„Jestem tylko egoistą”

PRZESZKODY NA DRODZE DO WYŻSZEJ WIEDZY / „Jestem tylko egoistą”, Karl König, Przekład roboczy (!), Intermediarius: B.S.

W ćwiczeniach opisanych w ostatnim wykładzie „Wewnętrznej ścieżki” człowiek stara się być coraz bardziej świadomy siebie i swoich ciał z których się składa; zaczyna zdawać sobie sprawę z ciała fizycznego, eterycznego i astralnego i w ten sposób robi pierwszy krok w kierunku samoświadomości.  

Teraz powiem o przeszkodach i utrudnieniach, które napotykamy, gdy próbujemy podążać tą drogą. Przeszkody te są niezliczone i rosną w siłę w miarę jak dusza nabiera mocy i siły do ich pokonania.

Przeszkody, które napotyka uczeń, są przedstawione w żywej formie dramatycznej w „Czterech dramatach misteryjnych” Rudolfa Steinera (GA14). Dopóki uczeń sam nie zmierzył się z takimi przeszkodami, nie zaczął jeszcze podążać ścieżką do wyższej wiedzy, ale kiedy się pojawiają, są znakiem że powinien wytrwać. Przeszkody nie istnieją tylko po to, by nam przeszkadzać, ale także pomagają nam w podobny sposób, w jaki choroby i ból pojawiają się w życiu, abyśmy mogli skorzystać z ich przezwyciężenia. Tylko wtedy, gdy zaczynamy kroczyć drogą, zostajemy porwani przez pędzący wiatr duchowy, który tworzy w nas pewne przeszkody.

Główną przeszkodą, która nam przeszkadza, jest przyjmowanie rad, które są nam udzielane, ale bez właściwego wewnętrznego nastawienia. Rudolf Steiner w „Jak osiagnąć poznanie wyższych światów” wskazuje na nastawienie duszy, które jest potrzebne czytelnikowi, aby mógł podejść do tego, co jest tam powiedziane. Jeśli czytamy taką książkę trzy lub cztery razy, to jeszcze jej nie znamy: dopiero po przeczytaniu jej dwadzieścia – pięć razy lub więcej zaczniemy ją naprawdę rozumieć. Tak więc im bardziej zajmujemy się sposobem, w jaki Rudolf Steiner próbuje prowadzić ucznia ezoterycznego, tym bardziej uświadamiamy sobie, że koncentracja i medytacja są niczym innym jak kluczem, co więcej, kluczem, który nigdy nie zadziała, jeśli ten, kto go trzyma, nie będzie przygotowany do użycia go we właściwy sposób. Praktykując te ćwiczenia, doświadczymy w sobie strumienia, który przynagla nas do zmiany, nie powierzchownej, ale na tyle, na ile możemy to zrobić, od powierzchni do rdzenia naszego istnienia. Ćwiczenia pomocnicze, jeśli są praktykowane dzień po dniu, przyczyniają się do tego strumienia, który czyni nas świadomymi samych siebie. Po pewnym czasie możemy doświadczyć rezultatów – stajemy się istotą ludzką, do której jego Anioł może powiedzieć: „Teraz jesteś światłem w ciemności”. Ale duch – objawienie może nastąpić tylko wtedy, gdy boskie moce zgodzą się, że łaska zostanie nam udzielona.

Pierwszą przeszkodą jest nasz zwykły stan codziennej świadomości. Z naszą wolą i czynami jesteśmy jak wózek, który jest prowadzony przez konie naszych myśli, pobudzany przez bicz naszych uczuć. Istnieją dwie możliwości kierowania tym wózkiem. Albo zaczynamy od wewnątrz „trzymać lejce” i utrzymywać konie pod kontrolą, pod naszym kierownictwem, i w ten sposób zaczynamy oddychać w pokoju i ciszy, albo z ciemności wychodzi postać, która woła: „Stój!”. Tak dzieje się w życiu świętych lub tych, którzy nagle zostają powołani do służby Bożej. Tylko największe współczucie powinno wypełniać nasze serca, gdy patrzymy na kondycję ludzką. Kiedy więc mówimy: „Czy nie jest to straszne, jak żyją ludzie?”, powinniśmy uważnie obserwować samych siebie, gdy to mówimy i zauważyć, jak bardzo czujemy się zadowoleni z takiego stwierdzenia. Musimy wyjść poza to, aby odkryć niewygodną prawdę: „Jestem tylko egoistą”. Jest to coś, w co na początku nie chcemy wierzyć, ale tylko wtedy, gdy przepełni nas współczucie, dojdziemy do uznania prawdy, że: 'Wszystko, co mną kieruje, jest egoizmem’. Nie potrafimy jeszcze żyć bez tego egoizmu i nawet najlepsze rzeczy, które robimy, jak na przykład pielęgnacja, są robione z egoizmu.

Kiedy próbujemy przekroczyć próg, towarzyszą nam dwie istoty, które przeszkadzają nam w odnalezieniu właściwej drogi. Wlewają one w nas dwa wielkie kłamstwa. Pierwsze, insynuowane przez Arymana, głosi, że ten świat jest jedynym prawdziwym, a nasze ciało to my sami. Lucyfer zaszczepia drugie kłamstwo, które bazując na pierwszym oszustwie, że jesteśmy naszym ciałem, polega na tym, że nadymamy naszą indywidualność, stajemy się dumni z siebie. Są tylko dwie rzeczy, które pomogą nam odeprzeć te arymanistyczne i lucyferyczne oszustwa. Możemy odeprzeć oszustwo Arymana, jeśli zawsze będziemy starali się być zadowoleni z tego, co jest nam dane, czyniąc zasadą życie według słów: „Ciesz się tym, co jest mi dane; oddzielaj z radością to, co jest mi odebrane” Pewien uczeń zapytał kiedyś Mistrza, czy mógłby zostać wprowadzony do życia w wyższe światy. Pierwszego dnia Mistrz dał mu wiadro, które miał napełnić nad rzeką i przynieść z powrotem. Trwało to przez lata, aż w duszy ucznia wzrosło zadowolenie. Druga postawa pomaga nam odeprzeć Lucyferyczną pokusę, by „chwalić się” sobą. Jest to praktykowanie ducha pokory i skromności. W takim nastroju strzeżemy się przed Lucyferem. Kiedy zrobiliśmy w tym pewien postęp i weszliśmy na ścieżkę medytacji, proste zdanie takie jak „Duch żyje w Światłości” może mieć dla nas wielką wartość. Jednak na królewskiej ścieżce medytacji mogą pojawić się cztery przeszkody. Mogą one wystąpić w dowolnej kolejności, nawet dwie lub trzy w tym samym momencie.

Pierwszą przeszkodą może być doświadczenie, że nasza krew zaczyna nas dręczyć. Czujemy kłucie, gryzienie lub swędzenie, tak że nie możemy utrzymać palców w miejscu. Może minąć wiele miesięcy zanim ta przeszkoda zostanie pokonana. Może się ono rozpocząć w dowolnej części ciała, czy to w rejonie dolnej szczęki, łydek czy górnej części ud. To dudnienie krwi może stać się tak silne, że słyszymy jego ryk jak brzęczenie ula i może ono obezwładnić każdy wysiłek medytacji swoją siłą i mocą. Jeśli spróbujemy poznać przyczynę tego zjawiska, odkryjemy, że jest to nasz własny egoizm. Jest to ciągłe przypominanie o tym, kim naprawdę jesteśmy – egoistami. Aby wyeliminować egoizm, pomaga czytanie dzień po dniu „Ojcze nasz”.

Druga przeszkoda może pojawić się na tym samym poziomie. W rzeczywistości obie mogą pojawić się razem. Kiedy medytujemy, może nas nagle ogarnąć panika, gdy nasz oddech się zatrzymuje. Próbujemy złapać oddech, ale może to potrwać od 10 do 30 minut, zanim znów będzie normalny. Może się też zdarzyć, że przed medytacją sparaliżuje nas strach. Jeśli spróbujemy odkryć przyczynę tego stanu rzeczy, okaże się, że jest to strach przed śmiercią i uświadomimy sobie, że jego przyczyną jest nasz brak prawdomówności. Raz po raz próbujemy ukryć prawdę przed sobą, ale jeśli będziemy coraz bardziej prawdomówni, możemy pokonać tę drugą przeszkodę.

Trzecia przeszkoda przynosi nagłe doświadczenie wielkiej słabości lub zmęczenia, które nas ogarnia, tak jakbyśmy mieli zemdleć. Czujemy, że rozpaczliwie chcemy coś zjeść. Podążając wewnętrzną ścieżką, ciało eteryczne rozluźnia się z uścisku ciała fizycznego. Jeżeli ciało fizyczne jest zbyt ciężkie, to przeszkadza ciału eterycznemu w rozszerzaniu się. Stąd biorą się nagłe ataki słabości i zmęczenia. Musimy jednak ograniczać, a nie zwiększać ilość przyjmowanego pożywienia.

Czwarta przeszkoda przynosi uczucie, podczas medytacji lub nawet w środku dnia, pewnego rodzaju uniesienia… Świat znika i czujemy, że znajdujemy się w pewnego rodzaju stanie snu, chociaż ponownie odzyskujemy świadomość. Ta przeszkoda powinna nam przypominać, że nie jesteśmy skłonni do tworzenia właściwych więzi społecznych z naszym otoczeniem. To są główne przeszkody. Zapamiętaj ich przyczyny: tylko wtedy będziemy w stanie je pokonać.

Jeśli rozwiniemy się o krok dalej, możemy doświadczyć powiedzenia, które rozbrzmiewało w dawnych Misteriach: „Strzeż się utonięcia – strzeż się spalenia”. Doświadczamy świata jako skorupy, którą nosimy wokół siebie, i to aż po błękitne niebo! Tylko dlatego, że to doświadczenie jest podobne dla wszystkich, żyjemy w złudzeniu, że ten świat (wewnątrz naszej skorupy) jest rzeczywistością. Jeśli przebijemy się przez skorupę zewnętrznej egzystencji, to, co za nią spotkamy, nie jest jeszcze duchem, lecz szatą ducha. Jeśli próbujemy ją przeniknąć, możemy zapomnieć o sobie i utonąć w ogromie otaczających nas przestrzeni, a potem wycofujemy się i spotykamy samych siebie, albo spotykamy nasze wewnętrzne istnienie i zanurzamy się w tych płomieniach, które pędzą w górę, by nas ogarnąć. Ani utonąć, ani spłonąć – to jest następne zadanie. To są wskazówki, które są dane, aby pomóc. Droga jest niebezpieczna, ale jeżeli idziemy pod przewodnictwem Rudolfa Steinera, to nie jest zbyt niebezpieczna. Jednak szczególnie w przypadku ludzi młodych należy zwrócić uwagę na niezwykle ważne wskazanie – jednemu krokowi w wiedzy mają towarzyszyć trzy kroki w rozwoju moralnym.

  Wewnętrzna ścieżka – 7 wykładów wygłoszonych w latach 1953 i 1960

GA 14 Rudolf Steiner napisał cztery sztuki misteryjne zatytułowane: PORTAL INICJACJI, PROBACJA DUSZY, STRAŻNIK PROGU i PRZEBUDZENIE DUSZY. Dramaty te, napisane w latach 1910-1913 w okresie intensywnej pracy wewnętrznej i zewnętrznej, są mocnym świadectwem artystycznej twórczości Rudolfa Steinera. Wprowadzając na scenę formy duszy i ducha, zapowiadają one nową sztukę dramatyczną na przyszłość. Choć napisane z myślą o przedstawieniu scenicznym, dramaty te mogą być czytane w grupie. Cztery sztuki następują po sobie w kolejności. Wskazane jest, aby czytać je po kolei.

https://wn.rsarchive.org/Books/GA014/English/APC1925/GA014_index.html

WEWNĘTRZNA ŚCIEŻKA   

    ~ Karl König

W ostatnim wykładzie („Wewnętrzna ścieżka”) próbowałem powiedzieć coś, aczkolwiek z wielką rezerwą i niepewnością, o wewnętrznej ścieżce. W podsumowaniu tego pierwszego wykładu powiedziałem, że nie możemy zrobić nic więcej, jak tylko przypomnieć sobie pewne wskazania lub wskazówki dane Rudolfowi Steinerowi dotyczące wewnętrznej drogi. Mam nadzieję, że nie odnieśliście wrażenia, że próbowałem w jakikolwiek sposób wymusić na was rady. Chodziło mi o coś zupełnie innego, a mianowicie o to, abyście po prostu zrozumieli, że wszystkiego, co jest związane z wewnętrzną drogą, można oczekiwać tylko w ciszy. Dlatego prosiłem was, abyście słuchali między słowami, abyście słyszeli to, co nie jest powiedziane, ponieważ tylko wtedy możemy odczuć prawdziwą rzeczywistość wewnętrznej drogi.

Następnie porównałem drogę wewnętrzną z chorobą. Powiedziałem, że tak jak każdy człowiek ma swoje własne choroby, tak samo ma on swoją własną, indywidualną wewnętrzną ścieżkę. „Ci, którzy idą w kierunku Ducha, idą sami”; nie ma innej alternatywy. Próbowałem wyjaśnić i uświadomić nam, że to, co robimy wspólnie, czy pracujemy razem w pełnej harmonii, studiujemy nauki duchowe w grupie, czy nawet uczestniczymy w nabożeństwie, nie jest jeszcze wewnętrzną drogą. Kroczenie wewnętrzną ścieżką różni się od życia, pracy, studiowania, czytania i kontemplowania, które należą do życia zewnętrznego. Są one częścią konieczności codziennego życia. Składamy się z żywych sił, które budują naszą cielesną organizację, i mamy siły destrukcji, które tworzą warunki dla naszej świadomości, i obie te siły muszą ze sobą współpracować. Tak jak żyjemy w otaczającym nas świecie poprzez nasze kończyny, nasze narządy zmysłów, nasz oddech, tak ten zewnętrzny świat żyje również w nas. Ale wewnątrz – i nie potrafiłem dokładnie wskazać gdzie – wewnątrz życia, które jest nam dane poprzez nasze natury fizyczne, eteryczne i astralne drzemią w każdym człowieku pewne moce, które mogą zostać przebudzone, jak to opisuje Rudolf Steiner w pierwszym zdaniu swojej książki: „Wiedza o światach wyższych”. To stopniowe przebudzenie nie może być przygotowane za pomocą myślenia, odczuwania lub chęci: za pomocą czegokolwiek, co wiemy, w co wierzymy lub czego doświadczamy w naszym zwykłym życiu. Ir jest zupełnie inne, ponieważ jest czymś zupełnie nowym. To są pierwsze doświadczenia na wewnętrznej ścieżce.

Wewnętrzna ścieżka jest czymś, do czego jesteśmy powołani. Nie mamy wyruszyć na nią tak po prostu, jak byśmy szli stąd do Aberdeen! Mamy być wezwani. Każdy, kto zaczął kroczyć wewnętrzną ścieżką, został wezwany, czy o tym wie, czy nie, czy pamięta, czy nie. To wezwanie może być tak indywidualne, jak indywidualna i różna od wszystkich innych jest każda istota ludzka; ale jest to wezwanie.

Na przykład w „Alchemicznym weselu Christiana Rosenkreutza” wezwanie to przybiera postać potężnej burzy, która nagle wstrząsa małym domkiem, w którym uczeń właśnie zaczął przygotowywać się do Niedzieli Wielkanocnej. Potężny, hulający wiatr wstrząsa domem, a on nie wie, co robić. Ktoś za nim puka, ale on początkowo nie ma odwagi się odwrócić. Potem widzi kobietę, odzianą w płaszcz usiany gwiazdami. Jak widać, wezwanie może przyjść w bardzo różnych postaciach. Kto spotyka się z dziełami Rudolfa Steinera, albo kto zaczyna słuchać, że w życiu jest coś ponad normę, jest wezwany. Może to być śmierć kogoś głęboko kochanego, może to być sen. Może mi się na przykład przyśnić, że siedzę na ławce w parku, a obok mnie siedzi starszy pan, który szybko zasypia. Czuję się dość niezręcznie, siedząc obok kogoś, kto nie jest świadomy mojej obecności, więc kaszlę, kicham i wiercę się, ale nic go nie budzi. To ja się budzę, a w momencie, gdy się budzę, zdaję sobie sprawę, że to ja spałem na ławce. Coś może wtedy zacząć się we mnie świadomie budzić, sprawiać, że będę szukał czegoś więcej, niż znalazłem do tej pory. Innym przykładem może być sen, w którym spaceruję po łące pełnej kwiatów i kiedy schylam się, aby zerwać jeden z nich, nagle zauważam, że w kwiecie znajdują się dwa trójkąty, jeden czerwony, drugi niebieski, w formie gwiazdy Dawida i że przesuwają się one ku sobie. Następnie, gdy patrzę na kwiat, nagle pojawia się i rozbrzmiewa dzwonek, a w dźwięku słyszę swoje własne imię. Wiele takich możliwości daje nam „droga”.

Czytanie książki takiej jak „Wiedza o światach wyższych” jest właśnie takim wezwaniem. Oczywiście wezwanie nie będzie słyszalne, jeśli nie otworzymy książki, ale zależy to również od tego, czy posłuchamy wezwania, czy nie, co jest raczej jak powiedzenie, jak zauważył kiedyś pewien wielki Niemiec: „Jeśli książka i głowa zderzają się ze sobą i brzmi to pusto, to nie zawsze jest to wina książki!”. Widzicie, nie zawsze jest to wina połączenia Jeśli myślimy tylko głową;

„To jest pusty dźwięk i nie mam z nim nic wspólnego”. Powinniśmy stać się trochę bardziej obiektywni w stosunku do własnych doświadczeń. Ale na początku wewnętrznej drogi, im bardziej wsłuchujemy się w to bardzo szczególne – żeby nie powiedzieć osobliwe – doświadczenie, w te narodziny wewnętrznego życia, które tak bardzo różni się od naszych zwykłych doświadczeń, tym bardziej rozumiemy, co Jakob Böhme miał na myśli, mówiąc, że jeśli oko nie byłoby związane ze słońcem, to nie mogłoby odbierać światła słonecznego. W miarę jak to nowe doświadczenie zaczyna wzrastać w uczniu, tak wewnętrzne istnienie ukryte w rzeczach wokół niego zacznie się stawać coraz bardziej widoczne. Można je zobaczyć, usłyszeć, doświadczyć, ale są one inne od tego, co może nam się wydawać, że są. Kiedy Rudolf Steiner opisuje na przykład kolory duchowe, doświadczenie takich kolorów jest zupełnie inne od naszego i nie może być w ogóle porównywane z kolorami, które widzimy, nawet z kolorami tęczy, porannego nieba o świcie czy zachodu słońca wieczorem – jest zupełnie nowe.

Jeżeli jesteśmy powołani i zaczynamy działać, to zawsze trzeba sobie o tym powołaniu przypominać. Nawet droga wewnętrzna może stać się zwyczajna, rutynowa, coś, co robimy i co staje się częścią naszej codziennej pracy. Ale droga wewnętrzna nie jest pracą, nie jest obowiązkiem. Nie jest czymś, co trzeba wykonać. Jeśli na to pozwolimy, powinniśmy być świadomi, że ten mały płomyk zapalony przez wezwanie nie będzie miał wystarczająco dużo oleju, by dalej płonąć. Ta mała roślinka, którą wezwanie spowodowało, że zaczęła kiełkować, nie będzie miała wystarczająco dużo słońca i wody, aby rosnąć. Kiedy zauważymy, że tak się dzieje, powinniśmy być bardzo uważni – wtedy możliwe są dwie rzeczy: albo płomień zgasł całkowicie, albo stał się tak kruchy, że musimy na niego delikatnie dmuchać.

Można to zrobić na wiele różnych sposobów. Na przykład, możemy powiększyć przestrzeń naszego spokoju, możemy pogłębić nasze studia w duchowej nauce, albo możemy ożywić pewne uczucia, które mieliśmy, szczególnie te związane z wezwaniem, które kiedyś słyszeliśmy. Wtedy płomień będzie się radośnie palił – i naprawdę mam to na myśli – płomień będzie się radośnie palił jaśniej. Ale jeśli płomień zgaśnie, lub roślina całkiem zwiędnie, musimy usiąść na poboczu ścieżki i nie iść dalej. Musimy usiąść i rozważyć naszą przeszłość, rozważyć wszystko, co zrobiliśmy – lub, co ważniejsze, czego nie zrobiliśmy – i spojrzeć wstecz, szukając momentu, w którym, być może wczoraj, w zeszłym miesiącu, a może nawet lata temu, życie naszej wewnętrznej pracy umarło. Dopiero gdy to zostanie rozpoznane, możemy powstać i zacząć znowu chodzić. Czasami możemy zgubić pierścień, który łączy nas z wewnętrzną ścieżką, nie wiedząc nawet, że go zgubiliśmy. Wtedy płomień gaśnie, roślina usycha, a my idziemy dalej, nie zdając sobie sprawy, że chodzimy w kółko.

Jeśli jednak jesteś uważny, wzrasta w tobie uczucie do zupełnie innego istnienia, które zapewnia wewnętrzna ścieżka. Jest to tak, jakby nowa istota, starsza od nas samych, ale jednak obecna w naszym ziemskim istnieniu, zaczynała się budzić. Być może jest to jakość uczucia, którego wcześniej nie mieliśmy: nowe i pewne przekonanie; coś, co uderza nas jako zupełnie nowe doświadczenie; słowo, którego nigdy wcześniej nie słyszeliśmy; zdanie, którego po raz pierwszy nie rozumiemy; błysk światła. Którekolwiek z nich musi być utrzymywane przy życiu, pielęgnowane w taki sposób, abyśmy nauczyli się rozróżniać te dwie strony naszego istnienia. Nasze zewnętrzne podobieństwo trwa dokładnie tak samo, jak zawsze, w tym sensie, że wypełniamy nasze obowiązki i robimy wszystko, co do nas należy, a jednak obok niego, niewypowiedziane i nieznane, z wyjątkiem nas samych i istot, które nam pomagają, podążamy wewnętrzną drogą. W ten sposób w naszej istocie rozwija się druga, odmienna i dotychczas niepodejrzewana sfera istnienia, która w żaden sposób nie jest porównywalna z niczym, co było wcześniej znane. Zaczynamy doświadczać wewnętrznej drogi dopiero wtedy, gdy to nowe życie pojawia się obok innego, codziennego życia. Utrzymanie oleju w lampie, który pomaga nam odnaleźć drogę, to jest nasze zadanie.

Teraz chciałbym spróbować naprawdę zagłębić się w książkę „Wiedza o wyższych światach” w nadziei, że może okazać się ona pomocna. Ale najpierw powinienem wtrącić uwagę o tym, że oryginalne i kolejne niemieckie wydania tej książki nie zawierają spisu treści. Można odnieść wrażenie, że jest to całkiem zamierzone, ponieważ czytelnik ma „chodzić” po tej książce, a nie szukać rozdziałów. Nie do końca wyczuwając ten zamiar, wydania angielskie niestety zawierają spis rozdziałów. Odkrywamy, że pierwszy rozdział, od którego cała książka bierze swój tytuł, składa się z dwóch części. Pierwsza część dotyczy „Warunków”, druga „Wewnętrznego spokoju”. To nie jest przypadek. W pierwszej części główną rzeczą, która jest przedstawiona uczniowi, jest oddanie. Mówiliśmy już o tym ostatnim razem i widzieliśmy, że jest to warunek, nie dla wewnętrznej ścieżki, ale dla osiągnięcia prawdziwej wiedzy o wyższych światach. Rudolf Steiner podsumowuje to w następujący sposób:

’Na początku całe życie wewnętrzne ucznia jest opromienione tym podstawowym nastrojem czci dla wszystkiego, co jest prawdziwie czcigodne. Całe życie jego duszy znajduje swoje centrum w tym jednym podstawowym uczuciu. Tak jak promienie słońca ożywiają wszystko, co żyje, tak też cześć w uczniu ożywia wszystkie doświadczenia duszy”.

Musimy wciąż na nowo przypominać sobie przekonanie, że musimy być wdzięczni wszystkiemu, co nas otacza, ponieważ wiemy, że sami jesteśmy niczym. To, czym jesteśmy, zawdzięczamy temu wszystkiemu, co nas stworzyło. Uwielbiamy, czcimy – i to nie tylko w myślach, ale naprawdę jak słońce zalewające nasze wewnętrzne istnienie. To oddanie jest warunkiem, podkreślam słowo warunkiem, do osiągnięcia wiedzy o wyższych światach. Bycie powołanym oznacza rozpoczęcie praktyki oddania, uczenie się bycia oddanym, uczenie się czczenia tego, co ma być czczone. Tutaj chciałbym powiedzieć, że nigdy nie powinniśmy się sprzeciwiać: „Skąd mam wiedzieć, co powinienem czcić; jak mogę ocenić, co jest dobre, a co złe?”. Mówienie w ten sposób jest kompletnym nonsensem! Jest to niszczycielskie intelektualne dzielenie włosa na czworo, ponieważ każdy człowiek wie, co jest dobre, a co złe – oczywiście tak długo, jak długo zachowuje zdrowy rozsądek, od którego zależy jego osąd.

Drugim opisanym tu warunkiem jest wewnętrzny spokój. Nie jest on stworzony jedynie jako wewnętrzna przestrzeń, w której możemy zacząć kontemplować lub medytować. Nie, jako drugi warunek osiągnięcia wiedzy o wyższych światach, spokój wewnętrzny jest przestrzenią, w której staramy się spojrzeć na nasze własne doświadczenia życiowe jako na coś obiektywnego, traktując wszystko, co jest czynione nam i przez nas, tak jakbyśmy byli inną, trzecią osobą.

Rudolf Steiner mówi tu coś bardzo praktycznego:

„Reguła dotycząca chwil wewnętrznego spokoju jest prosta; równie proste jest jej przestrzeganie. Ale prowadzi ona do celu tylko wtedy, gdy jej przestrzeganie jest równie gorliwe i ścisłe, jak sama w sobie jest prosta.”

Ta zasada jest zupełnie inna od tej związanej z pobożnością. Jest ona ścisła i żarliwa i daje nam możliwość wzniesienia się w taki sposób, że stajemy się jako

królami w sferze naszej własnej egzystencji. Z pobożnością stajemy się pasterzami, a z regułą wewnętrznego spokoju wznosimy się do stanu królów, i to są te dwa bliźniacze warunki, dzięki którym wchodzimy do portalu świątyni. Nie ma znaczenia, czy określimy je jako dwa filary bramy, czy jako pasterzy i królów. Ale jeśli te dwa warunki nie są przynajmniej na początku spełnione, drzwi nie mogą być otwarte.

Dopiero gdy drzwi zostaną otwarte, wchodzimy w to, co Rudolf Steiner wyraźnie zaznacza nazywając drugi rozdział: 'Etapy inicjacji’. Te etapy wtajemniczenia również składają się z dwóch części. Pierwszą z nich jest „Probacja” i pamiętacie, jak na tym etapie Rudolf Steiner proponuje pewne ćwiczenia. Na przykład wskazuje, jak doświadczać rosnącej rośliny i w ten sposób osiągać coraz bardziej wewnętrzne doświadczenie podobne do wschodzącego słońca. To wewnętrzne doświadczenie wschodzącego słońca nie ma być oczywiście porównywane z rzeczywistym wschodem słońca. Możemy również obserwować więdnącą roślinę i w ten sposób zdobyć doświadczenie, które w swoim odczuciu jest porównywalne do wschodzącego księżyca. Poprzez te doświadczenia powstają pierwsze wewnętrzne „sygnatury” istnienia wewnętrznej ścieżki. Druga część nazywana jest „Oświeceniem”. Tutaj uczeń znów jest radzony, aby zbadać, na przykład, jak minerał może być porównany ze zwierzęciem; jakiego rodzaju wewnętrzne myśli, ćwiczenia, mogą być połączone w odczuciu z nim. Wychodzimy nawet poza roślinę, kiedy jesteśmy proszeni o wsłuchanie się w „dźwięk” w żywej naturze, w „dźwięk” martwych rzeczy mineralnych. Po przejściu przez bramę, którą flankuje pobożność i wewnętrzny spokój, wkraczamy w nowy świat, świat, który zaczyna świecić od wewnątrz. Na początku jest ciemno, ale jak tylko się rozjaśni, musimy nauczyć się kontrolować nasze myśli i uczucia. Teraz jesteśmy wewnątrz. Teraz zaczynamy patrzeć i doświadczać, a dopiero gdy to zrobimy, otwiera się zupełnie nowy, trzeci etap. To właśnie na tym trzecim etapie rozpoczyna się właściwa inicjacja. Teraz umieramy niejako w procesie, który najpierw doprowadził do „choroby”. Nie będę tutaj wchodził w szczegóły inicjacji. Możecie je sami odkryć w pierwszych rozdziałach.Po tym pierwszym rozdziale, w kolejnych rozdziałach zaczyna się coś zupełnie nowego. Teraz wszystko jest opisane uczniowi. Ukazuje mu się widok na drogę, która jest przed nim. Otrzymuje on pierwsze wskazówki dotyczące inicjacji: różne próby ognia i wody itd. Ale Rudolf Steiner pisze teraz: „Zacznij; uczyń z tego swoje własne zadanie”. Są to trzy rozdziały, które nastąpią później: czwarty, piąty i szósty. Czwarty nosi tytuł „Aspekty praktyczne”. Należy go czytać i czytać ponownie, a także praktykować jako ciągłe ćwiczenie w zdobywaniu cierpliwości, przezwyciężaniu gniewu, nieszczęścia itd. Dzień po dniu te praktyczne aspekty powinny towarzyszyć temu, kto próbuje kroczyć tą ścieżką. Następnie przychodzi rozdział piąty, który zazwyczaj jest pomijany, ale który powinien być przeczytany szczególnie uważnie, ponieważ dla naszych celów jest on być może najbardziej fundamentalny w całej książce. Nosi on tytuł: „Warunki szkolenia ezoterycznego”. Tutaj Rudolf Steiner wskazuje siedem warunków, bez których musimy zrozumieć, że żaden trening nie jest możliwy. Nie jest to „Sześciokrotna ścieżka” ani „Ośmiokrotna ścieżka”: w rzeczywistości nie jest to w ogóle ścieżka, jest to początek szkolenia. Bez siedmiu świateł, które zaczynają w nas świecić, nie będziemy mogli, nawet po wejściu przez bramę, zacząć iść.

Co oznacza tych siedem warunków? Pierwszym z nich jest to, że powinniśmy pozostać zdrowi. Powinniśmy starać się unikać tego, co przynosi chorobę, żyjąc w taki sposób, aby pozostać zdrowymi. Nie oznacza to oczywiście, że musimy stosować specjalną dietę. Nie oznacza to również, że powinniśmy spać dwanaście godzin na dobę tylko dlatego, że zaczęliśmy spełniać warunki określone przez Rudolfa Steinera. Oznacza to po prostu, że musimy wykonywać nasze obowiązki, i to tak, abyśmy pozostali zwykłymi, normalnymi ludźmi, nic więcej. Drugi warunek to coś, czego nieustannie uczą nas nasze dzieci. Powinniśmy nauczyć się zdawać sobie sprawę z tego, że sami w sobie jesteśmy częścią otaczającego nas świata i że kiedy coś idzie nie tak, nie powinniśmy obwiniać innych, ale raczej siebie. Jeśli dziecko nie reaguje właściwie, powinniśmy wiedzieć, że wina nie leży po stronie dziecka, ale naszej własnej. Jeśli przyjaciel jest nieszczęśliwy, nie powinniśmy myśleć, że przyczyna leży tylko po jego stronie, ale powinniśmy uznać, że wina leży również po naszej stronie. W ten sposób zaczyna wzrastać intymny związek z wszystkim, co nas otacza. Jeśli tak się stanie, pojawia się trzeci warunek, który jest niczym innym, jak świtającą świadomością, że tak naprawdę każda myśl i uczucie jest rzeczywistością. Cokolwiek myślimy lub czujemy, jest równie ważne jak to, co robimy. Jeśli kogoś nienawidzimy, ma to taki sam skutek, jak gdybyśmy go uderzyli. Coraz bardziej uświadamiamy sobie, że nasze życie wewnętrzne jest tak ważne, że liczy się co najmniej tak samo jak nasze czyny. Wtedy nasz sposób myślenia, nasz sposób odczuwania, nasze emocje, nasze pragnienia zaczynają być doświadczane jako czyny, jako o wiele większe rzeczywistości niż cokolwiek innego. W tym zawiera się czwarty warunek, który teraz zaczyna się pojawiać. Musimy porzucić codzienne wrażenie, że nasza cielesna natura jest najważniejsza, a nasze życie wewnętrzne jest w porównaniu z nią nieistotne. Staniemy się coraz bardziej świadomi, że wszystko, co robimy, zaczyna się od naszej wewnętrznej istoty, od tego, co nazywamy „ja”. Jak tylko to zostanie podjęte, piąty warunek musi zostać poznany. Nie sądzę, abyśmy zdawali sobie wystarczająco sprawę z tego, jak ważny jest ten piąty warunek, a mianowicie, aby pozostać wiernym raz podjętemu postanowieniu! Jeżeli zdecydujemy się na jakieś wewnętrzne ćwiczenie, to musimy w nim wytrwać. Oznacza to pozostanie wiernym temu, co postanowiliśmy, dopóki nie odkryjemy, być może, że nasza decyzja była błędna. Wtedy unieważniamy tę decyzję i podejmujemy nową. Dopiero wtedy może nastąpić warunek szósty, którym jest rozwinięcie miłości do wszystkiego, co nas otacza. Rudolf Steiner nazywa to „miłością uniwersalną”. Zaczynamy być wdzięczni za to, że żyjemy, wdzięczni za gwiazdy, za światło, za doświadczenia, które mamy, za rzeczy, które są nam dane; krótko mówiąc, jesteśmy wdzięczni naszemu przeznaczeniu. Stajemy się przeniknięci wdzięcznością. Uświadamiamy sobie prawdę o warunku, który jest wyryty jak bezwstydny napis nad wewnętrzną ścieżką:

„Ciesz się wszystkim, co jest ci darowane;

Czyń z radością bez tego, co jest ci wstrzymywane”.

Siódmy warunek jest unifikacją pierwszych sześciu warunków.

Jeśli nauczymy się doświadczać tych warunków, odkryjemy, że przy pierwszym z nich staramy się obserwować nasze ciało fizyczne, przy drugim nasze ciało eteryczne, a przy trzecim nasze ciało astralne. W czwartym stanie doświadczamy własnego wewnętrznego ego. Jeśli jesteśmy wierni, budujemy w ten sposób nasz Manas; jeśli rozwijamy oddanie, rozwijają się pierwsze promienie naszego Buddhi, podczas gdy w siódmym stanie budujemy w nas tę duchową istotę, Atmana, którą w rzeczywistości jest każdy. Dopiero po wykonaniu tych siedmiu kroków – nigdy nie są one osiągnięte, ale możemy je wykonać – możemy naprawdę zacząć chodzić. Następnie wkraczamy w etap piątego rozdziału, który opisuje konsekwencje ścieżki ezoterycznej.

Wyniki te są po prostu rozwojem siedmiu „kwiatów lotosu”, ale nie ma potrzeby mówić o tym teraz. Rozróżnijmy jednak dwa różne warunki: praktykę ezoterycznego treningu, o którym właśnie mówiliśmy, oraz warunki wymagane u wrót, że tak powiem, warunki do zdobycia wiedzy o wyższych światach. Warunki te stwarzają w naszych duszach równowagę. Stajemy się zrównoważeni, przyjmujemy to, co jest nam dane i nie tęsknimy za tym, co jest nam odebrane. Jest to jedyny sposób, aby rozwinąć pewną siłę przeciwko pokusom Arymana. Dlatego jest to jeden z warunków koniecznych. Drugi warunek, pobożność i spokój wewnętrzny, dostarczają wewnętrznych cech, niezbędnych do przeciwstawienia się pokusom Lucyfera. Musimy rozwijać obie te cechy w równym stopniu.

Potem następują kolejne trzy rozdziały, o których, jak sądzę, należy tylko wspomnieć, bez zbytnich szczegółów. Opisują one zmiany, jakie zachodzą w związku z naszą wewnętrzną pracą. W siódmym rozdziale uświadamiamy sobie wszystko, co dzieje się z naszym snem – życiem, jak zmienia się ono, przekształca, ulega metamorfozie. Ósmy rozdział opisuje, jak w początkowych stadiach oświecenia powstaje wokół nas coraz większe światło. Światło naszej świadomości pozostaje spójne, to znaczy, że nie tracimy go podczas zasypiania, ale pozostaje ono świadome poza progiem snu. Dziewiąty rozdział opisuje rozdzielenie na myślenie, uczucie i wolę. W końcowych rozdziałach, jako rodzaj korony, przed naszymi duszami stają Mniejszy i Większy Strażnik oraz narodziny i śmierć. Taka jest struktura tej książki. Jest to żywy budynek, do którego możemy wejść, ale który możemy również zignorować.

Jeśli chcemy rozpocząć wewnętrzną ścieżkę, do wszystkiego, co próbowałem dziś przedstawić, konieczna jest jedna kardynalna cecha, którą należy dodać, a mianowicie powściągliwość. Możemy podążać wewnętrzną ścieżką tylko wtedy, gdy nauczymy się powściągliwości: nie jesteśmy w stanie wystarczająco się powstrzymać, gdy podążamy wewnętrzną ścieżką. Więc weź tylko jedno ćwiczenie, a nie dziesięć na raz! Weź tylko jeden werset, a nie Sześciokrotną, Ósmą i Siedmiokrotną ścieżkę jednocześnie! O wiele lepiej jest praktykować jedną właściwie. Być może pojedynczą medytację – jeśli jesteśmy gotowi do medytacji – ale tylko jedną.

Pamiętacie, jak Christian Rosenkreutz, gdy został wezwany w wieczór przed Wielkanocą, przypomniał sobie, że minęło dokładnie siedem lat od chwili, gdy po raz pierwszy usłyszał, że zostanie zaproszony na Królewskie Wesele. Siedem lat dla Christiana Rosenkreutza! Nie wahał się modlić, nie przeszkadzało mu to w ćwiczeniu pobożności, wdzięczności, wierności. Jeśli weźmiemy sobie jedną taką cnotę i będziemy nią podążać jak światłem, które nas prowadzi, to jest to szczególnie ważne. Nie bierzcie ze studiów ezoterycznych jednej medytacji, a gdy ona nie działa, wybierzcie drugą, a gdy i ta zawiedzie, trzecią, czwartą, piątą i tak dalej. Starajcie się prześladować z wysiłkiem – to jest to, co jest szczególnie ważne.

Na koniec jeszcze jedno słowo: „Mądrość jest w świetle”. Możemy osiągnąć wszystko, jeśli jesteśmy do tego przeznaczeni, jeśli jesteśmy wierni, jeśli jesteśmy dość. Pamiętajmy, że kroczymy jedną ścieżką, a nie kilkoma. Dlatego praktykuj powściągliwość, czyli bądź wierny.

               „Wewnętrzna ścieżka”.

Możesz również polubić…

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x