Pandemia, strach i wolność
Poniżej publikujemy tekst "Manifestacja Coronowirusa" na podstawie: “Coronakundgebung Öhringen” - 8 listopada 2020, Niemcy. Autorem jest dr med. Jens Edrich - lekarz antropozoficzny. Z tłumaczenia symultanicznego Weroniki M. i Marty A. przygotował, spisał i zredagował Krzysztof Dz. , Bielsko-Biała 2020.
Drodzy Czytelnicy, liczymy, ze poniższy tekst i towarzyszące mu, dodane przez tłumaczki materiały - być może dla niektórych z Was kontrowersyjne - wywołają tym bardziej inspirującą dyskusję.
Drodzy bracia i siostry;
Kryzys Coronawirusowy to nie tylko nasz kryzys zdrowotny, ale także nasz kryzys wolności. Każdego dnia przecież odczuwamy to na własnym ciele. W końcu doszło do tego, że politycy i media niemalże co minutę informują i dyktują nam wszystko co mamy robić, a czego mamy nie robić, ażeby w ten sposób chronić zdrowie nasze i innych ludzi.
Nie opuszczać domu, myć często ręce, zachować dystans, nosić maseczki, ograniczyć kontakty, odłożyć na bok naszą kulturę muzykę, teatry, muzea. Hotele i gastronomia są pozamykane. Nasze dzieci mają chodzić w maskach do szkoły. W przyszłości rządy będą stawiać nas pod coraz większą elektroniczną obserwacją. W końcu wszystkim nam będą chcieli rozdzielić szczepionki o których już na ten moment jest wiadome, że będą one za sobą niosły ciężkie i daleko idące następstwa dla naszego zdrowia. Wszystkie te ograniczenia przyjmujemy grzecznie z niemiecką potulnością i dopasowujemy się do nich. W końcu to wyższa potrzeba tak jak zostało to powiedziane, każdy kto nie chce się ugiąć przed tą wyższą potrzebą, staje się potencjalnym wrogiem społeczeństwa i jest skazany na społeczne wykluczenie, czyli staje się wygnańcem. I tak to odważnie donosimy na naszych sąsiadów. Policja prześwietla praktyki lekarzy którzy odważają się swoim pacjentom pozwalać chodzić bez masek. Uważamy że ci nieposłuszni mieszkańcy, którzy wychodzą na ulice w imię wolności są jak naziści. Tak to aresztujemy w brutalny sposób przedstawicieli tych urzędów, które stoją za przepisami mówiącymi o wolności niemieckich landów. W ten sposób udało nam się w międzyczasie doprowadzić nasz kraj na granicę gospodarczego kryzysu, a na zewnątrz w świecie doprowadzić do tego, że całe narody głodują. W ten sposób w naszym własnym kraju udało się nam zaprowadzić wielki strach przed koroną, przed przymusową kwarantanną, przed przymusowymi godzinami policyjnymi, przed donosami, niesłusznymi karami, które tworzą w społeczeństwie atmosferę podziału i implikują agresję, w której nikt już nie wie komu można zaufać. W Niemczech próg do wzajemnej społecznej agresji jest już tak wysoki, że niewiele brakuje do wojny domowej. Wszystkie te wydarzenia jednak przyjmujemy nie zadając zbyt wielu pytań, lub wręcz przyzwalamy na to żeby się działy, ponieważ jesteśmy o tym głęboko przekonani, że wszystkie te działania służą naszemu zdrowiu.
Ale czy rzeczywiście jesteśmy o tym przekonani? Czy nie jest tak że każdy z nas głęboko w swoim sercu czuje, że jest w tym coś nieprawdziwego, że to co my chcieliśmy używać dla naszego zdrowia to tak po prawdzie każdemu z nas szkodzi?
Czy nie słyszeliśmy, że fala zachorowań wczesną wiosną mieściła się w ramach klasycznych zachorowań wiosennych? A nawet liczba zachorowań była nieco mniejsza w momencie, kiedy w Niemczech zrobiono lockdown i kiedy były za nami już tygodnie chodzenia w maskach. A czy już kiedyś nie przyjęliśmy do wiadomości, że 45-ciu naukowców z trzech wiodących uniwersytetów ze Stanów i Wielkiej Brytanii przed kilkoma dniami stworzyło oświadczenie, które zostało podpisane przez ponad 40 000 lekarzy i naukowców z całego świata z wezwaniem do rządów świata by wszystkie obostrzenia lockdownowe i higieniczne, do których należy bezsensowne noszenie masek, natychmiast zakończyć? Ponieważ już teraz jest jasne, że z tych ograniczeń wynikają daleko idące szkody zdrowotne, które mogą być o wiele większe niż powodowane przez samego Coronawirusa i że jedyną sensowną drogą jest rozwój tzw. odporności zbiorowej. Tak jak się stało to w Szwecji, gdzie przezwyciężono w ten sposób kryzys Coronawirusowy.1
(https://gbdeclaration.org/great-barrington-declaration-polish/
Prof. dr hab. n. med. Ryszard Rutkowski: „Powinniśmy się skupiać na wzmacnianiu odporności”.
Prof. Kuna: „Nie boję się, bo mam wiedzę. To normalny wirus. Wprowadzenie ponownego lockdownu i zamkniecie szkół nie ma uzasadnienia”.
Czy nie słyszeliśmy tego, że w Niemczech zmarło co najwyżej 9500 osób na Coronawirusa, podczas z powodu grypy zmarło 20 000 osób w ciągu ostatniej zimy?
A może nie słyszeliśmy tego, że test PCR wykrywa również inne martwe fragmenty wirusów, ale też nie jest on wyspecjalizowany by wykrywać tego konkretnego wirusa z Wuhan – Covid 19. Nawet niemieckie czasopismo dla lekarzy napisało, że trzeba wyjść z założenia że minimum 70% wyników testu PCR jest fałszywie pozytywnych? I może nie wszyscy tak naprawdę o tym wiemy, że nie każdy człowiek zachoruje na Coronowirusa, tylko atakuje on osoby które mają pewne słabości?
Już przed ponad stu laty pewien przyrodnik Max Pettenkofer z Monachium wykazał, że patogen potrzebuje odpowiedniego środowiska, podłoża by zaistniał. Na przykład były tereny w czasie epidemii cholery na których nie zanotowano żadnych ofiar .
A nawet gdyby wszystko co powyżej przedstawiłem do nas nie docierało, przecież mamy możliwość dowiedzenia się o tych rzeczach, gdy tylko w prawdzie będzie dążyli do ich poznania (i zadawali pytania). Ale jak to możliwe, że ogromna większość ludzi nic o tym nie wie i nawet nie podejmuje żadnego wysiłku, żeby się o tym dowiedzieć? Jak to możliwe, że większość ludzkości jest wciąż posłuszna i posłusznie wykonuje zalecenia, akceptując bezkrytycznie narzucane środki bezpieczeństwa? Przy zdrowym rozsądku takie działanie jest w najwyższej mierze kontrproduktywne i działa niszcząco.
Jak to możliwe, że nadal bierzemy udział w działaniach, które osłabiają ludzi na poziomie duchowym, psychosocjalnym, zdrowotnym i gospodarczym, a poprzez to tworzymy takie podłoże w ludziach na którym wszelkie epidemie i choroby takie jak np. Coronawirus, mogą się spokojnie rozmnażać, tak jak grzyby w lasach?
Jak to możliwe, że jesteśmy na to tak ślepi, że nie widzimy że te podstawowe przyczyny chorób nie leżą w tych grzybach, bakteriach lub wirusach, ale są zjawiskiem które pojawia się w odpowiednim podłożu dla nich przygotowanym w organizmach ludzi, ludzi dającym im podłoże przez osłabione dusze i osłabione fizycznie ciała?
Plagi i epidemie pojawiały się w ludzkości tylko tam, gdzie wcześniej wojna, zniszczenie, niesprawiedliwość, głód, klęski żywiołowe, wewnętrznie wstrząsały, niszczyły w ludziach siły odporność i wytrącały ich z równowagi. I stąd wiemy, że ten wirus na całym świecie do tej pory mało gdzie miał wyższą zaraźliwość niż grypa i przez to co robimy mówiąc, że chcemy ochronić swoje zdrowie, to tak naprawdę doprowadzamy do tego że niebezpieczeństwo tej choroby wzrasta. Tam gdzie ludzie będą osłabieni poprzez izolację, kwarantannę, maski, problemy gospodarcze, zimno socjalne, wszelkiego rodzaju naciski, to będą osłabieni w swych siłach odporności, to tam system odporności szybko się złamie i wszystkie choroby które zwykle przechodziły by bez zbytnich komplikacji rozwiną bardzo wzrastającą agresywność i staną się niebezpieczne. Właśnie ten strach gra bardzo dużą rolę z punktu widzenia psychoimmunologicznego na nasz system odpornościowy.
W USA robiono straszliwe eksperymenty w których ludziom skazywanym na śmierć, zawiązywano oczy i w sugestywny sposób mówiono im, że teraz zostaną uśmierceni, że teraz zostaną im przecięte żyły i muszą umrzeć, a tak naprawdę puszczano im tylko ciepłą wodę na nadgarstki. Wynikiem tego eksperymentu było to, że te osoby z powodu strachu umierały na atak serca.
Strach, stres, różne naciski psychologiczne i fizyczne (ograniczenie wentylacji dróg oddechowych poprzez zasłonięte usta i nos) są w stanie organizm ludzki wyprowadzić z równowagi, tak że cały organizm może się załamać nawet do tego stopnia, że przez zintensyfikowane odbieranie przez organizm ludzki złych bodźców, może doprowadzić do załamanie systemu wegetatywnego i doprowadzić człowieka nawet do śmierci.
Ale dlaczego pozwalamy by te rzeczy się działy?
Zanim przejdziemy do tego pytania, chciałbym żebyśmy przyjrzeli się Szwecji1, która daje nam najlepszy przykład przed oczami i udowadnia, że to nad czym się tutaj pracuje, a mianowicie, że naturalny sposób radzenia sobie z wirusem bez strachu i żadnych środków nacisku mogą tak wzmocnić ludzi, że może rozwinąć się wśród ludzi największa siła odporności. Podczas gdy inne kraje i ich społeczeństwa są mniej lub bardziej dręczone przez okrutne środki bezpieczeństwa, lub ograniczenia i są w tym momencie na granicy gospodarczej i społecznej wytrzymałości, to Szwecja, która uznała by nie podejmować takich
środków na ten moment1 w całej Europie ma najniższy odsetek umieralności na tzw. Covid 19. Każdy kto chce może przyjrzeć się tym liczbom w tak zwanym Worldometer (https://www.worldometers.info/coronavirus/).
Podczas gdy w Szwecji na każde 1000 nowych zakażeń przypadają obecnie tylko 2 zgony, to w Niemczech, mamy około 8 zgonów na tysiąc zakażonych. Kraje takie jak Hiszpania przeprowadziły i stosują znacznie bardziej okrutne środki lockdownowe pokazują 17 zmarłych na tysiąc zakażonych, a w Brazylii nawet 25 zgonów na tysiąc nowych infekcji. Te liczby jasno i wyraźnie pokazują, że im bardziej radykalny i totalitarny jest lock down, to tym mocniej cierpi społeczeństwo i tym jest większe osłabienie organizmów, oraz tym większa umieralność na tego wirusa. I odwrotnie im bardziej w sposób swobodny i naturalny obchodzi się dane społeczeństwo z koroną tym ma ona łagodniejszy przebieg.
Wszystkie te liczby i statystyki są dostępne dla każdego, i każdy kto myśli samodzielnie i w miarę rozsądnie, może sam dojść do tych wniosków.
Ale dlaczego jednak jesteśmy tacy posłuszni i stosujemy się do wskazań mediów i polityków, chociaż wiemy, że sami w ten sposób niszczymy społeczeństwo?
Jakie siły działają w każdym z nas i umożliwiają to, że jesteśmy w stanie wbrew zdrowemu rozsądkowi podcinać gałąź, na której siedzimy? Co może nam pomóc pokonać ten kryzys?
Aby to zrozumieć, musimy przyjrzeć się naturze traumy, ponieważ skutki korony ze wszystkimi jej ograniczeniami i utratą wolności , tutaj ukazują się w psychologiczno-duchowym sensie jako nic innego jak wielka trauma ludzkości.
Co robi z nami trauma? Trauma występuje po brutalnym ataku jednego człowieka na wolę innego człowieka.
Ale właśnie taka jest nasza obecna sytuacja: podczas gdy zabierane jest nam powietrze przez coraz większe ograniczenia, czujemy się bezradni w tych atakach. A w dodatku sami dajemy się wciągać w tą grę tak, że wciąż wzrastająca liczba demonstracji jest konsekwentnie przez nas ignorowana, albo prowadzi do jeszcze większych ograniczeń. Poprzez to wyobrażenie (sugestię), że poprzez lockdown i obostrzenia możemy ochronić przed tym niebezpiecznym wirusem nasze społeczeństwo i siebie, ta misja tak się udała, że pozwoliła całą ludzkość wziąć na smycz. To właśnie lęk sprawia że podcinamy gałąź na której siedzimy.
Jak to się może dziać że człowiek pozwala się instrumentalizować wierząc że robi coś słusznego, a tak naprawdę kopie sobie własny grób?
Musimy zrozumieć że za każdą traumą stoi wielka władza np.: gdy człowiek przeżywa jakiś ciężki atak na siebie i widzi wielką przewagę tych którzy go męczą (katów), to przez to nie ma odwagi do przeciwdziałania. My również chronimy naszych katów poprzez to, że pozwalamy na co dzień wprowadzać kolejne ograniczenia bez sensu i zrozumienia; bez racjonalnych argumentów, pozwalamy sobie zabierać powietrze i zwracamy się jeszcze ku nim i wciągamy w to innych ludzi.
Dlaczego do tego dopuszczamy?
Tak jak człowiek który przeżył jakiś atak na siebie, tak jest i w tym wypadku. W pewnej iluzji osłony poddajemy się władzy i gwałtowi, któremu jesteśmy podlegli. Co prawda czujemy przez moment że jest tu jakaś nieprawda, jednak wkrótce znów chwyta nas lęk i mówimy sobie: jeżeli teraz się wyprostujesz i odważysz postawić pod znakiem zapytania to, co wpędza Cię w taki strach, to staniesz wobec czegoś nieprawdopodobnie silniejszego niż Ty, a to Cię zgładzi. I w rzeczywistości przeżywamy to tydzień po tygodniu coraz mocniej, to jak nasze próby by wyjaśnić te kłamstwa są w coraz brutalniejszy sposób kwitowane poprzez oszustwa i dezinformacje. Tak że wielu ludzi, którzy od wielu tygodni troszczą się o rozpowszechnianie prawdziwych informacji i biorą udział w demonstracjach są wykończeni i są bliscy rezygnacji.
Teraz musimy się zapytać czy to czego się boimy, naprawdę jest takie silne jak nam się wydaje? Czy może jest tak, że walczymy niewłaściwą bronią i poprzez to, że się przeciwstawiamy olbrzymim mocnym frontom kłamstwa bez rozpoznania go właściwie, w końcu rezygnujemy, lub jesteśmy przez nie stłamszeni.
Czy tutaj nie działa jakieś nowe prawo? Tak długo jak my w świetle starego prawa próbujemy zwalczać tym samym, tak długo będzie nasz przeciwnik zaduszał nas naszą własną bronią. I będziemy ciągle przegrywać. Czy może tak być że przeciwstawiając się temu co uważamy za wroga, nie przeciwstawiamy się prawdziwemu wrogowi, prawdziwemu kłamstwu i złu?
Co jednak możemy zrobić jeżeli czujemy przewagę przemocy i kłamstwa? Jaka jest duchowa broń w duchowej walce przeciwko kłamstwu?
W psychologiczno-duchowym sensie mamy dzisiaj do czynienia z bardzo głęboką traumą ludzkości, która jest związana z przywiązaniem do materialności i lękiem przed śmiercią. Coronawirus jest niczym innym jak grą z naszym lękiem przed śmiercią. Tylko poprzez to, że my wszyscy odczuwamy ten lęk przed śmiercią udaje się temu systemowi nas podporządkować.
Ale skąd pochodzi ten głęboki lęk przed śmiercią? By zrozumieć to pytanie przyjrzyjmy się kościołom naszego chrześcijańskiego zachodu. Zobaczymy, że mamy wszędzie krzyże, znaki śmierci. Chrystus który odważył się iść jedynie za swoim sumieniem, który zawsze robił to co uważał za słuszne, który uzdrawiał w Szabat, który wyganiał handlarzy ze świątyni, który przyjmował tych którzy byli uznawani za nieczystych i przez to ściągnął na siebie gniew i nienawiść faryzeuszy i uczonych w piśmie, ten Chrystus musiał za swoje czyny umrzeć na krzyżu. W ten sposób krucyfiksy wiszące na ścianach kościołów wychodzą nam naprzeciw. I co dalej mówi nam ten obraz? I ty który pozwoliłeś umrzeć Chrystusowi który go nie uratowałeś, jesteś również winny jego śmierci. Tak to obraz krzyża buduje w nas fatalną traumę . Z jednej strony sugeruje nam ten obraz, że każdy kto ma odwagę by pójść za swoim wewnętrznym ideałem to umrze, tak jak Chrystus na krzyżu, z drugiej strony krzyż wciąż jest dla nas takim grożącym palcem, który nam mówi, że musimy za swoje grzechy które doprowadziły do śmierci pana odprawiać pokutę, bo w końcu nie jesteśmy godni, i dlatego jesteśmy skazani, abyśmy wzięli swe winy na siebie.
A co w nas robi ta trauma? Ona tworzy w nas uczucie niższości wobec tego co jest wobec nas wyższe. Jednocześnie każe ze strachu podążać nam za tym, ponieważ nie chcemy stanąć wobec tej okropności krzyża, a więc ta trauma odcina nas od spojrzenia na to, czego chciał nas nauczyć Chrystus i zabiera nam nasze własne możliwości rozwoju .
Kto się odważy i potrafi wznieść do tego, aby pójść za swoimi ideałami i wobec tego co jest wyższe określić się we właściwy sposób, ten skończy na krzyżu. Tak nastawia ludzkość ów obraz na wszystkich ścianach kościołów i tak to od dwóch tysięcy lat ów obraz krzyża jest wykorzystywany, by ludziom ze strachu narzucić pewną ziemską władzę, która jest niezdrowym połączeniem kościoła i państwa. Ty jesteś niczym, a Jezus i kościół, którym rozporządza, są wszystkim! Nie ma zbawienia poza kościołem, a każdy kto chciałby sam poszukać tej siły w swojej duszy, który chce działać ze swojego wewnętrznego ideału, który więc chce działać z tego współdziałania Chrystusa w sobie, ten jest heretykiem będzie cierpiał przez Bożą sprawiedliwość i przez to musi umrzeć spalony na stosie. Od dwóch tysięcy lat, aż do dzisiaj nawołuje się: „Weź Chrystusa na pokład łodzi swego życia i oddaj mu swój lęk, aby On go przezwyciężył” Jest to cytat z wypowiedzi papieża Franciszka w „Urbi et Orbi” z marca 2020 r. Kiedy tą wiadomość w siebie przyjmujemy, pozostajemy wciąż w przeżywaniu naszej winy i poczucia niższości, czujemy się mali i czujemy się niczym.
Pasywnie wierzymy w wyższą władzę, która się będzie o nas troszczyć, która weźmie nasze lęki i poprzez to zdejmie z nas odpowiedzialność. Posłusznie podążamy za tymi, którzy ofiarują się, że zdejmą z nas tą odpowiedzialność i nie zauważamy jak w końcu poprzez oddanie tej odpowiedzialności i pozbawienie się sił Jaźni, wciąż narzucane są nam i coraz bardziej tyranizują nas reguły krzyża któremu musimy się poddać. Jednocześnie sami budujemy w sobie poczucie winy kiedy zaczynamy budować w sobie własne myśli o coronawirusie i decydujemy się nie nosić maski. Czujemy że poprzez to wchodzimy w konflikt z tym kościołem i z tą władzą, która jest w nas i poza nami. Co jest koniec końców jednak konsekwencją pasywności tego fałszywego oddania Ja, któremu wciąż się poświęcamy. Powoli stajemy się zależni od tego co nas prowadzi i przez to nie próbujemy i rezygnujemy ze stworzenia naszego własnego wewnętrznego związku z tym duchowo-Chrystusowym impulsem w naszej duszy. W tym nastroju trwamy w traumie, w lęku, posłuszeństwie i decydujemy że lepiej się podporządkujemy, nawet jeżeli czujemy że jest to kłamstwo, zamiast dążyć za naszym poczuciem prawdy. Przez lęk przed tą tyranią i poprzez poczucie naszej własnej nicości, wciąż uskrzydlamy na nowo tą władzę i sami stajemy się niczym. Tak to negujemy naszą własną możliwość prawdziwej wolności jaką nam pokazał Chrystus, zamiast tego wciąż podporządkowujemy się naszemu fatum.
Jedna wojna wywołuje drugą, jedna tyrania wywołuje następną, nacjonalizm pociągnął za sobą komunizm, a komunizm pociągnął za sobą światową tyranię higieny i wciąż, i wciąż człowiek robi to samo dopasowuje się, płynie w tym, donosi, współdziała z tym, brudzi się i niszczy swoją godność ze strachu przed wykluczeniem społecznym, albo nawet przed śmiercią. Poprzez to wszystko ignoruje taki człowiek to, czego chciał nas nauczyć Chrystus, a mianowiciem by niezależnie od wszelkich materialnych ograniczeń, dążyć za duchowym ideałem, pozostawać mu wiernym i poprzez to narodzić się jako Nowy Człowiek.
Naszą traumą jest więc obraz śmierci, obraz cierpiącego, ukoronowanego cierniem, oplutego i wyśmianego Chrystusa na krzyżu. Nie! Tak nie chcemy skończyć! Wolimy to jednak pozostawić Synowi Boga który zrobił to dla nas i poprzez to wziął to w pewien sposób z nas. Lepiej się podporządkujemy i będziemy zakłamywać to, co uznajemy za słuszne, posypiemy głowę popiołem i będziemy posłusznie go nosić jako pokutę za nasze winy. Podporządkujemy się noszeniu masek i nie będziemy podążać za drogą naszego własnego sumienia, ponieważ to, co potrafił Chrystus, to potrafił tylko On. Ponieważ to On przybył by nas wybawić i wziąć na siebie nasze lęki, by je dla nas przezwyciężyć, tak mówi do dziś kościół.
Co jednak jest duchową bronią, którą Chrystus dał nam do ręki poprzez swoje życie, śmierć i zmartwychwstanie?
Co nam każe się skoncentrować na krzyżu i zabiera nam możliwość zmartwychwstania?
Jeszcze w kulturze romańskiej były piękne obrazy zmartwychwstałego Chrystusa, który pełen miłości spogląda na Ziemię. Nieco później w gotyku te obrazy coraz bardziej zanikały i pojawiały się już tylko obrazy ukrzyżowania, wraz z jego bólem , ukierunkowanym na ból człowieka.
Chrystus zmarł na krzyżu ponieważ był jedynym człowiekiem i bogiem w tamtych czasach, który rozumiał że prawdziwa wolność wynika z niezależności od zewnętrznych praw i słuchania tylko wewnętrznego boskiego prawa w swojej duszy i z tego wewnętrznego boskiego prawa czynienie tego, co mu Bóg w formie swojego własnego sumienia ofiarował.bCo dało Chrystusowi siłę do zmartwychwstania i czego On chce nas nauczyć ?
Popatrzmy jeszcze raz na Coronawirusa by lepiej to zrozumieć. Coronawirus jest sugestią, sugerowaniem człowiekowi że jest on zależny od jakiegoś wirusa , a więc od czegoś materialnego, chociaż już wiemy, że to nasze własne lęki i z nich powstające irracjonalne zachowania czynią nas właśnie chorymi. Tak więc duchowo – duszewne działanie w naszym wnętrzu stoi na początku procesu chorobowego. Lęk przyczynia się do osłabienia naszego ducha i duszy do tego stopnia, że dopiero wtedy może się wkraść w nas choroba. A pomimo tego trzymamy się mocno lęków i irracjonalności i myślimy że władza wirusa, albo władza systemu, jest tym co nad nami dominuje.
Jednak co uczynił Chrystus?
On wiedział że siła własnego myślenia jest tym co rozstrzyga pomiędzy życiem i śmiercią, pomiędzy chorobą i zdrowiem. Tak mówił Chrystus do chorego: „Weź swoje łoże i idź i ten wziął swoje łoże i poszedł”. Tak powiedział również do Piotra, który bał się chodzić po wodzie: „ Chodź tutaj do mnie” i Piotr chodził po wodzie do momentu, w którym nie opanował go lęk i zaczął się topić. Co jest tym co daje nam siłę, co nas unosi ponad chorobę i pozwala nam chodzić po wodzie? Chrystus pokazuje nam że siła naszych własnych ideałów i celów jest tym, co nas niesie i to ona wyrywa nas z przepaści śmierci. Kiedy Nikodem zadaje pytanie jak człowiek może stać się prawdziwym człowiekiem, Chrystus odpowiada: „Ja mówię Ci prawdziwie, my mówimy to cośmy postrzegli, do czego się przyznajemy, a przyznajemy się do tego cośmy widzieli”. Przekładając to na coronawirusa oznacza to, że: „My nie mówimy tego co postrzegamy, a nasze fałszywe myślenie, nasze lęki, są rezultatem naszych irracjonalnych działań, które czynią nas chorymi. Tylko nasze własne prawdziwe myśli są tym, co nas czyni zdrowymi i będą nas czynić zdrowymi. „I poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli”. My przyznajemy się do tego cośmy widzieli i stoi nam przed naszymi oczami to jako wysoki cel naszego własnego życia.
Chrystusa tak należy rozumieć: my musimy to wypowiedzieć, podnieść do naszej świadomości i wziąć to poważnie, przyznawać się kim naprawdę jesteśmy. Tym właśnie przyznaniem się do siebie samych jesteśmy z Chrystusem połączeni. Kiedy Chrystus wziął ukrzyżowanie bez lęku na siebie, to wiedział, że dla każdego człowieka, przejście tej drogi powinno być takim właśnie przeżyciem ukrzyżowania starego myślenia w sobie. Człowiek dokonuje tego, jeżeli tylko zwraca się ku temu, co Bóg i jego sumienie mówi w nim. Tak więc jeśli pozostajesz w swojej duchowej boskiej istocie wierny temu, co ty w prawdzie rozpoznałeś, zobaczyłeś i czynisz, to to, co do tej pory wyglądało ci na prawdziwe, to stare w tobie obumiera. Umiera dzięki siłom Twojego własnego Ducha, siłom twojej Jaźni i poprzez czyn (przemiany) stajesz się wtedy nowym prawdziwym zmartwychwstałym człowiekiem. (Zmieńcie myślenie –Metanoja).
Nawet w momencie największego cierpienia Chrystus trzymał swoją świadomość wolną od tego cierpienia, ponieważ jako Bóg widział swoje zadanie dla całej ludzkości. A to zadanie jest takie, aby dać człowiekowi możliwość i żeby pokazać człowiekowi jakie możliwości ma jego własny Duch (Jaźń). Jego celem jest więc pokazać, że mamy mówić to cośmy postrzegli i to do czego się przyznajemy i to co widzimy. Wtedy staniemy się wolni od materialnych przywiązań i poprzez to rozwiniemy w sobie siłę, która uwalnia nas od lęku, a ta siła pochodzi spoza naszego ciała. Tak chciał On pokazać nam, że ta siła daje nam wolność i z tej siły, która daje nam wolność i siły własnego Ducha (Jaźni), możemy naszą przyszłość sami na nowo kształtować, tak jak Chrystus sam się na nowo ukształtował w procesie zmartwychwstania.
Kiedy Chrystus miał ten cel jasno przed oczami, miał On również siłę, by bez lęku zostawić stare życie za sobą i ukształtować nowe życie przez zmartwychwstanie. Pomimo wszystkich napaści, kłamstw i prześladowań na które świadomie zezwolił, nie wyparł się tego wewnętrznego ideału, którym chciał wzmocnić całą ludzkość. I przebaczył tym którzy nie mogli tego zrozumieć i przywiedli Go do krzyża. W wielkiej wewnętrznej jasności zobaczył przed sobą ideał wolnego i decydującego o sobie samym człowieka, ten ideał który jest w duchowej podstawie każdego człowieka. Chociaż w momencie Jego śmierci cały świat się od Niego odwrócił i zdradził Go, żyła Jego dusza pewna i wolna do tego, co Sam wybrał jako Swoją drogę i cel dla ludzkości. Nie musiał On, ani wątpić, ani przeklinać swojej drogi, ani przeklinać również tych którzy go ukrzyżowali, ponieważ wiedział w swoim wnętrzu dokładnie „Oni nie wiedzą co czynią”. Jego duchowe nastawienie, które w nim zawsze istniało, Którenosił w sobie jako wielki ideał życiowy, pozwalało mu również mieć siłę by podczas cierpienia swoją duszę utrzymać w świadomości i nie pozwolić, by ból ją w jakiś sposób zakłamał albo zgubił. Jest to siła, która Jego własną duszę przeprowadziła poprzez dolinę śmierci. To jest ta siła dzięki której On po trzech dniach sam dał sobie nowe życie .
Traumy związane z coronawirusem sugerują nam kłamstwo śmierci, sugerują nam, że jesteśmy zależni od wirusa , albo od władzy rządzących i przez to osłabiamy się i ulegamy naszej bezradności wobec śmierci. Uciekając przed śmiercią wierzymy, że przez te ograniczenia się chronimy i dajemy sobie wmawiać, że brak tej ochrony oznacza naszą śmierć. Tak to poprzez lęk przed śmiercią, wychodzimy śmierci naprzeciw. Podporządkowujemy się traumie związanej z coronawirusem, tak jak wcześniej traumom spowodowane przez działania kościoła i państwa. Przez to podporządkowanie wyrzekamy się najważniejszego wydarzenia chrześcijaństwa mianowicie: Zmartwychwstania. Kto kieruje się swoim wewnętrznym sumieniem, kto pozostaje wierny swojemu sumieniu, w kim mówi jego wewnętrzny głos, kto odnalazł w głębi swej duszy piękno, prawdę i dobro, ten nie idzie za śmiercią, lecz za zmartwychwstaniem i tego nas uczy właśnie głęboka nauka chrześcijaństwa .
I tak jest z każdą chorobą: jak długo wierzymy w to, że każda choroba jest spowodowana przez rzeczy materialne jak np.: wirusy, tak długo będziemy żyć w lęku przed wirusami i z tego lęku podejmować irracjonalne działania jedno po drugim. Każdy lęk i działania z niego wynikające, przygotowują tak naprawdę grunt dla chorób. Dzień po dniu, tydzień po tygodniu, coraz bardziej osłabiają tę siłę duchową, ten impuls zmartwychwstania, który czyni możliwość rozpoznania naszego własnego Ducha (Jaźni) i zauważenia że zaprzeczenie i zakłamanie wobec naszego własnego Ducha (Jaźni) jest tym, co pozwala na to, żeby wirus miał nad nami władzę. Zmartwychwstanie oznacza rozpoznanie, czym nas opętuje lęk, i co wypływa z tego lęku. On jest właśnie tym co nas zabija.
Nasz własny Duch (Jaźń) ma możliwość tak ukształtować naszą fizyczność, że nie będzie w niej żadnego podłoża dla jakiegokolwiek wirusa, czy bakterii chorobotwórczej.
Zmartwychwstanie oznacza, że z siły naszej własnej świadomości (ze świadomej siły Jaźni) uwalniamy się od sugestii i narzucania nam czegokolwiek, dzięki temu także, pozwalamy aby nowe siły życiowe w nas wpływały.
Podczas kiedy kościół trzyma nam ciągle krzyż przed oczyma pokazując nam nieustannie naszą winę i sugeruje nam, że jesteśmy mali i nic nie warci, Chrystus pokazuje nam, że drogą którą poszedł, każdy z nas może podążyć, wtedy kiedy chcemy konsekwentnie służyć naszemu własnemu duchowi i w tym kierunku z wolności się wychowywać.
„Nie za sobą z krzyżem Zbawiciela; ale za Zbawicielem z krzyżem swoim (…). Ta to jest nareszcie tajemnica ruchu sprawiedliwego”
C. K. Norwid “Motto do Promethidion”
Krzyż i dziecko
Ojcze mój, twa łódź
Wprost na most płynie —
Maszt uderzy!… Wróć!
Lub wszystko zginie.
Patrz, jaki tam krzyż,
Krzyż niebezpieczny!
Maszt się niesie wzwyż,
Most mu poprzeczny”.
„Synku, trwogi zbądź!
To znak zbawienia;
Płyńmy, bądź co bądź!
Patrz, jak się zmienia!
Oto wszerz i wzwyż
Wszystko toż samo”.
„Gdzież się podział krzyż?”
„Stał się nam bramą!”
C. K. Norwid 1866
„Przyszedłem na ten świat ażeby uświadomić ludziom: uniepotrzebnić cierpienie przez świadomość Ducha”
C. K. Norwid.
Przykład:
Żydowski lekarz, psychiatra i antropozof Wiktor Frankl (Autor książki: „Człowiek w poszukiwaniu sensu” 1946).
Wiktor Frankl jako jeden z nielicznych przeżył obóz w Buchenwaldzie podczas drugiej wojny światowej. Doszedł do wniosku, że tylko dlatego go przeżył, że wszystkie lęki przed śmiercią jeden po drugim, odłożył i stał się przez to wolny. Następnie zadecydował, że będzie służył tylko temu, co jest jego godnością, jego ideałem i kierował się tylko tym co leży głęboko w nim. Wszyscy wokół niego, którzy kurczowo trzymali się życia uciekając się nawet do oddania własnej godności za cenę przeżycia, bo bali się śmierci, wszyscy oni to życie utracili, podczas gdy Wiktor Frankl kierował się swoim sumieniem. Ciągle na nowo każdego dnia stał przed pytaniem, czy pragnienie ochrony siebie, bezpieczeństwo, czy te wszystkie rzeczy mają decydować o jego losie? Czy w tych decydujących momentach stanie za tym, by tak jak rzekł Chrystus, w imię godności i wolności mówić to, co postrzegł i co uznaje za prawdę. Otóż nigdy nie pozwolił na to, żeby lęk przed głodem określał to co uczyni, a co on nie uznawał za słuszne z głębi swej świadomości. Naturalnie bardzo często ze względu na tą swoją postawę brał jak najbardziej pod uwagę, że go to może kosztować życie, wciąż jednak dostawał swoje życie jako prezent dzięki swoim zdolnościom, które rozwijał, by sobie i żyjącym w nim wewnętrznym ideałom pozostać wiernym. Ideałom, które mówią, aby nigdy nie dać się zdominować przez lęki, albo potrzebę bezpieczeństwa. Ćwiczył swoje myślenie w ten sposób, by odsuwać od siebie lęki i poczucie bezpieczeństwa za wszelką cenę i poprzez to trzymał swoją świadomość wolną i niezależną od wszelkich ograniczeń. Dzięki temu promieniował on na swych współwięźniów bardzo mocnym światłem wolności, światło tej wolności oddziaływało również na nazistów, nawet nazistowskich generałów, tak mocno, że pozostawiano go przy życiu podczas selekcji. Ponieważ naziści mieli bardzo głęboki respekt przed nim, przed jego wewnętrznym światłem odwagi w prawdzie, które paraliżowało ich złą wolę.
My dzisiaj musimy również uczyć się tego, żeby tą traumę śmierci w nas przezwyciężać, być wolnym i nie przywiązywać się tak bardzo do tego co w materii jest dla nas cenne, ale przyjąć w naszą duszę naszą prawdziwą wolę, ażeby pozostać czystym w woli ludzkiej duszy. Jednocześnie musimy starać się wewnętrznie rozwijać, żeby z tego lęku i „bezpiecznego” wycofania się z konfliktu nie wstąpić na drogę kłamstwa. Gdy konflikt wystąpi musimy starać się zrozumieć tych atakujących nas ludzi, nawet jeśli nas biczują, wyśmiewają, poniżają itd. Zrozumieć, że za ich działaniem stoi strach. że działają z lęku przed naszą pewnością. Ludzie działają tak, ponieważ skoncentrowali się na materializmie, zakłamują i denuncjują wszystko, ponieważ mają lęk o swoją własną pewność, o swoją własną egzystencję, o swoje ciało, o swoje życie, o swoje zgromadzone dobra. A jeżeli chodzi o nas, ci ludzie ukazują nam to ażebyśmy sami przezwyciężyli to mocne przywiązanie do własnego ciała, do materialności, po to żebyśmy mogli poprzez to uświadomienie sobie i przemianę myślenia osiągnąć rzeczywiście prawdziwe życie. Właśnie ci ludzie uwikłani w materię pomagają nam spostrzec drogę ku prawdzie, uwolnić nas z lęku przed śmiercią i pomóc nam rozwinąć zaufanie w naszą własną duchową siłę. To nam właśnie podarował Chrystus. Dla tego podarunku wziął Chrystus na siebie krzyż. Krzyż, który ma oddziaływać w nas, a nie wokół nas, jak nam tutaj kościół sugeruje, mówiąc że mamy wziąć w siebie tylko poczucie winy, wierzyć w naszą niższość i mieć tą naszą niższość i lęk przed śmiercią przed oczami. Tego Chrystus nas nie uczył. Uczył nas zaufania we własną duchową siłę (siłę Jaźni). To zaufanie we własną duchową siłę nam podarował.
To jest sposób kościoła żeby utrzymywać nas w poczuciu winy, żeby nam stale przed oczami stawiać poczucie winy, naszą niższość, bezwartościowość i utrzymywać nas w lęku przed śmiercią, żebyśmy byli mali i ślepo posłuszni. Chrystus chciał nam co innego pokazać: człowiek tak naprawdę nie umiera jeżeli w jego wnętrzu jest Prawda, czyli gdzie jest w nim tak naprawdę jego człowieczeństwo i jego rzeczywiste sumienie. Tu gdzie jest rzeczywiste sumienie i gdzie mieszka Chrystus tu nie obowiązuje śmierć. Wcześniej w początkach chrześcijaństwa ludzie nie znali tej możliwości, żeby z siły prawdziwych idei coś pozostawić za sobą, co dla tych idei jest stare i z tej siły na nowo się narodzić.
„Gdzie dwoje albo troje zbierze się w moje imię tam i Ja Jestem pomiędzy nimi”: tak mówił Chrystus do ludzi i chciał im przez to pokazać, że siła Jego Jaźni jest tą siłą Zmartwychwstania, która we współdziałaniu ludzi w prawdzie, daje nowe możliwości rozwoju w przyszłości.
Wiktor Frankl, ale również wielu innych innych odważnych ludzi w historii ludzkości, takich np. jak: Mahatma Gandhi, Nelson Mandela, Martin Luter King, realizowali tą siłę w jej pierwszych początkach. Wolni od lęku przyjmowali na siebie wykluczenie, więzienie i oszczerstwa, ale właśnie po to, ażeby swoje własne ideały umocnić i wznieść na wyższy poziom, z powodu woli Chrystusowej która w tej przemianie działa. Dlatego poruszają oni tak wielu ludzi, którzy również ponieśli różnego rodzaju podobne ofiary. W tej sile, aby znaleźć to co się uważa za konieczne dla świata i robić to w wolności, działały te wszystkie osobowości, które po sobie następowały i które każdego dnia przeżywały małe i wielkie śmierci. Poprzez wytrwałość tych ludzi i wytrzymałość zmartwychwstawali za każdym razem do nowych możliwości działania. W. Frankl przeżył obóz koncentracyjny i obudził w sobie o wiele większą siłę niż w tym czasie jaką miał przed obozem koncentracyjnym. Stał się on rzeczywistym nauczycielem ludzi. Mahatma Gandhi, Nelson Mandela, Martin Luter King i wielu innych dojrzeli właśnie w więzieniu do swoich duchowych głębi i z tej siły swoich duchowych głębi ideałów byli w stanie dać wolność swoim ludom. Dzisiaj mniej chodzi o to, aby pokonać jakąś zewnętrzną władzę, w zasadzie niewiele by dało, gdyby w wyniku kryzysu „coronowego” zostali obaleni pojedynczy politycy, którzy w zasadzie niewiele mają wspólnego z tym co się dzieje. O wiele bardziej chodzi o to, ażeby te nieświadome działania w nas, które przez dwa tysiące lat zostały odwrócone do góry nogami, to co z impulsem Chrystusa jest związane, ażeby zastąpić to prawdziwym obrazem z poznania Chrystusa. Musimy rozpoznać że taka choroba jak coronawirus, może zostać przezwyciężona, jeśli człowiek nie pozwoli żeby nim kierował strach. Dzięki tej zmianie myślenia wzniesie on swoje cele do ideałów i sprawi, że będą one odczuwalne i możliwe do przeżycia dla innych ludzi, aby mogli Go naśladować .
Coronawirus nie może zostać przezwyciężony przez strach i lęk i przez dopasowywanie się do reguł, przepisów sanitarnych i rządowych. Coronawirusa nie przezwyciężymy także przez rozpaczliwą i zewnętrzną walkę (demonstracje).
Coronawirusa i inne ataki na człowieka nie możemy przezwyciężyć przez te siły, które w człowieku są czymś małym i uwięzionym, które kierują się tylko swoim egoizmem. Coronawirusa przezwyciężymy tylko takimi siłami, które pozwolą patrzeć na nowe ideały i nowe współdziałanie z ludźmi. Kiedy doznajemy krzywdy i cierpimy z powodu coronawirusa, albo z powodu lęku to nie powinniśmy uciekać, tylko wtedy musimy naszą świadomość uwolnić i zwrócić ku nowym przyszłym ideałom. Tylko poprzez siłę zwróconą ku nowym przyszłym ideałom możemy w tym kryzysie obudzić się jako ludzkość i zmartwychwstać.
Przypis:
- Z powodu manipulowania statystykami i stosowania błędnych testów PCR rząd Szwecji wprowadził obecnie obostrzenia higieniczne.
„ Człowiek to kapłan, jeszcze „bezwiedny i niedojrzały” którego życiowym zadaniem jest od samego początku budowanie mostów (ponti fex) łączących człowieka z człowiekiem, a wszystkich z Bogiem. Marne są społeczeństwa, w których zanika ów kapłański charakter osoby ludzkiej. Ta myśl zawsze była mi bliska. Mogę powiedzieć, że w pewnym stopniu kształtuje ona społeczny wymiar mojego pontyfikatu.”
Jan Paweł II 2001
zobacz też:
[…] Pandemia, strach i wolność […]