Związki duchowe w kształtowaniu się organizmu ludzkiego
Rudolf Steiner, Ciemne i jasne wieki – stosunek człowieka do światła i choroby. Rudolf Steiner 23.10.1922 r. w GA 218: Związki duchowe w kształtowaniu się organizmu ludzkiego, s. 89 i nast. Źródło obrazu: GA K58/11 Intermediarius: B.S.
„Z różnych wcześniejszych rozważań wynika – nie lubię używać tego zwrotu, ale żyjemy w czasie przejściowym – bo każdy czas jest czasem przejściowym, czyli przejściem od tego, co wcześniejsze, do tego, co późniejsze, i zawsze jest to tylko pytanie: w jaki sposób każdy czas jest czasem przejściowym, co przemija?
W naszych czasach rzeczywiście następuje bardzo ważne przejście dla tych, którzy potrafią patrzeć w świat duchowy, a mądrość najdawniejszych czasów zawsze wskazywała na to ważne przejście. W epokach, w których mówiło się jeszcze o świecie duchowym, choćby tylko z dawnej wiedzy sennej, zawsze mówiono, że po pewnym czasie skończy się tak zwany wiek ciemny i rozpocznie się wiek świetlny. Jeśli przeanalizuje się słowa starych mędrców i potraktuje się je poważnie, to rzeczywiście dojdzie się do wniosku, że mieli oni na myśli to, iż na przełomie XIX i XX wieku, w którym obecnie żyjemy, nastąpi przejście z epoki ciemnej do jasnej. Nie musimy jednak angażować się w odnawianie starej, marzycielskiej mądrości poprzez antropozofię. Często powtarzałem, że w żadnym wypadku tak nie jest, ale że antropozofia jest tym, co można obecnie rozpoznać dzięki badaniom duchowym. Antropozofia nie jest więc odnowieniem jakiejś starej mądrości, ale jej aktualną realizacją. Jednak w tej kwestii, dotyczącej przejścia z epoki ciemności do epoki światła, obecna wiedza musi zgadzać się ze starą mądrością.
Bez względu na to, jak mało można powiedzieć z zewnętrznego punktu widzenia, patrząc na wydarzenia teraźniejszości, że jako ludzkość, a zwłaszcza jako cywilizowana ludzkość Europy, przechodzimy od warunków gorszych do lepszych, to jednak prawdą jest to, co starożytna mądrość rozumiała przez przejście w wiek świetlany i co musimy rozumieć również dzisiaj. Musimy tylko rozumieć rzeczy we właściwy sposób. Przede wszystkim chciałbym podać przykład różnicy między wiekiem jasnym a wiekiem ciemnym.
Ludzie, którzy kiedyś, w około piątym tysiącleciu przed Chrystusem, mówili o wieku ciemnym i jasnym, uważali ten wiek ciemny za konsekwencję wcześniejszego wieku jasnego i wyrażali opinię, że po tym, jak wiek ciemny trochę potrwa, znów nadejdzie wiek jasny. Dlatego pouczające będzie spojrzenie wstecz i zobaczenie, czym w istotnych sprawach ludzkich różniła się istniejąca niegdyś epoka światła, która miała miejsce około siódmego lub ósmego tysiąclecia przed Chrystusem, od późniejszej epoki ciemności, z której my, ludzie, mamy się teraz wyłonić.
Jak już powiedziałem, chciałbym to zilustrować na przykładzie uzdrowienia. Przykład uzdrowienia jest bardzo trafny, ponieważ można w nim dostrzec bardzo wiele. W tym dawnym, świetlistym wieku uzdrawianie nie odbywało się poprzez oglądanie fizycznego ciała ludzkiego. W ogóle o tym nie pomyślano. W tym starym, świetlanym wieku ludzie nie mówili o chorobie w takim sensie, w jakim mówią o niej do dziś, ale przestaną mówić w przyszłości. Oczywiście, w tamtych dawnych czasach istniało też zjawisko, że człowiek doświadczał zaniku swoich organów w tym czy innym kierunku, że nie był zdrowy w tym czy innym kierunku, ale nie mówiło się o chorobie, lecz praktycznie mówiło się: jest śmierć i ona bierze człowieka w posiadanie. W przypadku, o którym dziś mówimy, że człowiek jest chory, można było zaobserwować pewnego rodzaju walkę między życiem a śmiercią. Tak więc w tamtych dawnych czasach nie mówiło się o chorobie i zdrowiu, ale mówiło się o tym, gdy człowiek zachorował w naszym sensie: śmierć w nim walczy. A uczynienie kogoś zdrowym było postrzegane jako walka ze śmiercią, jako jej wypędzenie. Mówili więc o życiu i śmierci. A choroba była tylko szczególnym przypadkiem śmierci, powiedziałbym, że małej śmierci; zdrowie było życiem.
Dlaczego mówili w ten sposób? Mówili w ten sposób, ponieważ w tamtych czasach leczyli całkowicie z ciała eterycznego człowieka. W tamtych czasach nie dbano, że tak powiem, o ciało fizyczne człowieka, lecz leczono się całkowicie z ciała eterycznego człowieka.
Jak to zrobiono? Powiedzmy, że w tym czasie człowieka zaatakowało coś, co dziś nazywamy zapaleniem płuc. W tamtych czasach forma zapalenia płuc była nieco innego typu, ale nadal możemy mówić o tej formie choroby. W tamtych czasach ludzie mówili sobie: Ten człowiek za bardzo uzależnił się od ziemi, w której żyje. To właśnie w tamtych czasach ludzie migrowali, rzadziej niż dziś opuszczali miejsca zamieszkania. Większość ludzi, przez całe życie przebywała w tym samym miejscu. Jednak w takim przypadku mówiono: „Człowiek stał się zbyt zależny od miejsca na ziemi, w którym się urodził. W tamtych dawnych czasach ludzie dobrze wiedzieli, że człowiek miał już przedziemską egzystencję, że niejako sam określił swoje miejsce na ziemi w swojej przedziemskiej egzystencji poprzez swój wybór, poprzez swoje przeznaczenie. Dlatego mówiono: „Jeśli człowiek zachoruje na zapalenie płuc przed czterdziestym rokiem życia, a nawet wcześniej, to znaczy, że nie wybrał właściwie swojego miejsca na ziemi. Nie do końca pasuje to do jego ziemskiego pobytu. Krótko mówiąc, choroba wynikała ze stosunku jego ludzkiej organizacji do miejsca na ziemi, w którym się znajdował.
Gdybym chciał to narysować, to wyglądałoby to tak (patrz rysunek, środek powyżej), gdybyśmy wyobrazili sobie ziemię w ten sposób, powiedzielibyśmy sobie, że kiedy człowiek tam mieszka, jest zbyt mocno uzależniony od tego miejsca na ziemi i trzeba uzdrowić człowieka, uwalniając go wewnętrznie od zewnętrznej zależności od tego miejsca na ziemi. Można tego dokonać, wprowadzając go w relację z otaczającym go kosmosem, z zewnętrznym światem nieba. Powiedziano: Niebo jest tym, co było domem człowieka, zanim znalazł się on na ziemi. Nie pasuje do ziemi. Trzeba ją uzdrowić, wprowadzając ją we właściwą relację z kosmosem. A czyniono to w taki sposób, że mówiono: ponieważ w człowieku jest za dużo skutków ziemskich, ponieważ jest w nim za dużo grawitacji i tego, co się z nią wiąże, trzeba go rozjaśnić; trzeba wprowadzić w niego siły nadprzyrodzone. Mówiło się sobie: w tych czy innych kwiatach roślin działają siły nadprzyrodzone. Pracowano więc nad tymi lub innymi kwiatami roślin, wydobywając z nich soki. Mówili do siebie: „Ta roślina kwitnie o określonej porze roku; kwitnie o tej porze roku dzięki wpływom kosmosu. Teraz badano, w jakim stopniu ta pora roku wpływa na człowieka. W tym celu w dawnych czasach w sposób zbliżony do horoskopu szukano zależności człowieka od zjawisk niebieskich. A potem podawano człowiekowi jako lekarstwa to, co wprowadzało jego ciało eteryczne w ogólną wibrację. Mówiono: Jeśli to jest człowiek (patrz rysunek powyżej po prawej, kolor czerwony), to jest to jego ciało eteryczne (światło), a on jest chory na zapalenie płuc z tego powodu, że jego ciało eteryczne w rejonie płuc jest zbyt mocno nachylone ku ziemi (kolor niebieski) i że siły ziemskie mają na niego zbyt duży wpływ. Teraz otrzymuje soki z kwiatów roślin, które na niego działają i które pokonują te siły (kolor żółty). Otrzymał więc siły, które połączyły go z kosmosem. W ten sposób starali się wprowadzić całe ciało eteryczne w prawidłowe wibracje, aby zrównoważyć nieprawidłowe wibracje indywidualne. Dlatego zawsze zadawano sobie pytanie: Co należy zrobić z ciałem eterycznym?
Dlaczego w ogóle można było postępować w ten sposób? Mogli to zrobić, ponieważ mieli jasne pojęcie o ludzkim ciele eterycznym. W tamtych dawnych czasach nie tylko widziało się fizyczne ciało ludzkie, ale widziało się też ciało eteryczne, które świeciło. Człowiek był istotą światła i tak jak dzisiaj ocenia się po ciele fizycznym, na przykład, że ktoś jest blady, że jest chory, tak samo oceniano jego stan zdrowia po ciele eterycznym, po zabarwieniu, na przykład, czy stał się czerwony, niebieski czy zielony. Na czym więc w tamtych czasach ludzie opierali swoją wiedzę o naturze ludzkiej? Na światło, na to, co w człowieku było światłem. Należy to rozumieć dosłownie: był to wiek światła, był to wiek, w którym naprawdę widziano to, co żyło w człowieku jako światło.
Jeśli spojrzymy na człowieka z dzisiejszego punktu widzenia w aspekcie zdrowia i choroby, to okaże się, że nawet dziś trzeba stwierdzić, że światło ma niezwykle silny wpływ na zdrowie człowieka. Człowiek musi dążyć do tego, aby do jego organizmu docierały odpowiednie ilości światła. Wiemy, że dzieci, które w młodym wieku cierpią z powodu braku światła, zapadają na krzywicę lub inne choroby, które są zdecydowanie związane z brakiem światła – oczywiście również z innymi rzeczami, choroba nigdy nie może wynikać tylko z jednej przyczyny – ale takie rzeczy, jak na przykład krzywica, są zdecydowanie związane z brakiem światła. Z pewnością możemy zaobserwować, jak bardzo narażone na krzywicę są, powiedzmy, dzieci mieszkające w mieszkaniach miejskich, do których dociera mało światła, i jak mało dzieci jest narażonych na krzywicę – oczywiście średnio – które mogą być narażone na światło w odpowiedni sposób. Dlatego nawet dziś możemy z całą pewnością powiedzieć, że człowiek pochłania światło.
Ale światło, które człowiek dziś pochłania, jest, jeśli mogę się tak wyrazić, światłem mineralnym. Człowiek pochłania to światło, które jest emitowane na ziemię, na minerały, i które jest wypromieniowywane z powrotem do niego, lub które otrzymuje bezpośrednio od słońca. Jest to światło mineralne. Światło, które pada na łąki, które pada na drzewa, jest również przekazywane nam w sposób mineralny. Jest to martwe światło, które wchłaniamy dziś przez naszą skórę, przez całą naszą ludzką istotę. W tej starej epoce światła, która poprzedziła epokę ciemności, ludzie byli świadomi, że to martwe światło nie ma dla nich żadnego znaczenia.
Dzisiejsi historycy, nawet historycy kultury, nie wiedzą takich rzeczy. Światło, które dziś tak bardzo cenimy, nie było czymś tak cennym dla starożytnych. Odróżniali światło, które cenili, od światła, które cenimy dzisiaj, w taki sam sposób, w jaki, powiedzmy, kiedy siadamy do stołu i mamy talerz, łyżkę i widelec, na talerzu znajduje się ciasto lub coś innego jadalnego. Tam jemy ciasto; oczywiście doceniamy też nóż i widelec, ale nie jemy ich, są z nami. Zatem dla starożytnych to, co cenili jako światło, szło w parze z tym, co my dziś wolimy cenić jako światło. Jednak to, co uznano za światło, pochodzi z królestwa roślin. Dziś już nie odbieramy jej w taki sposób, w jaki odbierano ją w dawnych, świetlanych czasach. Dziś cieszymy się, gdy możemy wyjść na słońce. Starzec cieszył się, kiedy szedł przez łąkę, przez las, ponieważ zasysał do siebie, przez swoją skórę, światło, które najpierw zostało wchłonięte przez las, które było żywe w lesie, żywe na łące. A drugie, martwe światło, to był składnik. Dla nas najważniejszy stał się składnik. Starzec żył w świetle, które dawały mu kwiaty i drzewa lasu. Dla niego było to źródło wewnętrznego życia światłem, światłem wewnętrznie żywym, a nie martwym. W ogóle nie mamy o tym pojęcia z naszą abstrakcyjną radością w lesie, z naszą abstrakcyjną radością w kwiatach, z tym wszystkim, co jest w zasadzie, chciałbym powiedzieć, filisterskie w sensie kosmicznym. Może i jest to jeszcze bardzo piękne, ale jest filisterskie w porównaniu z wewnętrznym duchowym uniesieniem, które było obecne w dawnych ludziach w obliczu lasu, łąki, w obliczu wszystkiego, co tam żyło. Starzec czuł się związany ze swoimi drzewami, z każdą rośliną, która była dla niego odpowiednia. Stary człowiek odczuwał sympatię i antypatię do tej czy innej rośliny w najbardziej żywy sposób. Spacerujemy na przykład po takich łąkach, jakie są jesienią wokół Goetheanum. Filuternie oceniamy, że jesienny krokus, Colchicum autumnale, jest być może piękny. Starzec przechodził obok tych roślin tak smutny, że nawet skóra mu trochę wyschła, gdy przechodził obok Colchicum autumnale. Czuł nawet, że jego włosy stają się wiotkie. Natomiast kiedy mijał, powiedzmy, rośliny czerwonokwiatowe, dla mnie takie rośliny jak dzisiejszy mak, to jego włosy stawały się puchate, miękkie. Tak więc absolutnie doświadczył światła świata roślin. Była to epoka światła i na niej opierało się całe jego życie kulturalne, na niej też opierała się jego zdolność uzdrawiania, czyli walki ze śmiercią poprzez obserwację i leczenie ciała eterycznego.
Miało to długotrwały wpływ i nadal możemy zobaczyć, na przykład, jak w starszej medycynie greckiej, u Hipokratesa, mówi się o sokach człowieka, o czarnej i jasnej żółci, o krwi i flegmie. W rzeczywistości oznaczało to jeszcze wspomnienia z dawnej epoki światła. Śluz był w zasadzie przeznaczony dla ciała eterycznego, a krew, na przykład, dla tych wibracji, które ciało astralne wywołuje w ciele eterycznym i tak dalej. A więc te skutki uboczne nadal istniały i w zasadzie dopiero w czasach Galena, kiedy inne kultury ludzkie zaczęły liczyć się ze światem fizycznym, spojrzenie na człowieka, o ile miało być podstawą procesów leczniczych, nabrało charakteru fizycznego. Jeden z nich przyglądał się ludzkiemu ciału fizycznemu.
Ale dopiero w wielkim przełomie, w pierwszej połowie XV wieku, kiedy nie wiedziano już nic o ciele eterycznym człowieka, nawet o tym, jak wyraża się ono w temperamentach, zaczęto coraz bardziej przyglądać się ciału fizycznemu człowieka. Nawet starsza medycyna fizyczna była czymś innym niż to, czym stała się później, zwłaszcza w XVIII i XIX wieku. …”