraz jestem silny

Mając Ciebie odtąd już na zawsze.

Ta modlitwa była mi dana w godzinę śmierci. Czułem, Jak mało poznałem Boga. Teraz mogę radzić wam z serca – musicie dostrzec Boga we wszystkim, inaczej nie odsłonicie Go przed sobą w sobie. Dopóki nie znajdziecie Go wewnątrz was, nierozdzielnego z wami na każdym kroku, w dzień i w nocy –  nie będziecie zdolni przyjąć Go i tego co dać wam jestem upoważniony.

Proszę was, zadajcie sobie ten trud póki nie jest za późno. Czyni mnie niewypowiedzianie szczęśliwym, że mogę wtajemniczyć was w nieznaną wam wspaniałość. Moja wdzięczność dla was wzrasta z dnia na dzień. Nie zasłużyłem na taką miłość! Moje podziękowanie jest dziełem, które wolno powstaje poprzez ciebie dla was, aż przeniknie was do najgłębszych głębi. Nie wolno mi niczego mówić wam wprost, dlatego czas ten musi być długi.

Chciałbym opowiedzieć wam dzisiaj małą historyjkę. Otóż był sobie kiedyś pewien mały, brzydki człowiek, który w nic nie wierzył i chciał całą ziemię przekonać o słuszności swojej nauki. Wtedy przyszedł do niego wielki, piękny człowiek i zapytał: „jak daleko chcesz szerzyć swoją naukę?” „Aż do najgłębszych głębin ziemi”. – „Ach tak – powiedział ten piękny – a więc nie jest to tak niebezpieczne, jak myślałem; sądziłem, że chcesz z tym iść ponad ziemię”.  – „Nie – odparł mały i brzydki – tam jest dla mnie za jasno”.

– „Więc cóż chcesz osiągnąć pod ziemią tą swoją nauką?” zapytał ten wielki – „O, to proste – odrzekł brzydki, chcę nią rozsadzić całą ziemię i tak przekonać ludzkość o mojej racji”. – „Ależ to wcale nie jest niebezpieczne – odpowiedział piękny – wszak wszystko, co rozsadzasz, jest przeniknięte boskością możesz więc zniszczyć ziemię a i tak trwać będzie w Bogu”.

I tak też jest z całą boską nauką. Ma być gwałtem niszczona – a jednak ten, który chce to zrobić, wspiera ją tylko.

11 sierpnia 1915

Żałobę po mnie przemieniliście w wielką siłę i przez nią przychodzę do was. Jakież to dla mnie uszczęśliwiające! Rozpoczęliście swoje dojrzewanie.

W ciągu swoich ostatnich dwóch lat na ziemi byłem zupełnie innym człowiekiem niż przedtem – odkryłem bowiem w sobie poznanie. To ono uczyniło mnie spokojnym, szczęśliwym i w pełni poddanym temu, co mnie spotkało. Bo wiedziałem i wierzyłem. Przemijanie, ponowne narodziny – to wszystko stało się dla mnie jasne. Prawda weszła we mnie. Widzę teraz, że to samo zaczyna dziać się z wami.

Czasem chciałbym wam chętnie powiedzieć o pewnych rzeczach, których sam niestety nie rozumiałem jeszcze w dostatecznej mierze. Wówczas moi przyjaciele dyktują mi wszystko a ja przekazuję dalej dla was. Pod tym względem jestem w bardzo dobrej sytuacji, bo otaczają mnie tacy przyjaciele, którzy pouczają mnie w czym mogą. Jest to dobra strona mojej karmy, która zresztą rzadko się zdarza. Dowiaduję się przez to więcej niż inni zmarli w tym samym czasie.

Dziś byłem w pewnej loży – wiele słyszałem i dowiedziałem się. Nie wolno mi powiedzieć gdzie ona się znajduje. To miejsce należy do najwyższych na ziemi. Byłem wprowadzony by uczestniczyć tam w czymś. Jest to bardzo głęboka i poważna społeczność wysoko rozwiniętych ludzi. Obecnych także było bardzo wiele nas, istot duchowych. Ta loża znajduje się w Mauretanii – więcej nie mogę powiedzieć. Nazwy miejscowości nie ma już w zwykłych atlasach. To historyczna nazwa, zna ją każdy uczony.

Chciałbym dać wam dzisiaj modlitwę, której nauczyłem się gdy popadłem w zwątpienie:

Cicho i zwiewnie płyną modlitwy ku światłu

na skrzydłach miłości

cicho i zwiewnie otulasz me członki eteru

swoją szatą światła

Boże najświętszy, raz tylko objawiłeś mi

Moc Twego niebiańskiego oka, raz jeden

Pomóż wznieść skrzydła

By Ciebie oglądać

Tylko raz, Boże!

Na Twój widok zapadam się cały

Wgłębi Ciebie, Najwyższy,

Wgłębi mojej jaźni.

Być może wyszło to inaczej, ale trudno jest ubrać w słowa odczuwane tu bez słów sensy.

12 sierpnia 1915

Słowa, które chcę wam teraz dać, przeznaczono są dla tych, którzy rozwijają się zbyt szybko:

Czekaj, czekaj – czekaj!

Myśl, ćwicz, kieruj.

Przyjdzie czas,

Jestem gotów.

Nie za wcześnie

Bez trudu

Wszystko musi się zmienić

Wszystko w rękach Boga.

Kochana Matko!

Twój syn, Sigwart mówi do Ciebie. Widziałem wasze cierpienie i troskę; droczyło mnie to, ale wy sami przezwyciężyliście się.

Wiem, jak bardzo zawdzięczam ci wszystko, życie pełne słońca i miłości. W swym oddaniu zapomniałaś o sobie. Bogato rozkwitł siew bezosobistej miłości, którą przeniknęło Twoje życie. Ty jesteś tak wspaniała, tak silna, tak dojrzała. Tak, Matko, czyż to nie cudowne, że mogę być z wami w kontakcie aż osiągnę następny duchowy stopień. Wtedy będzie to dla mnie trudniejsze, ale mam jeszcze czas.

A teraz pozdrowienie z duchowego świata:

Ku morzom boskości spływają

Strumienie miłości

Każda modlitwa z głębi serca

Budzi kwiat na łąkach Boga – Ojca

Tyś jest miłością

Stałaś się światłem

W Tobie jest Boskość

Nad Tobą wieczny rytm czasu

Uwierz i módl się

Dziękuj, przekraczaj

Próg ziemi aż do ołtarza światła

Wspaniały potężny jesteś!

Pokorny spoczynek niebiański

W Tobie leży

Ciebie okwita

Na wieczność

Po wsze czasy

Wsze czasy

Chcę wam powiedzieć dlaczego nie mówię o grobie. Otóż – nie chcę niczego dawać tym cielesnym resztkom. Każda moja myśl o nich jest podtrzymującą je siłą. One muszą przeminąć. Są obcą mi teraz, starą osłoną. Często jestem na tym pięknym miejscu pod dębem, gdyż zawsze je lubiłem, ale nie myślę o tym co próchnieje pod ziemią. Czuję się szczęśliwy natomiast w otoczeniu waszej miłości. To wasze myśli, a nie moje szczątki mają wartość. Nie wolno wam żadnego ciała paść waszymi myślami! Pomóżcie mi zbudować świątynię ofiary, wtedy zawsze się w niej odnajdziemy. Wasze wzniosłe myśli przyciągają mnie, nie ból!

15 sierpnia 1915

Kochany Ojcze!

Twój syn mówi, do Ciebie. Wiem, że wierzysz w moją obecną egzystencję. Jest mi dozwolone obcować z Tobą na tej drodze. Odszedłem od was, bo tu miałem do zrobienia coś wspaniałego. Nie pogrążajcie się w żałobie. Wszystko tu czekało na mnie, zostałem przeznaczony do wykonania części wielkiego, świętego dzieła. Stworzyłem już jedną z siedmiu niebiańskich symfonii! Muzyka stanowi nasz najsilniejszy środek używania wpływu na ludzkość.

Widziałem Twą tak bardzo kochaną matkę. Otoczyła Cię bezgraniczną nieustającą miłością w Twym cierpieniu. Prosi Cię być nie żywił w myślach najmniejszej troski z jej powodu. Wy nie wiecie co to znaczy dla nas, którzy nie mamy już ciał, gdy opłakuje nas ktoś, kogo kochamy. To najcięższe co może na nas przyjść. Wszak my odczuwamy tak samo jak przedtem.

Widząc Cię w smutku na ziemi nie zniosłaby swego bólu, a teraz musi to czynić. Czujemy tak jak na ziemi, bo przecież pozostaliśmy takimi samymi. Żałoba tylko tworzy przepaść między nami a wami; później pozostaje już tylko miłość, ta więź najwyższa, najświętsza, najbardziej wewnętrzna. To miałem powiedzieć Ci od niej. Kiedyś Cię tu przyjmie, gdy wybije Twoja godzina.

Jestem szczęśliwy, że mam w Tobie tak mocną podporę. Wiedziałem, że uwierzysz z czasem, że to Ja do was mówię.

Gdybyś widział wczoraj, jak stałem przy Tobie słuchając Twoich wyjaśnień o moich doniesieniach, jak widziałem Cię promieniejącego szczęściem tak samo jak ja! Nie potrzebujesz mnie widzieć, Ty wiesz i czujesz dosyć, dlatego dzięki Ci, mój dobry, kochany Ojcze! Pokój jest z Tobą! I trwać bodzie, aż znów się zobaczymy.

Życie ziemskie jest tak krótkie a wieczność tak piękna! Masz wiarę, która może góry przenosić. To takie piękne dla mnie, dla Ciebie, dla Twoich.

Pozdrowienie z duchowego świata od zawsze Ci wiernego syna Sigwarta.

O, człowieku

jak wielkie strumienie miłości opływają Cię

O, człowieku

Boże

Tyś jest

Ojcem światła i miłości

Władcą śmierci, odpocznieniem

Z niezmierzonej Twojej mocy

Pić mi dałeś i pojąłem

moc Twą –

tą moc, która czuwa

Teraz trwam choć świat się spala

tylko ta myśl pozostaje:

Jam jest – tyś jest.

18 sierpnia 1915

Niekiedy przychodzę tak blisko was, że odczuwam was niemal cieleśnie. Nie wolno wam zapominać, że głęboki związek miłości między ludźmi – trwa na wieczność. Nie rozumiecie tego, bo macie zupełnie inne pojęcie o czasie, ale powtarzam wam: nie ma rozdzielenia między tymi, których w życiu wiązała głęboka miłości

21 sierpnia 1915

Dziś był cudowny dzień. Po raz pierwszy słyszałem najwyższą, niebiańską muzykę. Trzymałem nici w ręce i dlatego odczuwałem wszystko w najsubtelniejszych drgnieniach. Było mi dane spełnić me pragnienie – wchłonąć w siebie całą tę muzyką. Jeszcze teraz przenika mnie żar tych świętych harmonii. Dzięki składam Najwyższemu, że pozwolił mi umrzeć, abym mógł to usłyszeć.

Przechodzę tu niekiedy trudne chwile, ale zawsze pomagają mi wtedy przyjaciele, poddając mi słowa w które mam się pogrążyć. Tylko taka modlitwa pomaga mi.

22 sierpnia 1915

Kochana Siostro!

Pragną podziękować Ci dzisiaj za strumień Twojej miłości. Wypełnia mnie całego. Jestem bardzo szczęśliwy, że sama się przezwyciężyłaś. Za bardzo Was kocham, by znieść bez udręki wasz ból. Gdy opanowane jest cierpienie, twa muzyka prowadzi mnie po cichych ścieżkach ukojenia. Te łagodne, kochane dary napełniają mnie spokojem, który powoli wraca do mnie po pokonaniu pierwszego, okropnego chaosu.

Potężna siła leży w każdym człowieku lecz tylko nieliczni umieją właściwie ją uruchomić. To największy błąd – owa próżność, która przesłania tak wiele. Przezwyciężając się zaczynajcie od małego, najpierw od jednej rzeczy dziennie, potem dwóch, aż urośniecie w siłę. Potem uświadomicie sobie każdą myśl skażoną choć cieniem próżności.

Słuchałem waszych rozmów. I ja często tęsknię za tym, by być z wami fizycznie; są to jedyne chwile, gdy bezwarunkowo potrzebuję pomocy. Potrzeba czasu, aby ta tęsknota przeminęła w nas wszystkich.

Często cierpię z wami, choć nie tak intensywnie. W tym też leży ciężar życia ziemskiego, że musi się żyć wbitym w materię.

Zerwałem cielesne więzy, które nas łączyły i było to ciężkie, lecz ktoś przecież musiał zrobić początek. Uplecione zostaną nowe, piękniejsze niż ziemskie, coraz subtelniejsze z każdym umieraniem i życiem, aż staniemy się jednością, że nic nie zdoła nas wtedy rozdzielić. Na tym polega sens rozwoju, którego istotą jest miłość.

Słyszałem wasze pytania. Otóż – nie przebywam na planie astralnym ani na dewachanicznym; znajduje się na stopniu pośrednim. Posunąłem się szybciej niż inni dzięki moim ziemskim zainteresowaniom, jakimi darzyłem sprawy wyższe.

23 sierpnia 1915

Dziwicie się, że nie mówiłem o wojnie. Ale z tym wiąże się tyle niepokoju, treski, zwątpienia, lęku  że nie chcę zajmować się tym. Chaos, ból i nędza, pomieszanie uczuć jest to okropną rzeczą. Nie walczę już dalej choć wielu nadal to czyni. Myśl o wojnie dręczy mnie. Wiecie przecież, że widzę obecnie więcej niż wy. Wszelkie okrucieństwo, wszelką okropność przeżywa się tu z dwóch stron: ciała, tak ale i umęczonego ducha. To zbyt wiele. Zajmuję się tym tylko o tyle, o ile mogę ulżyć w cierpieniach. Nie chcę jednak przez to powiedzieć, że moja śmierć była czymś okrutnym. Ona była piękna; wszystko się uciszyło jak wygładza się morze spienione sztormem. Tak czy owak odszedłem od was i odszedłbym, wierzcie mi. Starość nie była mi przeznaczona. Moja śmierć była dobra – bez choroby, bez wyczerpania bez granic. Była w swoim rodzaju – doskonała.

30 sierpnia 1915

Zwycięstwo jakie odnieśliście nad własnym bólem położyło kamień węgielny pod naszą świątynię ofiary. Teraz mogę być całkiem z wami. Ziarno padło na urodzajny grunt. Dopiero teraz siła waszego przekonania umożliwia mi podzielenie się z wami wszystkim. Tę modlitwę odmawiajcie na miejscu ofiary:

Wspaniały jest Pan Światów

On stworzył Cię, znów zabrał

W ofiarnym miejscu stoję

I modlę się do Ciebie

Materia wciąż przemija

Niebiańska trwa zasada

Ty skrzydła rozpościerasz

By przyjąć Twoje dziecko

Rozwoju pochód święty

W nim wszystko wybawieniem

Śmierć tylko przechodzeniem

Zaś wszystko wypełnianiem

Pozwól na Ciebie patrzeć

Któryś jest Ojcem moim

Wszystko jest Wolą Twoją

O, zabierz mnie do siebie

Otwórz niebo Twoje

Czas w końcu dokonany

A Ty, mój Boże, blisko

Jak pięknie jest umierać

Gdy jesteś blisko przy mnie,

5 września 1915

Dotarłem obecnie do sfery, gdzie wszystko jest łatwiejsze: nie spotykam się już z tak licznymi przeszkodami jak na początku. Otacza mnie harmonia. Moje prace tutaj równie są piękniejsze jako wyzwolone z wpływów ziemi. Różnica ta jest tak duża jak między dniem a nocą. Jestem więc teraz bardziej wam odległy, gdyż nie dzielę już waszych trosk: nie dręczą mnie drobne troski, choć docierają natychmiast każde silniejsze przeżycia ze mną związane. Rozporządzam większymi siłami, mogę więc być dla was czymś więcej niż dawniej.

Przejście przez poszczególne stopnie jest tu zaledwie wyczuwalne. Wierzcie we mnie proszę, jesteście całą moją mocą i podporą. Wiem już, jakim nieszczęściem jest chcieć rozmawiać ze swymi kochanymi gdy cię nie słyszą. Oto męka! Radzę gorąco każdemu z was wszystko omówić z najbliższymi na ziemi, aby ten, kto najpierw zostanie odwołany nie musiał cierpieć chcąc się porozumieć a nie znajdując wiary.

I dla mnie było by o wiele łatwiej, gdybym was o wszystkim uprzedził.

Niemal ukończyłem już siódmą symfonię. Była to ciężka, lecz wspaniała praca, Wszystko czeka na wielką chwilę przedstawienia. Zaczyna się dla mnie nowe życie, życie w samym sobie. Medytuję i muszę zanurzyć się w swojej jaźni. Żaden niepokój z zewnątrz nie powinien do mnie wtargnąć. To wymaga bezwarunkowej samotności. To dlatego nasze obcowanie jest teraz inne. Otrzymałem zezwolenie na dalsze pisanie, lecz tylko o rzeczach duchowych. O, gdyby wasze oczy mogły wolne od materii oglądać te wspaniałości! Czymże jest wszelkie piękno na ziemi wobec piękna i doskonałości tutaj. Wasze radości są dla nas radościami małych dzieci, zdolnych dostrzec tylko bezkształtną formę i zachwycić się nią bez zrozumienia czym jest. Teraz dopiero uświadamiam sobie naprawdę ujarzmienie ducha na ziemi.

6 września 1915

Oto znów słowa, która mogą wam pomóc. Zagłębiajcie w nich:

Tak, Ojcze oddaję Ci zupełnie ducha mego

Tak, Ojcze, wypełniam całkowicie czego sobie życzysz

Zabierz mnie do siebie bym był w Tobie mocny

Dla spełnienia pracy, którąś mi powierzył.

7 września 1915

Mnóstwo nowego nauczyłem się dzisiaj. Jakże ciężko jest przeżyć czas zanurzając się całkowicie w sobie! A jednak chciałem tego. Zobaczyłem bowiem przepaść przed sobą i trudno by mi było wydostać się z niej. Teraz wy musicie iść za mną, inaczej przestrzeń która nas dzieli stanie się zbyt wielka. Zwykle jest odwrotnie: zmarły pomaga pozostałym na ziemi i przez to hamuje swój dalszy rozwój. Ja zaś tylko z początku zesłałem wam wielką pomoc, teraz zaś wy mi pomagacie wychodząc mi naprzeciw.

Potężne są prawa wszechmocy. Musimy im się poddać jeżeli czynimy to zdecydowanie i z pokorą, stają się cudowne, kochane. Łańcuch, który wszystko wiąże ukuty został pod kochającym nadzorem naszego Ojca. To powinno przynieść wam spokój. Pozostawajcie w pokornym oczekiwaniu, aż wybije godzina naszego spotkania,

8 września 1915

Nie smućcie się, obecnie nie jestem już tak wrażliwy na waszą żałobę jak na początku. Jestem teraz zupełnie inny niż przedtem; wszystkie myśli miłości docierają jednak do mnie. Gdy mnie wspominacie, musicie uważać i na własny rozwój. Bez waszej współpracy nic nie posuwa się naprzód. Obecnie siłę musicie czerpać nie ze mnie, ale własnego wnętrza. Bądźcie wdzięczni, że wolno mi było wam to powiedzieć, bo nie wiedząc o tym moglibyście przez tę niewiedzę zostać strąconymi z wysokiej góry, na którą wolno mi było wprowadzić was kosztem całej mojej siły i miłości. I jeszcze słowa, w które obyście się czysto zanurzali:

Ja jestem – i Ty we mnie

Ja byłem – i Ty przy mnie

Ja chcę – i Ty jesteś mój

9 września 1915

Jakże długo trwa umieranie! I u mnie trwa ono jeszcze – ciągle wydzielam osłony i wciąż widzę i czuję inaczej. Tylko miłość do was jest niezmienna i wieczna przechodzi przez wszystkie bariery. Zakończyło się właśnie moje senne życie, by mogło zacząć się prawdziwe. To pierwsze jednak w porównaniu z waszym jest jawą w znacznie większym stopniu. Na ziemi nic się w ogóle nie widzi, odczuwa jeszcze mniej, a w dodatku dręczą ustawicznie małe troski wypełniające codzienne życie. A jednak często wraca do nas tęsknota za życiem ziemskim, widzimy bieg stawania się. Inaczej duchy nie zdecydowałyby się ponownie wejść w kajdan ciała.

12 września 1915

Teraz przezwyciężyłem pewną ciężkość, zdałem egzamin. Nie było to łatwe, ale wspaniała to rzecz – zwyciężyć! Wielka jest dobroć i sprawiedliwość naszego Ojca. Wiem już dlaczego umarłem. Najpierw mam przed sobą potężną twórczość w muzyce. Potem mam szerzyć poprzez was niebiańskie nauki. Mam także pomóc wam rozumieć wasz los, gdyż mniej cię cierpi rozumiejąc. Moje odejście było wreszcie narodzeniem naszej miłości. Czyż to nie wspaniałe uzasadnienie.

Minął już czas mojego zanurzania się w sobie. Część mojej jaźni bierze w tym jeszcze udział, ale wolno mi już na krótko odczuwać rozkosz wyższego życia. Więzy ziemi zostały zrzucona. Dziwicie się, że tak szybko się to stało? -„Bohaterska śmierć” nie jest bajką. Ten rodzaj śmierci bardzo przyczynił się do mego szybkiego postępu. Żołnierze oddający życie z bezosobistym entuzjazmem odzyskują je potem wspanialsze. Ale muszą iść na wojnę przeniknięci myślą, że spełniają  swoją powinność. To cudowne przygotowanie na życia tutaj.

13 września 1915

Odnajdujemy się razem we wszystkim, co wyższe – w sztuce, modlitwach, pięknie przyrody. Mogę pozostawać w połączeniu z wami w każdej sferze bo łączy nas najbardziej wzniosła najczystsza miłość. Wierzcie mi! Radujcie się, gdy postępuję wzwyż, bowiem każde zrzucenie obciążenia tutaj jest świętem!

Gdy byłem u was, widziałem, jak bardzo zasypianie pokrewne jest umieraniu. Materia związana jest wówczas tylko jedną nicią z duchem, a ten jest szczęśliwy – bo wolny. Obcujemy wówczas zupełnie jak na ziemi, a ja opowiadam wam wiele. Lecz nie wolno uchybić wam chwili, kiedy wracacie do fizycznego ciała, podług ścisłych praw spełnianych przez was nieświadomie. Po przebudzeniu duch wasz znów związany jest z ziemią i nawet mino najszczerszych chęci i postanowień nie pamiętacie o naszym spotkaniu. To udałoby się wam dopiero wtedy, gdybyście mogli świadomie spotykać się ze mną we śnie. Wierzę, że przynajmniej niektórzy z was osiągną ten poziom w rozwoju na ziemi.

Dzisiejszej nocy wiele mówiłem wam o moim życiu i umieraniu. Być może kiedyś przypomnicie sobie nagle o tym – i będzie to w formie sennego marzenia, ale to ja jestem zawsze tym, który jest z wami w czasie snu.

13 września 1915

Duch czuwa nad waszym rozwojem, boska siła wypełnia waszą duszę, ciepłe promienie światła przenikają was. Wasza jaźń stoi na szczycie świętego wzgórza i śledzi świetlane promienie wschodzącego słońca. Te przeszyją was jak roztopione złoto, gdyż oczy waszej duszy będą oglądały niebiańską nieskazitelność.

18 września 1915

Dziś daleko odszedłem od was, ale do pięknej pracy. Musiałem pouczać niedoświadczonych uczniów i dawać im wspaniałe dowody rozwoju duszy w nieśmiertelności. Byli to dopiero zmarli żołnierze, których wiara w życie tutaj nie była zbyt silna. Byli otwarci na przyjęcia moich pouczeń. Często mam do czynienia z tym rodzajem pracy, bo żal mi tych biedaków pogrążonych w niewiedzy. Inaczej rzecz ma się z tymi, którzy wszystkiemu przeczą i nie chcą wierzyć. Walczę wówczas z niechęcią wzbierającą we mnie, bo przecież nie wolno mi jej odczuwać! Jestem szczęśliwy, że nauczyłem się ją pokonywać.

Gdy widzę, jak zamknięte i uzależnione jest wasze życie czuję się szczęśliwy, że przezwyciężyłem wszystko. Odczuwam każde drgnięcie nici naszego wzajemnego oddziaływania podczas gdy u was musi ono pokonać liczne warstwy. Nie każde moje uczucie dociera więc do was. O, jakże niewielu ludzi wie o faktycznej łączności między zmarłymi a żyjącymi, istniejącej w wielkiej miłości.

20 września 1915

Dziś daję wam taki wiersz:

Pragnę do Ciebie dotrzeć

Najwyższy

Muszę to wszak osiągnąć

Najwyższy

Wybacz mi słabość moją

Najwyższy

Już wiem – Ty mnie znajdziesz

Więc znika niemoc moja

Najpotężniejszy, pomóż!

Bo wola Twa jest moją

I schylam się przed Tobą.

Myślę, że żaden z was nic otrzymałby zezwolenia na udzielanie nauk niebiańskich. Ja zawdzięczam to memu przedostatniemu życiu, w którym dążyłem do poznania światów duchowych, lecz mało miałem wówczas okazji po temu. W ostatnim życiu jednak światy te otwarły się dla mnie – to znaczy, moja wiara była tak silna że nie musiałem wiele dociekać. W ostatnich latach tego życia miałem wielokrotnie uczucie świętego oddziaływania na mnie. Miałem nieokreślone przeczucie przenikającej mnie na wskroś boskości, w której zatapiałem się wówczas całkowicie. W takich chwilach tęskniłem do wyzwolenia czułem, że niewiele namiętności zostało mi do pokonania. Nie lękałem się śmierci. A że już resztki materii opadły ze mnie, mogę wam powiedzieć, że są po śmierci i bardzo niemiłe chwile. Miałem szczęście wyjść jakoś z tego chaosu. Miałem stale przy boku przyjaciół z dobrą radą. Byli mi ciągle źródłem wewnętrznego spokoju.

21 września 1915

Jakże wiele mogę Ci dziś powiedzieć tu, nad morzem. Atmosfera jest tak czysta. Widzę jego głębię, wiem czym jest i co kryje. Zdumiewająco wspaniałe są cuda ziemi.

Odpowiednio do setek stopni rozwoju każdy z nas może oglądać te rzeczy, gdyż tutaj podobnie jak na ziemi ulegamy głodowi poznania. Każdy z nas przeczuwa istnienia Wyższego i Niezbadanego.

Słabe pojęcie o wieczności możecie sobie wyrobić, przedstawiwszy sobie mnie jako nieśmiałe dziecko wobec Wyższych, Wiedzących istot, dziecko zaledwie przeczuwające ich wielkość.

Rozumiecie teraz jak bardzo tęsknię by móc was widzieć wolnymi od najgęściejszych zasłon. Nie tęsknię jednak za niczym materialnym. Nasz związek jest czysto duchowy, choć na początku nie był wolny z mojej strony od uczuć właściwych mi za życia. Gdy ktoś umiera jako dziecko lub starzec – najczęściej nie tęskni stąd do ziemi.

Widzę was teraz inaczej, odczuwam raczej wielkie i wzniosłe w was. Tak samo jak z barwami, których teraz niestety nie nosicie. Biel jest dobra i piękna, lecz inne kolory były by mi milsze. Czerń jest straszliwa. Nie godzi się byście ją nosili przy swoim nastawieniu do mnie.

W miejscu ofiary, gdzie często przebywam, raduję się znajdowanymi tam barwami. Tu także często stwarzam sobie również wspaniałe doznania poprzez grę barw. Gdybyście mogli to oglądać!

23 września 1915

Błogosławiony jest dach nad Twym domem

Tu wyrastają róże na murach

I wyglądają oczy tęsknoty…

Poczekaj chwilę!

Otwórz się falom przenajświętszej łaski

I pozwól wnętrzu wybuchnąć w nim snopem

Światła na zawsze nieugaszonego

Ono rozjaśni Twoje dzienne czyny

Rozświetli ciemne nocne przeżywanie

Ogarnia Cię oto światła boska miłość

A ty spoczywasz w głębinach jej łona.

Jakże wszystko pojaśniało, odkąd strumienie waszego życia wystąpiły ze starych  łożysk i popłynęły inną drogą. Gdybym wrócił z wojny, nie zmienilibyście się. Wasze życie jest wprawdzie długie, lecz czas przejrzenia krótki. Początkowo drżałem o was, byście swój ból mogli należycie znosić i przezwyciężywszy się nie rozerwali więzów naszej miłości. Teraz nie obawiam się już tego.

Spójrzcie, już teraz przędzie się wokół was najczystsza tkanina duchowości. Otoczenie odczuwa waszą obecność jako dobrodziejstwo. Ludzie nie przeczuwają nawet, jak dalece na siebie wpływają wypromieniowując osiągnięte właściwości duchowe, które udzielają się jako sympatia lub miłość – udoskonalające, pobudzające. Sami zauważycie to kiedyś i odnajdziecie w tym wielkie źródło wpływu na bliźnich.

25 września 1915

Śmierć nie jest przemijaniem, lecz zmartwychwstaniem. Życie nie jest stawaniem się, a przemijaniem. Materia musi ulec zniszczeniu by przekazać swą siłę ducha. Ten wzmocniony nią –  pnie się wzwyż.

Taka siła jest różnego rodzaju i postaci. Powstaje jakby na wzór osadu krystalicznego, co człowiek stworzył z pracy swej na ziemi. Przez nawet najbardziej materialną pracę przeciągają duchowe prądy, które człowiek musi kształtować w pocie czoła. A siła ożywiająca to dzieło jest siłą przez niego stworzoną i trwa dłużej niż ono samo, będąc dla ducha drabiną do doskonałości.

Na miejscu ofiary:

Jakże tu pięknie! Obyście tylko mogli zobaczyć te wielkie czyste duchy, które przychodzą do was gdy czytacie moje modlitwy i szerzą wokół was swoje „odpocznienie”.

Wasz dzisiejszy niepokój utrudnia mi rozmowę z wami. Przez brak harmonii nie znajduję w was oddźwięku i mistrzowie moi mówią: „siejesz świętości na wiatr”.

Jeżeli nieustannie czytać będziecie te duchowe treści, potężna siła narodzi się z waszej współpracy z wyższymi duchami, bo one wówczas wpływają na was i rozwiązują, najtrudniejsze sprawy. Ta siła pomaga wam także odczuwać mnie lepiej – nawet i cieleśnie! –  ale nie sądźcie, że to ściąga mnie w dół.

27 września 1915

Każda myśl o Bogu wykracza z ciasnego kręgu, staje się wolna. Każda myśl o rzeczach wiecznych zrywa pęta materii, każda myśl przepojona miłością wzlatuje wysoko w górę, uskrzydlona, w regiony światła. Myśli te nie są jaszcze wolne gdyż z małego serca ludzkiego wyrastają trzy złote nici prześwietlone słońcem. Snują się ono dalej i dalej dzięki sile przekonań. Wszystko przenikają i nie rozrywają się, aż do chwili gdy serce ludzkie musi odejść z ziemi. Wtedy serce to walczy, ale jedno życzenie wystarczy by stało się wolnym. Gdy się już to stanie, myśli człowiecze stworzone na ziemi płyną do wiecznego słońca pociągane owymi złotymi nićmi.

Tak właśnie ma się sprawa z wiarą. Każda myśl, która ma swój początek w boskości, wyciąga człowieka z jego cielesnej osłony, użycza mu siły i pragnienia wolności.  Przędziwem własnych myśli wznoszona jest dusza, dlatego zawsze myśli mają najwyższe znaczenia, nie czyny. Myślami można osiągnąć wszystko, czynami zaś tylko niewiele.

Musicie osiągnąć to, do czego zostaliście powołani.

29 września 1915

Kochana Siostro, pobłogosławiłem Cię z całą żarliwością mego serca. Z otwartymi ramionami przyjmę Cię tutaj. Jesteś moim łagodnym słońcem, które z daleka darzy mnie swymi promieniami. Przed moim ostatnim życiem ziemskim wychodziłaś na wysokie góry, aby mnie szukać i znajdowałaś pogrążonego w niemym zamyśleniu, w pełnej samotności na świętych wierzchołkach. Budziłem się gdy lekko dotykałaś mej dłoni. Przychodziłaś gdy było potrzebnym sprowadzić mnie znowu do życia. Miałaś tak silne pragnienie by urodzić się wraz ze mną i spędzić ze mną nowa życie, że w końcu osiągnęłaś to, że odwołano mnie przedwcześnie. Tak tedy ten bliski stosunek stworzyłaś serdecznością twych życzeń i modlitw.

2 października 1915

Jakże przygnębiający jest widok przeciętnych ludzi, którzy zalewają świat duchowy i jakim dobrodziejstwem jest móc nagle oglądać jednego z blaskiem boskości. Jednakże doprawdy rzadki to wypadek. Najbliżej waszej ziemi stoją miliardy przeciętnych dusz. Zdumiewającą jest siła, jaką ziemia na nie wywiera. Jest magnetyczna. Nieskończenie wiele czasu musi upłynąć, zanim to działanie wygaśnie. Ziemia przyciąga tylko te, które zanurzone są w materii: inne odrzuca.

Na szczęście ta magnetyczna siła nie wciąga mnie więcej.

3 października 1915

Godzina Ofiary! Błogosławię, was i jestem w was. Pomagacie nam, sobie, Bogu, który nad wami czuwa.

Na miejsce ofiary przybywają zastępy świetlanych postaci. Odczuwacie je już.  Widzenie przyjdzie później.

4 października 1915

Przeżywałem dziś coś nieopisanie pięknego. Były to wspaniałe wrażenia niewytłumaczalnych dla was, barwnych tonów. Sens ich zrozumieliśmy zaraz, choć dla wielu pozostał on zagadką. Doznania to są zarazem próbami na to, jak dalece pojmujemy te wrażenia, wymagające wszak wielkiego skupienia. Tu rozumienie odbywa się, poprzez uczucia wyższe. Im wyżej rozwinięty jest duch, tym łatwiej reaguje na każde wrażenie  zewnętrzne. Cóż to za szczęście, gdy nagle odczuwa się coś co dotąd nie zwracało uwagi! Chwilowo to właśnie jest moją pracą. Muszę stać się bardziej wrażliwy, by móc przekazać własne doświadczenia. Również i tu ludzie przeciętni nawracają się dopiero czując i widząc dowody, gdyż brak im posłuchu wobec ich wewnętrznego głosu! Szczęśliwy kto wierzy bez dowodów.

5 października 1915

Jeśli chcę, mogę być przy każdym z was równocześnie. To tak, jakbym trzymał duchową nić wiodącą do każdego z was. Naturalnie, jest mi łatwiej gdy jesteście razem.

 W łagodnym locie powinno wasze życie dążyć do celu. Pomyślcie o tym w każdej waszej trosce, a ugnie się przed wami. Przyjdzie czas, gdy boski pokój ogarnie was swymi ramionami.

7 października 1915

Trzymaj się punktualnie godziny medytacji, uściślij lepiej porządek dnia, a łatwiej dojdziesz do celu. Pamiętaj, że teraz przez dysharmonię cierpię bardziej niż dawniej. Tylko harmonia, jednomyślność i miłość zatrzymają mnie wśród was.

10 października 1915

Tylko tak wolno mi było oddziaływać na was, że stałem obok was i wciąż zapewniałem: „jestem, żyję, słyszę, nie poddawajcie się żałobie!”. Uwierzyliście to była wasza rzecz. Lecz ani połowy z tego nie wolno by mi było później powiedzieć, gdybyście się byli nie rozwinęli.

Takie połączenie między żywymi a zmarłymi zachodzi rzadko. Nie przeczuwacie, jak nasza miłość i tęsknota za wzniosłym nas uprzywilejowuje. Lecz pytajcie mnie zawsze gdy zechcecie mówić o tym z kimkolwiek. Na razie jest tak, że nieostrożność może spowodować cofnięcie mi zezwolenia na dalsze informowanie was.

14 października 1915

Poddawać się wyższemu jest wielką tajemnicą rozwoju. Najczęściej ludzie nie czynią tego pragnąc dokonać czegoś siłą, którą odczuwają w sobie. Nie znają drogi. Siła staje się mocą gdy chce być niemocą i uznaje wyższe, które nad nią stoi. Każdy pracuje w służbie wyższego i w służbie postawionego niżej. Nawet wasza przeniknięta boskością jaźń prześwietla niższe, gęściejsze człony waszej istoty by wspólnie piąć się ku górze.

Bóg, który was posiał, złożył w sercach waszych myśl o nieskończoności. Dlatego jesteście boscy, święci i świętą jest niezmienna, nieprzemijająca wieczność, która w pokorze służy Bogu swemu Stwórcy. I Ty jesteś wieczną: złóż głęboko w duszy tę najwyższą z myśli z Boga jest wieczność, którą odczuwasz w sobie.

17 października 1915

Pobłogosławiłem was i zamknąłem krąg, który musiał się zamknąć na całą wieczność. Ma on wielkie znaczenie! Nic nie może nas teraz rozdzielić. Ukuta została ostateczna obręcz spiżowa. Stworzyliśmy pierwszy związek – następne nastąpią po nim.

Bądźcie wdzięczni Bogu za ten dar, bo przewyższa wszelkie ziemskie dobro. Bądźcie pokornego ducha w swojej wierze, gdyż dał wam tę wspaniałość. Bóg z wami po wsze czasy.

18 października 1915

Chcę wam teraz opowiedzieć pewną histerię. Gdy Bóg stwarzał świat, pomyślał też o mnie. Powiedział: „Mały człowieku, jesteś największym wśród wszystkiego co na ziemi, wszystko jest twoje – lecz musisz zrozumieć, dlaczego. Spoczywam w twym ciele –  Ja Twój Bóg. Chcę ubierać się w twoje różnorodne odzienia. Masz słońce, które cię ogrzewa. Twój lot jest tak wielki że sięga mego nieba. Wobec subtelności uderzeń twych skrzydeł milczą morze i ziemia, by móc ich słuchać. Chmura która cię otacza jaśniejsza jest niż najbardziej świetlany obłok pośród sfer. Tak to spoczywam w tobie. Lecz czemuż śpisz, choć twoje skrzydła wciąż szumią, a twoja chmura ciągle jeszcze błyszczy? Któż dał ci do picia napój z wód lejdejskich? O, śpiące dziecko ludzkie, zanurzone w kręgi życia obracające się w wiecznym kole świata! Zapomniałeś o sobie samym, dlatego też o mnie. Oto nie trzymałeś się mocno potęgi większej niż ziemska. Lecz jest jeszcze życie w tobie. Nie zrywaj tych ostatnich nici, byś nie runął snem zaćmiony w przepaść wiecznej nicości”.

Wasze myśli odbieram tutaj jako fale wychodzące od was. Najczęstsze, te najbardziej świetlane, dźwięczą najbardziej subtelnie.  Obojętne wywołują mętne, niepozorne fale. Myśli niespokojne są najgorsze, odczuwani je jak wzburzone morze które wciąż walczy i bije się samo ze sobą. Takie myśli, jeżeli przenikają do sfer duchowych, szerzą swój niepokój. Złe myśli stwarzają pewną siłę duchową, która później otacza ciało człowieka jako odrębna istota. Wy oglądacie swymi fizycznymi oczami świat, który sam jako taki jest odblaskiem prawdziwego. Czyż może zatem zadowalać was to, co przez zapłony materii jawi się wam jako dowód? Otwórzcie oczy waszej duszy, bramy waszej wiary! Jakże ubogim jest ten, który zgłębiwszy wszystkie dowody waszego świata nie wiedziałby co stoi ponad tym. Było by to smutne mamidło, iluzja bardzo odległa przeżyciu prawdy w sobie. Przyjmujcie i wierzcie jak drzewo wierzy w światło słońca. Wznosi konary ku niebu, choć nie widzi a tylko odczuwa, i rozpina gałęzie jak sieć w którą łowi błogosławieństwo swojego stwórcy. Najpierw czuć, potem zostać naczyniem objawienia, w którym w dodatku Stwórca mógłby się odzwierciedlić.

Również i my tutaj mylimy się często w sprawach naszego świata, jednak błędy nasze szybko rozpoznajemy i analizujemy, jeśli szukany poznania w pokorze. Jesteście rozczarowani, że ostatnio nie zrozumiałem was należycie. Ale to zdarza się z waszej przyczyny, gdy pytania w myślach nie są dostatecznie silne by przedarły się do mnie jako zrozumiała mowa. Poza tym i my możemy się mylić, gdy musi  nagle przestawiać się na wasz świat. Tylko przez wielką miłość, przez wysiłek najwyższego stopnia możemy zrozumieć co chcecie nam powiedzieć. Nie jesteśmy ani wszechwiedzący ani doskonali. Jesteśmy uwolnionymi duchami, które odsuwają się coraz bardziej od waszego świata w miarę przystosowywania się do królestwa, do którego obecnie należymy. Wszelkie stworzenie, wszystko poza Bogiem poddane jest błądzeniu,

19 października 1915

Milczcie – gdyż wasze milczenie podobne jest rozpostartym skrzydłom, pod ochroną których rozsiewam świetliste kwiaty. Nie powinny więdnąć. Ich pyłek wznosi wasza wiara do wyżyn świętości, którą każdy z nich nosi jako rdzeń swojej istoty. Walczcie, by burza ni mróz nie zniszczyły waszego ogródka,

23 października 1915

/W marcu 1914 pisał Sigwart do przyjaciela :

„Od Parsifala nie odszedłem, lecz zbliżyłem się do niego. Odczuwałem go jako Ojczyznę, jak swoje wyznanie wiary”./

Byłem obecny przy objaśnianiu Parsifala. Mam w tej kwestii niejedno do zarzucenia, aczkolwiek nasz przyjaciel należycie wyjaśniał jej głębie. Myśl podstawowa dotyczy Krwi Chrystusa, która naprawdę przemieniła substancję astralną ziemi. Potem nastąpiły zmiany w otoczeniu ziemi w fizycznych masach.  Chrystus umarł za nas, ale również my dla niego. Gdy krople Jego krwi padły na ziemię, wstąpiła w ludzi świadomość, wniknęła w ich ciała eteryczne by przez chwilę oglądać największe, co było dane przeżywać ziemi. Po powrocie w ciała fizyczne wszyscy stali się do wysokiego stopnia wiedzącymi. Zrazu odczuwali to jako silne przeżycie wewnętrzne, potem jako podświadome uczucie czci i wielkości. Z wiekami słabło to uczucie, lecz rdzeń jego stał się mocą głosu wewnętrznego. Od czasów Chrystusa jest on znacznie silniejszy niż przedtem przez tysiące lat.

24 października 1915

Oczywiście, bez łączności z wami w tak bezpośrednim związku szybciej postępowałbym naprzód, ale nie szkodzi mi on. Pragnę go a moja wola jest dla mnie przykazaniem.

Otrzymałem zezwolenie obcować z wami dopóki będziecie za mną nadążać. Mam nadzieję, że do czasu gdy będę musiał przerwać ten kontakt posuniecie się tak daleko że obejdzie się bez mojej pomocy.

Pojawienie się Chrystusa było największą ofiarą jaką zna ziemia. Cała ludzkość aż dotąd żyje pod wpływem tego wydarzenia. Syn Boży połączył się z ludzkością i dopiero wtedy uwolni się z tych więzów, gdy ta nie będzie potrzebowała takiego połączenia. Wtedy  dopiero zakończy się jego dzieło. Zapanuje sprawiedliwość Boża na ziemi, gdyż każdy zrozumie ofiarę Chrystusa i chętnie wkroczy na drogę łaski i doskonałości.

Podtrzymuj godzinę modlitwy.

Gdy zaczynasz nowy dzień, niech dusza Twoja wzniesie się do Ojca światła. To da Ci siłę ducha i ciała na cały dzień. Czas modlitwy powinien być ustalony, by w międzyczasie duch mógł się należycie skupić na ziemskich obowiązkach. Metodyczne planowanie jest konieczne w duchowej i fizycznej pracy.

25 października 1915

Z błogosławieństwem i dziękczynieniem rozpostarłem skrzydła jak ochronny płaszcz.

Byliście w świątyni ofiary gdy wielka cisza i spokój przyrody stały nabożnie w bramach swego skupienia wglądając w dzieło, które wzniosła wasza miłość ku mnie. Niewiele jest miejsc mogących roztoczyć taką siłę błogosławieństwa. Promieniejąc szczęściem oczekuję was, gdy przychodzicie na ścieżkę. Oprowadzam was codziennie, byście oglądali co przynosi wam nowy dzień, a gdy wracacie z moich świętych pól, proszę Boga o błogosławieństwo dla was, moi kochani!

Tak idziecie do ludzi wzmocnieni strumieniem mojej miłości; wokół was świat wzniosłych myśli i zastępy jasnych, świetlanych postaci pochodzących z regionów w które wznosicie się dla mnie. A gdy wieczorem życzycie sobie przed snem naszego wspólnego spotkania, staje się ono rzeczywistością. Byleście stale modlili się o to gorąco.

Wkrótce po przebudzeniu musicie wnieść obrazy wspomnienia w świadomość dzienną, gdy ciało astralne powróci w fizyczne.

Bardzo cię proszę, byś starała się tak ułożyć sprawy, aby móc pracować bez przeszkód przynajmniej 1-2 godzin dziennie. Jest i dla nas uciążliwym wycofywać się nagle gdy zaczyna już płynąć prąd miłości. Rozumiem trudność jaką ci to stwarza lecz możesz to osiągnąć!

Wzmacniaj ruchy skrzydeł do świętego lotu. Hartuj serce na wieczną odwagę. Idź i walcz o dobro. Bądź zwycięską mimo śmierci i krwi!

26 października 1915

Przebywam wśród was ze słońcem w sercu. Zwyciężyliście swoje życie i śmierć, gdyż w zapomnieniu ziemi leży święta siła, która przenika was światłem w drodze ku poznaniu ducha.

Padło dziś wielkie ostatnie rozstrzygnięcie kiedy mój brat przyszedł do kraju i miejsca mego ostatniego spoczynku. Był mocny i mogłem się zbliżyć do niego. Ból z powodu moich ziemskich szczątków nie ugodził mieczem jego serca. Ja sam, moje wyższe ja otoczyłem go obłokiem miłości i pokoju. To była ostatnia próba dla mnie. Jestem wyzwolony. Chylą się w pokorze przed wypełnieniem moich życzeń, które były także waszymi.

Szukacie mnie już tylko w świetlanych wysokościach, na szerokich polach pokoju, które przemierzacie przeczuwającym zrozumieniem wspominając mnie w miejscu ofiary. Bądź błogosławiony wieczny Boże!

31 października 1915

Im dalej idziemy duchowo tym większy staje się krąg istot, które obdarzamy miłością. Wszak nie jednego tylko człowieka kochamy na ziemi.

Boże, który chcesz mnie wybawić

Boże, muszę iść za Tobą

Dla Twej miłości

Boże wskaż mi drogę

A pójdę tam gdzie Ty

Albowiem Jezus Chrystus, Syn Twój

Prowadził mnie cierpliwe drogą wybawienia

I dla mnie poznał śmierć

By powstał wszystkim świt

Nową jutrzenką

1 listopada 1915

Struny dźwięczą tak jasno! Lecz nie słyszysz ich, niewrażliwa na ich brzmienie. My wszyscy, którzy jesteśmy wokoło Ciebie, słyszymy tę jasną, czystą muzykę. Bądź jednak cierpliwa i ćwicz stale duchowe zmysły. Spadną łuski z twych oczu. Wszystko musi sobie człowiek uprosić. Tylko przez prośby może człowiek osiągnąć to, co pragnie! Wy wciąż jaszcze wierzycie, że wszystko przychodzi samo. Tak jednak nie jest! – ani u was, ani u nas.

Wszystko jest wielkim stawaniem się, nigdzie nie ma postoju. Wszakże by móc uchwycić się kół w tym kręgu musi zapalić cię boska iskierka, która w nas spoczywa i czeka aż pozwolimy rozpłomienić się ogniem. Ona to jest sprężyną dla wzlotu, gdyż w niej leży tęsknota do połączenia z pierwocinami i wola by kiedyś wrócić wielką i mocną w tę społeczność, z której się usunęła, podobnie jak życzenie opuszcza nasze wargi aby powrócić czynem dzięki bliskości wszechświata stwarza nową istotę, która coraz bardziej wyzwolona staje się własnym bytem, indywidualnością. Wzniesiona przez wolę aby znów wpłynąć na niebieskie pola, unoszona promieniami światła i ciepła, które duch Prapoczątku wydał jako nici miłości, prześwietla ta iskierka coraz bardziej swą boską siłą szaty, w które się obleka, aby dokonać własnego rozwoju.

Tak wędrujemy i my oddalając się od obciążonych ziemią; droga tych objawi się im wtedy dopiero, gdy będą szukać oczyma pokory i wybłagają ją rękami dobrowolnie złożonymi do modlitwy.

Trzy szczyty bieleją wyniośle w błękicie eteru

Trzy drogi prowadzą ku słońcem złoconym wierzchołkom

Ta pierwsza jest drogą miłości, jak wolisz – oddania

Ta druga jest drogą pokory – pokory lub wiary

Ta trzecia zaś – drogą cierpienia, wyrzeczenia,

Powinniście je wybrać swobodnie, według tego którą siłę czujecie jako sobie pokrewną. Drogę ciernistą, wiodącą w górę i w dół, wybiera wielu. Szeroką, niknącą w dali drogę wiary – niektórzy. Wszakże trzecią, drogę cierpienia i wyrzeczenia idzie tylko niewielu. Jej strona wąska ścieżka pnie się pionowo. Nie zważając na nieprzystępność z prawej, na przepaść z lewej wspinają się samotnicy szybko wznosząc się ku górze, unoszeni siłą przezwyciężania. Wyrastają z samych siebie, z osłon ziemskich, które służą im jak zwierzę dosiadane przez zwycięzcę.

Również i wy nie idziecie jednakową drogą, ale przecież wszyscy dążycie do góry. Tam wysoko z uśmiechem wita was obietnica.

Zanurzony w chmurach, skąpany w świetle, majestatycznie wita was Świątynia Wtajemniczenia. Wstępujcie, a dusza wasza zadrży przed siłą poznania duchowo-boskiego.

2 listopada 1915 Dzień Wszystkich Świętych

Rozkołysały się dziś wszystkie dzwony i ludzie poszli do swoich umarłych. Wy nie czyńcie tego, bo żyję dla was. Na szczęście rzadko używacie tego okropnego słowa: „umieranie”, gdyż jest ono zniweczeniem całej waszej siły. Czyż nie czujecie, jak fałszywie wchodzi to słowo na wasze wargi?

Dobrze, że zamarło coś, co posiadałem dawniej, ale czymże to jest wobec mojego rzeczywistego „Ja”! Moje fizyczne ciało było w stosunku do wieczności najkrótszym przeżyciem.

Jak długo się jednak żyje na ziemi, musi się myśleć o własnym ciele. Najwięksi mistrzowie miłowali i pielęgnowali swoje fizyczne ciało podczas ziemskiego bytu, gdyż było nosicielem wyższego bytu, godne tego by zamykać ducha. Gdy ciało jest chore, brzydkie i niedołężne duch czuje się w nim nieszczęśliwy, a czas ziemski, dany mu do przeżycia wydaje mu się zbyt długi, staje mu się udręką. Pielęgnować ciało nie znaczy rozkoszować się i używać materię z miłości do niej. Pielęgnować znaczy uczynić ciało takim, by duch był zadowolony za swojej osłony.

Dusza ludzka jest tak subtelna i delikatna, że każda myśl zmienia jej barwę. Dlatego rozumiecie już chyba jak dobroczynnie oddziaływają ludzie którzy noszą w sobie tylko słońce, radość, nadzieję i miłość.

4 listopada 1915

Początkowo cierpiałem przez was. Zbyt wiele więzi miłości nie chciało mnie uwolnić! To musiało przeistoczyć się w wyższe uczucia, a ponieważ dokonało się to u wszystkich nas, powiązanie jest trwałe na wieczność.

Siostro, odczuwałaś dziś w nocy moją udrękę na początku. Była to bezgraniczna samotność bez was. Potem znalazłem wprawdzie nowych przyjaciół tutaj, przy których jestem szczęśliwy, lecz byłem samotny, gdyż przywiązałem się do was całą swą siłą życiową. Teraz naprawdę przestałem już cierpieć. I nie mogę już sobie wyobrazić przebywania z wami fizycznie. Nie zamieniłbym się już teraz. Daję wam słowa pociechy:

„Dziecię człowiecze, chciałbym ci pomóc w Twej bezbrzeżnej, pustej samotności, w wiecznym cierpieniu, w wielkiej tęsknocie do Najwyższego, w miłości do Mnie. Przyjdź, ach przyjdź! Jakże chętnie podałbym ci dłonie, ty moje samotne dziecię człowiecze. Lecz Twojej tęsknocie brak skrzydeł. Czas leczy jednak Twoje cierpienie.

Nie Ja mam Cię wyciągać do mych świętych wyżyn wieczności. Samotnie musisz zdobywać szczęśliwość. Tylko wówczas wyrosną Ci skrzydła i dotrzesz do mnie w szczęśliwym locie, nie pomny wszystkiego.

Na progu wieczności jeszcze raz spójrz na wyspę cierpienia. Nigdy nie będziesz więcej samotny, bo własną siłą wzniosłeś się do wspaniałości, do mnie, Władcy Wieczności”.

8 listopada 1915

Cierpienie, smutek, żałoba są przysłonami, która kładą się na was, zamykają i uciskają swymi, ciężkimi kleszczami. Czują się z wami jednością, biorą życie z waszego, siłę z waszej siły. Blask waszych oczu pokrywają swymi przysłonami. Nie widzicie już więcej że gwiazdy błyszczą, słońce świeci. Odcięci od boskiej łaską darzącej natury stajecie się wówczas światłem udręki. Rozerwijcie pęta. Wznieście się do wolności woli, a opadnie do waszych stóp szczecinowata osłona i uszczęśliwieni odetchniecie wolnością!

Rozpoczynają cię dla mnie wielkie dni. Oto poezja symfoniczna przedstawiana jest na zbawienie ludziom i najwyższą szczęśliwość nas wszystkich. G. /kolega wojenny/ jest przy tym, poczciwy chłopak. Już przychodzi do mnie. Długo to trwało, zanim pogodził się z tym że nie ma już fizycznego ciała. Na nic się zdało wszelkie gadanie i zostawiłem go w końcu własnemu losowi. Lecz dziś przyszedł do mnie szczęśliwy. Cieszę się szczerze, teraz często będzie ze mną.

Są też inni, którzy stoją przy mnie – wszyscy są powołani by wznieść się przy wielkim dziele. Moje myśli będą jednak głównie przy was, bo brakuje mi was kochani.

Podział dzieła jest tu całkiem inny niż na ziemi. Najpierw idą tony w kolejności, potem konstruuje się współdźwięk i już z tysięcy istot duchowych brzmi harmonia. Następują potem wspaniałe śpiewy, z których wiele stworzyłem. Śpiew bez słów, bez krtani, a przecież oddawany z doskonałością najwyższego przeżycia. Znaczenie tego mogę wam z trudnością wyjaśnić. Pomyślcie na przykład, że tysiące wspaniałych tenorów śpiewają jedną pieśń, a ta spływa z najwyższych gór w ciche równiny. Na końcu wszystko się splata – myśli, odczucia, tony, barwy te ostatnie podzielone na grupy, które wstrząsają niebo i część ziemi potęgą z jaką promieniują siłą swą i kunsztem.

Jestem szczęśliwy, że mogłem być współtwórcą. Potrzebny jest do tego talent, tak samo jak na ziemi.

Widzisz moja kochana Siostro, Twoje silne uczucie do mnie i wszystkiego co mnie dotyczy wznosi się na skrzydłach do świetlanych wyżyn odwiecznej prawdy.

Prawda Jest tonem zasadniczym we wszystkim. Na ziemi jest niestety grubą warstwą kłamstwa i zaprzeczenia wszystkiego, co wyższe.

Ojcze, Boże wieczności!

Nasze dusze rozpłomieniają się miłością do Ciebie!

Klęczymy tutaj

W osłonie – pokuta

A w sercu – pragnienie

Duszy pełnej ognia

Ducha – uwielbienie

I trzy razy – miłość

I trzy razy – dobro

Trzykroć Trójca w Jedni

Życie i szczęśliwość!

Amen – Amen – Amen

Tak módlcie się do Trójcy w jedności, która kryje w sobie najgłębsze głębie. Przez sens i dźwięk wasze otoczenie wstrząsane jest tak, że wszystko co nie jest najczystszym musi trzymać się z dala. Wymawiajcie ten wiersz często, razem i osobno. Odrzućcie zwątpienie i dociekania, to szkodzi waszemu wzlotowi. Dopiero gdy wzniesiecie się ponad ziemię, pojmiecie to co dziś daremnie próbowałbym wam wyjaśnić. Nie szukajcie wyjaśnienia, a tylko oddźwięku w sobie. Prawdziwe i wzniosłe odnajdujecie w sobie dzięki pokorze. Toruję drogę przed wami. Trzymam nad wami ręce, błogosławię wam w godzinach troski, modlę się w chwilach waszego zwątpienia. Pomagam też wam swoją miłością gdy grozi wam potknięcie. Prowadzę was do spokoju, wieczności.

Nasz Ojciec czeka! Z kwiatów waszych modlitw i waszej miłości splata się wieniec na ozdobienie bramy wieczności, gdy będziecie nią wkraczać na drogę wspaniałości.

11 listopada 1915

Jesteście strunami mej lutni. Na każdej wygrywam inny ton a fale dźwięków płyną pięknymi, spokojnymi strumieniami w górę do sfer ponad wami Wypełniają nasze przybytki i łączą się z naszymi śpiewami we wspaniałe utwory siły.

Gram na waszych dźwięcznych strunach mocą mojej miłości. Wasz ton wznosi się na falach wiecznej miłości i tęsknoty! Jestem muzykiem, przez was mogę stworzyć coś wyjątkowego. Potrzebuję każdego z was, moi kochani. To Jeszcze głosy waszych dusz budują me dzieło. Jakie wspaniałym macie być akordem! Pozwólcie się prowadzić w przemiennych harmoniach poprzez dysonanse, która czekają rozwiązania. Bądźcie cierpliwi!

Wielki dźwięk, w którym spłyną wszystkie tony w niebiańskim złączeniu, będzie rozbrzmiewać wkrótce i napełnia głęboką szczęśliwością. Czas jednak Jaszcze nie nadszedł, Ćwiczcie! – aby każdy posiadłszy ciało wzniecał fale śpiewając. Wtedy przyniosę wam wspaniałe tony mej lutni, pełen wdzięczności wobec najwyższego Ja – śpiewak, który śpiewa swą najlepszą pieśń IHM,

Przedstawienia muzyczne rozpoczęły się właśnie. Jestem cały wypełniony przebywaniem. To się nie da opisać. Nie sądziłem, że obejmę to wszystko, uchwycę właściwy sens. Każdy bowiem może słuchać rozumie zaledwie garstka. Również i wam wolno mi to przynieść, tzn.waszej nieznanej wata niemal, najwyższej Jaźni.

Moje przeczucia na ziemi dotyczyły właśnie tego wysokiego przeżycia duchowego. Ono wypełniło się teraz. Wiele błogosławieństw spłynie przez nie na ziemię, uleczy bóle duszy  i pobudzi do rozkwitu zalążki dobra.

Muszę wracać – wołają twórcę trzech pieśni sferycznych. Imię, które tu noszę, trudno wyrazić co znaczy mniej więcej tyle co „łaska słoneczna”. Tak się nazywam i tak widzi mnie wielo istot duchowych. Nie mówię -wszystkiego, bo nierozwinięte duchy nie widzą wyższych.

Przedstawienia trwają nadal i wiele się z nich nauczyłem. Jutro zaczną powoli odpływać, ale to trwa dłuższy czas, gdyż wygaszanie muzyki i uczuć zabiera dużo czasu.

Bóg z wani. In więcej pracujecie, tym bardziej Jestem z wami związany. Jestem w was. Wasz brat.

15 listopada 1915

Przedstawienia już się skończyły. Na ostatnim był taniec, łączenie się najbardziej promiennych duchów. Wszystkie musiały grupami przemierzać przestrzeń, aby ukoronować najwyższe przeżycie. Czy jest coś z czym dałoby się porównać? Nie, wszak wszyscy jesteśmy biednymi dziećmi ludzkimi, ja tak samo jak wy. Dopiero teraz wyraźnie tego doświadczyłem, gdy przy tańcu były obecne najwyższe istoty. Na razie niewielu ich zauważyło. Mnie w szczytowym momencie danym było oglądać je przez krótki czas jak przez mgłę. Lecz i tak odczułem wtedy czym jest właściwie boskość, o której słyszymy tak wiele i której wszyscy tak tu pragniemy. Był to moment najpotężniejszego odczucia, jakie przeżyłem. Pomogliście mi w nim o tyle, że ułatwiliście i poparliście mój duchowy rozwój. Bez waszej pomocy prawdopodobnie nie było by mi to dane. Widzicie więc jak wszystko wokół was kwitnie i przynosi owoce.

Przekroczyliście granice waszej przypisanej karmy. Sami stworzyliście sobie nową siłę miłości. I jeszcze jaśniej stanie się wokół was – wierzcie swemu bratu, który dla was, dla ojczyzny, ludzkości i siebie poświęcił swe ciało.

Muszę wracać do przyjaciół by wspólnie wymienić myśli o wspaniałych przeżyciach. Dokładnie jak na ziemi.

16 listopada 1915

Nie żałować, ale chcieć poprawy i sposobić wolę do czynu. Jeśli codziennie o tej samej porze koncentrujecie się na tym samym, nie tylko wytwarzacie duchowe siły lecz i kształtujecie charaktery. Jeśli zapominasz -jak to było dawniej – o godzinie pobożności, tworzy się luka. Jeśli jednak wzmacnia to wolę poprawy na przyszłość, zapominanie rodzi pożytek nie szkodę. Uczcie się chcieć i podporządkowywać całą waszą istotę tej woli, wtedy stajecie się mistrzami dla siebie samych. Ćwiczyć i ciągle, ciągle ćwiczyć!

Marzenie senne

Ty wędrująca duszo

Powoli idziesz nocą

Raz tylko pozwól

By oczy me spojrzały

W praźródło wszego bytu

Cichymi nocami przyzywam Cię, Boże –

I znów tylko dotknąć, szukać, tęsknić –

Daj mi zrozumienie, by noc rozjaśniała

Daj mi przebudzenie w szczęśliwym poznaniu!

Chcę Ci wszystko oddać, Boże,

By dogonić noc w jej głębi

Przez przeżycie pełne wiedzy.

Księżyc srebrzy drzew korony

Gwiazda oświetli mórz poświatę

Wszystko wieczność i prasiła

Daj mi jedną noc poznania

Błagam Cię!

18 listopada 1915

Na miejscu ofiary.

Wszystkie myśli które tu są połączone mają siłę, która spoczywa w was najgłębsza mądrość i ukryta wieczność. Nieśliście mnie swą siłą. O dostojności Godziny, którą tu spędziliście! Daleko i szeroko rozlewa się pokój z miejsca ofiary, która świeci jak słońce.

19 listopada 1915

Cóż za łaska! Stało się teraz, co się zapowiadało. Oto dokonało się błogosławieństwo ziemskiej osłony. Odczułem na moment przez Ciebie ból pożegnania. Ciągle chciały coś ode mnie moje ziemskie pozostałości. Lecz teraz powiedziałem im: „Żegnajcie!”. Ból ten wstrząsnął na chwilę mego ducha. Potem byłem już wolny, a moja ziemska osłona rozpoczęła swój wieczny sen, który kończy się przemijaniem.

To wy pomogliście mu być sennym w spoczynku odbierając siłę przetrwania, wy zniszczyliście jego dążenia samo zachowania. Dziś musiałem to sprawdzić, bo nadszedł czas ostatecznego rozstania. Sądzę, że nawet nie wiecie, ile tu uczyniliście.

Wszyscy oddzielamy się od ziemskiej szaty; wtedy staje się ona nam obca i nie mamy z nią więcej żadnego związku. Przychodzi jednak chwila, gdy musimy jeszcze raz skierować wzrok na świat materialny, przed jego ostatecznym rozpadem. To są właśnie te pozostałości! Każdy przychodzi wtedy do swej ongiś noszonej szaty i widzi dobre lub złe skutki, jakie przyniosło jej morze myśli pozostałych na ziemi. Myśli podtrzymują bowiem ciało! – Zrozumcie więc, że ta krótka chwili rani bólem wspomnienia życia ziemskiego. Jest jak przelotne spotkanie z kimś nie widzianym od dzieciństwa. Później jednak oddzieliłem się od tych resztek zupełnie. Każdy musi przejść przez to po tej stronie.

Teraz parę uwag odnośnie zarzutów, jakie postawiłeś mi, bracie, wobec moich ostatnich doniesień. Rozumiem, że te rzeczy budzą wasz opór jako sprzeciwiające się logice i waszemu rozumieniu dobra i zła, choć my odczuwamy je jako pozytywne.

Otóż – to, co pozostało, nie jest związkiem fizycznym ani duchowym. Są to fale, które raz stamtąd wyszły i które musi się jeszcze raz pochwycić. Jest to esencja przeżyć, która właśnie ma ulec zniszczeniu. Kiedy ciało się spali lub unicestwi w inny sposób, esencja ta pozostaje w miejscu, gdzie dokonała się nagła przemiana, duch zaś przychodzi ponownie by skontrolować te pozostałości, gdyż sam jest ich źródłem. Nie stoi to w bezpośrednim połączeniu z ciałem, nie jest fizyczne, lecz może się wszak ożywić mocą bolesnych myśli.

Przy tej okazji widziałem po raz pierwszy swą ziemską osłonę – a raczej ją odczuwałem; teraz to miejsce pod dębem Jest dla mnie znów puste jak przedtem, i tylko w górze wznosi cię kopuła wspaniałej świątyni pokoju wybudowanej przez was.

20 listopada 1915

Życie na ziemi nie jest radosne. Każdy to czuje, a jednak tylu czepia sio kurczowo tej ziemi. Wolno mi tyło powiedzieć wam już tak wiele, że myśli o opuszczeniu ciała fizycznego nie powinny budzić w was cienia trwogi lub żalu. Wasze obecne życie jest do zniesienia tylko pod warunkiem, że traktuje się je jako okres przejściowy.

Ucieleśnienie można porównać z niemiłą podróżą, do której was zmuszono. U celu podróży, tzn. na ziemi zostajecie zamknięci za wysokim murem. Widzicie skrawek  nieba nad sobą lecz trwacie w przeświadczeniu jego niedostępności. Jesteście zmuszeni tam tkwić aż was stamtąd nie zabiorą. Niektórzy jednak wznoszą się ponad mury swojej pułapki. To ci, którzy zdobyli wolność ducha. I wy powinniście pójść tak daleko, a wtedy cierpienie i troska zamienią się w błogość.

Rozważcie więc dobrze, jakie troski zasługują na to miano. Prawdziwie wielkim są te, które szkodzą duchowi i duszy, przez powątpiewanie w Boga i bunt przeciw życiu nie usłanemu różani.

21 listopada 1915

Niedziela żałobna.

Byłem z wami w kościele. Odczułem przez was to samo co kiedyś na tym samym miejscu. Droga Krzyżowa Chrystusa, którą odczytywano, wywołuje osobliwe fale. Byłem w podniosłym nastroju lecz nie przez kazanie pastora; wokół was bowiem odbywała się wyższa służba Boża. Chłonąłem wysokie prawdy. Wasz śpiew prowadziliśmy później sami. Święte błogosławieństwo ze świetlanych wyżyn zwieńczyło tę godzinę. Przyjąłem je w pokorze; dotarło ono i do was.

To co dla was jest poczuciem pierwszych objawień wewnętrznych – dla nas stanowi pełne przeżycie. Wasze głuche, nieokreślone uczucia staną się później świadomie przeżywanymi zdarzeniami. Od pewnego czasu mogę się dzielić i być równocześnie z każdym z was nawet gdy jesteście oddzielnie.

Wielką jest łaska naszego Ojca, który wziął mnie w swoje ramiona. Zraniony dla ojczyzny przyszedłem do niego.  I rzekł: „Jesteś, synu, Sigwarcie, przyjdź do mnie, wyzwól się w spoczynku z bólu ran, które z miłości do swojej ojczyzny chciałeś wycierpieć.” I złożyłem się, słodko w jego raniona: „Ojcze, kochany Ojcze, jakże się to godzi?” „Synu, umarłaś ofiarnie śmiercią najwspanialszą ze wszystkich. Czy twoje najgorętsze pragnienie spełniło się, mój synu?” „Tak, Ojcze. Było mi milsze nad życie”.

Tak przeszedłem w inny świat, całkowicie oddany umiłowanemu życzeniu. Jeszcze zanim wstąpiłem w me ziemskie odzienie wiedziałem, że moja próba – bym mógł umrzeć za Ojczyznę – została wysłuchana… To było moją łaską. Muszę wam to powiedzieć, bo chcę byście głęboko odczuli tę prawdę.

Teraz zmrużcie oczy i módlcie cię za żołnierza Sigwarta, który zmienił zbroję na biały płaszcz pokoju.

Chrystus był moim bohaterem w dążeniu do ofiarnej śmierci. Już za młodu miałem głuche przeczucie, że zostanę bohaterem. Potem przyszła sztuka, która mnie całkiem pochłonęła, ale i w niej bezustannie pobrzmiewały nuty bohaterstwa. Jakim wzorem była dla mnie „Iliada”. Ale oto ziemia stanęła w ogniu: wojna, wszędzie wojna. Mojej ojczyźnie groziło niebezpieczeństwo. Wówczas pojąłem, teraz wolno mi było zostać bohaterem czynu.  „Sigwart, Sigwart, gdzie jest twój miecz?” – usłyszałem. Czyż nie było to stare zawołanie: „Zwycięstwo, zwycięstwo!” Słyszałem to w sobie.

Wtedy zostałem trafiony, a w sercu rozpłynęło mi się błogie uczucie. A wysoko, wysoko, w najjaśniejszym blasku słońca napisano: „Witaj, witaj Sigwarcie, któryś dochował wierności swemu imieniu”.

Tak wyglądały ostatnie, wielkie dni mego ziemskiego żywota.

22 listopada 1915

Świętość. Świętość Świętość!

Czujecie wielkość godziny?

W jasnym kręgu stoją wokół

Duchy

I błagają

O najwyższe błogosławieństwo

Łaskę serca niebios

By zanurzyła waszą duszę

W boskiej sile.

I skłońcie się, klękajcie

Aby materia cała

Przez zmowę waszą świętą

Do końca wyniszczała –

Wraz z grzechem, jej spuścizną

Wszak pokąd świat nie minie

Ta czarna gruba ziemi

Jest grobem wam jedynie!

Zaś życie wasze w górze

Błogosławieństwo wieczne

Blaskiem wyzwolenia wybuchła wasza dusza

Cała przebudzeniem swym się przygotowuje

Powoli wzbija się w górę

Dalej, szerzej rozpostrzyjcie

Wasze białe skrzydła

Lećcie śpiewnie, dźwięcznie!

Wpływacie w świetlaną Ojczyznę

Niesieni radosną tęsknotą,

24 listopada 1915

Dziś mieliśmy wypróbować, jak daleko sięgają nasze siły. Takie próby podlegają ściśle wyższej kontroli. To czysta radość móc raz pracować z tymi siłami. Nie wolno” nam jeszcze sprawdzać sił zdobytych przez nas samodzielnie. Dopiero znacznie później będziemy zdani na siebie samych.

Był to więc rodzaj przedstawienia przed mistrzami. Chodziło o siły myślowe – o umiejętność niszczenia i odbudowywania myśli oraz stwarzania siłą woli nowe istoty żywe, a także oddzielania się od wpływów z zewnątrz.  Potem musieliśmy wywoływać barwy naszymi uczuciami, barwy te zmieniają tonację zależnie od różnych subtelności. Była to prawdziwa godzina nauki przed najwyższymi mistrzami. Przeżywałem ją równolegle z pracą nad moją muzyką i na kontakcie z wami. Nie roztrwoniłem ani minuty!

Rozciągają się teraz przede mną góry, które muszę zdobyć. Stoją czyste i klarowne w nieskalanym świetle, bez niebezpieczeństw, bez przeszkód. To wspaniale widzieć przed sobą cel w ton sposób. Dlatego i wy pracujcie nad sobą z całą energią waszej woli.

26 listopada 1915

Możemy bardzo wiele zbadać na ziemi, lecz nie pojmiemy do końca ducha, dopóki tkwimy związani z ciałem fizycznym.

Wspaniałość naszego obecnego połączenia wyraża się bezwzględnym zaufaniem i zrozumieniem samo przez się, gdy do was mówię. Mój rozwój przez to stał się niezwykły, zgoła wyjątkowy, dlatego tylko z trudnością przychodzi wam wyjaśnić sobie pewne rzeczy. Spełniliście poza tym bardzo ważną rolę przy odrzucaniu moich pożądań, jak się to zwykle nazywa gdyż dzięki waszemu duchowemu rozumieniu i wspólnemu nadążaniu za mną nie zostały one przyciągnięte przez żadne odczucie fizyczne. Ja sam, Bogu dzięki nie miałem na ziemi większych namiętności materialnych. Wasz ziemski ból mógłby jednak podtrzymać je razem z mymi  właściwościami fizycznymi. Wasze dążenia duchowa ułatwiają mi mój obecny stan; który uważalibyście za wręcz niemożliwy. Nie wstrzymywaliście bowiem odrzucenia moich osłon i mogliśmy dlatego pozostać razem. Będę tak dalej rozwijał się pozostając z wami w łączności dopóki nie opuścicie swych ciał. Wtedy muszę oczywiście nadal oczekiwać od was, że będziecie nadal podążać w tym kierunku, bowiem wówczas nasza praca pozostaje wspólną.

Nasze koło ma znaczenie, nie należy go nie doceniać. Bądźcie spokojniejsi w godzinie waszej duchowej pracy i pozostawajcie pokojowo nastawieni wymieniając wasze opinie. Kontrolujcie swe myśli, mówcie tylko o rzeczach wzniosłych i duchowych.

Wtedy wspólne istoty duchowe mogą być stale przy was. Myślcie stale tak oto:

„Jesteśmy(obdarzeni), oczyszczeni wielką łaską bożą i aby być godnym tego, składamy ofiarę, by żyć w tej godzinie tylko dla ducha”.

27 listopada 1915

Chcę dziś wam wieścić o czystej, świetlanej postaci naszego zbawiciela Jezusa Chrystusa, który z własnej woli przyszedł na biedną, obciążoną grzechami ziemię. Żyje On teraz w blasku najwyższej Świętości, lecz smutny jest gdyż gardzicie nim na swej „ziemi okropności”, jak ją tu obecnie nazywają. Usłyszał on ze swych wysokości dzieło muzyczne, dzieło uzdrawiające. Nie wiedzieliśmy, że i On był obecny. Lecz teraz odczuwam to wstecznie, gdyż Jego Moc jest zbyt potężna, by cokolwiek przeszkodziło w odczuwaniu Jej Błogosławieństwa. Dziś doświadczyłem tego i jestem przepełniony szczęściem i najgłębszą wdzięcznością. Padnijcie ze mną w duchu na kolana, dziękujcie za tę łaskę!

Przeżywam ją raz po raz zanurzając się w strumień miłości jaki wypłynął z Wybawcy. On był obecny, moja twórczość dotknęła Jego boskiego Ducha! Nie mogę już więcej dzisiaj pisać – wstrząs był zbyt wielki. Pozostańcie ze mną w cichej wdzięczności.

Dziękujemy Ci, Ojcze Światła

Modlimy się do Twej Najwyższej Boskości

Zginamy się w pokorze

Nie mogąc wymierzyć łaski

W miłości łowimy promień

Który od Ciebie wychodzi, do Ciebie wraca

Nasze myśli płyną do Ciebie

Tak lekko

Jak drżenie zroszonych liści różanych

Duch nasz na skrzydłach niesiony

Wzlatuje do Ciebie

Dźwigając Ci pozdrowienie biednych ludzi

Którzy bogaci w wiarę

Biednymi są w wiedzę

Uzdrowienie

Błogosławienie

Niebiańskie połączenie

Dziękczynienie!

Pomagaj, Najświętsza Siło

Drogi

Mój

Wieczny

29 listopada 1915

Istnieje subtelna nić wiążąca ludzi, którzy stoją w duszy blisko siebie. Z czasem nić ta staje się tak nierozerwalna, że pozostaje jako taka sama więź łącząca żywych; z tymi, którzy przeszli na druga stronę. Takie powiązanie ma zawsze wielkie znaczenie i siłę, gdy krąg zostanie zamknięty we wspólnym myśleniu, odczuwaniu i życzeniach.

Jakże łatwo przyjdzie wam umierać, gdy nadal, w ostatnich miesiącach, dążyć będziecie do duchowych celów. Wtedy wszystko staje się takie proste. Groza mnie przejmuje na myśl o ludziach, którzy pozostającymi bez wiary są odwoływani z ziemi. Nic gorszego nie może się stać.

Gdy dziś unosiłem się w rejonach odczuwania spotkałem dziwnie mi znajomego starego człowieka. Zdziwiłem cię, a on rzekł: „ Widzisz, mój bracie, jestem starym człowiekiem  i właściwie nie potrzebuję dłużej tu przebywać, lecz zapomniałem czegoś na ziemi. Są tam pewne pozostałości, które muszę odnaleźć i zebrać. Praca nie jest łatwa ani przyjemna. To się zdarza z odwołanymi w monecie gdy nie mieli uporządkowanych duchowych owoców i doświadczeń.”

Był mi wdzięczny gdyż udzieliłem mu pomocy i sądzę, że wkrótce upora się ze swą pracą.

4 grudnia 1915

Jakże ciężkim czynicie sobie życie, o ludzie! Czyż nie jest możliwe, by wasze duchy nieco bardziej uwolniły się od ziemskich obciążeń i trosk?

Niełatwo jest  nam w świecie duchowym utrzymać się w tym dręczącym niepokoju. Wdzierają się do nas te straszne, rozhukane prądy niczym rozszalałe morze i pochłaniają was tak, że nie mogę was odnaleźć.

Wpływamy na was tylko gdy macie wokół siebie harmonię i spokój.

6 grudnia 1915

Można rozwijać się także pośród codziennych obowiązków. Nie traćcie nadziei, wszystko będzie jak być musi. Ufajcie Bogu i wierzcie w moją wierność.

7 grudnia 1915

/ Doniesienia zmarłego przedłożyliśmy największemu współczesnemu znawcy spraw duchowych, Rudolfowi Stainerowi. Trzymał je u siebie wiele tygodni i sprawdził rzetelnie i odpowiedzialnie. Scharakteryzował je jako całkowicie autentyczne i na niezwykłym poziomie. Osobiście tak był nimi zainteresowany, że prosił, aby otrzymywać je na bieżąco. /

 Jakże się cieszą! Czyżbyście oczekiwali czegoś innego? Mam nadzieję, że teraz nasze powiązanie zostało przypieczętowane i dla ludzi z zewnątrz. Zrozumiałem, że chcieliście ostatecznych dowodów. Na waszym miejscu zrobiłbym to samo. Teraz musimy pracować, by dojrzała pewność w was samych.

Gdy ludzie lepiej rozwiną swe duchowe umysły, przyjdzie czas, że będą mogli  komunikować się ze swymi ukochanymi, którzy odeszli, a nie postąpili na razie zbyt daleko – jak za życia. Zrazu zjawia się to jak senne marzenie, choć nim nie jest, gdyż jest prawdziwe. Wszystko przyjdzie gdy czas się wypełni.  Zegar boski nie staje, a jego koła nie zużywają się nigdy. Czekajmy w pokorze.

/ Odpowiedź na pytanie/

Również i po śmierci trzeba zrzucić wszystkie osłony, by móc oglądać wyższe istoty.

9 grudnia 1915

Wszystkie docierające do mnie wasze myśli poddawane są wyższej kontroli, gdyż od tego zależy dalsze zezwolenie na kontakt z wami na tak niezwykłej drodze.

Moja życie jest proste. Pracuję, wiele  lecz nie wolno mi myśleć o muzyce by nie odciągała mnie od innych robót. Często jestem san i medytuję. Wypracowałem dokładny plan dalszego rozwoju naszych wspólnych prac. Sądzę że musimy raczej całkiem od początku ćwiczyć podstawowe reguły rozwoju zdolności nadzmysłowych. Nie ma sensu robić coś niedoskonałego. Chcę poprowadzić was tak daleko, aby nie było zbyt wielkiej różnicy między formami bytu, abyśmy się odczuwali i widzieli. Musi się skończyć niekontrolowane brzęczenie waszych myśli. Tu także mam uczniów, lecz zrozumiałe, że wy bardziej mnie interesujecie.

Początkowo obawiałem się, że ta wspaniała praca będzie mi zabrana. Kontrolujcie bardzo swe myśli, aby mistrzowie pozostawili mi me szczęście.

11 grudnia 1915

Mistrzowie rozstrzygnęli – wolno mi do was mówić. Musicie się skoncentrować w modlitwach:

Rano

Mój Zbawco, chcę Ci poświęcić ten dzień. Nic nie ma do mnie dostępu, co nie pochodzi od Ciebie. Wielka jest moja wola, o Boże, lecz większa miłość do Ciebie.

Przed południem

Ja jestem i Ty we mnie

Ja byłem i Ty przy mnie

Ja chcę i Ty jesteś mój

Popołudnie

Mam wolę wspiąć się do Najwyższego

Chcę to osiągnąć

Zechciej wybaczyć

Zgrzeszyłem

Grzeszę

Lecz kiedy wiem, że jesteś przy mnie

Grzech mój odchodzi, pomóż mi Boże!

Pomagaj, Wielki, Najpotężniejszy

Twoja wola moją

Schylam się przed Tobą

Popołudnie

Niezmienna Boskości Świata!

Ty Siło, Miłości. Wieczności

W Tobie winniśmy spoczywać

Koło rozwoju

Obraca się ciągle

Powtarza się wszystko

W tym wiecznym obrocie

Aż ścieżka naszych trosk

Roztopi się w morzu światła

I wtedy spocznę – w Tobie

Po skończonym dniu.

Do pewnej matki:

Twoje dziecko miota się w gęstwinie lęków i trosk. Nie mogę przedrzeć się do niego przez te zawikłane warstwy. Musi to odrzucić, gdyż w naszych oczach tak gruba warstwa jest czymś nieczystym. Z jakim trudem porusza się z tym ciężarem, biedne dziecko!  Musisz otoczyć je własnymi fluidami, lecz pomóc mu możesz tylko wtedy, gdy sama opanujesz własny lęk i zaczniesz pielęgnować swe dziecko jako zdrowe i radosne. Każda miłująca myśl rodziców -wnika w dziecko, więc pamiętaj o własnym rozwoju. Potem jest inaczej, decydujący czas trwa do 7 roku życia.

14 grudnia 1915

Więzy życia ziemskiego nie stały mi się jaszcze obce, dlatego żal mi was i chcę was wyrwać z osaczenia. Z własnej woli możecie iść lub nie za moim wołaniem. Nie odciągnę was od waszych obowiązków, o nie! Pana w sobie, nie parobka znajdziecie. Będziecie sprawniejsi. To smutne, gdy urodzajne lecz nieuprawne pola idą na spotkanie z latem. Wszak nie po to wędrujecie przez ziemski byt by trwać w materialności i w niej szukać swych obowiązków. One wznoszą się w tej mierze w jakiej wy sami to czynicie. Ucząc się widzieć co winniście, po co żyjecie, kim jesteście. Siła przychodzi stale z góry, abyście mogli pracować  według woli samego Stwórcy i stojąc ponad materią oceniać, działać, wypełniać.

Przyrzeknijcie mi jednak, że pójdziecie za moimi wskazówkami dopiero wtedy gdy sami odczujecie w sobie siłę do tego. Inaczej bowiem możecie sobie tylko zaszkodzić! Pamiętajcie też, by kontrolować słowa. Nierozważna nieprawda wstrząsa lub niszczy Świątynię Boga, którą jesteście.

Siła waszego wzlotu leży w waszym myśleniu i w czystości postępowania. Tego się trzymajcie.

16 grudnia 1915

Dziś mamy wielkie święto. Uczestniczyć w nim możemy tylko myślami, potem dopiero dowiemy się o świętych obrzędach. Obecni są przy nich najwyżsi mistrzowie. To święto najwyższych istot boskich. Przeżywane są wszystkie Misteria od praczasów aż dotąd.

W każdym mistycznym lub religijnym święcie naturalnie tylko mniejsza część jest prawdziwa i wielka. Teraz wszystkie te okruchy zostają zebrane dla was i ziemi. Skondensowane w nich uczucie i samoopanowanie jest ogromną siłą, którą niepodobna wyrazić.

Myślę, że rozstrzygnie się wkrótce czy ludzkość będzie mogła żyć w pokoju czy też nadal ma trwać to szaleństwo rozpasanych elementów. Nie wiem, czy święte uczucia są na tyle silne, by zwyciężyć. Dowiedziałem się o tym wszystkim od wysokiego pośrednika. Przyjmijcie to jak wielki dar – to jest najwyższe z tego, co mogłam wam dotąd przekazać.

Siostro M., dziękuję, że mnie posłuchałaś. Ty także wzniosłaś w sobie świetlaną siedzibę. Twa miłość jest już siłą, która pozwoli mi przystąpić do ciebie i połączyć się z Twoją duszą. Nie mnie dziękuj ale Najwyższemu. To On wskazał Ci drogę.

17 grudnia 1915

Wielkie zadania, jakie miałem tutaj wykonać, ukończyłem. Teraz jestem wolny. Mogę  wybierać pracę dalej w tym kierunku tzn. zgromadzić siły i nadal rozwijać cię tak szybko jak to możliwe albo podjąć się znowu wielkich zadań w muzyce. Wybiorę to, co mnie do was zbliży. Dziś się to rozstrzygnie. Dotychczas bieg rozwoju regulował szereg praw. Teraz doszedłem do miejsca, gdzie wolno mi wybrać dalszą drogę. Na ogół staje się to po dłuższym czasie, po wielu latach waszej rachuby czasu. /Opera, którą ukończył krótko przed wojną, została teraz, pierwszy raz wystawiona od jego śmierci./

19 grudnia 1915

     M., siostro, tak często pytałaś co możesz dla mnie uczynić. Dziś mogę ci dać odpowiedź.

Otóż, otrzymałem pozwolenie pełnego uczestniczenia na przedstawieniu mojej opery, lecz muszę mieć w tym celu człon pośredniczący, który mi się odda. Czy chcesz to uczynić? Czy chcesz mi całkowicie powierzyć zmysły, bym przez nie widział i słyszał jak wy?

/później/

Dziękuję Ci. Wiedziałem, że ucieszy Cię moja prośba. Dziękuję Ci tak, jak można dziękować w tym Królestwie.

Powinniście zagłębiać się w odblasku wzniosłej prawdy. Jaki zamknąłem w swym ziemskim dziele. A gdy duch wasz osiągnie światło, zjawi się w tej muzyce to, co odczuwacie w niej ze świętej siły. Zjawi się!

Bramy mej świątyni są otwarte na oścież, pozwalając wypływać przezeń morzu światła. Ono to łączy nasze istoty w jedno.

Nie możecie ukryć przede mną rzewnych myśli. Jakie jeszcze nawiedzają was po moim odejściu. Wszak ja odczuwam wyższą jaźnią.

I my także odczuwamy czasem płacz, ale tylko podczas wielkich, wspaniałych przeżyć. Jeszcze raz proszę – szukajcie tylko mego ducha, nie odzienia!

Tutaj musi się mieć stale największą cierpliwość. Nawet pomoc dla innych dzięki sztuce stworzonej przez siebie jest zakazana przede wszystkim i dozwolona tylko wtedy, gdy przebyło się wiele prób i osiągnęło określony stopień – choćby dzieło było najświętsze ze świętych. Chciałem byście wiedzieli, że praca nad czymś bardzo radosnym dozwolona jest znacznie później.

Zdecydowałem się pozostać przy mojej ukochanej muzyce. Dzięki tej decyzji pozostaję szczególnie blisko was. Jestem już zajęty pewną kompozycją. Chcę tu włożyć wszystkie swoje ostatnie najświętsze przeżycia i poświęcić moim mistrzom, którzy swoją dobrocią użyczyli mi światła jako pośrednicy boscy.

Na razie nie mówię o tym szczegółowo, gdyż jedynie ton zasadniczy jest dla mnie obecnie jasny. Poza tym dobrze mi idzie. Znalazłem wiele miłych dusz ludzkich. Wszyscy dziwią się moim intymnym stosunkom z wami. Z nikim tutaj nie jestem tak blisko zrośnięty jak z wami. Cieszę się na wspólny czas z wami w tym świecie.

24 grudnia 1915 Wigilia

Wolno mi oglądać coś niezmierzonego. Opowiadałem już o cudownych dźwiękach spłycających w najbardziej wewnętrzne warstwy ziemi. Lecz dziś oglądałem coś co jest znacznie wyższe i głębsze niż wszystkie pieśni. Wolno mi było odczuwać mego Wybawcę – Chrystusa Jezusa! Fale pochodząca od Niego przepłynęły koło mnie i przeniknął mnie strumień miłości. Od razu poznałem – to było od Niego, od Niego, od Boga! Straciłem świadomość w najświętszym oddaniu. Dlaczego? Czyżbym nie miał siły by przejąć w siebie ten święty strumień? Przeszedł obok by dalej owiewać i siać uszczęśliwiając innych.

Nie mogłem przepracować tej miłości. To też było dla mnie zbyt silne. Nie dojrzałem. Strumień przeszedł obok, minął mnie, poszedł dalej, i tylko nikły ślad pozostał w mym sercu po tej potędze. Będę ją chronić i pielęgnować jak najrzadszą roślinę zrodzoną i zdolną żyć jedynie w miłości.

Zbliżanie się do ludzkości nie jest w ogóle żadną radością, gdyż nie owocuje ona tymi kontaktami prawie wcale. To bardzo niewdzięczna praca. Czy możecie teraz zrozumieć jak bardzo mnie cieszy wasza oddana miłość?

Boże Narodzenie jest wielkim świętem, bo wtedy pierwszy raz Ziemia oglądała postać Jezusa. Było przygotowaniem wszystkiego co miało nadejść. Chrystus osobiście przyjął dzieciątko aby sprawdzić czy jest dostatecznie czyste dla jego późniejszej misji uwięzienia w materii pośród niedoskonałej ludzkości. Błogosławił to dziecko wiedząc, że potem stanie się Jego Ciałem i Krwią – wszystkie zjawiska, które rozegrały się przy narodzeniu Jezusa wywołane były przez wysokiego Ducha Chrystusa Jezusa, który zbliżał się i dotykał dzieciątko.

Cudowność nie wyrażała się w narodzeniu, wszak poród był jak każdy inny – lecz w tym, że Matka była doskonałą dziewicą, czystą na ciele i duchu. Święcimy natomiast tamto wydarzenie – owo zbliżanie się Chrystusa. My tutaj robimy w innym dniu niż wy. Wtedy musimy słyszeć najwspanialsze śpiewy z góry.

Cała przestrzeń świata wypełnia się nimi, i nawet istoty z najgłębszych sfer mogą wyjątkowo coś z tego przyjmować w wątpiące serca. Wtedy wielu z nich staje się wierzącymi i dla nich również jest ów dzień świętem ich narodzenia, narodzenia z wiary.

Wielka część Ziemi zdolna jest wówczas przyjąć Boga.

25 grudnia 1915

Łączą się nasze myśli w modlitwie. Wał otacza krąg ziemi. Fale cierpień biegnące z ziemi rozbijają się na nim. Fale te są jak olbrzymi potwór: nie widać białych grzebieni, a tylko wznoszą się jedna za drugą, bezbarwne, by znowu opaść w bezsilnym, poniżonym  gniewie. Cóż znaczy owo wzburzenie bezsilności ludzi, którym brak zrozumienia, jedynego wyzwolenia z tej strasznej topieli?

Cierpienie to jest zesłane dla uwolnienia was z więzów. Fale morza szturmują wał okalający ziemię. Powinien on zadrżeć dzikim naporem. Szczęśliwi, którzy dojrzycie pierwszą falę wyzwalającą się przez wyłom waszego ziemskiego więzienia w Królestwo Światła. To wasza wybawienie!

Wielką będzie chwila połączenia wód ziemi z wodami opływającymi sfery niebiańskie. Jak po długim śnie otworzy swe oczy Matka Ziemia i po raz pierwszy sama oglądać będzie w niebie swą własną istotę, dotychczas ukrytą w zasłonach snu. Jej poszerzona istota aż do boskości ugnie kolana przed tronem Stwórcy i błagać będzie w swym wolno budzącym się poznaniu by wypowiedział potężna Słowo Zbawienia.

31 grudnia 1915

Dźwięczą dzwony na ziemi, biją zatroskane serca. Dla was minął odcinek czasu, nazywacie go rokiem – i tak wiele wam przyniósł. Ugięły was troski, serca rozdarł ból. Lecz dał wam Ojciec wtedy podarunek łaski i skierował wam myśli ku prawdziwej Ojczyźnie. Zrozumieliście i we łzach wyrosło drzewo prawdziwego życia.

Czy pojmujecie, że macie dziękować? Cóż znaczy rozłąka, jeśli jest prawdziwym, wewnętrznym szczęściem dla obu stron; jeśli najwspanialsze spotkanie jako prawdziwe zrządzenia Boże – stoi przed nami?

Ręce Ojca spoczywają na was, błogosławiąc. Przekraczajcie pocieszeni próg nowego roku. Wykorzystajcie go dobrze! Ślubujcie wszyscy, że będziecie pracować nad własnym rozwojem, nad oświeceniem waszego ducha, mnożeniem łask w duszy! Niech to ślubowanie wyniesie was subtelnym rytmem w godzinę przyszłości. Podajcie mi ręce. Nie okresy czasu są tym co zamyka nasz krąg! „Wierzcie i módlcie się, dzięki czyńcie i przekraczajcie próg ziemi do ołtarza światła!” Tam jest wieczność, która przenika boską siłą nasz święty związek.

Modlę się z wami, gdyż sam także muszę przedzierać się do coraz wyższego, tak jak i wy. My również potrzebujemy pomocy i nam nie wolno zwątpić.

Dzięki wam za miłość, którą daliście mi tego roku. Jakże bogatym mnie uczyniliście! Wspólnie pragniemy być godnymi Chrystusa, który Jest naszą pomocą!

19 stycznia 1916

W świecie moim są pewne prądy, które płyną od jednego do drugiego ułatwiając mi przy okazji zbliżenie do was, gdyż zanurzając się w nie odczuwam was lepiej. Prądy te powinny łączyć także i waszą fizyczność. One was przenikają choć nie wiecie o tym. Do waszego koła dołącza dzięki nim wiele istot duchowych, najczęściej dobrych i wysokich. Lecz i nieczyste siły usiłują się wedrzeć, a my nie jesteśmy dość silni, aby je odpędzić. Troskałem się o to wcześniej, lecz dziś widzę, że sami je wyczuwacie. To świadczy o stopniu waszego rozwoju.

21 stycznia 1916

Wyzwolono mnie dziś z niewesołej pracy. Brałem udział w niszczeniu złych sił. Ukończyłem swoją część i znów mogę czynić, co zechcę.

22 stycznia 1916

Powinniście rozwijać się również dla tego powodu, bym mógł wam więcej jeszcze powiedzieć. Być może i tak było by wam to dane, ale nie w tak prostej i bezpośredniej formie.

Powodzenia!

23 stycznia 1916

Potrzebuję teraz więcej waszej miłości i duchowej postawy. Moja obecna działalność bowiem przenosi mnie w dalekie wam regiony. Możecie mi teraz więcej pomagać przez myśli, które mnie budują i wzmacniają.

Do mojej najmłodszej siostry:

Kochana siostro!

Wiem, co porusza Twoje serce, moje Ty dziecię człowiecze zbłąkane na ciernistej drodze. Miej cierpliwość, to matka zwycięstwa. Jesteś mi tak bliska, że wszystko z Tobą przeżywam, tylko że nie wydaje mi się to ważne. Masz zawsze myśleć o jednym: jedynym złem dla was jest szkoda poniesiona na duchu! Żyjecie wszak tylko po to, by dojrzewać do tego, co tu was czeka. Czymże jest wasz świat z jego złudą, kłamstwem, ciosami? Kochałem kiedyś piękno ziemi, ale teraz znam coś lepszego i przychodzę was pocieszać. Proszę was nie przykładajcie żadnej wagi do tego, co do was przychodzi.  Wiem, tego jeszcze nie możecie. Jeszcze dążycie i odmawiacie posłuszeństwa w każdym drobiazgu niewygodnym waszemu ciału i duszy. A jednak te przeszkody są bardzo pożądane dla waszego ducha; on jeden wie, że wszystko wychodzi mu na dobre.

A więc chcemy odważnie wstąpić w nowe życie, które Ci opisałem. Pomyśl, że jestem stale u twego boku. Jeśli masz cierpieć, nie mogę Ci tego złagodzić mogę jednak dać Ci siły dla pogodnego znoszenia Twego brzemienia. Im więcej będziesz cierpieć tym spokojniejsza staraj się być;  wygrasz – osiągniesz spokój.

Teraz chodzi o przetrzymanie prób. Mów sobie stale:

 „Wszystko, co przychodzi, daje mi siłę.

Tylko przez cierpienia uczę się zwyciężać, tylko gdy zwyciężę znikną cierpienia”.

Walczę z Tobą, widzę i wiem wszystko. Wiążące nas nici są zbyt wewnętrzne, by mogła je zerwać byle treska.

Nieskończenie piękne będzie kiedyś tutaj nasze wspólne życie! Jakże słoneczna przyszłość stoi jeszcze przed nami! Lecz najpierw obowiązki na ziemi…

II połowa stycznia 1916

Rozgrywają się teraz straszliwe walki w świecie astralnym między poległymi żołnierzami, którzy chcą dojść swoich praw. Wyobraź sobie to tak: gromada młodych ludzi wydaje dla wielkiej sprawy wszystkie swoje pieniądze. Sprawa ta obróciła się jednak w nicość i przez to stracili wszystko – żądają więc odszkodowania. Cała wielkoduszność, jaką włożyli w wydanie swego dobra, przemieniła się w ślepą zaciekłość. Tak jest teraz i tu. Wszyscy, którzy poszli walczyć, spostrzegli, że gra toczy się o zysk finansowy, inaczej niż na początku – wtedy bowiem walczono w obronie ojczyzny. Teraz więc żołnierze czują się oszukani, pełni zwątpienia walczą o namiastkę. Nie wiem, jak doznają oni sprawiedliwości, co stanie się z tą wojną. Jak to dobrze, że mnie przypadło walczyć w tym pięknym okresie. Teraz byłbym unicestwiony.

24 stycznia 1916

Boskie istoty pozwoliły nam, uczniom pogrążonym w tęsknocie, wejrzeć w ich świat cudów. Nie oczekiwałem tak sowitego wynagrodzenia za moją ostatnią niemiłą pracę. Mógłbym godzinami wam o tym opowiadać. Są tam istoty zestawiające medytacje i rozsyłająca je na cały świat. Byli też ci, którzy zezwolili mi na dalsze obcowanie z wami. Są to wielcy organizatorzy, najwyżsi ze wszystkich duchowych istot świata. Wydało mi się zrazu jakbym był dzieckiem przed księciem z bajki. Ledwo jednak odczułem ich dobroć i łagodność, pierzchnął lęk. Wprost niepojęte jak garstka istot dzierży wszystko w swoim ręku i orientowała się we wszelkim rozwoju duchowym człowieka. Uzyskałam tu jasny obraz tego, jak w ostatnim czasie kierunki duchowe poszerzyły się tajemnie znacznie bardziej niż przeczuwacie. Zewnętrzny swój wyraz znajdzie to dopiorę po wojnie. Wówczas wszystko dojrzeje, a nasze koło nie będzie już tak zamknięte – dojdzie wielu nowych. Wasze modlitwy strzelające ku niebu wspaniałą kolumną już  są olbrzymią siłą; każdy, kto dołącza się do nas, jest dla mnie podarunkiem, za który z serca dziękuję.

29 stycznia 1916

Zaprosiłaś mnie w końcu! Nie mogę teraz jak dawniej być stale przy was czekając aż znajdziecie stosowną chwilę aby mnie usłyszeć. Dlatego dobrze, że mnie wołacie. Chcę ci dziś dalej opowiedzieć o wojennym wątku tutejszego rozwoju.

Trwa rozczarowanie wśród poległych, lecz ci dowiedzieli się właśnie od wyznaczających im drogę, że przyszła wielka pomoc dla ich dalszego rozwoju. Niestety – wielu z nich nic chce jej wcale, i nic już przez to nie można dla nich zrobić. Innym zaś pokazano drogę rozwoju wzwyż. Mam nadzieję, że przyniesie nam to nieco ulgi i spokoju. Przedtem jednak musi nastąpić wielkie wyrównanie między dobrem a złem, pomiędzy żołnierzami nawzajem zadręczającymi się w sprzeczkach i niezadowoleniu. Chociaż to nie mój obowiązek, odczuwam silną potrzebę wewnętrzną, aby im pomóc. Najczęściej udaje mi się to. Również i wy możecie uczynić wiele dobrego, jeśli przed zaśnięciem postanowicie poważnie: „Dziś w nocy chcę pomagać niezadowolonym żołnierzom tak, jak tylko potrafię.” Wtedy pośpieszy wasz duch w te sfery, by spełnić postanowienie. Wątpliwie czy tam właśnie się spotkamy, gdyż przestrzeń jest nieskończenie wielka. Gdybyście jednak powiedzieli mi o swym zamiarze przed zaśnięciem, przybyłbym dla udzielenia wam wielu ważnych wskazówek. To jednak równie dobrze uczynią inni, gdy dotrzecie na miejsce.

Nie niepokój się gdy raz nie wykonasz należycie medytacji. Bywają chwile, w których nie można czegoś opanować. Później znów wraca czas, kiedy modlitwa lekko wylewa się z wnętrza. Jedynym co może wam tu pomóc, jest – nie tracić energii na zastanawianie się nad niepowodzeniem, a trwać w radosnej pewności że z czasem wszystko pójdzie lepiej. Musicie mi obiecać, że do każdej rzeczy zabierać będziecie się wesoło i z miłością: odczuwam bowiem bezpośrednio jako pewien ucisk, gdy myślicie o medytacjach z pewną negacją lub obawą, że mitrężycie czas.

Kocham was tak, jak słońce swoją kiełkującą ziemię.

30 stycznia 1916

Często zapominam zupełnie, że umieranie – tj. zdjęcie z siebie materii – mam już poza sobą, obecnie jestem dla was wszystkich i każdego z osobna czymś więcej niż gdy chodziłam między wami. Jakże szczęśliwy jestem na myśl, że i wy będziecie kiedyś wyzwoleni, wtedy spotkamy się znowu twarzą w twarz. Moja radość bowiem nie jest zupełnie pełna nawet gdy was widzę -skoro wiem, że wy tego uczynić jeszcze nie możecie.

Czuję, że nie potrzebujecie mnie teraz jak dawniej i to mnie pociesza, gdyż nasza praca już teraz przynosi owoce. Jestem szczęśliwy! – Ja, ten sam Sigwart, wiecznie was kochający mimo zmian zewnętrznych. Co Bóg zwiąże to nie rozwiąże się nigdy, tak i my byliśmy nierozłączni od niepamiętnych czasów. Spodziewam się, że nie nazwiecie rozłąką obecnego stanu. Wszak na ziemi byliśmy często o wiele bardziej rozdzieleni niż teraz. Obecnie było by to możliwe tylko wtedy, gdybyście; zatrzymali się w swoim rozwoju. W innym wypadku pozostaniemy razem aż cały rozwój dobiegnie swego końca i wszyscy rozpłyniemy się w najwyższych sferach stając się jednością w Bogu. Wówczas dopiero ludzkość przestanie tęsknić.

31 stycznia 1916

Im wyżej się wznoszę tym więcej potrzeba siły i oddania, by dokładnie wyrazić i przenieść wam moje doniesienia. Dlatego musicie lepiej dzielić czas. Połączenie z wami wymaga silnego i czystego otoczenia. Potrzebuję więcej spokoju. Nie przeczuwasz nawet jak często cierpię gdy chcę coś powiedzieć przez jednego z was, a nie mogę, gdyż za bardzo daje się on odciągać. Nie chcę wam dawać żadnych reguł, ale jestem głęboko przekonany, że wasz dzień da się lepiej uporządkować.

Dostosowałem do połączenia z wami cały mój rozwój. Nawet wasza zdrowotna kondycja ma dla mnie znaczenia; nie powinna być trwoniona na cokolwiek innego. Raz przerwany kontakt z ziemią bardzo trudno przychodzi przywrócić, gdyż zaczynają działać szczególne, utrudniające kontakt prądy.

Praca literacka, którą uprawiasz, siostro wprowadza w twoje otoczenie nieopisany niepokój. Wszystkie postaci, które stwarzasz, są żywymi istotami, które swą obecnością przeszkadzają mi, gdy mówię do Ciebie, ale i to daje się uporządkować, jeśli myślą  tym pozwalasz na swobodny bieg tylko w określonej porze dnia.

Tutaj taki wir myśli w ogóle nie był by możliwy. Każda godzina ma swój świat myśli; tylko tak bowiem dochodzi się do celu, nie tracąc sił na ustawiczną walkę z zaburzeniami w świecie myśli. Pozwól mi przychodzić do Ciebie jak dawniej. Mam wam wiele do powiedzenia, lecz często brakuje Ci nastroju.

Pozytywne siły, jakie powstały dzięki wojnie, wywierają ogromne działanie na ludzi, szczególnie na tych stojących wyżej w rozwoju duchowym. Są jakby silną energią czegoś wszechpotężnego, z której każdy człowiek otrzymuje część. Wy też dostaliście swoją, i to najczystszą. Mogę to porównać z kroplą zadaną do oka: przez czas jakiś przesłania je, by po chwili rozjaśnić wzrok dodając oku nowych sił. Tak i wy na te same rzeczy patrzycie teraz inaczej. Taka jest potęga tej okrutnej wojny. Ma również i swe dobre strony.

Wierzę, że i wy zdobędziecie inne spojrzenie na wojną; ponad ohydną głową jej brzydoty i okrucieństwa wyrasta nowa, wielka i czysta siła, która koi wszystko balsamem wiecznej miłości. Tak odtąd powinniście wyobrażać sobie wojnę, nie zrażając się i nie narzekając na smutek i zło, jakie ona za sobą niesie. Proszę was wyryjcie sobie moje słowa w swych sercach.

1 lutego 1916

Jak długo istnieje ziemia tj. jak długo rozwija się ludzkość, tak długo były wojny. Co pewien czas powracają, by dać nową siłę. Trudno mi wam wytłumaczyć, jak ona się objawia. Istnieje potem w każdej czynności, prawie każdej myśli, w stawaniu się i przemijaniu.

Niekiedy pojawiają się nadludzcy przewodnicy – jak Chrystus, Budda, Kriszna i inni.  Kiedy indziej znów występują wielkie wojny i taką przeżywamy właśnie teraz – a więc nie świetlaną postać wybawiciela lecz żelazną dłoń żołnierza. Tak zmieniają się czasy. Któż wie, co przeżywaliśmy w ostatnich żywotach ziemskich!

Wszystko ustalone jest prawem podobnie jak to, że w zimie jest zimno a w lecie ciepło. Jakże małoduszni są ludzie, którzy opadają z sił w swej niewiedzy.

Cieszę się ze zmagań, jakie było dane przeżyć ziemi w tej epoce. Następstwa ich muszą być odpowiednio potężne. Cześć temu, kto może je przejrzeć, ja jeszcze długo nie będę, w stanie tego zrobić.

Tobie, memu Bogu, zbyt wiele jestem winien

To Ty wszak zachowałeś mnie tak przebogatym

Skąd wezmę całą wdzięczność

Należną Ci ode mnie?

Czy z dzbana życia, który

Wypełniasz sam po brzegi?

Żądasz, bym zwrócił wszystko, cokolwiek mi dawałeś

Bogatszym bowiem jest ten, kto

Opróżnia czarę życia

Napełniłeś ją balsamem niebiańskim

Bym mógł jak Ty nabrać nim mocy

Obiecałeś w miłości

Teraz wypróżniona jest do końca

Milczę

Lecz w wysokościach Twych gór lśniących słońcem

Wynurza się już Nowe

Tym razem nie pijesz już balsamu życia

Ale obraz wieczności obramowany słońcem

Tym razem pozwoliłeś mi pojąć Ciebie

Wkrótce więc rozumiejąc wzbiję się do lotu!

Mam nadzieję, że z czasem zrozumiecie te słowa. Miejcie je w poszanowaniu, pochodzą z bardzo wysoka.

3 lutego 1916

Jestem od dłuższego czasu w sferze Dewachanu

/31 marca Sigwart prostuje to doniesienie/, która wprawdziwym znaczeniu tego słowa jest niebem. Tu się już nie cierpi, nie ma się życzeń, to wszystko jest duchem. To, że jestem tu tak szybko, zawdzięczam memu przedostatniemu życiu. Wtedy miałem szczególne pragnienie. Kiedy nadszedł okres przejściowy między jednym życiem a drugie powziąłem postanowienie – wszystko, byle nie mitrężyć czasu byle, dalej iść naprzód! Naturalnie, postanowienia to utrzymało się przez cały czas kiedy chodziłeś pośród  was. Początkowo było mi bardzo ciężko, nie miałem potrzebnej energii choć wewnętrzne życzenie trwało. Często cierpiałem z powodu niemożności przezwyciężenia ciała. Wtedy zjawiła się L., moja kochana żona i ona to wskazała mi drogę. Powoli stała się moją drugą naturą. Poznałem czym jest szczęście zaspokojonej myśli.

Prawdziwe życie jest wtedy, gdy działa się twórczo. Inaczej praca nie nastręczała by się na każdym kroku. To ona jest warunkiem życia; wypełniłem go, choć późno. Było jak objawieniem dla mnie, gdy znalazłem tu owoce mej pracy! Znalazłem duchową stronę każdego, nawet najmniejszego swego dzieła. Gdy i wy odkryjecie to tutaj pojmiecie ile zawdzięczam L. To ona dała mi klucz do tej wielkiej prawdy i tylko ona mogła to zrobić i dlatego musiała wejść w moje życie.

4 lutego 1916

Dziś odbywały się u nas uroczystości, w których wszyscy mogliśmy uczestniczyć. Nie wolno mi mówić wam nic więcej o samych uroczystościach. Były potężne i nie rozumiałem ich do końca, gdyż nie orientuję się jeszcze w tych bardzo wielkich i trudnych procesach.

Nie przeżywałem więc tego przedstawienia, jak np. muzycznych, które są dla mnie największą rozkoszą. Dziś nie odczuwałem jej do tego stopnia, wyszedłem z uczuciem: „A jednak nie rozumiesz tego”. Ale i tu należy się uczyć. Potrzebowałem dużo czasu by móc skontaktować się z kochaną matką /zm. 1897/. Nie pojmowałem, dlaczego nie mogę, do niej dotrzeć, skoro tak bardzo ją kochałem. Teraz widzę powód: otóż jej rozwój toczył się zupełnie inną drogą. Dlatego nie mogliśmy się spotkać. Ona miała osiągnąć coś określonego, ja zaś potrzebowałem więcej siły, którą miałem dopiero rozwinąć. Widywałem ją przedtem  ale zawsze coś stało na przeszkodzie przed naszym spotkaniem. Dziś doszło ono nareszcie do skutku. Była szczęśliwa słysząc o moich przeżyciach. Niepokoi się ciągle, o Ciebie, mamo, jak o swoje dziecko – martwi się że zbyt wiele się trudzisz. Była zdania, że tyle cierpień na ziemi lepiej rozłożyć na dwa życia. Dziękuje Ci za siłę z jaką przyjmujesz swój los. Wie jak wspaniały będzie ten owoc znoszenia bólu w pokorze. Czeka na Ciebie, z niejednego zrezygnowała, by być przy Tobie. Będzie to małe wynagrodzenie za tyle godzin cierpień i trudu. Jakie przeżyłaś dla mnie w domu. Często przebywam tam by użyczyć wam swojej siły. Spokojnie wyznaję jednak, że dla nas wszystkich było to ciężkie doświadczenie. A jednak wasz ból i tęsknota nie są już dla mnie udręką. Wszystko jest jasne i świetliste na nowych ścieżkach, na które wolno mi was kierować.

5 lutego 1916

Rozczarowywałem się często wobec nieprecyzyjności moich wyrażeń. Są mi narzucone pewne granice i często nie umiem sobie poradzić w moich wyjaśnieniach.

Wszystkie modlitwy i powiedzenia stale sprawiają mi trudność, gdyż przeżycia moje niemal nie dają się wyrazić najdoskonalszym rytmem mowy. Często więc proszę innych o pomoc. Później pojawia się problem – jak oddać wam właściwy sens i jak stworzyć współbrzmienie, które odgrywa dużą rolę. Rym jest drugorzędny. Być może – właśnie te modlitwy są najgłębsze, które w formie przedstawiają się najgorzej.

8 lutego 1916

Nauki, których wam udzielam, pochodzą nie ode mnie, a od mistrzów. Kolejność i zestawienie ćwiczeń wskazują na to, że dobrać je musiał tylko bardzo wysoki duch. Znów jestem uczniem i odprawiam medytacje – inne jednak niż wy, choć sens niektórych jest taki sam. Ponad tymi mistrzami stoją znów wysokie bogi. Od nich mistrzowie czerpią swą mądrość. Wszyscy możemy jedynie przeczuć siłę tych najwyższych mocy. Nad tym wszystkim panuje Jedyny, który wszystko o nas wie. On jest wszystkim.

11 lutego 1916

Wolno mi teraz samemu wglądnąć w wasze stopnie rozwojowe, różniące się między sobą. Rezultat jest pocieszający – niemniej każdy z was mógłby już być dalej jeszcze. Te nauki, które wymagają najwyższego skupienia, mogą doprowadzić do bardzo szybkiego rozwoju duszy. Na pewnym etapie tej drogi zaczyna się rozwój nadzmysłowych organów i zdolności, jeśli ktoś w poprzednim życiu zdobył już tego zawiązki. Wówczas rozwój taki biegnie bardzo szybko. Lecz nie starajcie się zrażać, jeśli tylko czynicie wszystko najlepiej jak możecie. Bardzo trudno jest osiągnąć w jednym życiu wszystkie te zdolności, ale przecież wszyscy dążymy do tego.

 Obecnie znów bardzo często jestem sam. Cieszę się tym – wszak rzeczywiste postępowanie naprzód odbywa się w cichej samoobserwacji. Ludzie najczęściej rezygnują z tego, chociaż mówi się im, że byłby to jedyny sposób szybkiego rozwoju. Bo przecież – któż lubi samotność? Garstka ludzi –  zarówno u was jak i u nas!

Zawsze chętnie przebywałem w samotności i dlatego tu także odczuwam tę potrzebę. Tylko w chwilach najgłębszego zatopienia wewnętrznego przeczuwa się, najświętszą wieczność  Boga. To właśnie jest poznaniem wieczności i bez względu na to jak jest maleńkie pochodzi wszak z praźródła prawdy. Czyż nie jest to pełnia miłości, która do nas przychodzi? Osiągam całkowite szczęście gdy zatopiony w najczystszym strumieniu światła rozmyślam o wielkim, wiecznym pochodzie czasu, w którym nie ma postoju na żadnym stopniu rozwoju – albowiem wszystko musi iść razem porwane wielkim strumieniem wieczności!

A przecież jest jednak coś, co przedstawia się jako wyjątek: wola. Można nią zatrzymywać i wywoływać rzeczy leżące poza wielkim obrotem światów!

Człowiek posiada tak nieskończenie silną wolę, że może przetworzyć to co dał mu Bóg i co sam sobie musiał przypisać zgodnie z prawami. Tę wolę chcę w was wykształcić. Jej siłę musicie obrócić na pożytek. Gdy kiedyś Bóg udzielił wam woli dla jej wykształcenia nie umieliście tego zrobić. Wtedy przyszła gruba materia i zaczęła zamykać ją w sobie, aż ta wola zagubiła się w niej i zapomniała. Nadszedł już jednak czas aby ją ożywić – dlatego proszę was, których mam prowadzić prawymi drogami idźcie za głosem woli, tej woli której wołanie jest jeszcze przytłumione i pełne skargi. Ona chce wydostać się na wolność, ona musi się wyzwolić! Lecz musicie jej pomóc rozwinąć skrzydła – gdyż odtąd jesteście jej twórcami. W woli leży siła- a w sile wielkość, którą macie osiągnąć.  

12 lutego 1916

            Przeżyłem dziś coś dziwnego. Otóż byłem zajęty pomaganiem komuś, kto znalazł się tutaj w nader nieprzyjemnym położeniu. Szybko zdecydowałem się na to skoro powiedziano mi, że spełnię dobre dzieło. Człowiek ów znalazł w życiu ziemskim tylko cierpienia i dlatego życie jego przybrało zdumiewający kierunek. Zmarł w szaleństwie samo udręczonej duszy, przyszedł do nas nieskażony zepsuciem niczym dziecko. Nie miał o niczym pojęcia a jednak styrany był światem stworzonym przez siebie myśli przesyconych męką. Jakże trudno było wyjaśnić temu zwichniętemu człowiekowi, że nadszedł czas pomyśleć o sobie i własnym rozwoju. Nie rozumiał tego wcale. Nieskończona cierpliwością doprowadziłem do tego że wierzy we mnie ufa temu co mówię i przyjmuje. Cieszę się, bo już teraz nieświadomie otwiera się na duchowe sprawy i to inne przychodzi samo przez się. Takie przypadki zachodzą najczęściej albo z powodu bezgranicznej głupoty albo przesadnej uczuciowości. Tę ostatnią jest znacznie trudniej jest doprowadzić do zdrowego rozsądku. W wypadku głupoty niemal zawsze osiąga się sukces wówczas gdy obierze się drogę miłości. W drugiej sytuacji sprawa jest prawie beznadziejna mogę wymienić tylko kilka przypadków zakończonych powodzeniem. Zaistniały on jednak długo po moim oddzieleniu od ciała. To smutne. Czuję że brak tu jakby iskry bożej. Na cóż zda się uczoność gdy brakuje najważniejszego – głosu Bożego! Każdy niewykształcony, prymitywny człowiek jest mi tysiąckroć bliższy. Zrozumiecie to wy, którym mogę mówić nawet o rzeczach nieistotnych, skoro wiem, że wszystko przyjmiecie ode mnie z największą miłością i zainteresowaniem. To jest piękne, gdyż mogę rozmawiać z wami zupełnie jak za życia o życiach mnie interesujących i ważnych. Właśnie to czyni mnie szczęśliwym, że mogę mówić do was tak naturalnie gdyż nie oczekujecie ode mnie samych doniosłych rzeczy. To nieskrępowanie, które tak lubiłem i lubię, ułatwia mi nasze obcowanie.    

14 lutego 1916

            Przeżyłem dziś zbyt wiele – pięknego i złego, wielkiego i trudnego. Obfitość odczuć, jaka wyzwoliła się przy tym we mnie spowodowało duchową słabość, którą wy odbieraliście jako zmęczenie. Niestety wciąż jeszcze zbyt lekko daję się porwać przez głębię mych uczuć.

            Muszę wypełnić tę lukę w swoim samowychowaniu. Każde bezsilne współczucie dręczy bowiem obie strony powiększając cierpienie. Te beznadziejne myśli bez aktywnej pomocy wywołują szkodliwe fale niezadowolenia. Możecie wyciągnąć z tego naukę i dla siebie, choć u was to zjawisko nie jest tak szkodliwe jak tu.

            Musiałem oglądać już wiele wstrząsających rzeczy, zostałem zdruzgotany w swych uczuciach. Przyszedłem do was nabrać waszej duchowej siły. Wiem, jak chętnie mi jej udzielicie. Jakże piękną jest taka wspólnota, która wszystko razem znosi i nie ulega rozluźnieniu. Czasy się zmieniają, los nas może rozdzielić – lecz to wszystko na krótko; wieczność nas połączy. Myślcie o tym tylko w ten sposób, a zobaczycie czym jest cierpliwe oczekiwanie chwili ponownego spotkania:

Uczta waszej tęsknoty zanosi was ku mnie

I przychodzę niesiony lekkim ruchem skrzydeł

Tylko miłość to może – wzajem sobie dajecie

Ja przynoszę wam w darze gwiazd przepyszną wspaniałość

Skoro tylko tęsknota niesie takie życzenia

Bym wam całą swą miłość chciał pokazać dla oczu

Wiecznie wzajem bogate dary w rogu obfitości –

Raz przeze mnie złożone cicho do was przychodzą

Drugi – wy mnie raczycie moim błogosławieństwem

Wieczne dawanie branie z czary miłości

Przepełnionej tylko mną i wami

Rosną w bogactwo dni i lata

I tak wstępujemy białymi stopniami

W górę, ręka w rękę, społem

Wznoszenie zstępuje z wolna ze świetlistych wyżyn

Boski spokój! Ostateczny cel wszechczasów

Tak kroczymy naprzód razem i tak się wznosimy

Chociaż stopy swe stawiamy na ciernistej drodze

Ale wszystkim lśni poświata wyższych stopni w dali

Musiałem powiedzieć wam to dzisiaj skoro czuje się tak ściśle powiązany z wami. Dziękuję za wszystko co mi daliście.

16 lutego 1916

            Nie mogę niestety pozostać z wami. Czeka na mnie grupa młodych ludzi, których mam pouczyć w sprawach muzyki.

17 lutego 1916

Daliście mi teraz wszyscy bardzo dużo siły – tej która ponad  wszystko wynosi owiewając człowieka welonem w którym we wszystko można wniknąć i opanować. Jakże dobroczynne to również dla mnie, gdy jesteście weseli i z siebie samych czerpiąc – możecie się śmiać.

21 lutego 1916

Gdy wczoraj odszedłem od Ciebie jeszcze wiele przeżyłem. Były to wielkie procesy duchowe podobne misteriom pitagorejskim. Są to szkolenia dla uczniów kształcących się w tajemnej wiedzy o zjednoczeniu. Pierwszy raz uczestniczyłem w takim procesie i zostałem głęboko poruszony. Rozumiałem niestety tylko cząstkę, ale i tak wrażenie pozostało niezatarte. Wielu uczniów zostało wyeliminowanych wkrótce po rozpoczęciu, gdyż nie okazali się dojrzałymi. Mnie wolno było pozostać obserwatorem tylko ze względu na moje zainteresowania sprawami duchowymi, gdyż nie mam zamiaru pozostać uczniem. Nie mogę nim zostać gdyż oznaczało by to zerwanie kontaktu z wami i porzucenie muzyki.

Uroczystości te odbywają sie jak za dawnych czasów, tylko że tu łatwiej je przeprowadzić, gdyż odpada najcięższe; opanowanie materii. Prowadzone śpiewy miały subtelne, mistyczne zabarwienie, którego źródłem są najgłębsze, najświętsze tajemnice. Nie mogłem dociec, jak i skąd powstają tak współbrzmiące tony. Jeszcze teras dźwięczą we mnie. Całość trwała 7 godzin, choć wydawała się znacznie dłuższa. Obecni byli także inni – same wielkie, uzdolnione istoty ludzkie. Nie znałem ich wcześniej. Również dla nich muzyka ta stanowiła zagadkę. Pragnę zbadać ją niezależnie od czasu. Będę więc w najbliższym czasie bardzo zajęty, ale zdobędę nagrodę: zrozumienie tej tajemniczo brzmiącej siły, która później będzie mi wielkim pożytkiem. Gdy pojmę jej właściwości i sposób wywołania ileż radości będę mógł sprawić moim przyjaciołom jej nieopisaną barwą! Myślę przy tym także o tworzących muzyka pośród was.

Pozdrawiam was z tej świetlanej ojczyzny, która i wam jest nią prawdziwie. Jakże  uszczęśliwiającym jest dla mnie że nie muszę już myśleć o ziemi jako waszej ojczyźnie! Mogę spokojnie powiedzieć ze względu na to jak bardzo tu już jesteście : „nasza ojczyzna”!  Z biegłem lat będziecie odczuwać to coraz mocniej.

Twoja zdolność przyjmowania nie jest tak bierna, by umożliwiała mi przenoszenie pewnych obcych Ci słów lub nazw do Twojego mózgu.  Dzięki Bogu, nie jesteś bezwolnym medium. Gdy chcę wam coś powiedzieć, ubieram myśli w formy możliwie tak jak na ziemi.  Wy otwierając swoje „ja” staracie się przenieść ucieleśnione myśli w fizyczny mózg. Ale jest on przez cały czas czujny i pobudzony i nie rozumnie obcych sobie słów. Wasze wysokie Ja zachowuje wówczas te odniesienia, których mózg nie przejął.

Drugą przeszkodą jest narzucona mi granica dla uniknięcia przejścia w stan eksperymentów w rodzaju np. znajdowania rzeczy, oznaczania dat, sondowania przyszłości itp. To wszystko jest zaś zakazane w naszych kontaktach. Na początku próbowałem  tego, zresztą zupełnie bez powodzenia i dopiero później odczułem jak niewłaściwą rzecz uczyniłem. Wtedy zrobiłem to z niewiedzy, dziś nie próbowałbym najmniejszego doświadczenia, z takimi rzeczami.  Nasze kontakty są zbyt wyjątkowe by łamać ich warunki.

Nauki i ćwiczenia, które są mi dla was dane, wasze wyższe Ja przetwarza w potężną siłę przyjmując je. Wpływa ona potem w wasze fizyczne osłony i przeradza je w miarę zdolności poddawania się jej wpływom. To jest wyzwolenie. Jestem szczęśliwy, mogąc w tym pośredniczyć!

Nie martwcie się odczuwając niekiedy, że rzeczy duchowe mniej was pociągają. Wszak to nie jesteście wy sami! Są to zaburzenia i zmęczenia materii. Wasza wyższe jaźnie są stale równe, zawsze pełne oddania dla ducha, zawsze szczęśliwe we wzrastaniu i zawsze gotowe by przyjąć mnie z miłością. Nie przykładajcie więc wagi do nastrojów.

24 luty 1916

Chcę odpowiedzieć na wasze rozważania przed chwilą. Naturalnie, jeśli się tego pragnie można i tu stać z dala od ogólnej sytuacji, ale jest to trudne i wymaga czasu. Nie musicie wyobrażać sobie ustawicznej fluktuacji pod wpływem niepokoju, choć bywa, że ten niepokój jest zaburzający. Właściwie wszystkiego musimy się uczyć, podobnie jak na ziemi, również stać z tym czy z innym na uboczu. Musi się przy tym kierować wolę na właściwe tory.

Prawdziwie się cieszę słysząc, jak dzięki moim naukom świat jawi się wam coraz bardziej plastycznie. Nie dzieli nas różność światów, bo wasz duch przenika w sfery mej obecnej ojczyzny. To już tylko niemożność spostrzegania przez was lżejszej substancji i jej uzewnętrznień, a nie rozłąka.

26 lutego 1916

Budzą się właśnie me pradawne siły, dotąd w stanie uśpionych przeżyć. Nie wolno mi ich było sportem przejmować aż stanę się panem wszystkich fizycznych właściwości mego charakteru, zdobytych przez urodzenie i wychowanie. One bardzo długo grają rolę w świecie duchowym – do chwili odłączenia się od nich. To dokonało się teraz we mnie – wcześniej niż oczekiwałem. Jest to ostatnie wielkie odłączenie albo przejście jednego ciała w drugie.

Teraz zaczyna się dla mnie okres wstępnego rozwoju, po którym z wolna następuje czas największej szczęśliwości. Petem przychodzi era zejścia na ziemię. Nie mogę tego odnieść do waszej rachuby czasu. To zaiste wielki, wspaniały stopień, na który mam teraz wstąpić! Nadal pozostanę z wami w łączności, choć być może nie tak czysto, lecz będę wam przekazywać wielkie, bogate sprawy.

Na ziemi bardzo pragnąłem aby moje dziecko wzrastało jak każcie inne, z dala od wszelkich spraw nadzmysłowych, zbyt duchowych. Teraz widzę jednak, jaki ból można sprawić tak subtelnej, przeduchowionej duszy nie pozwalając jej czuć boskości na każdym kroku – w każdym kwiatku, zwierzątku etc. Wszędzie powinno się, wzmacniać tak małą duszyczkę boskimi myślami.

27 lutego 1916

Jako uzupełnienie do tego co powiedziałem wam o współczuciu mam parę uwag, gdyż interesowała mnie ta sprawa i was. Otóż zwalczanie biadolenia w sytuacjach, gdy nie można pomóc, ma znaczenie nie tylko dla nas. Również i wy musicie pamiętać, że zbytnie zagłębianie się w te uczucia to słabość! Jakże często natomiast pomaga się pogodnym spojrzeniem dodającym otuchy. Ten ktoś czyta bowiem w naszych oczach zapewnienie o swej sile a nie słabości. Naturalnie wasze serce nie może zamykać się na cudze cierpienie, lecz te strzały nie powinny was ranić. O nie, powinniście je pewnie uchwycić, uwolnić z nich nieszczęśliwego i podać mu świeży napój swej siły. Ten dar zawsze pomaga nawet gdy jesteście bezsilni wobec fizycznego cierpienia.

29 luty 1916

Oddałem Ci cię cały, o Boże, Boże!

Złożona we mnie wiara jest czarą życia

Dla mego serca, Boże i dla mego sumienia

Przeczysta woda cichą wysącza cię z niej strugą

I zawsze, każdej chwili, odczuwam Twoją dobroć

Twą wielkość nieskończoną, samego Ciebie Boże.

Z godziny na godzinę przepływa mnie od Ciebie

święta potęga wzrostu.

Błogosławiąc wznoszę ręce nade mną

bo Ty jesteś we mnie.

15 marca 1916

Tak jak ja żyję i odczuwam z wami, tak i wy musicie dostosować się do mego obecnego życia. Nie jestem martwy! Proszą was, kochani zniszczcie raz na zawsze tę, straszliwą myśl – „śmierć”. Czyż nie odczuwacie palącego bólu, który was potem ogarnia? Jakże to po 7 miesiącach obcowania duchowego znów nachodzi was żałobna fala? Nie chcę wymieniać imion tych, których mam na myśli, ale ubolewam nad tym. Proszę, weźcie sobie do serca dzisiejsze pisanie. Ufam w waszą siłę. Patrzcie na mnie jakim byłem, ale bez materii. Mam poza nią wciąż takie same rysy. Jest to jakby klisza astralna. Nie dawajcie nikomu wprowadzić się w błąd.

17 marca 1916

Ostatnio byłem zajęty niesieniem pomocy niedawno zmarłym ludziom. Ta praca zawszą mnie interesowała szczególnie  ze względu na fakt, że niemal cała ludzkość stoi teraz na głęboko materialistycznym poziomie. Zaczyna się to nieco zmieniać, gdyż wielu ludzi którym śmierć wciąż zagląda w oczy zaczyna zastanawiać się co się z nimi później stanie. Zaczynają być otwarci, skierowawszy wzrok do wnętrza. Mimo to w stosunku do większości jestem bardzo rozczarowany. Chcą mieć tu wszystko jak na ziemi mieli, czyniąc porównania i krytykując.

24 marca 1916

Mówiłem wam kiedyś o sile zrodzonej z wojny. Dziś chciałbym wam powiedzieć o uczuciach tych, którzy z radością i ofiarnie poszli na śmierć.

Wszyscy ci ludzie dali z siebie najlepsze, co mieli do dania przed śmiercią. Osiągnęli szczyt najsilniejszych uczuć, których nigdy by nie przeżyli w czasie życia ziemskiego. Te nagle powstałe uczucia żyją nadal i mają wpływ na wszystkich, którzy mają wolę by duchowo iść dalej.

Uczucia radośnie ofiarujących się porównać mogę do nagłej powodzi wysokich, boskich strumieni, która mogłaby być przeżyta pod koniec ludzkich wędrówek. Jest to jakby przeskoczenie całego szeregu inkarnacji. To młode i niedojrzałe w boskich zagadnieniach uczucie jest tak porywające, że w pierwszym okresie przebywania tutaj każe im wykrzykiwać z radości. Później jednak słabnie aż przechodzi w krytyczny stan trzeźwego rozsądku  który wszystko ma do zarzucenia. To są te smutne stany wymagające pomocy o których mówiłem.

Te ekstatyczne uczucia nadziemskie tworzą teraz rodzaj pierścienia i w nim powinno zbudować się przyszłe nowe. Jest to jakby zarys, nowej, przeduchowionej ludzkości, która ma się rozwinąć w tym kręgu duchowym. Krąg ten powstał w naszym ukochanym kraju niemieckim. Wy i my mamy w nim trwać tworząc początek nowych.

25 marca 1916

Chcę wam dziś wyjaśnić przechodzenie z fizyczności w duchowość.

Gdy nadchodzi dla człowieka kres jego ziemskiej drogi – zachodzą w nim niewyczuwalne dla ludzi z wyjątkiem dla jasnowidzów zmiany. Na 8 dni przed odejściem poszczególne ciała tego człowieka nie układają się już w sposób sobie właściwy. Potem przychodzi moment oddzielenia – w wypadku, chorobie lub innych okolicznościach śmierć jest zawsze jednakowa. Wychodzenie jest różne, zależne od rozwoju, lecz ogólnie można przyjąć, ze proces ten zawsze odbywa się we śnie. Gdyby odbywało się na jawie – byłoby strasznym dla mniej rozwiniętych ludzi, gdyż jest to faktyczne rozerwanie. Stan ten trwa kilka godzin i kończy się przebudzeniem podobnym do jasno przeżywanego marzenia sennego. W tym stanie duch tylko połowicznie panuje nad sobą. Musi on, raz uwolniony znów wracać do ciała. I choć tego nie chce nie może się oderwać, przeżywa nawet uczucie miłości do swego starego odzienia. Ciało eteryczne i astralne są z nim naturalnie jeszcze mocniej niż duch związane. Ta niemożność trwa kilka dni, aż poznanie uderza jak błyskawica. Spostrzega się już, co dzieje się wokół i rozumie się, że nastąpiła śmierć fizyczna. Ta chwila jest wspaniała dopóki nie zjawi się tęsknota za tymi, których się opuściło. Ale i to nie trwa długo – podobnie jak na ziemi idzie się szybko do lekarza, gdy jest się, ciężko chorym. Wtedy zaczyna się, podróż, wznoszenie z dna najczarniejszych pieczar aż na najbardziej świetliste szczyty. Ja sam nie pamiętam tej drogi; wiem tylko, że ją przebyłem. Gdy się obudziłem, wy byliście. Było to wspaniałe! To wy mnie wynieśliście i pocieszyliście w chwili rozpoznania. To było pierwsze jasne moje przeżycie w tym świecie. Te siły, które wam dałem na początku, wlałem w was nieświadomie. Odtąd miałem już do spełnienia określone prace. Ciało eteryczne było już rozproszone, astralne zaczęło się już oczyszczać. Nie da się ogarnąć w myślach złożoności tych procesów, które wam opisałem. Nie są one jednak aż tak straszne, jak wielu przypuszcza.

26 marca 1916

Moje życie tutaj jest bardzo piękne i harmonijne. Mniej miłe obowiązki spełniłem i jestem bardziej wolnym. Właściwie nie powinienem nazywać już siebie człowiekiem, ale lubię to jednak.

Uporządkowałem wszystko, czego o tym świecie dowiedziałem się od innych. Wszystkie doniesienia i modlitwy także należą do tego zbioru. Pomagam nimi innym. Dla was ubrałem je tylko w słowa. To zrozumienia tych treści tak się odbywa: przemyślałem  daną rzecz i gdy chcę, by ktoś ją przejął, ożywiam ją myśląc o niej z uczuciem: „daję Ci tę moc”. Tak moja siła przepływa do drugich, zwłaszcza biednych niewiedzących, którzy nie byli skłonni z własnej potrzeby otworzyć się na pomoc.

Gdy nie chcemy, by ktoś czytał nasze myśli, możemy swą wolą wywołać ukrywające je zagęszczenia;  na naukę tego potrzeba jednak dużo czasu. Inaczej jest z waszym myśleniem. Mógłbym czytać wszystkie wasze myśli, gdybym chciał. Nie chciałem jednak być niedyskretnym w waszych osobistych sprawach. Wystarczają mi te, które mnie dotyczą;  kontroluję też wasze medytacje. Docierają też do mnie wasze duchowe rozmowy, gdyż łączą się z moim odejściem.

27 marca 1916

Musicie wiedzieć, że wszystkie manifestacje dawane przez zmarłych uważam za bardzo niebezpieczne. Często bowiem prowadzą na rozdroża, choćby były rzetelne. Jakże rzadko bowiem pochodzą od powołanego. Gdy duch osiągnął pewien stopień nie przekaże człowiekowi więcej żadnych doniesień – chyba, że otrzymał na to zezwolenie od swych mistrzów. I ja pisałem początkowo o wszystkim nie pytając o zgodę. Potem przyszedł jednak czas, kiedy normalnym biegiem rzeczy zaprzestałbym tych doniesień. Zostałem wówczas poddany próbie sił aby okazało się czy jestem dostatecznie godnym obcowania z wani w inny sposób – ale też czy i wy jesteście do tego dojrzali.

Gdy padło rozstrzygnięcie korzystne dla obu stron, kontakt między nami zmienił charakter. Wątpię, czy zauważyliście  to, ale stało się wówczas coś wzniosłego, świętego, coś co bardzo rzadko ma miejsce. Z początku, gdy pisałem pod wyższą kontrolą, był to rodzaj wprowadzenia przez nieskończenie wiele innych istot, najczęściej wyższych stopni. Nie możecie pojąć jak bardzo poważnie traktowano nasze obcowanie. Na początku było mi bardzo ciężko,  lecz nie wolno mi było wszak zgubić wątku. Te pierwsze wyższe doniesienia duchowe były dla mnie połączone z olbrzymim wysiłkiem woli. Później wszystko oceniono i uznano za właściwe i dobre. Pozwolono mi więc pozostawać w bezpośredniej łączności z wami, lecz nałożono nam odtąd ścisłe granice. Gdybym je przekroczył, przegrałbym wszystko. Musiałem  powiedzieć wam to wszystko byście nie traktowali moich doniesień na równi ze zwykłymi manifestacjami zmarłych. Znani mi najwyżsi mistrzowie są stale zainteresowani moją pracą z wami i tym, jak zrozumieliście moje informacje.

Wiecie teraz jak bardzo to wszystko jest niezwykłe i rozumiecie dlaczego tak drżę na myśl że jeden z was mógłby nieświadomie w jakiś sposób zaszkodzić – czy to przez brak należytej powagi, czy przez dalsze opowiadanie lub niewiarę.

Dlatego raz jeszcze proszę was – wierzcie, bierzcie moje słowa poważnie, ze czcią!

29 marca 1916

Proszę Cię – skup się, gdyż inaczej nie mogę nic mówić. Nie macie pojęcia jak trudno mi przedrzeć się do was, gdy wasze myśli powodują zaburzenie wokół was jak gęsta mgła.

Chciałbym wam dzisiaj opowiedzieć o sile w moim świecie. I tu wszystko się zwalcza, niższe toczy bój z wyższym. To pierwsze ma często tak wielką siłę, że powstają prawdziwe zapasy – naturalnie tam, gdzie niższe jeszcze istnieje. Ma ono wprost zadziwiającą siłę docierania na wyższe stopnie dzięki nabytym zdolnościom. Istnieje jednak granica, której  źli nie mogą już przekroczyć. Lecz mogą oni przybierać formy, które fascynują. Raz jeden uległem temu niebezpieczeństwu i uległem takiemu złudzeniu, lecz na szczęście zorientowałem się dość szybko.

Nie mówiłem wam nigdy o tym, gdyż nie osiągnąłem dotąd stopnia na którym mógłbym bez złych dla siebie następstw mówić o niższych elementach. Obecnie nie istnieje już dla mnie takie niebezpieczeństwo, gdyż znajduje się, w sferze ponad nimi i rozporządzała większą niż one mocą.

Istoty te zabawiają się tu z biednymi niewiedzącym, tak samo jak na ziemi czynili to z ludźmi słabymi. I na tym właśnie polega wielkie niebezpieczeństwo przy wszystkich kontaktach z udziałem medium, gdyż duchy takie natychmiast się tam zjawiają i rozkoszując się powagą, trwogą i niepokojem biorących udział w seansie, zwodzą ich swymi kłamstwami.

Ja na początku musiałem tu walczyć by uwolnić się od przeszkód. Obecnie nie jest możliwe, by w mojej obecności wcisnęła się do was jakakolwiek niska istota. To piękne! – Ale i waszą jest to zasługą. Dzięki waszemu sposobowi życia i wewnętrznemu otwarciu mocno wsparliście mnie w tej pracy.

Mam dla was jeszcze jeden wiersz, który wielce jest pomocnym w walce za złym:

Potężna jest moc dobrego

I wielką wola by się stało

Wielka jest miłość do Boga

Wielką złożono mi siłą

Zło musi ustąpić; wszystko zdąża w górę

By w samą niebiańskość z ulgą się zatopić

Najświętsza Miłości, Prasiło dobrego

Nic nie trwa prócz Ciebie!

30 marca 1916

Chcę dziś poruszyć temat miłości.

Wiecie wszakże, że miłość jest zasadą najwyższą i jedyną, która przenika wszystkie żywoty by w końcu ucieleśniwszy się w duchu stać się nim samym. Są jednak tysięczne sposoby kochania, bowiem nie ma dwóch ludzi jednakowo się kochających. Wszyscy muszą zdążać do tej miłości, która jest Jedna, na najwyższym stopniu rozwoju. Dopóki jesteśmy ludźmi łatwo egoizm dochodzi do głosu, sprawiając że miłość  przestaje być czystą miłością serca. Wszyscy powinniśmy być zdolni do czystej miłości, prawdziwie bezosobistej, która zawsze spieszy z pomocą, zawsze przebacza i nigdy nie myśli o własnej korzyści.

Nie zapominajcie, że wy wszyscy nie osiągnęliście stopnia by móc kogokolwiek osądzać. To godzi się czynić tylko człowiekowi doskonale wolnemu od grzechu; darzy on winnego prawdziwą miłością i wolą pomocy.  Dopóki jesteście ludźmi, nie macie pojęcia o przyczynach pewnych czynów, nie możecie więc sądzić.

Tak, miłość przechodząca przez nasze życia jak kwitnąca wiosna ma głębsze pochodzenie. Im bardziej jest uduchowiona tym jest głębsza, im mniej równa ziemskiej miłości tym pewniej utrwalona.

Nasza miłość wzrasta. Wstąpiła w nas kiedyś pod błękitnym niebom południa, przesadziła w kraju niemieckim aby kiedyś wspólnie zdążać do najwyższych sfer.

Również bliźnim musicie okazywać więcej miłości. Właśnie tym, którzy wydają się wam najmniej tego godni okazujcie jej najwięcej. Ale nie czyńcie tego z nadzieją własnej zasługi! Nie, to nie była by czysta miłość. Miłujcie tam, gdzie się wam przeciwstawiają; starajcie się rozumieć tę miłość, poznawać ją. Nie myślę, tu o współczuciu, myślę o miłości! Chciałbym wam to właśnie szczególnie położyć na sercu, gdyż jest to nieskończenie trudne a tego właśnie uczył Chrystus.

Z każdej myśli zrodzonej z takiej miłości wyrasta kwiatek, a gdy wieniec będzie przez was ukończony Chrystus położy go wam na głowę.

Cało moje życie wypełnione jest miłością, a jednak  wiele jeszcze muszę się jej nauczyć by kochać tych, którzy mnie nie pociągają.

31 marca 1916

Podziwialiśmy dziś razem piękno ziemi i sam zaznałem przy tym radości. Za pośrednictwem waszych fluidów mogłem oglądać tak jak wy i takie przeżycie cudów boskiej natury napełniło mnie entuzjazmem.

Zdarza się, że ktoś tutaj zasłuży na takie spojrzenie po odrzuceniu fizyczności, lecz wy możecie to robić stale bez pytania. U nas wszystko traktowane jest surowiej, regulowane jest prawami. Początkowo sprawia to trudność gdyż łatwo zapomina się, że każda myśl poddawana jest kontroli. Szczególnie zaś natury nieszczere nie mogą przyzwyczaić się do tej otwartej jasności. Zwróćcie na to uwagę, i postępujcie odpowiednio.

Prawda jest piękna. Sieje nasiona, z których rodzą się złote owoce.

Słyszałem przedtem wasze rozmowy przy czytaniu moich doniesień. Chcę wam wyjaśnić jedną rzecz: otóż Dewachan jest niebem. Wstęp tam mają tylko ci, którzy wszystko odrzucili i przezwyciężyli. Nie mogę znaleźć żadnych środków, aby wyrazić czym jest Dewachan.

Sfery tej nie osiągnąłem jeszcze całkowicie. Istnieje stopień przejściowy między ostatnią sferą astralną a Dewachanem, i tu się obecnie znajduję. Mogłem przypuszczać, że znajdę się już w Dewachanie, gdyż noszę w sobie wstępne odczucie. Ten świat przekracza wszelkie wyobrażenia ludzkie.

Dziwicie się pewnie, że mówię w ten sposób o sferze, w której jeszcze się nie znalazłem. Ale widzę co do niej wchodzi i wychodzi, a gdy sam zostanę tam zabrany na najkrótszy czas, odczuwam przeżycia tych, którzy powracają na chwilę by zobaczyć się z przyjaciółmi.

Kiedy mówiłem wam, że jestem w Dewachanie, wierzyłem w to naprawdę. Dopiero później spostrzegłem, że jest jeszcze co innego, coś dotychczas zamkniętego dla mnie. Dlatego wybaczcie mi mój błąd. Ale mogłem się mylić, gdyż już tu gdzie jestem w tej chwili  ma się wszystko, co podnosi na szczyty szczęśliwości.

Muszę jeszcze tylko wypracować doskonały ogląd i poznanie wszystkich świetlanych istot. Tego mi jaszcze brakuje. Jednakże morze światła które mnie otacza, służy przygotowaniu mnie do wejścia w Dewachan.

Myślcie o mnie tylko jako o unoszonym w szczęściu, gdyż nadmiar przeżyć i szczęścia przenika mnie, cały mój byt.

Zejście do was nie nastręcza mi żadnych trudności – wręcz przeciwnie! Zdobyłem potrzebne do tego siły i środki. Otaczam się waszymi kochanymi fluidami i już wkraczam w wasz obszar. Szczęście dla mnie jest tu i tam. Podobne to jest do zjeżdżania ze szczytów najświętszych gór w doliny wypełniona rozkosznym zapachem kwitnącej ziemi.

1 kwietnia 1916

Pozwólcie mi zażywać wspaniałości natury, którą Bóg dał ludziom na wieczną radość jako dar dla waszych dusz. Wy przyjęliście Go w siebie jak powinniście, zgodnie z boskim życzeniem. Lecz jakże wielu nie ma miłości. Do tego stworzenia to wszystko należy do was, jeśli tylko z miłością przyjmujecie je w swe wnętrze. Te wysokie, śniegiem pokryte góry, symbol czystości, cichy szum nigdy nie wysychających strumieni ciemne jodły, ozdobę ziemi, ziemię pączkami brzemienną, śpiew ptaków, wesołość i radość, niebo, niezmienny firmament, ojczyznę światów, początek światów, prapoczątek tego, co było, niezmiennego, wiecznie nowego, rodzącego i nieprzemijalnego.

O, słońce, Ognisko, Oazo spokoju

W objęciach Twych ramion wszystko żyje wszędzie

Serce wszego wzrostu, cicha łagodności

Wszystko dajesz. Mnie też siłą swą stworzyłeś

I znów Cię oglądam, Ziemio, Ciebie, Słońce

Niebo! – Wszystko co zawdzięczam memu Stwórcy.

Wszystko co widzisz w przyrodzie wokół Ciebie, jest zwierciadlanym odbiciem naszej  wewnętrznej istoty. Musicie tylko nauczyć się rozumieć i oglądać to właściwie, wtedy odnajdziecie wszystko. Każde poruszenie duszy i każdy wgląd duchowy ma swoje odpowiedniki w przyrodzie. Jedno nie może żyć bez drugiego, wyzwalają wzajemny rozwój, uzupełniają się. Jedno bierze od drugiego – w braniu stając się bogatsze.

Dlatego tak niewielu ludzi czerpie siłę z przyrody. Ona jest mu dana aby ją brać!  Człowiek w obecnej fazie rozwoju stracił z nią kontakt i pozostał jakby bez ojczyzny. Na tym polega bezsilność, zmarnowanie i degeneracja dzisiejszego pokolenia. Jednakie przyjdzie czas, gdy ziemia znów stanie się źródłem wszelkiej siły. Wówczas duch ucieleśni się by czerpać jeszcze z natury ziemi,  albowiem pełna jest ona sił, które duch zużyje jeszcze na pewne określone cele. Ziemia nie wyczerpała się jeszcze. Okropny czas strupieszenia się uczuć i zrozumienia przyrody, jej duchowego podłoża, ma się ku końcowi – a to w głównej mierze dzięki wojnie. Ona bowiem była wielkim, siejącym przerażenie początkiem rozkwitu nowego widzenia duchowego i odrodzenie dawno zapomnianych, archaicznych sił, których celem jest poznanie w szacie fizycznej.

2 kwietnia 1916

Chcę dziś mówić, o rozwoju ludzi w przyrodzie. Całe otoczenie człowieka ma wpływ nie tylko na jego fizyczność i przemijające osłony, ale i na jego istotę, jego jaźń. Przyjmijmy, że człowiek żyje w wielkim mieście. Wówczas każda myśl, z którą styka się człowiek wnika do jogo osobistego kręgu i utrwala się tam do pewnego stopnia. Jeśli człowiek skłonny jest do dobrego, a myśl drugiego jest zła, musiałby on dla obrony własnej tę ucieleśnioną myśl zniszczyć najwyższym wysiłkiem woli. Spostrzega to jednak zbyt rzadko i tamte złe myśli niszczą stopniowo jego czystą naturą. W tym wyraża cię przekleństwo dużego miasta.

Inaczej rzecz ma się w otoczeniu przyrody. Tu z każdym oddechem wciąga człowiek nowe życie. Gdy np. zły człowiek żyje samotnie w przyrodzie snując swe złe myśli, wówczas unoszą cię one wokół niego szukając, gdzie osiąść. Nie znajdują właściwego dla siebie podłoża, gdyż przyroda jest jakby opancerzona przeciw takim wpływom. Wtedy myśl taka słabnie i w końcu znika. Z czasem rodzi się przedziwne uczucie wyzwolenia u takiego człowieka, skoro każda jego myśl obraca się w nicość.

A co przyroda sama stwarza z myśli? Oto każda roślina posiada wokół siebie aurę, która promieniuje zadowoleniem. Wszystkie te aury wywierają na człowieka ogromną siłę przyciągającą; jeśli tedy człowiek łączy się z nią w jakiś sposób w swych myślach, bierze nieco z tej aury dla siebie a roślina posuwa się w rozwoju o krok dalej. Człowiek nieświadomie – a więc stale – bierze coś korzystnego dla siebie z przyrody, jeśli zajmuje się nią w swych myślach.

O przyrodo, którą stworzył nam Ojciec dla łagodzenia wszystkich cierpień nierozłącznych z ziemskim życiem! Ojcze, daj nam oczy do oglądania, aby rozumieć głęboki sens Twojej twórczości. Dziękujemy Ci za pomoc dla Twej ziemi. Chcemy już tutaj szukać nieba, dlatego prosimy Cię, Wszechmogący Ojcze, udziel nam łaskawie ze swej mądrości, abyśmy tak obdarzeni łaską już na ziemi mogli znaleźć niebo.

4 kwietnia 1916

Rozwój istot, które dźwigają się powoli do poziomu człowieka, jest jednym z najtrudniejszych problemów. Często wszak stawia się pytanie: dlaczego człowiek musiał być stworzony? Czyż nie jest to ustawiczne wznoszenie się i upadanie w rozwoju duchowym? Człowiek jest jednak środkowym punktem biegu rozwojowego. Z człowieka wywodzą się synowie Boga. Tu na ziemi chodziły niegdyś takie istoty w cielesnej osnowie, że dziś w najwyższych sferach będący mają ledwie przeczucie ich wielkości. Już sama myśl o faktycznym istnieniu tak wysokich istot napełnia nas szczęściem i błogością. A zatem i one były niegdyś istotami ludzkimi, i one przeszły rozwój ziemi.

Jakże pięknym jest przebywanie z wami, kiedy tak dobrze mnie rozumiecie. Niełatwym staje się to, gdy żyjecie w trosce, udręczeni narzekaniem i lękiem o rzeczy przemijające, które dla waszego ducha nic zgoła, nie znaczą. Wtedy przebywanie z wami staje się dla mnie męką. Wielkość człowieka polega na tym, w jakim stopniu nosi on w sobie swojo słońce.

6 kwietnia 1916

Chciałbym wam dziś powiedzieć o tym, jak musiałby rozwijać się człowiek by na ziemi stanął nad materią.

W pierwszym okresie należy przez medytacje rozwinąć miłość do tego, co boskie i ćwiczyć zdolność koncentracji tak jak to tylko możliwe. Główną rzeczą jest tu jednak rozwój miłości i tęsknoty, by zbliżyć się do świata ducha i w nim się zagłębić.

Drugie stadium, znacznie trudniejsze, może być rozpoczęte, gdy pierwsze zrośnie się z człowiekiem jak część ciała. Ten rozwój wymaga rozwoju woli, a to zabiera więcej czasu. Myśli są jednak bardziej wyczuwalne i przez to bardziej napełnia radością widok dostrzegalnych symptomów postępu. Osiągnięcie doskonałości w tym stadium pozwala przejść do trzeciego, który jest czasem zagłębiania się i wnikania we wszelkie możliwe rzeczy; czasem najgłębszych rozważań, które wymagają nieskończenie wiele spokoju. Wkrótce jednak przychodzi zrozumienie, z nim duchowe oglądanie, pojmowanie rzeczy we własnym wnętrzu. Można to nazwać jasnowidzeniem, choć jest to ogląd znacznie głębszy, z boskiego wnętrza, które jest w was.

Droga wiodąca przez te trzy stopnie jest słoneczna i ozdobiona tysiącami kwiatów mimo nieskończenie trudnej pracy, dlatego nie wolno poddawać się zwątpieniu. Wszędzie uprzedzam was, kochani moi, aby wam pokazać, jak idzie się z uśmiechem najcięższą drogą. W waszej woli leży siła spełnienia. Nigdy nie powinniście dopuścić zwątpienia. To było by wielką przeszkodą.

7 kwietnia 1916

Oto modlitwa na czas zmartwień:

Staję przed Tobą, przeżycie i czyn!

Raz jeszcze czerpię siłę z Ciebie, Panie.

Wysłuchaj mnie!

I kiedy cały pogrążony w nocy

Walczę o oddech, który z Ciebie powstał

Daj mi wspomnienie tamtych dni i nocy

Kiedy jasnością jeszcze z Tobą byłem

Myśl mnie wypełnia tylko z tego czasu

Potem nadciąga zmora mej rozłąki

Zostałeś Boże mym wielkim pragnieniem

Ojcze, Ty jeden wynosisz mnie z dołu

Z wszelkiej ciemności w światło, które tylko

Ciebie otacza, Potęgo Miłości

Ojczyzno przeszłości

Moment przeżycia błogości w mej duszy

Dość jest aby stworzyć upragnione Nowe:

Stawać się jednością z Tobą znów, o Boże!

Z mej Ojczyzny starej musi powstać Nowa

Błagam, niechaj Stary Bój się złączy z Nowym

Panie łaski – zanim wstąpię na swój twardy kamień!

Bowiem w wielkiej chwili przypomnienia

Kamienie w róże przemieniać się będą.

Niezwykle trudno przyszło mi przenieść tą treść w słowach. Uczcie się ich na pamięć, byście mogli je medytować.

12 kwietnia 1916

Gdyby ludzkość wiedziała, jak nieskończenie bardzo może się człowiek udoskonalić na ziemi, przygotować, a przede wszystkim wytworzyć dobry los swymi myślami pełnymi miłości Boga i rzeczy duchowych.

Niejednokrotnie da to wam mniej radości niżbyście się spodziewali, ale i to musi być przezwyciężone. Praca duchowa jest teraz waszym świętym obowiązkiem.

Każdego dnia, nie tylko gdy czujecie się do tego usposobieni, musicie przyjąć coś w siebie, czy to przez czytanie, modlitwę, medytację, myślenia czy też tylko przez punktualne i dokładne wypełnianie wskazań. Wszystko inne poza tą słoneczną drogą na jaką weszła wasza wolna wola jest iluzją. Na tej drodze zaczynają się w was budzić także inne cele, które wzmocnią waszą wolę.

Skłania się dzień ku końcowi

Dzień wypełnienia się zbliża

Budzi się ziemia drzemiąca

W sennych marzeniach zaświatów

Słońce, złożyłeś w radości

Złoty swój miecz, aby rankiem

Radośnie wszechświat prowadzić.

Ja także chyląc się cicho

Składam swe troski do grobu.

Rozkładam skrzydła mej duszy

Wznoszę się, lecę ku Tobie.

21 kwietnia 1916

Opowiem Ci dziś jak tu obchodzimy święto największego wydarzenia, jakie świat przeżył w tej fazie rozwoju.

Rozdziała się między istoty siły należne rozwojowi ziemi. Jest to jakby nowym  ożywieniem drzemiących energii stworzonych kiedyś aktem myśli twórczej boskiego Zbawiciela na błogosławieństwo ludzkości. Tak tedy powtarza się dzieło wybawienia, spływające na was siłą Chrystusową. Naturalnie, tak jak i wtedy działa ona na człowieka indywidualnie, jest to przenikające go duchowe poznanie, które może być” przezeń pojęte i przyjęte, skoro tylko dojrzał by otworzyć swe wnętrze na strugi boskiej łaski. Każda dusza uzyskuje tyle, na ile okazała się godną tej pomocy. W czasie Męki Pańskiej Wielkanocnej święcicie więc nie tylko wspomnienie. Musicie świadomie otworzyć bramy temu największemu misterium, by przyjąć w siebie błogosławieństwo, oświecenie, pomoc, które są wam dawane w najwyższej miłości.

Skłońcie się w pokorze. Otwórzcie serca i odbierzcie błogosławieństwo na nowo zmartwychwstałego Zbawcy! Jednoczy nas miłość.

W uświęconej godzinie przyszedłem do was wspominając wspólnie przeżyte święta. Jakże serdecznie przyjąłem, wtedy po raz pierwszy chleb Pana!

Później chodziłem rzadziej do komunii, gdyż nie dawała mi tego, czego oczekiwałem. Przepełniała mnie zimnem! Był to jednak okres przejściowy, który każdy musi przeżyć. Później odnalazłem się znowu, a radość przeżywana w obliczu wieczności zrodziła się we mnie by nigdy nie zgasnąć.

Siłą naszej miłości powstała wysokiej rangi wspólnota, której zadaniem jest pomagać w szerzeniu wieści otrzymywanych poprzez mnie. Przez moją śmierć zostało w was obudzone coś, co od dawna leżało odłogiem. Stale tak jest, że jeden musi iść by drugi mógł istnieć. Teraz już należę do was w całości. Rozumiecie teraz, czemu nie zwlekałem by takie błogosławieństwo rozkwitło?

22 kwietnia 1916

Gdy u was dokonuje się ponowne zmartwychwstanie Chrystusa Jezusa, tu odbywa się ponowne połączenie Go z wyższą częścią Jego Istoty, którą opuścił podczas pobytu na ziemi. Przed niewysławioną wielkością tego przezwyciężenia można już tylko uklęknąć. Dopiero tutaj można odczuć, czym naprawdę jest zejście tak wysokiej Istoty jak Chrystus. Mimo całego dlań uwielbienia nie przeczuwałem nawet na ziemi, kim On był. Jak ta Boska Istota zdolna była zakosztować całej nędzy ziemskiej i nie przejść obojętnie koło niczego bez przeniknięcia na wskroś aż do wnętrza. To jest więcej niż wielkie, to jest niepojęte, unikalne w całym rozwoju świata.

Nie możecie tego ogarnąć. Dam wam więc tylko jedną radę: kochajcie Zbawiciela, kochajcie Go więcej niż cokolwiek innego. Nie lękajcie się złożyć wszystkiego w ofierze, gdy On tego zażąda. Bądźcie oddani w miłości zdolnej do wszystkiego.

Przyjdzie czas, że odczujecie to tak jak ja. Przywołajcie mnie, gdy modlicie się do Niego. Jakże chętnie przyłączę się do was!

23 kwietnia 1916

Chcę dziś mówić o świętościach, które głęboko i w tajemnicy spoczywają w pewnych położonych na uboczu klasztorach opartych na ścisłych i wysokich zasadach. Jest tam przechowana całkiem dokładna historia życia Jezusa wraz z opisani Jego odczuć. Jest to wielkie bogactwo dla obdarzonego łaską. Jak to dzieło powstało, opowiem wam kiedyś później. Jest to jedyne, wyczerpujące; dzieło o Jezusie, gdzie każda słowo jest prawdą. Dlaczego właśnie tam można odnaleźć te skarby? Otóż – niektóre nieznane światu klasztory składają się z bractw, których stopień rozwoju jest naprawdę wysoki. Tam prawie wszyscy bracia osiągają równy stopień doskonałości. Tam więc dzieło takie przechowywane jest jako coś najświętszego, strzeżone jak największy eliksir nieba.

Naturalnie braćmi tej wspólnoty zostają odpowiednio do tego dojrzali. Czasem upływa całe życie ludzkie nim uzyska się wstęp do tej wysokiej społeczności. Bardzo rzadko dochodzi do tego młody człowiek, stojący jeszcze w nurcie życia. Na ogół są to bardzo starzy ludzie.

Zdziwicie się, lecz istnieją takie ośrodki i dla kobiet. Również ona otrzymują wstęp do miejsca, gdzie przechowywany jest największy dar dla ludzkości, również i one mają związki kobiet sióstr, w których wymaga się bardzo wysokiego rozwoju. Tam przeważają młode, bowiem kobieta może już w kwiecie wieku zbierać owoce, które tylko bardzo, bardzo rzadko są osiągalne dla młodego mężczyzny. W tym wyraża się wielka łaska dla płci żeńskiej. Jej droga do doskonałości jest krótsza i łatwiejsza.

Do tych klasztorów nie może dotrzeć nikt, kto nie jest w stopniu oświecenia i nie otrzyma na drodze duchowej wskazania swej drogi. Zwykły śmiertelnik nie przeczuwa ich wcale – a jednak istnieją one by nieść pomoc ludzkości. Ich siła zdolna jest płynąć na całe narody.

Przeglądają wszystko, a życie ich – mimo ich największej samotności – pulsuje we wszystkich możliwych krajach i narodach. Są, że tak powiem, wszędzie, znają wszystkie wydarzenia zewnętrzne.

Byłem gościem u nich. Czułem się wśród nich nieskończenie dobrze!  Oto harmonia, oto prawdziwe braterstwo, bo łączy ich wszystkich doskonała jedność!

Oby wspólnota wśród obecnych duchowych kierunków była tylko w połowie tak wyrównana i dobroczynna w swej miłości, łagodności i wielkości!

Wolno mi było także zagłębiać się w dzieło Chrystusowe. Mówiłem o tym wczoraj.

Było to szczęśliwym zrządzeniem losu, że danym mi było pójść w tamten głęboki, odrębny świat.

Przypadkowo spotkałem tan jednego z członków kiedy był zajęty niszczeniem pewnych błędów. Przypatrywałem się mu, on zaś poznał mnie i to z poprzedniego życia. Wpatrywał się we mnie badawczo, po czym zapytał z miłością czy zechciałbym z nim pójść, gdyż musi wrócić do swego ciała fizycznego w siedzibie świętych braci. Nie zrozumiałem go od razu; czułem tylko, że był to mądry, dobry i bardzo rozwinięty duch, więc poszedłem za nim. Byłem zaskoczony znalazłszy się na ziemi u tak wysokiej wspólnoty istot pozostających jeszcze w fizycznych osłonach. Byłem też u kobiet, przyjęły mnie z godnością i świętością kapłanek, były pełne nieopisanej dobroci dla mnie.

Niejednemu stojącemu na zewnątrz życie w słońcu wydają się być bajką dopóki nie zrozumie, że są to czyste fakty.

28 kwietnia 1916

Otaczające was prądy powoli udzielają się innym. Nie zauważywszy niczego są oni przyciągani – początkowo zainteresowani, potem zaangażowani uczuciowo. Później wzrasta przekonanie i wola, by wzrastać i tworzyć się. Nie jeden o kim byście tego nie przypuszczali, skieruje się na waszą drogę i będzie współpracownikiem w waszym dziele. Wolno zapuszczane są korzenie nim zjawią się pierwsze listki heroldowie kwiatów, z których to dopiero powstaną owoce noszące tysiące ziaren.

I wy musicie pracować, by mieć więcej siły i światła.

27 kwietnia 1916

Ojcze, który królujesz nad ciszą i wiecznością

W Tobie spoczywa pokój, z Ciebie płynie siła

W rzeczy najświętszej, którą odczuwamy

Widzimy Boga obraz zwierciadlany

Przeczuć możemy ledwie Twą Prasiłę

— Tak wielkim Jesteś Boże, władco światów!

Wszakże włożyłeś w serca nam tęsknotę

Abyśmy mogli Cię kiedyś osiągnąć

By miłość nasza dorastała Twojej

Spoczywa w nas Twój obraz, Ojcze

Odwiecznego morza światła

blaskiem prześwietlony

Aby trwał żywy, zwilżyłeś tęsknotę

kroplą pramiłości, aż stworzyła wiarę,

Wiedziesz nas potrójnie unosząc tęsknotą

Wiarą, miłością do swych wrót otwartych

Wrót Twego królestwa. Spójrz: to co nam dałeś

Stoi w szatach prawdy rozświetlone Duchem

Święta tęsknoto, cicho szukająca

dotknęłaś mych pragnień i wskazałaś drogę

Święta miłości, ty boska prasiło,

Z rąk Twoich wziąłem klucz do złotej bramy

Wiara wierności, siła Twoja święta

Moc swą mi dała — wrota cię rozwarły

Oglądałem światło. Ojcze, Jestem Twój, Twój!

Twój pokój chroni mnie

Cisza Twej wieczności opływa mnie

Twa miłość przenika mnie

Szumią święte dęby nad minionym życiem

Początek maja 1916

Niejedno się wydarzyło odkąd przekazałem swe ostatnie doniesienie. Poruszyły się bowiem prawie już pokonane czarne potęgi. Wyrażało się to wściekłością nie do opisania. Niszczy ona wszystko, co nie ma dość siły woli by się jej przeciwstawić. Lecz muszą ulec. Nie zwyciężą. Choć sami wiedzą o tym, napinają swe niszczące siły i wyrządzają swe potężne szkody. Porywają wszystkich słabych wolą. Wpływ ten nie jest jednak trwały i skoro tylko ich potęga zostanie pokonana, osłabią się ich sugestywne siły i uwiedzeni powrócą znowu.

Niemal się obawiam, że i wy odczujecie coś z tego co zakłóci wam dobroczynną harmonią.

Wprowadźcie więc w ruch silną wolę, by móc dać odpór. Zło nie przedostanie się przez dobro – czynny krąg waszych modlitw.

Trudno było mi to powiedzieć, bo złe elementy chciały mi w tym przeszkodzić.

Początek maja 1916

Nieskończenie wiele przeżyłem ostatnio, ale nakazano mi milczeć o tym ze względu na to że są to rzeczy jeszcze zbyt dla was odległe.

Chciałbym was dziś prosić, byście robili co tydzień przegląd tygodnia – czy byliście z siebie zadowoleni, w czym błądziliście i co należałoby zmienić. Wybierzcie sobie taki dzień.

16 maja 1916

Ostatnio wiele u mnie zaszło, co mogę porównać z walką wewnętrzną. Najpierw chodzi tu o to, ile sił potrzeba by czegoś dokonać. Potem o esencję myśli należącej do określonego kierunku. Są to bardzo trudno rzeczy dla waszego pojmowania. Te dwie siły musiałem oponować, by posługując się nimi, dokonać czegoś największego ze wszystkich moich dotychczasowych dokonań duchowych. Zajęło mi to wiele czasu, gdyż musiałem dojść do celu. Najcięższy etap mam już za sobą.

Proces ten jest całkowicie obcy dla fizycznych pojęć. Sterajcie się je zrozumieć bardziej odczuciem niż rozumem,  to jest możliwe! Nie mieszczę się w czasie, dlatego muszę Już kończyć.

Możesz również polubić…

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x