Śmierć według antropozofii
Śmierć to odłączenie się wyższych członów człowieka od ciała fizycznego. W skutek odłączenia się ciała fizycznego od ciała eterycznego, człowiek przeżywa panoramę swojego życia. Wszystkie wyobrażenia i myśli, które do tej pory były tylko obrazem życia, zmarły poznaje teraz jako żywe. Wie, że w nich jest życie. Człowiek odczuwa swój związek z żyjącym kosmosem, który przenika każdą jego cząstkę. Teraz kosmos przyjmuje w siebie to wszystko, czym człowiek był. Ciało eteryczne rozpuszcza się. Ciałem człowieka staje się kosmos. W pierwszym okresie po śmierci dusza musi się odzwyczaić od wszystkiego, co może ją jeszcze wiązać z życiem fizycznym (okres kamaloki, czyli czyśćca). Nasze ciało duszy rozszerza się, rozpuszcza się w dali wszechświata. Początkowo obejmuje obszar, jaki wyznacza obieg Księżyca wokół Ziemi. W sferze tej przebywa się ok. 1/3 okresu życia ziemskiego. W kamaloce nasz wygląd (forma oglądana imaginatywnie) odzwierciedla naszą postawę moralną i duchową. Ten duchowy kształt człowieka ulega ciągłym zmianom i przekształceniom. Człowiek zły różni się wyglądem od człowieka moralnego, dobrego. W tym okresie życia po śmierci kontaktujemy się z osobami, z którymi byliśmy w życiu ziemskim w jakiś sposób połączeni poprzez przeznaczenie, myślami i uczuciami. Kontaktujemy się ze sobą, widząc innych takimi, jakimi byli pod względem moralnym, poznajemy ich myśli o nas, poznajemy całe znaczenie naszej wspólnej karmy. Ci, z którymi nie byliśmy połączeni przeznaczeniem, są dla nas do pewnego stopnia niewidoczni. W tym czasie człowiek przeżywa to, co było skutkiem jego myśli lub czynów w stosunku do innych. Jeśli kogoś uderzył, to czuje ból, jaki czuła osoba, którą uderzył. Przeżywa to w sposób bardzo wyraźny, intensywny. Następuje odwrócenie. To, co było na zewnątrz – skutki jego działania, jest przeżywane wewnątrz. W ten sposób człowiek przeżywa całe swoje minione życie od końca tzn. od chwili śmierci do narodzin. Budzi się w nas życzenie, wola, aby zmazać swoją winę, dokonać zadośćuczynienia w następnym życiu. W sferze Księżycamożemy postrzegać tylko osoby o podobnej naturze do naszej, np. łotr może być świadom tylko obecności innych łotrów. Jest to pierwsze przeżycie, które można określić mianem sądu, sprawiedliwości kosmicznej. W tej sferze zostają usunięte skutki jego win moralnych. Skaz moralnych nie można wnieść do świata ducha. W tym okresie życia po śmierci możemy obserwować radości lub smutki trzeciej hierarchii (Aniołów, Archaniołów, Archai) wywołane kontaktem z osobami, które przekraczają wrota śmierci.
Dalej idzie człowiek bez obciążenia do sfery Merkurego (obszar sięgający do Wenus – w ezoteryce planeta ta nazywana jest Merkurym), pierwszej sfery świata ducha. Tu zostawiamy duchowe skutki chorób czy innych urazów zdrowia. Z tej sfery pochodzą siły, które powodują śmierć ludzi w sposób nienaturalny, np. na skutek wypadków. Człowiek, który nie kierował się w życiu sumieniem, staje się w sferze Merkurego sługą duchów choroby i śmierci. W tym okresie to jak wygląda nasze życie, czy możemy kontaktować się z duszami, z którymi żyliśmy na Ziemi, zależy od tego, czy w naszym ziemskim życiu kierowaliśmy się moralnością. Człowiek niemoralny pozostaje samotny. Do tej pory (w sferze Księżyca) była możliwa jedynie obserwacja innych. Teraz zaczynamy rozumieć sposób, w jaki duchowa fizjonomia przedstawia moralną naturę osób, które spotykamy. Wygląd drugiej osoby może wskazywać na pewne wydarzenia w życiu ziemskim (w ich moralnym aspekcie), które wspólnie z tą osobą przeżywaliśmy. Zaczynamy rozumieć, jaki kształt może mieć w przyszłości nasz wspólny los. Siła rozumienia tego, co postrzegamy zależy w pewnej mierze od tego, czy w życiu ziemskim przyjmowaliśmy lub odrzucaliśmy poglądy o ponadzmysłowej naturze świata.
Następna to sfera wyznaczana przez promień od Ziemi do Merkurego (w ezoteryce Wenus). Jeśli człowiek wykształcił pewne właściwości poprzez życie religijne, to w tej sferze może współżyć z osobami, z którymi się spokrewnił na Ziemi. Odtąd może się kontaktować z duchami wyższych hierarchii. Jeśli jednak nie żył życiem religijnym (był ateistą), to jest w tej sferze skazany na samotność. W sferze Wenus (ezoterycznie) ludzie grupują się ze względu na przekonania religijne. W sferze Wenus również mamy do czynienia z trzecią hierarchią. W tym regionie istoty te promieniują kosmiczne siły miłości. To, jak odbieramy te siły, zależy od tego, czy w życiu ziemskim posiedliśmy zdolność miłości. Jeśli wnieśliśmy ze sobą do sfery Wenus nienawiść, musimy ją tu złagodzić, przekształcić, aby możliwa była dalsza podróż.
Następną jest sfera Słońca. Aby tam człowiek mógł współżyć z innymi duszami, nie czuć się samotny, musi w życiu ziemskim rozwinąć tolerancję i zrozumienie dla każdego poczucia religijnego. W sferze Słońca człowiek spotyka się z siłami lucyferycznymi, które go prowadzą przez dalsze sfery. Spotkanie to może mieć jednak negatywne następstwa, jeżeli człowiek nie znajduje w sobie sił, które w życiu ziemskim przyjął dzięki impulsowi chrystusowemu, stanowiącemu przeciwwagę dla sił lucyferycznych. W sferze Słońca człowiek styka się z duchami drugiej hierarchii (Exusiai, Dynamis, Kyriotetes) oraz pierwszej hierarchii (Serafiny, Cherubiny, Trony). Może się z nimi kontaktować, jeśli podczas życia na Ziemi czynił dobro. O ile na Ziemi dobro nie koniecznie owocowało dobrymi efektami, tu odnajdujemy owoce naszych dobrych czynów. W sferze Słońca zostaje przygotowany duchowy pierwowzór naszego ciała fizycznego. To zostaje stworzone jako fakt, duchowa realność, rzeczywistość. Druga część organizmu, głowa powstaje jako duchowy „obraz” (plan) i jest prawzorem impulsów moralnych, które tu na Ziemi przeżywamy, i które możemy tu realizować. Gdyby człowiek na Słońcu był tworzony tylko jako coś rzeczywistego duchowo, byłby czystym dobrem, byłby podobny do wyższych hierarchii. Ponieważ jednak, część jego jest tworzona tylko jako „obraz”, daje to człowiekowi zadatki moralnego doświadczenia, odczuwania i wolność w jego realizacji. W sferze Słońcaosoby połączone wspólnym losem pracują wspólnie nad przemianą tego, jacy byli w minionym życiu. Są świadkami tego, jak nasze czyny zostają odzwierciedlone w formie, jaką przybierze nasze ciało fizyczne w kolejnym życiu.
Przechodzimy dalej przez sfery Marsa, Jowisza i Saturna. Tu wyższe hierarchie tworzą karmę naszego kolejnego wcielenia. Przechodząc przez te sfery obserwujemy pracę najwyższej hierarchii. Poznajemy, w jaki sposób te istoty duchowe twórczo działają w rozwoju kosmosu.
Sfera Marsa jest sferą kosmicznego słowa, stwarzającej kosmicznej mowy wyższych hierarchii. Sfera Jowisza jest sferą kosmicznych myśli, gdzie jest nam dane poznać boskie twórcze myśli. Sfera Saturna jest sferą kosmicznej pamięci, tego wszystkiego, co się wydarzyło w naszym systemie planetarnym. Następnie docieramy do tzw. sfery gwiazd nieruchomych (fixed), gdzie łączą się elementy formotwórcze kształtujące naszą przyszłą głowę fizyczną.
Następnie rozpoczynamy drogę powrotną. Prawzór tej części organizmu fizycznego, którą stanowią członki powstaje dzięki siłom Księżyca, Merkurego i Wenus. System rytmiczny powstaje dzięki siłom Słońca. Cała sfera słoneczna z jej istotami duchowymi tworzą serce i płuca. Część, która stanowi głowę, tworzona jest jako obraz z sił Marsa, Jowisza, Saturna. Przechodząc ponownie przez sferę Saturna zyskujemy siły leżące u podstaw naszej ziemskiej pamięci. W sferze Jowisza wszystko to, co nam umożliwiało rozumienie boskich myśli daje nam podstawę do siły myślenia w życiu ziemskim. W sferze Marsa zostaje utworzony duchowy archetyp struktury naszego nowego ciała fizycznego. Do tej pory byliśmy zjednoczeni całą swoją istotą z całym kosmosem. Teraz wracając do sfery Słońca stajemy się ponownie indywidualną, oddzieloną od otoczenia zewnętrznego istotą. Formuje się archetyp serca. Kontynuujemy naszą podróż przez sfery Wenus i Merkurego, gdzie są kształtowane duchowe podstawy naszych pozostałych organów. W sferze Księżyca przebywamy mniej więcej okres ok. 9 miesięcy. Życiu ludzkiego embrionu od poczęcia do narodzin towarzyszy rozwój w sferze kosmicznej. Następuje stopniowe zjednoczenie z płodem i jego rozwój.
J.B. 1999
(ilustracja: jeden z witraży Goetheanum)