Sztuka i jej misja w antropozofii
· Pochodzenie sztuki:
Sztuka – pragnienie i potrzeba tworzenia – rodzi się w stanach duchowej aktywności, w kontakcie ze światem duchowym. Skąd by szedł przecież impuls, jak nie właśnie stamtąd ? Związek ze światem duchowym był, jest i zawsze będzie podstawową przyczyną oraz warunkiem prawdziwej, szczerej, kreatywnej i spontanicznej twórczości.
· Historia ludzkości:
Jeżeli cofniemy się do siódmego lub ósmego tysiąclecia przez Chrystusem – do pierwszej epoki postatlatydzkiej – zobaczymy, że ówczesny człowiek odczuwał swoje ego – swoją jaźń – zupełnie inaczej niż my dzisiaj. Nie można powiedzieć, że o nim mówił, ponieważ posiadanie ego było tak oczywiste, że nie było potrzeby o tym rozmawiać. Zupełnie inna była poza tym świadomość i kondycja ludzka. Musimy więc wyrazić odczucia starożytnego człowieka we współczesnej terminologii. A zatem czuł on, że posiada boskie kosmiczne ego, że jest kroplą w morzu boskości, czuł się bardziej bogiem niż człowiekiem. Sferą realną było dla niego niebo, z którym był związany duchowo, jego życie rozgrywało się na niebie. Myśli uważane były za zrodzone nie w człowieku, ale wywołane przez słońce i uspokojone, unieruchomione przez księżyc. Na Ziemi człowiek czuł się obcy, traktował ciało jako tymczasowe mieszkanie. Tylko dlatego mógł powiedzieć o sobie „Ja jestem”, ponieważ posiadał gwiezdną naturę.
W drugiej epoce – starożytnej Persji – poczucie boskości w człowieku było już nieco przytłumione, natomiast bardzo silnie doświadczał on pór roku. W czasie przesilenia zimowego, kiedy dusza Ziemi zjednoczona była z Ziemią, odcinała się od kosmosu za pomocą pokrywy śniegu i rozwijała swoją indywidualność oraz niezależność w kosmosie, człowiek jednoczył się z Ziemią, obcował z mądrymi duchami, wycofywał w siebie poszukując świadomości. Wiosną natomiast, kiedy dusza Ziemi otwierała się w kosmos, przywiązanie człowieka do Ziemi zamieniało się w poświęcenie kosmosowi i radość. W środku lata następowało pełne oddanie się sferze pozaziemskiej, połączone z euforyczną radością uwolnienia się z ciała oraz z obcowaniem z radosnymi duchami tańczącymi wokół Ziemi. W sierpniu, wrześniu, człowiek napełniony siłami kosmosu wracał do ziemskiego życia i mógł bardziej ludzko przeżyć zimę. Człowiek w tej epoce nie widział już w kosmosie wszystkiego, co daje egzystencję, ruch i myśli jego egu. Element astralny człowieka doświadczał siebie jako złączonego z porami roku i pragnąc pielęgnować ten związek urządzał liczne święta związane z porami roku, które dotrwały aż do czasów antyku.
W epoce następnej – Egipsko-Chaldyjskiej – poczucie boskości w człowieku było jeszcze mniejsze, malało również połączenie ego z kosmosem, ale rozwijało się powoli poczucie przynależności do ludu. Ludzie coraz bardziej czuli się mieszkańcami Ziemi, po raz pierwszy odczuli przyciąganie ziemskie. Głównym doświadczeniem w tym okresie było doświadczenie w ciele eterycznym kosmicznych myśli, Logosu. Panowało przekonanie, że myśli przenikają i rządzą światem, nie rodzą się w głowie lecz żyją wszędzie.
Doświadczeniem, które odegrało największą rolę w życiu człowieka w czwartej epoce, Grecko-Rzymskiej, było pełne odczucie ciała fizycznego i płynąca z tego ogromna euforyczna radość, która znalazła swe odzwierciedlenie w sztuce antycznej. Dotychczas człowiek czuł się jeszcze członkiem całego świata, ale przyciąganie ziemskie zyskało w tym okresie pełną moc. Ludzie czuli, że myśl kosmiczna zanika, a zatrzymać ją można tylko negując ciało. Rzymianie, chociaż ostygła już wtedy radość z posiadania ciała, nadal traktowali je jak ceremonialną togę nadaną im przez porządek świata. Wrastając coraz bardziej w ciało, uzyskali oni świadomość, którą posiadamy dzisiaj.
W pierwszej i drugiej epoce człowiek szukał bogów tylko w swoim pokoleniu, widział ich w przodkach, ponieważ swoje pochodzenie uważał za boskie. W epoce Egipsko-Chaldyjskiej ludzie szukali boskości w bogach ludu – nie w więzach krwi, ale przestrzennie, we wspólnocie. W epoce Grecko-Rzymskiej zauważamy już brak przepojenia boskością. Pierwszy raz bogów szukano pod ziemią lub w górze, poznawano ich poprzez patrzenie na gwiazdy. Człowiek musiał się zaangażować, żeby ujrzeć bogów. Dotychczas w miarę ewolucji człowieka maleje kontakt z bóstwem, a poczucie wspólnoty międzyludzkiej wzrasta.
Współczesna epoka trwa mniej więcej od XV wieku. Człowiek zaczyna wyrastać już z ciała i nie ma już z nim takiego związku, jak to miało miejsce w starożytnej Grecji. Stajemy się wyobcowani i zagubieni, nie wiemy co zrobić z życiem duszy, wymyślamy dziwne teorie. Dzisiaj musimy rozwijać zdolność nie zważania na fizyczność – zarówno fizyczność gwiaździstego nieba, fizycznych zmian pór roku, jak i odczuć zmysłowych w konfrontacji z przedmiotami. Upadek w materializm był konieczny na drodze do wolności. Teraz musimy zdobyć możliwość poszukiwania, odkrywania i badania świata duchowego, ale wpierw szukać powinniśmy w czymś poza fizycznym sensem świata, a dopiero potem znajdziemy ducha w świecie zmysłowym. To jest właśnie zadanie antropozofii – wznieść się do świata duchowego. Została ona stworzona zgodnie z potrzebami współczesnego człowieka i tylko dla niego.
· Naturalizm
Nieprzyjazne warunki na ziemi skłaniają nas do refleksji, że fizyczność to nie cały człowiek, że nie cały człowiek pochodzi z tego świata. Jeżeli człowiek czuje się najwyższym produktem natury, nie ma zapotrzebowania na jej natury, ponieważ człowiek tylko wtedy usiłuje przekraczać naturę, kiedy jej twory nie satysfakcjonują go w pełni. Na przykład śpiew ptaków – jest piękny, ale gdyby człowiek nie miał większych potrzeb, nie stworzyłby kantat, sonat, mszy… We wcześniejszych epokach, które miały jeszcze żywy związek ze światem duchowym, nie było nawet mowy o naturalizmie w sztuce, chociaż by z tego prostego powodu, że wykluczałby on przecież scenę teatralną z trzema ścianami i widownię naprzeciw niej.
Prawdziwy naturalizm stał się możliwy dopiero dzisiaj, ale wiemy, że człowiek nawet teraz nie jest w pełni usatysfakcjonowany tworami natury. Naturalizm, czyli kompletna imitacja, naśladowanie, fotografia, aprobata natury, nie przyjął się współcześnie do końca. Naturalizm jest bowiem z konieczności nieartystyczny – filisterski.
· Formy przestrzenne
Świat duchowy, z którego pochodzi dusza, jest pełen kolorów, tonów, świateł. Brak w nim form przestrzennych, linii, a zamiast tego są nasilenia i jakości kolorów. Jest to świat intensywności, a nie wymiarowości, czy ilości. W momencie narodzin następuje nadanie człowiekowi postaci materialnej, przestrzennej, ograniczenie trzema wymiarami, a takie doświadczenie jest zupełnie obce duszy nawykłej do przebywania w świecie duchowym. Tak to odczuwano przede wszystkim w kulturach starożytnych. Człowiekowi nie tylko nie było łatwo przyzwyczaić się do warunków ziemskich po wcieleniu, ale wierzono także, że po śmierci, przyzwyczajona do form materialnych, dusza nie potrafi sobie poradzić z powrotem do świata duchowego. Z takimi właśnie niepokojami i wysiłkami duchowymi związane były: sztuka ubierania się i architektura.
Jakkolwiek rozpatrywanie ubioru jako dzieła sztuki może dzisiaj wzbudzić niejeden uśmiech, to jednak w starożytnych kulturach kolorowe ubrania i ozdoby były wyrazem wysiłku człowieka do zharmonizowania bytu duchowo-dusznego z nowym domem. Byt ten wyrażał się właśnie poprzez kostiumy pełne treści, człowiek przenosił życie pozaziemskie na Ziemię w kolorach, do których był przywiązany; można powiedzieć, że niezręcznie naśladował wygląd ciała astralnego.
Tak jak sztuka ubierania skierowana była na początek życia i wyrażała się w kolorach, tak architektura związana była z kultem śmierci – kierowała się na koniec życia, gdy człowiek przyzwyczajony był do form i linii. Współczesna architektura w niewielkim stopniu jest jeszcze sztuką. Jej podstawowe funkcje, to ochrona ciała oraz utylitarność. Nie ma już tęsknoty do gromadzenia się w miejscach, gdzie rozwija się duchowość, boli każde poświęcenie pieniędzy na wartość estetyczną nowożytnych budowli. Kiedyś architektura miała dużo szersze znaczenie. Wierzono, że po śmierci dusza pozbawiona ochrony ciała, które przekształca nieczystości ziemskie, zmuszona była chować się przed siłami natury w grobowcach. Ciężko jej było uciec od nieczystości zwierząt, przejść obok elementu roślinnego absorbującego, przyciągającego i gromadzącego światło słoneczne, w obszar zupełnie innej kondycji światła. Wierzono, że dusza znajdzie właściwą drogę dzięki formom architekturalnym rozciągającym się nad nią. Architektura i konstrukcje artystyczne były w ogóle bardzo mocno związane z duchowością. W Grecji uważano, że boskie natury, takie jak Apollo, Zeus, czy Atena, nie były w stanie rozwijać się wśród zewnętrznej natury, dopóki człowiek nie stworzył dla nich odpowiednich form.
Widzimy więc, że architektura rozumiana była tylko w kontekście tęsknot duchowych człowieka. Dusza zamieszkała w ciele pożądała rozwoju, rozprzestrzenienia się, uwolnienia we wszystkich kierunkach. Sposób w jaki pożądała ona przenieść się w kosmos stawał się formą architekturalną. Architektura była odpowiedzią na pytanie: Jaki wygląd ma przyjąć dusza, aby opuścić ciało i odzyskać związek z kosmosem. Człowiek w swoim wnętrzu nie należy do natury, jest z innego świata, więc potrzebuje form właściwych dla świata, z którego pochodzi.
Wspólnie ze sztuką ubierania i z architekturą, triadę sztuk przestrzennych, manifestujących związek człowieka za światem duchowym, tworzy jeszcze rzeźba. Tkwi ona pomiędzy wysiłkami związanymi ze zstępowaniem w ciało, a wysiłkami związanymi z wychodzeniem z ciała, ukazuje ciało człowieka widziane w sposób artystyczny jako odbicie duchowości. Na szczególną uwagę zasługuje przede wszystkim głowa. Ludzie przywiązują dużą wagę do faktu, że głowa wystaje poza ciało, tymczasem jednak Steiner zauważa, że najistotniejsza jest sferyczność głowy i jej budowa. Głowę ludzką można podzielić na trzy zasadnicze części. Czubek głowy jest obrazem przestrzeni wyginającej się sferycznie ponad nami, ma kształt kopuły i jest obrazem niebios. Część poniżej czoła – oczy, uszy i nos – jest przystosowaniem głowy do sił, które triumfują w klatce piersiowej – do otaczającego Ziemię powietrza. Bo potrzebujemy powietrza otaczającego Ziemię i potrzebujemy światła falującego wokół Ziemi i tak dalej. Ta część twarzy jest obrazem atmosfery cyrkulującej wokół Ziemi. Najniższa część – usta i podbródek – jest połączona układem trawiennym z organizmem poniżej klatki piersiowej, poświęconym trawieniu, odżywianiu i ruchowi. Odzwierciedla ona związek człowieka z ziemską substancją i siłą ziemskiej grawitacji. W terminologii europejskiej mitologii głowa człowieka zawiera na górze – Asgard, królestwo bogów, po środku – Midgard, ziemski dom człowieka, a na dole – Jotunheim, podziemny dom gigantów. Patrząc w odpowiedni sposób na głowę widzimy także w jej górnej części – czystą pamięć poprzednich inkarnacji, w środkowej części – pamięć przytłumioną atmosferą Ziemi, a w dolnej – część poprzedniej ludzkiej formacji podbitej i skazanej na Ziemię.
Podsumowując, rzeźba uczy nas rozumieć formę człowieka w kontekście formy świata, ale nie tego aktualnego, nie doczesnego, nie mijającego. Pozwala ona ujrzeć duchowo człowieka umieszczonego w teraźniejszości. Pokazuje jak człowiek poprzez swoją ziemskość uczestniczy w duchowości, jak stale przezwycięża ziemski, naturalistyczny pierwiastek, jak każdy detal jego formy jest wyrazem duchowości.
· Malarstwo
Malarstwo jest bliżej abstrakcji i bezwymiarowości niż sztuki przestrzenne. Żeby dobrze zrozumieć malarstwo trzeba zastanowić się nad jego charakterystyczną formą przekazu. Według Steinera błędem jest malowanie przestrzenne – używanie w technice malarskiej perspektywy. Jakkolwiek była ona konieczna, w naszej obdarzonej wolnością piątej epoce postatlantydzkiej, by wywołać na obrazie rzeźbę, to jednak ograniczyła w dużym stopniu tę wielką sztukę, jaką jest malarstwo. Prawdziwą, żywą rzeczywistością jest bowiem perspektywa kolorów. Trzeba zrezygnować z trzeciego wymiaru, uduchowić go, zastąpić żywą harmonią kolorów, wykroczyć poza płaszczyznę nie materialnie, ale duchowo.
Kolor jest czymś duchowym, ponieważ pochodzi z duchowego świata. Można go jednak znaleźć w minerałach zbudowanych z substancji ziemskiej. Metale, które postrzegamy jako kolorowe, zostały już dawno temu nieświadomie nazwane imionami wiążącymi je z planetami. Złoto kojarzy nam się silnie ze słońcem. Coś jednak przekracza ziemskość w kolorach Ziemi. Myli się współczesna nauka uważając, że kolor rodzi się w oku wywołany ruchami i konfiguracjami atomów. Oko jest organem pełnym wyobraźni, powstałym w wyniku faktycznej, skutecznej imaginacji. Piękny klejnot zwraca się do wyobraźni zawartej w naszym oku. Przy oglądaniu kolorów nie odbieramy tego, co współczesne, ale patrzymy wstecz w bardzo odległe czasy, kiedy dana substancja została stworzona przez jakąś boską istotę w czystym zielonym kolorze ze świata duchowego. Kolor jest to żywa pamięć zamierzchłych czasów aktu kreacji.
Przy takim duchowym odbieraniu kolorów zupełnie innego charakteru nabiera sztuka malarska. Obraz jest oknem na inny świat. Poprzez obraz doświadczamy wolnego poruszania się duszy w kosmosie, jednoczy się to, co zewnętrzne i wewnętrzne. Zmniejszając wymiarowość zyskujemy większą rzeczywistość. Obraz jest związany z uczuciem. Zamiast operować perspektywą przestrzenną, operujemy uczuciami wzbudzanymi przez kolory. W obrazowaniu na płaszczyźnie pojawia się zmysł bardziej intensywny niż ekstensywny – perspektywa intensywności kolorów. I tak, kolor niebieski lub fioletowy wywołuje uczucie wycofania, odwrotu, wiąże się z elementami duchowymi, natomiast kolor żółty lub czerwony wywołuje uczucie wyjścia, ruszania naprzód i wiąże się z emocjami ziemskimi. Z oddziaływania ze sobą kolorów można tworzyć całe światy, ponieważ dynamiczne związki między kolorami umożliwiają aktywność obrazu, którą sztuka współczesna utraciła. Jeżeli chcemy przezwyciężyć trójwymiarowość, musimy wyeliminować przestrzeń i czas, a zastąpić je płaszczyzną i harmonią kolorów. Trzeba też dodać, że najpierw liczy się treść kolorów, a dopiero później treść obrazu, uzasadniona po wyrażeniu wrażeń kolorami. Nie można totalnie wyeliminować rysunku, ale trzeba pozwolić mu wyrosnąć z kolorów.
Istotna w malarstwie jest jeszcze jedna rzecz. Prawdziwy malarz nigdy nie imituje, ponieważ nie ma to sensu. Natura zawsze będzie piękniejsza i żywsza niż jej obraz i nie potrzebuje kopii. Prawdziwy malarz używa przedmiotu jako odbiorcy światła lub skupienia światła, lub żeby zobaczyć refleksy światła w otoczeniu przedmiotu, lub żeby uchwycić przeplatanie się jasności z ciemnością. Przedmiot jest jedynie bodźcem. Na przykład, malując kwiat w oknie, malujemy tak naprawdę światło, które widzimy poprzez kwiat, malujemy zabarwione światło słońca – łapiemy słońce. Zadaniem malarza jest uchwycić wzajemne oddziaływanie światłości i ciemności – łapiąc to, co istnieje przez moment odnieść się do duchowości. Obraz zyskuje wartość artystyczną, jeżeli służy jako pretekst dla blasku ducha, jeżeli chcemy uchwycić na przykład jak choroba prześwieca poprzez twarz chorego lub jak kosmos manifestuje się w kolorze skóry ludzkiej. Dla malarza najważniejsze jest jak cały świat oddziałuje na obiekt, a środkami zatrzymania krótkotrwałego momentu są jasność i ciemność, całe spektrum ich odcieni.
Niewiele wcześniej nikt nie mógł sobie wyobrazić Marii, Matki Boskiej, bez twarzy przenikniętej i przemienionej przez ducha, twarzy przezwyciężonej światłem jako objawieniem ducha. Ubrana była zawsze tak samo: w niebieski płaszcz i czerwone części ubrania. Czerwień oznaczała emocje ziemskie, a niebieskie okrycie – elementy duszy. Jest to oczywiście intelektualne wytłumaczenie. Aby poczuć to artystycznie, należy żyć z kolorem, wyzwolić go materii przeciwstawiającej się jego naturze, doświadczać światła w jego związku z kolorami i ciemnością, jako świata samego w sobie. Wtedy kolory zaczną mówić swoim własnym językiem i ujrzymy Dziewicę Marię.
Z oddziaływania ze sobą kolorów związanych z pierwiastkiem duchowym, można tworzyć całe światy, które – pozbawione czasu – przekraczają w pewien sposób rzeczywistość ziemską.
Rafael pytał się siebie kiedyś: czy wolno zatrzymywać moment, czy słuszne jest nadużywanie czyjejś uprzejmości w celu przedłużenia trwania pojedynczego momentu ? Otóż według Steinera powinniśmy to robić, ale musimy również odpokutować duchowo grzech przeciw rzeczywistości – wynieść moment ponad przestrzeń i czas, ponieważ w przestrzeni i czasie trwanie momentu jest nieprawdą; musimy, poprzez to, co malujemy na płaszczyźnie naszego płótna, wyrazić wieczność, wzbudzić uczucia przekraczające płaszczyznę ziemską. Moment ma zostać obdarzony wiecznością. Nie ma bowiem sztuki bez wieczności.
· Muzyka
W muzyce opuszczamy przestrzeń całkowicie. Muzyka jest jedno wymiarowa, jak linia czasu. Nie łączymy tego co wewnątrz z zewnętrznym lecz wnikamy bezpośrednio w to czego dusza doświadcza jako psycho-duchowego. W muzyce człowiek doświadcza świata jako swojego własnego. Nie wyraża potrzeb związanych z opuszczaniem lub zstępowaniem w ciało materialne, doświadcza raczej czegoś, co żyje i rozbrzmiewa tu i teraz, na ziemi, w jego duchowo-dusznej naturze. Poznając sekrety muzyki możemy zauważyć co starożytni Grecy rozumieli pod pojęciem liry Apollina.
Doświadczenie muzyczne jest ukrytym przystosowaniem do wewnętrznych harmoniczno-melodycznych związków z kosmiczną egzystencją, która nadała kształt człowiekowi. Jego włókna nerwowe, odgałęzienia rdzenia kręgowego są cudownymi muzycznymi strunami, których aktywność przeszła pewną przemianę. Rdzeń kręgowy, który kończy się w mózgu, z odchodzącymi włóknami nerwowymi jest właśnie lirą Apollina. Można by rzec, że duch człowieka, w czasie pobytu na ziemi, jest grany na strunach nerwów. Człowiek jest najdoskonalszym spośród instrumentów; doświadcza artystycznie tonów zewnętrznego instrumentu do tego stopnia, że czuje połączenie między brzmieniem tego instrumentu, a na przykład biegiem krwi i funkcjonowaniem nerwów. Inaczej mówiąc, człowiek jest wewnętrznie zbudowany z muzyki i odbiera ją artystycznie tak mocno, że czuje jej harmonizację z tajemnicą własnej muzycznej struktury. Poświęcając się muzyce człowiek odwołuje się do swojej duchowo-kosmicznej natury zamieszkałej na ziemi. Ale jeszcze wyżej niż ton w hierarchii tworzyw artystycznych stoi słowo.
· Słowo
Rodzaje literackie w swej najczystszej pierwotnej postaci zamanifestowały się w sztuce greckiej, która miała jeszcze ogromny związek ze światem duchowym, była jeszcze pod wpływem bogów. Pierwsze wersy Iliady ukazują nam stosunek Homera do tworzenia: „Gniew, bogini, opiewaj Achilla, syna Peleusa”. Homer zwraca się do muz, które żyją w planetach i użycza im swego ciała po to, żeby wyrazić w zdarzeniach swojego eposu elementarne myśli kosmosu – pozwala ruchom planet śpiewać przez niego. Pozwala wysokim bóstwom przemówić, aby wyraziły jak odbierają stosunki między ludźmi na Ziemi. Muzy zstępują więc, niczym błogosławieństwo lub deszcz, w głowę człowieka i używając go ogłaszają ziemskie osiągnięcia bohaterów lub inne – na zewnątrz, w świecie, widziane z perspektywy kosmicznej.
W dramacie starożytnym proces tworzenia przedstawiał się nieco inaczej niż w epice. Wiemy, że dramat wyrósł z prezentacji boga Dionizosa wyłaniającego się z głębi. Początkowo był to sam bóg, potem dołączył do niego chór jako odzwierciedlenie tego, co wykonywane było przez podziemnych bogów – bogów woli – używających człowieka do manifestacji nie ludzkiej, ale boskiej woli. Tylko stopniowo, w miarę utraty kontaktu Greków ze światem boskim, akcja boska przedstawiana na scenie zamieniła się w akcję czysto ludzką. Jednak nawet u ostatniego z wielkich tragików greckich – Eurypidesa – chociaż człowiek występował na scenie jako człowiek, to wciąż jeszcze przenosił on pozaziemskie impulsy. Prawdziwy naturalizm stał się możliwy dopiero w nowożytnych czasach.
Podsumowując, epika zwraca się do bogów, którzy są na górze, a dramat do tych, którzy są na dole. Prawdziwy dramat ukazuje boski świat leżący pod ziemią – świat chtoniczny – wznoszący się z głębi, ponieważ człowiek może uczynić siebie instrumentem dla akcji świata podziemnego. Dionizyjskie, chtoniczne duchowe moce docierają na powierzchnię Ziemi niczym para i dym, wyłaniają się z podziemi poprzez ludzką wolę. Oto są pola ziemskiej egzystencji: element dramatyczny na Ziemi wzrasta i wybucha jak wulkan, natomiast element epicki tonie w dół, jak błogosławieństwo lub deszcz.
Pomiędzy tymi mocami boskimi znajduje się jeszcze nasza własna płaszczyzna bytu, gdzie element kosmiczny jest radosny i pełen śmiechu, wabiony, ożywiany i ubarwiany przez nimfy i duchy ognia. Tutaj gdzie posłańcy wyższych bogów współpracują z posłańcami niższych, tutaj właśnie, w regionie pośrednim człowiek odnajduje lirykę. Doświadcza nie elementu dramatycznego narastającego z dołu i zmiatającego drzewa jak wybuch wulkanu, ani elementu epickiego spływającego z góry na las niczym deszcz, lecz elementu lirycznego: delikatnego, wrażliwego, duchowego, szeleszczącego w liściach, wyrażającego radość w kwiatach, unoszącego się na wietrze. To, co pozwala nam odnajdywać duchowość w materii, zmusza serce do wysiłku, przyjemnie stymuluje oddech, łączy nasze dusze z zewnętrzną naturą, jak symbol świata duchowego, to jest właśnie element liryczny, który zwraca swoje radosne oblicze do górnych bóstw, a zasmucone do bogów świata podziemnego. Cechą charakterystyczną liryczności, jakąkolwiek przybiera ona formę, jest to, że człowiek doświadcza tego co żyje i przemyka się w dalekim zasięgu Ziemi, swoją pośrednią naturą – naturą uczuciową.
Poezja w ogóle, jako sztuka słowa, jest sztuką najwyższą. Kultury starożytne – te, które czuły silny związek z kosmosem – wierzyły, że język ma korzenie w duchowości człowieka i znacznie lepiej niż sztuki urabiające materię wyraża to, co pojawia się w konstelacjach gwiezdnych i gwiezdnych ruchach, co z kosmicznych przestrzeni manifestuje się na Ziemi. Poezja stawała się w ten sposób dzieckiem duchowości. Człowiek widział jak myśli w głowie, niczym gwiazdy na niebie, reprezentują duchowy firmament, niebiańskie sklepienie. Prawa myślenia istniały w niebie. Każdy ruch myśli był odbiciem ruchów gwiazd, każda forma myśli odbiciem konstelacji, każde uczucie odbiciem ruchu planet, a jedynie wola związana była z Ziemią, a raczej oddziaływaniem kosmosu na człowieka poprzez Ziemię. Czuł on duszę rozlaną po całym wszechświecie. Dzięki słowom wyrażającym myśli wchodził w duchowy związek z gwiazdami. Dusza, pijąc napój Soma – światło słoneczne zebrane w nocy przez srebrny kielich księżyca i przekazane na Ziemię – powijała myśli będące rezultatem gwiaździstych niebios i odprawiając ofiary w rytualistyczno-artystyczno-poznawczy sposób, oddawała we wznoszącym się dymie – któremu powierzała religijno-artystyczno-poetyckie słowo – to, czego bogowie potrzebowali do dalszej kreacji świata. Człowiek istnieje bowiem na Ziemi po to, ażeby coś, co może być osiągnięte tylko przez niego, mogło być użyte przez bogów do dalszej kreacji świata. Jeżeli człowiek myśli, czuje i kieruje wolę na to co żyje w kosmosie w odpowiedni sposób, bogowie mogą tę zmienioną rzecz wszczepić w konfigurację świata. W ten sposób człowiek, jeżeli w ofiarach i sztuce zwraca bogom to co dostał, uczestniczy w budowie świata. W czasach bliskiego kontaktu z kosmosem mowa człowieka była więc najczystszą pierwotną sztuką – wyrażała to, czego człowiek doświadcza ponad Ziemią, a nie na niej. W tamtych czasach mowa zakwitała w poezję.
Jeżeli chcemy tworzyć poezję, pewna więź z kosmosem musi zostać zachowana. Poezja, odbierana nie umysłem, zawierająca pewien intelektualny element niepewności, przenosi poza słowami coś jeszcze – aurę, echo kosmicznej harmonii, melodii, imaginacji. Jej cechami charakterystycznymi, odróżniającymi ją od niższych sztuk operujących słowem, są : rym, rytm i wyobraźnia.
· Goethe
Sztuka jest wysiłkiem zharmonizowania boskiej duchowości z ziemską materialnością. Stało się to oczywiste w toku światowej ewolucji, kiedy człowiek zmagał się z wielką tajemnicą sztuki – w czasach Goethego i Schillera. Interesuje nas przede wszystkim pogląd Goethego na sztukę.
Widzimy zwierzęta, rośliny, kamienie, doświadczamy ludzkich akcji, ale to wszystko odchodzi od duchowości. Do nas należy oczyszczenie tego, co widzimy, podniesienie do poziomu, gdzie zobrazuje nam świat duchowy, stanie się symbolem; oczyszczenie poprzez artystyczne modelowanie. Wtedy materia wyrazi nam duchową boskość i na tym polega właśnie klasycyzm Goethego. Wrażenia zmysłowe powinny być oczyszczone, podniesione przez kształtowanie, przez odpowiednie traktowanie. Nie zdradzając fizyczności Goethe oczyszczał naturalne formy i działania ludzkie pozwalając przeświecać przez nie duchowi boskiemu. Nie pokazywał Goethe duchowości bezceremonialnie, bezpośrednio. Był przekonany, że romantyzm może stworzyć jedynie płyciznę. Nie mówił: bogowie żyją, a symbolizm jest tylko tego dowodem. Goethe nie czuł w ten sposób. Oczyszczał fizyczność w bólach, nie będąc w stanie zakończyć swoich dzieł. Nie śmiał po prostu nadać im końcowej formy. Musiał wyjechać aż do Włoch i przebywać tam w świetle antycznej sztuki, żeby wydźwignąć materię do poziomu, gdzie mogła ona być wizerunkiem duchowości. Trzeba sobie wyobrazić bitwę, którą Goethe stoczył, żeby zarzucić most nad otchłanią rozciągającą się pomiędzy zmysłowością, fizycznością, ziemskością, a boską duchowością. Nie spoczął, dopóki nie zrozumiał jak Grecy penetrowali sekrety swojej egzystencji poprzez pracę nad sztuką. Powiedział: „Wydaje się, że Grecy tworząc swoją sztukę postępowali w zgodzie z prawami natury, co ja teraz próbuję odtworzyć”. Goethe kończył swoje dzieła zachęcany przez Eckermana i Schillera, są one w związku z tym często fragmentaryczne. W tak wielkiej osobowości jak Goethe, sztuka ze swoją potężną światową misją ujawnia nam się w całej swojej okazałości, wspaniałości i mocy.
· Tragizm
Kto żyje w zgodzie z myślami i przeżywa swoje życie intelektualnie, nigdy nie stanie się naprawdę tragiczny. Również ten, który prowadzi całkowicie cnotliwe życie nie doświadczy tragizmu. Tragiczną jest jedynie ta postać, która skłania się ku demonom, czyli ku istotom duchowym, ku duchowości, niezależnie od tego, czy rozumianej w dobrym, czy w złym sensie. Patrząc na przykład na dzieła Szekspira widzimy, że jak tylko człowiek staje się medium, tragedia jest możliwa. Dzisiaj, kiedy ludzkość przechodzi proces zyskiwania wolności, człowiek pod wpływem opiekuńczych duchów jest już anachronizmem. Powinien on wyrosnąć z tych wpływów i stać się wolnym – oto całe znaczenie piątej postatlantydzkiej epoki. W miarę jak człowiek zyskuje wolność, możliwość tragedii maleje, aż w końcu zniknie całkowicie. Ironią jest jednak, że im bardziej uwalniamy się spod wpływu wewnętrznych demonów, tym bardziej narażeni jesteśmy na zewnętrzne. W momencie, kiedy współczesny człowiek wchodzi w związek ze światem zewnętrznym, napotyka coś, co ma naturę demoniczną. Nasze myśli muszą się stawać coraz bardziej wolne. Myśli stają się impulsami woli. Jeżeli więc oczyścimy myśli, nasza wola także stanie się wolna. Oto są biegunowe kontrasty w wolności: wolne myśli i wolna wola.
Pomiędzy nimi znajduje się część człowieka związana z karmą. Tragedia kwitnie, kiedy człowiek doświadcza działania karmy; również karma jest motorem tragedii. Tak długo jak żyjemy w myślach, jesteśmy wolni lecz gdy ubierzemy je w słowa, przestają do nas należeć. Ach, cóż może się stać ze słowem, które wypowiem! Będąc odebranym i pochłoniętym przez kogoś innego, otoczone zostaje innymi emocjami i uczuciami, w ten sposób żyjąc dalej. Leci przez świat i staje się mocą chociaż pochodzi od człowieka, który je wydał. To jest właśnie karma. Ponieważ łączy człowieka z ziemią, może kiedyś do niego wrócić i to spotkanie może być tragiczne. Nawet słowo, które wiedzie własne życie należąc nie do nas lecz do duchowej istoty opiekującej się językiem, może spowodować tragedię. Tak jak motorem przeszłej tragedii jest wpływ demonów, tak motorem przyszłej będzie karma.
· Piękno
Jeżeli chcemy zaakcentować artystyczną wartość przedmiotu, mówimy że jest on piękny, ale co to właściwie oznacza? Piękno to dziwny blask, którego promieniowanie dostrzegamy w przedmiotach. Coś chce nam się pokazać, przebija się na zewnątrz z wnętrza materii, objawia nam siebie poprzez zewnętrzną formę, otwiera się na nas, świeci. Tym, co manifestuje się przed nami jako piękno jest pierwiastek duchowy, który przenika materię. Piękno odczuwamy w związku z percepcją duchowości poza nami. To bowiem, czego doświadczamy zmysłami nie potrzebuje posiadać blasku, ponieważ już istnieje. To duchowość błyszczy, promieniując w świat zmysłowy, ogłaszając swoją obecność nawet w tym świecie. Zadaniem sztuki jest opanować to piękno, blask, promieniowanie, manifestację. Co więcej, jeżeli sztuka zajmie się brzydotą, czymś ukrytym przed nami i uciekającym w głąb materii, duchem który ogłasza swoją naturę w nieprzychylności i nieuprzejmości, jeżeli sztuka wydobędzie tego ducha i sprawi że zacznie on przeświecać przez brzydotę, wtedy nawet brzydota stanie się piękna.
Piękno jest kategorią, która posiada dwa bieguny: z jednej strony bezpostaciową mądrość, która jest zenitem artyzmu, a z drugiej strony cnotę. Inaczej można by określić to w pojęciach antycznych – piękno znajduje się pomiędzy dobrem, a prawdą. Jeżeli sztuka ukierunkowana na piękno będzie je nasilać, uwzniaślać się i stale wznosić, w końcu dotrze tam, gdzie będzie zmuszona zaniknąć, ponieważ tam gdzie pojawia się mądrość, sztuka zanika. Cnota natomiast ma miejsce wtedy, kiedy ktoś jako człowiek dochodzi do świata duchowego i realizuje go poprzez wolę. Cnota istnieje w człowieku i religii, ale nie w sztuce; istnieje w czynach i postawach, ale poza duchowością. Cnoty samej w sobie nie można wyrazić artystycznie lecz przez przykład lub kontrast na przykład z wadą. W podobny sposób triadę mądrości, piękna i cnoty określa Goethe – wyróżnia on mądrość, pozór i moc, gdzie pozór wiąże się z pięknem, a moc z cnotą, ponieważ cnota, jak powiada Steiner, jest mocą efektywnego wykonywania rzeczy wartych wysiłku.
· Percepcja sztuki i jej miejsce.
Sztuce nie jest dozwolone osiągnąć ducha, ponieważ nie świeciłaby wtedy lecz byłaby bezforemną mądrością, która prowadzi do nie przedstawialnego królestwa boskości – byłaby oślepiającym nieskazitelnym światłem nie rozszczepionym i widzianym nie poprzez przedmioty, ale bezpośrednio.
Dlatego często musimy powstrzymać się od intelektualnej interpretacji – odbierać kolory, a nie kontury, które są nieartystyczne. Jeżeli chcielibyśmy dosięgnąć chociaż stóp mądrości boskiej na papierze, to prędzej kreśląc, ale rysowanie należy zdecydowanie odróżnić od malowania, jako dziedzinę której nie zaliczymy już do prawdziwej sztuki.
Właściwością dobrej sztuki jest niepewność jej znaczenia, zmuszenie odbiorcy do medytacji nad dziełem. Jeżeli pojawia się próba pełnego nakreślenia esencji, istoty ducha, sztuka upada. Jest ona tym większa, im bardziej artysta jest w stanie wyrazić królestwo wypełnione mądrością i im mniej pewne intelektualnie jest jej znaczenie.
· Religia, sztuka, poznanie
Należy bardzo mocno podkreślić, że antropozofia jest świadoma i skupia swoją uwagę na wspólnym pochodzeniu sztuki, religii i nauki – mają one wspólne korzenie. Człowiek w swojej wolności musiał doświadczyć tych trzech jako oddzielnych, ale rozdzielenie to spłyciło każdą z nich. Jednorodne życie duchowe zostało podzielone na trzy części. Religia, sztuka i nauka stały się sobie obce, chociaż prawdziwą i ostateczną drogą ich ewolucji jest zjednoczenie.
Już od kilkuset lat człowiek jest bardzo dumny ze swojej naturalistycznej wiedzy, która odkrywa cudowne związki w naturze stale się rozwijając i rozszerzając. Jednak współczesna nauka musi zdecydowanie uświadomić sobie fakt, że to, co może być poznane za pomocą fizycznych zmysłów, prowadzi jedynie do drzwi, które zamykają rozwiązanie tajemnic wszechświata. Wiemy jednak z antropozoficznej kontemplacji, że żeby przejść przez te drzwi i wejść do królestwa, gdzie możemy percypować to, co istnieje poza światem fizycznym, musimy przezwyciężyć pewne wewnętrzne niebezpieczeństwo. Jeżeli człowiek stąpa po ścieżce prowadzącej przez te drzwi, musi najpierw uzyskać w swoich myślach, uczuciach i woli, pewne określone wewnętrzne stany świadomości innej niż codzienna. Dlatego też przechodzenie przez te drzwi jest nazwane spotkaniem ze Strażnikiem Progu. Wpierw jednak człowiek musi zdać sobie sprawę z wielkiej przepaści pomiędzy ziemskim życiem, a regionem poznania, do którego musimy się udać, żeby poznać tajemnicę naszej egzystencji. Trzeba podkreślić olbrzymią wagę tego poznana – doniosłość poszukiwania prawdziwego związku ze światem duchowym. Zrozumienie tego uświadomi nam, że jeżeli ziemska egzystencja byłaby zupełnie satysfakcjonująca, tak jak to ma miejsce w marzeniach współczesnych naturalistów, i człowiek byłby szczytem możliwości natury, nie byłoby żadnych religijnych ludzi, bo wszyscy byliby zadowoleni.
Cel religii jest nieco inny – ukazuje rzeczywistość, która godzi człowieka z jego ziemską egzystencją lub być może wyjaśnia mu sens ziemskiej egzystencji uświadamiając mu, że jest on czymś więcej niż wskazuje na to jego egzystencja. Antropozofia akcentuje, że życie religijne prowadzi daleko poza fakty obserwowalne przy pomocy zwykłej ziemskiej świadomości. Twierdzi ona, że Misterium Golgoty, ziemskie życie Jezusa Chrystusa, chociaż umieszczone w ciągu historycznych zdarzeń doświadczalnych zmysłami, może być odbierane w pełni jedynie ponadzmysłowo. W przypadku poznania, antropozofia kładzie wielki nacisk na potrzebę przebycia drogi oczyszczającej przed przejściem przez bramy świata duchowego.
Dzięki nauce i religii człowiek powinien zbliżać się do duchowego elementu zawartego w myślach, uczuciach i woli; wewnętrzne ich doświadczenie powinno ukazywać nam sens poświęcenia sztuce. Prawdziwa sztuka stoi pomiędzy realną wiedzą, a szczerym religijnym życiem, każe sięgać do jądra swojej istoty, zarzuca most nad przepaścią otwierającą się w religii i poznaniu, jest mostem nad otchłanią; przenosi pierwiastek duchowy na Ziemię, w ten sposób, że formy, kolory, słowa i tony objawiają nam świat pozaziemski. Nieważne, czy sztuka jest idealistyczna, czy realistyczna, ważny jest jej związek ze światem duchowym i w tym sensie nasza epoka odwraca się od sztuki.
· Znaczenie sztuki:
Sztuka jest wieczna, zmieniają się tyko jej formy. Przy pomocy sztuki umieszczamy siebie, poprzez jej doznawanie lub tworzenie, w świecie duchowym. Nieważne jest, czy ktoś podziwia nasze dzieło, sztuka jest aktem komunikacji z Bogiem, to unia duchowa z bóstwem. Można być artystą w kompletnej samotności, ale nie zostanie się nim bez przenoszenia różnym środkami artystycznymi pierwiastka duchowego do świata. Bez duchowości sztuka przestaje być sztuką. Ale sztuka musi mieć również związek ze światem doczesnym, musi posiadać kontekst w postaci otoczenia, pomieszczenia, na przykład obrazy znaczące tak wiele w kościołach, świątyniach, domach tracą swoją wartość na wystawach, ponieważ tam zabiera im się kontekst otoczenia. Antropozofia stara się możliwie jak najbardziej rozwinąć elementy artystyczne. Sztuka jest koniecznością, musi stać się częścią życia, a nie dodatkiem. Jest bardzo ważnym elementem rozwoju duchowego człowieka. Ludziom nieartystycznym bardzo trudno jest zrozumieć wszystkie antropozoficzne nauki. Chociaż abstrakcyjnie mogą z przyjemnością rozpoznawać swoje teraźniejsze życie jako spełnienie się poprzednich wcieleń ziemskich, to jednak nie są w stanie wejść głęboko w formy, które w bezpośredni artystyczny sposób objawiają duchowej percepcji tworzenie i przekształcanie – działania niezbędne dla każdego, kto pragnie zjednoczyć się z żywą istotą elementu antropozoficznego.
Sztuka uczy nas tworzenia i przekształcania, wyzwala myśli nie przestrzenno-czasowe lecz wiecznie aktywne i niezmienne – takie, jakich potrzebują bogowie do dalszej kreacji świata i jakich nie daje im współczesne podejście człowieka do nauki, który odnosi się tylko do aktualnej postaci Ziemi, nie biorąc pod uwagę jej przeszłych i przyszłych wcieleń.
Jeżeli zagłębimy się w duchowość ziemskich fenomenów, zdarzeń, stopniowo przekształcamy martwe abstrakty w żywe, pełne kolorów, posiadające formę. To, co nas otacza, żyje bowiem znacznie bardziej w artystycznej niż w intelektualnej aktywności i prawie niezauważalnie może być przekształcone w aktywność artystyczną. Dlatego wciąż czujemy potrzebę ożywiania impertynenckich abstrakcyjnych konceptualnych definicji – ciała fizycznego, eterycznego, astralnego, wszystkich tych pojęć, tych bezczelnie sztywnych, skostniałych, filisterskich i potwornie naukowych formuł – w artystyczne: kolor i formę. Jest to wewnętrzna, nie jedynie zewnętrzna potrzeba antropozofii.
Dlatego antropozofia wyraża nadzieję, że cała ludzkość pogrążona w filisterstwie i pedanterii abstrakcyjnych, teoretycznych i jedynie naukowych pojęć, że ludzkość, która uważa siebie za praktyczną nie będąc w rzeczywistości praktyczną, wyswobodzi się z naturalizmu. Człowiek potrzebuje nowego bodźca, impulsu, zwrotu. Bez tego antropozofia nigdy się nie rozwinie, ponieważ może ona normalnie i głęboko oddychać jedynie w elemencie artystycznym. Prawidłowo rozumiana poprowadzi nas do prawdziwego artyzmu nie tracąc po drodze jego poznawczego charakteru.
Sztuka powinna być traktowana tak, żeby jej pokrewieństwo ze światem duchowym zostało dostrzeżone. Słowo, kolor, ton, forma – są to ścieżki, które pozwalają nam dotrzeć do królestwa duchowego. Antropozofia będzie kultywowała sztukę, a mając dostęp do duchowości może zapłodnić ją do nowych form. Sama kontemplacja antropozoficzna prowadzi do szczególnego sposobu postrzegania, odbierania świata, który musi z kolei prowadzić do wewnętrznej wizualizacji sztuki, obecnej i przyszłej. Nasz wiek nie odnajdzie ducha bez imaginacji, inspiracji i intuicji. Tak więc postawa artystyczna wobec świata staje się postawą życiową mającą na celu oczyszczanie nie tylko materii mającej odzwierciedlić ducha, ale także oczyszczanie siebie, zanim spotkamy się ze Strażnikiem Progu stojącym u wejścia do prawdziwego królestwa poznania.
P.P. 1999