Podsumowanie Wielkiego Tygodnia

Eduard Schuré, WIELCY WTAJEMNICZENI. Studium historii religii. Intermediarius: B.S., ilustracja: Jezus w Niebiosach, Giotto

„Édouard Schuré mówi o „wielkich oświeconych”, „wielkich wtajemniczonych”, którzy głęboko wejrzeli w tło rzeczy i z tego tła dali wielkie impulsy dla duchowego rozwoju ludzkości. Śledzi on wielkie duchowe czyny Ramy, Kriszny, Hermesa, Pitagorasa i Platona, aby pokazać zjednoczenie wszystkich tych impulsów w Chrystusie…. Światło płynące z książki Schurégo oświeca tych, którzy pragną być mocno zakorzenieni w duchowych źródłach, z których można czerpać siłę i pewność dla współczesnego życia.”                                              

Rudolf Steiner

P O D S U M O W A N I E   W E L K I E G O  T Y G O D N I A

Ostatnia podróż do Jerozolimy – Ostatnia Wieczerza – Śmierć i Zmartwychwstanie!

„Hosanna Synowi Dawidowemu!” Ten okrzyk rozbrzmiał przy wejściu Jezusa przez wschodnią bramę do Jerozolimy; gałązki palm były rozrzucone przed Jego krokami. Ci, którzy witali Go z tak wielkim entuzjazmem, spiesząc ze wszystkich części miasta na tę owację, byli naśladowcami galilejskiego proroka. Pozdrawiali oni wyzwoliciela Izraela, który wkrótce miał być koronowany na króla. Dwunastu Apostołów, którzy Mu towarzyszyli, nadal podzielało to złudzenie, pomimo wyraźnych zaprzeczeń Jezusa. Tylko On, ogłoszony Mesjasz, wiedział, że idzie na tortury, że nawet Jego uczniowie nie przenikną do sanktuarium Jego myśli aż do śmierci. Ofiarowywał się zdecydowanie, z doskonałą świadomością i wolną wolą. Stąd jego rezygnacja, jego łagodny spokój. Gdy przechodził pod wielkim portalem wykutym w ciemnej twierdzy Jerozolimy, wzmógł się zgiełk, ścigający Go jak głos Losu chwytającego swą ofiarę: „Hosanna synowi Dawida!”.

            Tym uroczystym wjazdem do Jerozolimy Jezus publicznie oświadczył władzom religijnym wśród Żydów, że przyjmuje rolę Mesjasza, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Następnego dnia pojawił się w Świątyni, na dziedzińcu pogan, i udając się do kupców i handlarzy pieniędzy, których lichwa i posługiwanie się monetą profanowały świętość miejsca świętego, wypowiedział te słowa z Księgi Izajasza: „Napisane jest: Mój dom będzie domem modlitwy, a wy czynicie z niego jaskinię zbójców!”. Kupcy uciekają, niosąc ze sobą swoje stoły i worki z pieniędzmi, zastraszeni przez partyzantów proroka, którzy otaczają go jak solidny wał, ale jeszcze bardziej przez jego ogniste spojrzenie i rozkazujący gest. Kapłani są zdumieni jego śmiałością i przerażeni jego mocą.

            Przychodzi do niego delegacja z Sanhedrynu, żądając wyjaśnień: „Jaką władzą dokonujesz tych rzeczy?”. Na to chytre pytanie, zgodnie ze swoim zwyczajem, Jezus odpowiedział nie mniej trudnym pytaniem dla swoich przeciwników: „Chrzest Janowy, skądże on pochodzi, z nieba czy od ludzi?”. Gdyby faryzeusze odpowiedzieli: „Pochodzi z nieba”, Jezus powiedziałby do nich: „To dlaczego nie uwierzyliście?”. Gdyby powiedzieli: „To pochodzi od ludzi”, mieliby powód, aby obawiać się ludzi, którzy uważali Jana Chrzciciela za proroka. Dlatego odpowiedzieli: „Nie wiemy”. Jezus powiedział: „Więc i ja nie powiem wam, jakim autorytetem czynię te rzeczy”.

            Ale teraz, odparłszy atak, podjął ofensywę i dodał: „Zaprawdę powiadam wam, że celnicy i prostytutki poprzedzą was w królestwie Bożym!”. Następnie w przypowieści porównał ich do złego gospodarza, który zabija syna pana, aby zagrabić dziedzictwo winnicy, a siebie nazwał „kamieniem węgielnym, który was skruszy”.

            Po tych czynach i po tych powiedzeniach widać, że w tej ostatniej podróży do stolicy Izraela Jezus zakończył swój odwrót. Przez długi czas władze posiadały dwa główne punkty oskarżenia, niezbędne do zniszczenia Go: Jego groźby przeciwko Świątyni i Jego potwierdzenie, że jest Mesjaszem. A teraz jego ostatnie ataki rozdrażniły jego wrogów. Od tej chwili jego śmierć, już postanowiona przez władców, była tylko kwestią czasu. Od chwili Jego przybycia, najbardziej wpływowi członkowie Sanhedrynu, saduceusze i faryzeusze, pogodzeni w swej nienawiści do Jezusa, uzgodnili między sobą, że „uwodziciel ludu” umrze. Wahali się jednak, czy pojmać go publicznie, gdyż obawiali się buntu ludu. Kilka razy wcześniej żołnierze, których wysłali, aby go pojmać, wracali nawróceni jego naukami lub przestraszeni tłumem jego zwolenników. Kilka razy strażnicy świątynni widzieli, jak w niezrozumiały sposób znikał z ich grona. W ten sam sposób cesarz Domicjan, zafascynowany, zahipnotyzowany magiem, którego chciał potępić, widział jak Apoloniusz z Tiany znika sprzed jego tronu, otoczony przez jego strażników!

            Tak więc walka między Jezusem a kapłanami trwała z dnia na dzień, z rosnącą nienawiścią z ich strony, a z Jego strony z wigorem, gwałtownością i intensywnością wynikającą z pewności fatalnego wyniku. Był to ostatni atak Jezusa przeciwko władzy Jego czasów. Wykazał się ogromną energią i całą tą męską siłą, która jak zbroja zakrywała jego wzniosłą delikatność, którą można nazwać Wieczną Kobiecością jego duszy. Ta wielka walka zakończyła się straszliwymi anatemami przeciwko oszczercom religii: „Biada wam, uczeni w Piśmie i faryzeusze, którzy zamykacie Królestwo Niebieskie przed tymi, którzy chcą do niego wejść! Jesteście głupcami i ślepcami, którzy płacicie dziesięcinę, lecz zaniedbujecie sprawiedliwość, miłosierdzie i wierność! Jesteście jak groby pobielane, które na zewnątrz wydają się piękne, lecz wewnątrz pełne są kości trupich i wszelkiego rodzaju podrobów!”

            Naznaczywszy w ten sposób hipokryzję religijną i fałszywy autorytet kapłański na następne wieki, Jezus uznał swoją walkę za zakończoną. Opuścił Jerozolimę wraz z uczniami, udając się drogą na Górę Oliwną. Z jej szczytu spoglądano na świątynię Heroda w całym jej majestacie, z jej tarasami i rozległymi portykami, z jej białymi marmurowymi wykończeniami inkrustowanymi jaspisem i porfirem, z jej lśniącym dachem, pokrytym złotem i srebrem. Uczniowie, zniechęceni i przeczuwający katastrofę, poprosili Go, aby spojrzał na wspaniałość budowli, a w ich tonie był niuans melancholii i żalu. Do ostatniej chwili mieli bowiem nadzieję, że zasiądą w tej Świątyni jak sędziowie Izraela, zgrupowani wokół Mesjasza, ukoronowanego na pontyfikat.

            Jezus obejrzał Świątynię i powiedział: „Czy widzicie to wszystko? Ani jeden kamień nie pozostanie na drugim”. Obliczył czas trwania Świątyni Jehowy według wartości moralnej tych, którzy Go atakowali. Zrozumiał, że fanatyzm, nietolerancja i nienawiść nie są wystarczającą bronią przeciwko taranom i siekierom bojowym rzymskiego cezara. Ze swoim wglądem wtajemniczonego, który staje się bardziej przenikliwy dzięki duchowej percepcji, jaką daje zbliżanie się śmierci, widział judaistyczną dumę, politykę królów, całą żydowską historię kończącą się katastrofą. Zwycięstwo nie było tam; było ono w myśleniu proroków, w tej uniwersalnej religii, w tej niewidzialnej Świątyni, której tylko on miał pełną świadomość w tej godzinie. Jeśli chodzi o starożytną Cytadelę Syjonu i kamienną Świątynię, widział już Anioła Zniszczenia stojącego u jej bram z pochodnią w ręku.

            Jezus wiedział, że Jego godzina jest bliska, ale ponieważ nie chciał dać się pojmać Sanhedrynowi, wycofał się do Betanii. Ponieważ upodobał sobie Górę Oliwną, udawał się tam prawie codziennie, aby rozmawiać ze swoimi uczniami. Z tej wysokości rozciąga się wspaniały widok na surowe góry Judei i Moabu o niebieskawych i purpurowych barwach; w oddali widać skrawek Morza Martwego, jak zwierciadło ołowiu, z którego wydobywają się siarczyste opary. Jerozolima rozciąga się u stóp góry, zdominowana przez Świątynię i Cytadelę Syjonu. Nawet dziś, gdy zmierzch zapada w ponure wąwozy Hinnom i Józafata, miasto Dawida i Chrystusa, chronione przez synów Izmaela, wznosi się w imponującym majestacie z tych ponurych dolin. Jego kopuły i minarety zachowują gasnące światło nieba i wydają się zawsze oczekiwać na Aniołów Sądu Ostatecznego. Tam Jezus dał swoim uczniom ostatnie instrukcje co do przyszłości religii, którą przyszedł ustanowić, oraz co do przyszłych losów ludzkości. W ten sposób przekazał im swoją ziemską i Boską obietnicę, ściśle związaną z Jego ezoteryczną nauką.

            Jest rzeczą oczywistą, że autorzy Ewangelii synoptycznych przekazali nam apokaliptyczne dyskursy Jezusa tylko w formie zagmatwanej, co czyni je prawie niezrozumiałymi. Ich znaczenie zaczyna być zrozumiałe dopiero w Ewangelii Jana. Gdyby Jezus rzeczywiście wierzył w swój powrót na obłokach w kilka lat po śmierci, jak sądzi egzegeza naturalistyczna, albo gdyby wyobrażał sobie, że koniec świata i sąd ostateczny ludzi odbędzie się w formie przewidzianej przez teologię ortodoksyjną, byłby jedynie bardzo przeciętnym wizjonerem, a nie wtajemniczonym mędrcem, wzniosłym widzącym, czego dowodzi każde słowo Jego nauczania, każdy czyn Jego życia. Oczywistym jest, że tutaj, bardziej niż gdzie indziej, Jego słowa muszą być rozumiane w sensie alegorycznym, zgodnie z transcendentnym symbolizmem proroków. Ewangelia Jana, spośród czterech Ewangelii ta, która najlepiej przekazała nam ezoteryczną naukę Mistrza, narzuca nam tę interpretację, gdy relacjonuje słowa Mistrza: „Mam wam jeszcze wiele rzeczy do powiedzenia, lecz są one ponad wasze zrozumienie … . Mówiłem wam te rzeczy w alegoriach, lecz nadchodzi czas, kiedy już nie będę mówił do was w alegoriach, lecz będę wam mówił jawnie od Ojca mego.[1]

            Uroczysta obietnica Jezusa skierowana do Apostołów wskazuje na cztery przedmioty, cztery wzrastające sfery: życie planetarne i kosmiczne; życie duszy indywidualnej; życie narodowe Izraela; całą ewolucję ludzką. Rozważmy każdy z tych czterech przedmiotów obietnicy, te cztery sfery, w których myśl Chrystusa promieniuje przed Jego męczeńską śmiercią jak zachodzące słońce, napełniając swą chwałą całą ziemską atmosferę, aż do zenitu, zanim oświeci inne światy.

1. Sąd pierwszy;  „dzień Pański” – oznacza ostateczne przeznaczenie duszy po śmierci. Jest on określony przez wewnętrzną naturę duszy i przez czyny jej życia na ziemi. Wyjaśniłem to powyżej w odniesieniu do rozmowy Jezusa z Nikodemem. Na Górze Oliwnej, mówiąc na ten temat, mówi do swoich Apostołów: „Czuwajcie, aby wasze serca nie stały się ociężałe od trosk i przyjemności tego życia, tak że ten dzień was zaskoczy.[2]” I znowu powiedział: „Bądźcie gotowi, bo Syn Człowieczy przyjdzie w czasie, którego nie znacie![3]

2. Zburzenie Świątyni i koniec Izraela. „Naród powstanie przeciwko narodowi (…). Zostaniecie wydani władzom, aby was torturowały … . Zaprawdę powiadam wam, że nie przeminie to pokolenie, dopóki wszystkie te rzeczy się nie wydarzą![4]

3. Ziemski cel ludzkości; który nie jest ustalony na konkretny wiek, ale który musi być osiągnięty przez serię stopniowych i sukcesywnych osiągnięć. Celem tym jest przyjście społecznego Chrystusa, Boskiego człowieka na ziemi; to znaczy zorganizowanie Prawdy, Sprawiedliwości i Miłości w społeczeństwie ludzkim, a następnie spacyfikowanie narodów. Już Izajasz przepowiedział ten odległy wiek we wspaniałej wizji, która zaczyna się od słów: „Widząc ich dzieła i ich myśli, przychodzę, aby zgromadzić wszystkie narody i wszystkie języki; przyjdą i ujrzą moją chwałę, a Ja położę na nich mój znak (…).[5]

            Dopełniając to proroctwo, Jezus wyjaśnia swoim uczniom, że tym znakiem będzie całkowite odsłonięcie Tajemnic, przyjście Ducha Świętego, którego nazywa też Pocieszycielem, „Duchem Prawdy, który was wprowadzi we wszelką prawdę”. „A Ja będę się modlił do Ojca mojego, który da wam innego Pocieszyciela, aby pozostał z wami na wieki, abyście poznali Ducha Prawdy, którego świat przyjąć nie może, bo go wcale nie widzi; ale wy go znacie, ponieważ pozostaje z wami i ponieważ będzie w was.[6]”Apostołowie będą mieli to objawienie z góry; ludzkość doświadczy go później w ciągu wieków. Ale za każdym razem, gdy wchodzi ono do świadomości lub grupy istot ludzkich, uderza z góry do dołu. „Albowiem jak błyskawica wychodzi ze wschodu i świeci nawet na zachodzie, tak będzie z przyjściem Syna Człowieczego.[7]” Tak więc, gdy centralna, duchowa Prawda zapala się, to oświeca wszystkie prawdy i wszystkie światy.

4. Sąd Ostateczny; oznacza koniec kosmicznej ewolucji ludzkości lub jej wejście w ostateczny stan duchowy. To jest to, co perski ezoteryzm nazywał zwycięstwem Ormuzda nad Arymanem, lub Ducha nad materią. Ezoteryka hinduistyczna nazywała to całkowitym pochłonięciem materii przez Ducha, lub zakończeniem Dnia Brahmy. Po tysiącach i milionach wieków musi nadejść czas, gdy po przejściu serii narodzin i odrodzeń, wcieleń i regeneracji, jednostki tworzące ludzkość wejdą definitywnie w stan duchowy lub zostaną unicestwione jako świadome dusze przez zło, czyli przez własne namiętności, które symbolizuje ogień Gehenny i zgrzytanie zębów. „Wtedy ukaże się na niebie znak Syna Człowieczego. Syn Człowieczy przyjdzie na obłoku. Pośle On swoich Aniołów z wielkim dźwiękiem trąby i zgromadzi swoich wybranych z czterech wiatrów.[8]Syn Człowieczy, termin ogólny, oznacza tu ludzkość w jej doskonałych przedstawicielach, czyli niewielką liczbę tych, którzy podnieśli się do rangi Synów Bożych. Jego znakiem jest Baranek i Krzyż, czyli Miłość i Życie Wieczne. Obłok jest obrazem Tajemnic, które stają się przezroczyste, jak również subtelnej materii przemienionej przez Ducha, płynnej substancji, która nie jest już gęstą, mętną zasłoną, lecz lekką, przejrzystą szatą duszy; nie jest już grubym okowitą, lecz wyrazem prawdy; nie jest już zwodniczym pozorem, lecz duchową Prawdą, wewnętrznym światem natychmiast i bezpośrednio objawionym. Aniołowie, którzy gromadzą wybranych, są duchami uwielbionymi, które same pochodzą od ludzkości. Trąby, w które dmą, symbolizuje żywe Słowo Ducha, które objawia dusze takimi, jakimi są, i niszczy wszelkie zwodnicze pozory materii.

            W ten sposób, czując, że zbliża się do śmierci, Jezus otworzył przed zdumionymi Apostołami te wielkie perspektywy, które od najdawniejszych czasów stanowiły część doktryny Misteriów, a którym każdy założyciel zakonny nadawał zawsze osobistą formę i koloryt. Aby wyryć te prawdy w ich umysłach, aby ułatwić ich propagowanie, streścił je w obrazach o niezwykłej śmiałości i przenikliwej energii. Objawiony obraz, przemawiający symbol był uniwersalnym językiem starożytnych wtajemniczonych. Taki symbol posiada siłę przekazu, siłę koncentracji i trwania, której brakuje abstrakcyjnemu pojęciu. Używając go, Jezus po prostu podążał za przykładem Mojżesza i proroków. Wiedział, że jego idee nie zostaną od razu zrozumiane, ale chciał je odcisnąć w postaci liter ognia w prostych duszach swoich przyjaciół, pozostawiając późniejszym wiekom zadanie wygenerowania mocy zawartych w jego mowie. Jezus czuł się w jedności ze wszystkimi prorokami ziemi, którzy byli przed nim i którzy tak jak on byli posłańcami Życia i wiecznego Słowa. W tym poczuciu jedności i stałości w niezmiennej Prawdzie, przed tymi bezkresnymi horyzontami niebiańskiego blasku, które widać tylko z zenitu Pierwszej Przyczyny, odważył się wypowiedzieć dumne słowa do swych zasmuconych uczniów: „Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą![9]

            W ten sposób poranki i wieczory prześlizgiwały się po Górze Oliwnej. Pewnego dnia, w jednym z tych gestów współczucia, tak charakterystycznych dla Jego żarliwej i wrażliwej natury, które sprawiały, że powracał nagle z najwznioślejszych wyżyn do ziemskich cierpień, które odczuwał jako swoje własne, uronił łzy nad Jerozolimą, nad Świętym Miastem i nad swoim ludem, którego straszliwe przeznaczenie przeczuwał.

Tymczasem jego własne przeznaczenie zbliżało się wielkimi krokami. Już Sanhedryn obradował nad Jego losem i zadecydował o Jego śmierci; już Judasz Iskariota obiecał wydać swego Mistrza. Ta złowroga zdrada nie była owocem nikczemnej chciwości, lecz ambicji i zranionej próżności. Judasz, osobnik o zimnym egoizmie i absolutnym pozytywizmie, niezdolny do najmniejszego idealizmu, stał się uczniem Chrystusa tylko z powodu światowych spekulacji. Liczył na natychmiastowy ziemski triumf proroka i na korzyść, która miała mu z tego wyniknąć. Nie rozumiał nic z tego głębokiego powiedzenia Mistrza: „Kto chce zyskać swoje życie, straci je, a kto je straci, zyska je.[10]

            W swym bezgranicznym miłosierdziu Jezus przyjął Judasza do grona swych przyjaciół w nadziei zmiany charakteru Judasza. Gdy ten ostatni zobaczył, że sprawy przybierają zły obrót, że Jezus jest stracony, jego uczniowie zagrożeni, a on sam zawiódł się na wszystkich swoich nadziejach, jego podstęp przerodził się w gniew. Nieszczęsny człowiek potępił tego, który w jego oczach był tylko fałszywym Mesjaszem i przez którego uważał się za oszukanego. Dzięki swej przenikliwości Jezus zrozumiał, co się dzieje w niewiernym apostole. Postanowił, że nie będzie dłużej unikał przeznaczenia, gdyż z każdym dniem czuł, że jego sieć zacieśnia się wokół niego. Była to wigilia święta Paschy. Polecił swoim uczniom przygotować posiłek w mieście, w domu przyjaciela. Przeczuwał, że będzie to jego ostatni posiłek, dlatego chciał nadać mu niezwykłą powagę.

            Dotarliśmy do ostatniego aktu mesjańskiego dramatu. Aby uchwycić duszę i dzieło Jezusa u ich źródeł, należało opisać od wewnątrz dwa pierwsze akty Jego życia, ukazać Jego inicjację i Jego publiczną karierę. Dramat wewnętrzny Jego świadomości przebiegał równolegle do tego ostatniego. Ostatni akt Jego życia, dramat Męki Pańskiej, był logiczną konsekwencją tego wszystkiego, co nastąpiło wcześniej. Ponieważ jest on znany wszystkim, nie wymaga wyjaśnień, gdyż naturą wzniosłości jest prostota, szerokość i jasność. Dramat Męki Pańskiej przyczynił się w potężny sposób do ugruntowania chrześcijaństwa. Wycisnął łzy ze wszystkich ludzi, którzy mają serca i nawrócił miliony dusz. W opisie wszystkich tych scen Ewangelie przejawiają nieporównywalne piękno. Jan sam schodzi ze swoich duchowych wyżyn, a jego relacja okolicznościowa nosi w sobie przejmującą prawdę naocznego świadka. Każdy może przeżywać w sobie ten boski dramat, ale nikt nie może go odtworzyć. Niemniej jednak, aby wykonać moje zadanie, muszę skupić promienie ezoterycznej tradycji na trzech głównych wydarzeniach, którymi zakończyło się życie boskiego Mistrza: Świętej Wieczerzy, Próbie Mesjasza i Zmartwychwstaniu. Jeśli światło zostanie rzucone na te trzy wydarzenia, oświetli ono całą wcześniejszą karierę Chrystusa i rzuci swój blask na całą historię chrześcijaństwa po zmartwychwstaniu.

            Dwunastu, stanowiąc trzynastkę z Mistrzem, zgromadziło się w górnej sali pewnego domu w Jerozolimie. Nieznany przyjaciel, gospodarz Jezusa, przyozdobił pokój bogatym dywanem. Zgodnie z orientalnym zwyczajem, uczniowie i Mistrz siedzieli po trzech na czterech dużych sofach w kształcie trójliścia, ustawionych wokół stołu. Gdy Baranek Paschalny został przyniesiony, kielichy napełnione winem wraz z drogocennym złotym kielichem, pożyczonym przez nieznanego przyjaciela, Jezus, postawiony pomiędzy Janem i Piotrem, mówi: „Gorąco pragnąłem spożyć tę Paschę z wami, albowiem powiadam wam, że nie będę jej więcej spożywał, aż się dopełni w Królestwie Niebieskim.[11]” Po tych słowach twarze posmutniały, powietrze stało się ciężkie. „Uczeń, którego Jezus miłował” i który sam wszystko odgadł, pochylił w milczeniu głowę ku sercu Mistrza. Zgodnie ze zwyczajem Żydów przy posiłku paschalnym, jedli oni gorzkie zioła, charoset[12], bez słowa. Potem Jezus wziął chleb i podziękowawszy, połamał go i dał im, mówiąc: „To jest ciało moje, które się za was daje; to czyńcie na moją pamiątkę”. W ten sam sposób podał im po wieczerzy kielich, mówiąc im: „Ten kielich jest nowe przymierze we krwi mojej, która za was jest wylana.[13]

            Tak jest ustanowienie Wieczerzy w całej swej prostocie. Ma ona o wiele głębszą treść niż jest to ogólnie znane lub opisywane. Ten symboliczny i mistyczny akt jest nie tylko konkluzją i podsumowaniem wszystkich nauk Chrystusa, ale jest także poświęceniem i odmłodzeniem bardzo starożytnego symbolu wtajemniczenia. Wśród wtajemniczonych Egiptu i Chaldei, jak również wśród proroków i esseńczyków, braterska agape oznaczała pierwszy krok wtajemniczenia. Komunia w postaci dzielenia się chlebem, owocem pszenicy, oznaczała poznanie tajemnic życia ziemskiego, a także uczestnictwo w dobrach ziemi i wreszcie doskonałe zjednoczenie braci pozostających w ścisłym związku. Na wyższym poziomie, komunia w dzieleniu się winem, krwią winorośli przenikniętą przez słońce, oznaczała uczestnictwo w dobrach niebieskich, udział w tajemnicach duchowych i w nauce Bożej. Dając te symbole Apostołom, Jezus je wzmocnił. Przez nie bowiem rozszerza On braterstwo i wtajemniczenie, niegdyś ograniczone do nielicznych, na całą ludzkość. Do tych symboli dodaje najgłębszą z tajemnic, największą z sił: swój Akt Ofiarowania, czyniąc z niego łańcuch niewidzialnej, ale nienaruszalnej miłości między sobą a swoimi. To da Jego uwielbionej duszy boską władzę nad ich sercami i nad sercami wszystkich ludzi. Kielich Prawdy pochodzący z głębi proroczych wieków, ten złoty kielich wtajemniczenia, który Esseńczyk ofiarował Mu w uniesieniu Jego ekstazy jako Synowi Bożemu – ten kielich, w którym On teraz widzi, że Jego własna krew świeci, ten kielich, który teraz wyciąga do Swoich umiłowanych uczniów z niewysłowioną czułością ostatniego pożegnania. Czy Apostołowie to rozumieją? Czy rozpoznają tę odkupieńczą myśl, która ogarnia wszystkie światy? Jaśnieje ona w głębokim, bolesnym spojrzeniu Mistrza, gdy patrzy z Umiłowanego Ucznia na tego, który ma Go zdradzić. Nie, oni jeszcze nie rozumieją. Wzdychają boleśnie, jak gdyby w złym śnie; ciężki czerwony opar zdaje się unosić w powietrzu i pytają się nawzajem, skąd pochodzi ten dziwny blask wokół głowy Chrystusa. Gdy w końcu Jezus oświadcza, że spędzi noc na modlitwie w ogrodzie na Górze Oliwnej i wstaje, mówiąc: „Pójdźmy tam!” Nie wątpią w to, co nastąpi potem.

            Jezus przeżył udrękę Getsemani. Z przerażającą jasnością zobaczył piekielny krąg wokół siebie, który stale się zacieśniał. W obliczu grozy tej sytuacji, w straszliwym oczekiwaniu, wiedząc, że wkrótce zostanie pochwycony przez swoich wrogów, drży; na chwilę Jego dusza kurczy się przed czekającymi Go torturami; pot krwi tworzy się w kroplach na Jego czole. Wtedy modlitwa dodaje mu sił. Teraz dochodzą odgłosy zdezorientowanych głosów, światła pochodni pod ciemnymi drzewami oliwnymi, zgrzyt broni. To żołnierze wysłani przez Sanhedryn. Judasz, który ich prowadzi, całuje swego Mistrza, aby mogli rozpoznać proroka. Jezus odwzajemnia jego pocałunek z niewysłowioną litością, mówiąc: „Przyjacielu, czego tu chcesz?”. Skutek tej łagodności, tego braterskiego pocałunku, złożonego w zamian za najczarniejszą zdradę, wywrze takie wrażenie na tej twardej duszy, że wkrótce potem, przejęty wyrzutami sumienia i przerażeniem z powodu swego czynu, Judasz popełni samobójstwo.

            Szorstkimi rękami żołnierze pojmali rabbiego z Galilei. Po krótkim oporze przestraszeni uczniowie uciekają jak garść ziarna rozrzucona przez wiatr. Tylko Jan i Piotr pozostają w pobliżu, aby podążyć za Mistrzem przed trybunał. Ich serca są złamane, ich dusze skierowane na Jego przeznaczenie, ale Jezus odzyskał spokój. Od tej chwili z Jego ust nie padnie ani jedno słowo protestu czy skargi. Sanhedryn zebrał się pośpiesznie na sesję plenarną. Jezus zostaje tam zaprowadzony w środku nocy, gdyż trybunał chce szybko położyć kres temu niebezpiecznemu prorokowi. Ofiarnicy, kapłani w głębokich czerwonych, żółtych i purpurowych tunikach z turbanami na głowach, siedzą uroczyście w półkolu. Pośrodku nich, na bardziej podwyższonym siedzeniu, siedzi Kajfasz, najwyższy kapłan, ubrany w migba[14]. Na obu końcach półkola na dwóch małych platformach stoją dwaj protokolanci, jeden dla uniewinnienia, drugi dla potępienia, advocatus Dei, advocatus Diaboli. Jezus, ubrany w białą esseńską szatę, stoi beznamiętnie w centrum. Otaczają Go obnażeni, z pięściami na biodrach i złym wyrazem twarzy, funkcjonariusze wymiaru sprawiedliwości, uzbrojeni w rzemienie i sznury. Obecni są tylko świadkowie oskarżenia, nie ma żadnych świadków obrony. Arcykapłan jako najwyższy sędzia jest głównym oskarżycielem; tak zwany proces jest środkiem bezpieczeństwa publicznego przeciwko przestępstwu zdrady religijnej. W rzeczywistości jednak jest to prewencyjna zemsta zaniepokojonego kapłaństwa, które czuje, że jego władza jest zagrożona.

            Kajfasz wstaje i oskarża Jezusa o to, że jest uwodzicielem ludu. Kilku świadków, wziętych na chybił trafił z tłumu, składa zeznania, ale przeczą sobie nawzajem. W końcu jeden z nich relacjonuje powiedzenie, uważane za bluźniercze, które Nazarejczyk niejednokrotnie rzucał w twarz faryzeuszom w ganku Salomona: „Mogę zburzyć świątynię i w trzy dni wznieść ją na nowo.[15]” Jezus milczy. „Nie odpowiadasz” – mówi arcykapłan. Wiedząc, że zostanie potępiony, nie chcąc marnować swoich słów, Jezus milczy. Ale to powiedzenie, nawet gdyby zostało udowodnione, nie usprawiedliwiałoby kary śmierci. Potrzebna jest poważniejsza spowiedź. Aby wyciągnąć je od oskarżonego, Kajfasz, sprytny saduceusz, zadaje mu pytanie o honor, pytanie istotne dla jego misji. Kajfasz dobrze wie, że największy spryt polega często na bezpośrednim przejściu do zasadniczego punktu. „Jeśli jesteś Mesjaszem, powiedz nam to![16]„.

            Początkowo Jezus odpowiada wymijająco, pokazując wyraźnie, że nie daje się nabrać na tę strategię: „Jeśli wam powiem, nie uwierzycie mi; ale jeśli was zapytam, nie odpowiecie mi.[17]” Poniósłszy porażkę w swojej roli sędziego śledczego, Kajfasz wykonuje swoje prerogatywy jako arcykapłan, zaczynając ponownie z powagą: „Rozkazuję ci, przez Boga żywego, abyś nam powiedział, czy jesteś Mesjaszem, Synem Bożym![18]

            Tak wyzwany, wezwany do wycofania się lub potwierdzenia swej misji przed najwyższym przedstawicielem religii Izraela, Jezus nie waha się dłużej. Spokojnie odpowiada: „Ty to powiedziałeś; lecz Ja ci powiadam, że odtąd ujrzysz Syna Bożego siedzącego po prawicy mocy i przychodzącego na obłokach z nieba.[19]” Wyrażając się w ten sposób w proroczym języku Daniela i Księgi Henocha, wtajemniczony esseński, Jehoszua, nie przemawia do Kajfasza jako jednostki. Wie on, że agnostyczny saduceusz nie jest w stanie go zrozumieć. Zwraca się on do wszystkich przyszłych papieży, do wszystkich kapłanów ziemi, mówiąc: „Po mojej misji, przypieczętowanej moją śmiercią, panowanie prawa religijnego bez wyjaśnień zakończy się w zasadzie i w rzeczywistości. Tajemnice zostaną objawione, a poprzez to, co ludzkie, człowiek ujrzy to, co Boskie. Religie i kulty, które nie zapładniają się wzajemnie, będą pozbawione autorytetu.” Według ezoteryzmu proroków i esseńczyków takie jest znaczenie słowa „Syn zasiadający po prawicy Ojca”. Tak rozumiana odpowiedź Jezusa do arcykapłana jerozolimskiego zawiera intelektualny i naukowy testament Chrystusa wobec religijnych władz ziemi, podobnie jak ustanowienie Wieczerzy zawiera Jego testament miłości i wtajemniczenia wobec Apostołów i całej ludzkości.

            Piłat jest całkowicie obojętny na tę religijną kłótnię, ale jest bardzo zirytowany tą sprawą, ponieważ obawia się, że śmierć Jezusa wywoła rewolucję wśród ludu. Dlatego wypytuje Jezusa z troską, wysuwając przed nim środek ucieczki, mając nadzieję, że z niego skorzysta. „Czy Ty jesteś królem żydowskim?”. „Moje królestwo nie jest z tego świata”. „Czy w takim razie jesteś królem?” „Tak, na to się narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo Prawdzie”. Piłat nie bardziej rozumie tę afirmację duchowej królewskości Jezusa, niż Kajfasz rozumiał jego religijny testament. „Co to jest Prawda?” pyta Piłat, wzruszając ramionami. I ta odpowiedź rzymskiego sceptyka ujawnia postawę ówczesnego pogańskiego społeczeństwa i całego społeczeństwa w okresie dekadencji. Mimo to, widząc w oskarżonym jedynie niewinnego marzyciela, Piłat mówi: „Nie znajduję w nim żadnej winy”. I proponuje Żydom, aby go uwolnili, ale tłum, pobudzony przez kapłanów, krzyczy: „Uwolnijcie nam Barabasza!”. Wtedy Piłat, który nienawidzi Żydów, sprawia sobie ironiczną przyjemność, że ich tak zwany król zostanie wychłostany. Sądzi, że to wystarczy fanatykom, ale oni jeszcze bardziej się wściekają, krzycząc z wściekłością: „Ukrzyżuj go!”.[20] Pomimo tej manifestacji pasji tłumu, Piłat nadal się opiera. Jest zmęczony byciem okrutnym. W ciągu całego swego życia widział już tyle krwi, tyle buntowników wysłał na tortury, słyszał tyle jęków i przekleństw, które nie przeszkadzały mu w najmniejszym stopniu. Ale ciche, stoickie cierpienie tego galilejskiego proroka pod szkarłatnym płaszczem i w koronie cierniowej budzi w nim dziwny lęk. W osobliwej, przelotnej wizji wewnętrznej, nie mierząc się z jej znaczeniem, wypowiada słowa: „Ecce homo! Oto człowiek!” Surowy Rzymianin jest prawie wzruszony; ma zamiar ogłosić wyrok uniewinniający. Ale kapłani z Sanhedrynu, obserwujący go uważnym wzrokiem, widzieli to wzruszenie i przestraszyli się go; czują, że ich zdobycz im ucieka. Chytrze naradzają się między sobą. Potem jednym głosem wołają, wyciągając prawe ręce i odwracając głowy w geście obłudnego przerażenia: „On uczynił siebie Synem Bożym![21]

            Jan relacjonuje, że gdy Piłat usłyszał te słowa, „przeraził się jeszcze bardziej”. Przestraszył się czego? Co to wyrażenie może zrobić do niewierzącego Rzymianina, który z całego serca nienawidził Żydów i ich religii, i wierzył tylko w religii politycznej Rzymu i Cezara? Niemniej jednak, nie było prawdziwej przyczyny tego strachu. Chociaż nadawano mu różne znaczenia, imię Syn Boży było dość szeroko używane w starożytnym ezoteryzmie, a Piłat, choć sceptyk, miał swój udział w przesądach. W Rzymie, we wszystkich mniejszych misteriach Mitry, w które wtajemniczeni byli rzymscy oficerowie, słyszał, że Syn Boży był pewnego rodzaju tłumaczem boskości i że bez względu na to, jaki był jego naród czy religia, zamach na jego życie był wielką zbrodnią. Piłat z trudem uwierzył w te perskie sny, lecz powiedzenie to zaniepokoiło go i zwiększyło jego zmartwienie. Obserwując go uważnie, kapłani rzucili teraz na prokonsula najwyższe oskarżenie: „Jeśli uwolnisz tego człowieka, nie jesteś przyjacielem Cezara; kto bowiem czyni siebie królem, oświadcza się przeciw Cezarowi… nie mamy innego króla niż Cezar![22]„.

            Ten argument jest nie do odparcia. Zaprzeczyć Bogu to bardzo mało; zabić to nic, ale spiskować przeciwko Cezarowi to rzeczywiście zbrodnia zbrodni! Piłat jest zmuszony do wydania wyroku skazującego na Jezusa. Tak więc przy końcu swej publicznej kariery Jezus ponownie staje przed panem świata, z którym walczył pośrednio jako tajny przeciwnik przez całe swe życie. Cień Cezara posyła Go na krzyż. Tak oto głęboka logika rzeczy: Żydzi Go pojmali, ale to rzymskie widmo zabija Go, jedynie wyciągając rękę. Rzym zabija ciało, ale to on, Chrystus uwielbiony, przez swoje męczeństwo na zawsze odbierze Cezarowi uzurpowaną koronę, boską apoteozę, piekielne bluźnierstwo władzy absolutnej.

            Piłat umywszy ręce przed ludem, „Nie jestem winny krwi tego Sprawiedliwego. To wasza rzec.[23]”, Piłat wypowiada straszne słowa: Condemnor ibis in crucem (skazany – szubienica). (…)  Już niecierpliwy tłum napiera w kierunku Golgoty. . . .

            Stoimy na jałowym wzniesieniu, na ziemi usianej ludzkimi kośćmi, z widokiem na Jerozolimę. To miejsce nazywa się Gilgal, Golgota, Miejsce Czaszki, złowrogie miejsce, od wieków przeznaczone na straszliwe kary. Góra jest pozbawiona drzew: rosną tu tylko szubienice. To tutaj król żydowski, Aleksander Janneusz i jego harem uczestniczyli w egzekucji setek więźniów; tutaj Warus kazał ukrzyżować dwa tysiące buntowników; tutaj łagodny Mesjasz, przepowiedziany przez proroków, miał poddać się przerażającej karze wymyślonej przez okrutny geniusz Fenicjan i przyjętej przez nieubłagane prawo Rzymu.

            Jezus odmówił tradycyjnego napoju przygotowanego przez pobożne kobiety jerozolimskie, mającego przytępić zmysły skazańca. Z pełną świadomością będzie cierpiał te męki. Gdy jest przywiązywany do niesławnego gibbetu (szubienica), gdy szorstcy żołnierze ciężkimi uderzeniami młota wbijają gwoździe w te stopy uwielbiane przez uciśnionych, w te ręce, które wiedzą tylko, jak błogosławić, czarna chmura rozdzierającego serce cierpienia zamyka Mu oczy, zatrzymuje gardło. Ale z głębi tych konwulsji piekielnego cierpienia, świadomość wciąż żyjącego Zbawiciela ma tylko jedno słowo dla swoich oprawców: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią![24]

            Ukazuje się teraz dno Kielicha; godziny agonii trwają od południa do zachodu słońca. Tortury moralne nasilają się i są jeszcze większe niż fizyczne. Wtajemniczony zrzekł się swoich mocy, Syn Boży ma zostać zaćmiony; pozostaje tylko cierpiący człowiek. Na kilka godzin straci on widok na niebo, aby doświadczyć otchłani ludzkiego cierpienia. Krzyż stoi tam ze swoją ofiarą i napisem, ostatnim akcentem ironii prokonsula: „To jest król żydowski![25]

            Teraz ukrzyżowany widzi Jerozolimę w chmurze udręki, Święte Miasto, które pragnął uwielbić, a które obrzuciło go anatemami. Gdzie są Jego uczniowie? Zniknęli. Słyszy tylko obelgi członków Sanhedrynu, którzy sądząc, że proroka nie należy się już obawiać, chwalą się jego agonią. „Innych ocalił”, cieszą się, „a siebie nie może ocalić![26]” Poza tymi bluźnierstwami, poza tą przewrotnością, w przerażającej wizji przyszłości, Jezus widzi wszystkie zbrodnie, które niesprawiedliwi władcy, i fanatyczni kapłani popełnią w Jego imię. Będą używać Jego Znaku, aby przeklinać! Będą krzyżować Jego krzyżem! To nie ciemna cisza niebios zasłonięta przed Jego wzrokiem, ale światło utracone dla ludzkości, które wydobywa z Niego krzyk rozpaczy: Eloi! Eloi lamma sabactani! „Ojcze mój, czemuś Mnie opuścił?[27]” Wtedy świadomość Mesjasza, wola całego Jego życia, wytryska na nowo w ostatnim promieniu światła, a z Jego duszy wydobywa się okrzyk: „Wszystko się dokonało![28]„.

O wzniosły Nazarejczyku, o Boski Synu Człowieczy, już Cię tu nie ma! Jednym ruchem skrzydeł, w promieniach światła, Twoja dusza odnalazła na nowo Twoje Niebo Engaddi, Twoje Niebo Tabor! Widziałeś, jak Twoje Słowo wznosi się zwycięsko przez wszystkie wieki, i nie pragnąłeś innej chwały, jak tylko uniesionych rąk i oczu tych, których uzdrowiłeś i pocieszyłeś…. Ale Twój ostatni krzyk, źle zrozumiany przez Twoich oprawców, spowodował u nich drżenie. Zdumieni twoi oprawcy, rzymscy żołnierze, widząc dziwny blask pozostawiony przez twojego ducha na spokojnej twarzy tego trupa, spojrzeli na siebie i zapytali: „Czy On naprawdę jest Synem Bożym?”

            Czy ten dramat naprawdę się skończył? Czy skończyła się ta ciężka, choć cicha walka między Boską Miłością a śmiercią, która biła się z nim z pomocą rządzących mocami ziemi? Gdzie jest zwycięzca? Czy zwycięzcami są owi kapłani schodzący z Kalwarii, zadowoleni z siebie, zadowoleni ze swego czynu, skoro widzieli, jak umiera prorok, czy też zwycięzcą jest w końcu ten blady, ukrzyżowany? Dla tych wiernych kobiet, którym rzymscy legioniści pozwolili się zbliżyć, a które szlochały u stóp krzyża, dla przerażonych uczniów, którzy schronili się w grocie w Dolinie Jehoszafata, wszystko jest skończone. Mesjasz, który miał zasiąść na tronie Jerozolimy, zginął marnie pod haniebną karą krzyża. Mistrz zniknął, a wraz z nim zniknęła nadzieja, Ewangelia, Królestwo Niebieskie. Nad małą społecznością zawisła żałobna cisza, głęboka rozpacz. Nawet Piotr i Jan są przerażeni. Wokół nich panuje ciemność, a w ich duszy nie świeci ani jeden promień światła. Niemniej jednak, tak jak po intensywnych ciemnościach w misteriach w Elizejskich nastąpiło oślepiające światło, tak w Ewangelii po tej głębokiej rozpaczy następuje nagła, natychmiastowa, wszechogarniająca radość. Promieniuje, wybucha jak światło wschodzącego słońca, a radosny okrzyk niesie się do całej Judei: „Zmartwychwstał!”.

Najpierw Maria Magdalena, błąkająca się w pobliżu grobu, pogrążona w smutku, ujrzała Mistrza, rozpoznając Go po głosie, gdy zawołał ją po imieniu: „Maryjo!”. Ogarnięta radością, rzuciła się do Jego stóp. Zobaczyła, jak Jezus patrzy na nią, wykonuje gest, jakby zabraniał jej się Go dotknąć, a potem to pojawienie się nagle zniknęło, pozostawiając Magdalenę otoczoną ciepłem i pociechą prawdziwej obecności. Wtedy święte niewiasty spotkały Pana i usłyszały Jego słowa: „Idź i powiedz moim braciom, aby poszli do Galilei, a tam mnie zobaczą.[29]” Tego samego wieczoru Jedenastu zebrało się i drzwi były zamknięte. Wtedy zobaczyli, jak Jezus wszedł, zajął miejsce pośród nich i łagodnie zganił ich za niewiarę. Potem polecił im: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu ludzkiemu stworzeniu![30]„. Dziwnym było, że gdy Go słuchali, wszyscy byli jakby we śnie; zupełnie zapomnieli o Jego śmierci; myśleli, że On żyje i byli przekonani, że Mistrz już więcej ich nie opuści. Lecz w chwili, gdy mieli mówić, zobaczyli, że zniknął jak znikające światło. Echo Jego głosu wciąż jeszcze rozbrzmiewało w ich uszach. Zdumieni Apostołowie udali się do miejsca, gdzie On był; tam unosiło się słabe światło. Nagle zgasło. Według Mateusza i Marka, Jezus wkrótce potem ukazał się ponownie na górze przed pięciuset braćmi, którzy zostali zgromadzeni przez Apostołów. Jeszcze raz ukazał się Jedenastu. Potem ukazywanie się ustało. Ale wiara została stworzona, impuls został nadany, chrześcijaństwo było żywe. Apostołowie, napełnieni świętym ogniem, uzdrawiali chorych i głosili Ewangelię swego Mistrza.

Trzy lata później, młody faryzeusz imieniem Saul, gwałtownie nienawidzący nowej religii i prześladujący chrześcijan z całym młodzieńczym zapałem, podróżował z kilkoma towarzyszami do Damaszku. W drodze, nagle otoczyła go światłość tak oślepiająca, że upadł na ziemię. Drżąc od stóp do głów, zawołał: „Kto Ty jesteś?”. I usłyszał głos, który mu powiedział: „Ja jestem Jezus, którego ty prześladujesz…[31]”. Jego towarzysze, równie przestraszeni jak on uklękli aby podnieść go. Słyszeli głos, ale nic nie widzieli. Oślepiony światłem, młodzieniec odzyskał wzrok dopiero po trzech dniach…

            Nawrócił się na wiarę Chrystusową i znany jest jako Paweł, Apostoł Pogan. Powszechnie uważa się, że bez tego nawrócenia chrześcijaństwo pozostałoby ograniczone do Judei i nigdy nie podbiłoby Zachodu.

            Fakty te podaje Nowy Testament. Bez względu na to, jak ktoś je minimalizuje i jakąkolwiek religijną ideę lub filozofię może do nich przywiązać, nie sposób uznać je za legendę lub zaprzeczyć, że są one autentyczne we wszystkich istotnych sprawach. Przez osiemnaście stuleci fale wątpliwości i negacji atakowały skałę tego świadectwa; przez ostatnie sto lat krytycyzm bił w nią wszystkimi swymi narzędziami i bronią. Atak może się udać w niektórych punktach, ale podstawowe zasady pozostały mocne.

            Co kryje się za wizjami Apostołów? — Z punktu widzenia sumiennego historyka, to znaczy z punktu widzenia autentyczności tych faktów jako faktów duchowych, nie ma wątpliwości, że Apostołowie widzieli te widzenia i że ich wiara w zmartwychwstanie Chrystusa była niezachwiana. Jeśli odrzuci się relację Jana, ponieważ mówi się, że została ona sporządzona prawie sto lat po śmierci Jezusa, a relację Łukasza odnośnie ukazania się w Emmaus uzna się za zwykłą poezję, to pozostają proste, pozytywne stwierdzenia Marka i Mateusza, które stanowią sam korzeń tradycji i religii chrześcijańskiej. Pozostaje jednak jeszcze coś solidniejszego i jeszcze bardziej niepodważalnego: świadectwo Pawła. Próbując wyjaśnić Koryntianom powód swojej wiary i podstawę Ewangelii, którą głosi, wymienia on w kolejności sześć kolejnych ukazań się Chrystusa Zmartwychwstałego: Piotrowi, Jedenastu, pięciuset, „z których większość”, jak mówi, „jeszcze żyje”, Jakubowi, zgromadzonym Apostołom, i wreszcie jego własne widzenie na drodze do Damaszku[32]. Fakty te zostały przekazane Pawłowi przez Piotra i Jakuba trzy lata po śmierci Jezusa, a wkrótce po nawróceniu Pawła przy okazji jego pierwszej podróży do Jerozolimy. Ze wszystkich tych wizji, ta najbardziej niepodważalna nie jest najmniej niezwykła. Mam tu na myśli doświadczenie samego Pawła. W swoich listach ciągle do niego powraca jako do źródła swojej wiary. Biorąc pod uwagę wcześniejszy stan psychiczny Pawła i naturę jego wizji, ta ostatnia przyszła do niego z zewnątrz, a nie z wewnątrz; jest całkowicie nieoczekiwana i elektryzująca; zmienia całą jego istotę. Jak chrzest ognia, przenika go od stóp do głów, przyobleka go w nieprzeniknioną zbroję, czyniąc go w oczach świata niezwyciężonym rycerzem Chrystusa.

            W ten sposób świadectwo Pawła ma podwójny autorytet, ponieważ potwierdza jego własne wizje i potwierdza wizje innych. Jeśli ktoś chciałby wątpić w szczerość takich afirmacji, musiałby odrzucić wszystkie dowody historyczne. Wraz z Celsem, Straussem[33] i Renanem można odmówić Zmartwychwstaniu obiektywnej wartości, uznając je za zjawisko wynikające z czystej halucynacji. Ale w tym przypadku jest się zmuszonym przypisać największą rewolucję religijną ludzkości aberracji zmysłów i złudzeniu umysłu! Nie da się zaprzeczyć, że wiara w Zmartwychwstanie jest podstawą historycznego chrześcijaństwa. Bez tego potwierdzenia nauki Jezusa przez promienny czyn, jego religia nie miałaby nawet początku.

            Ten czyn spowodował radykalną zmianę w duszach Apostołów. Z judaistycznego, cały ich umysłowy światopogląd stał się chrześcijański. Albowiem chwalebny Chrystus żyje, przemówił do nich, Niebo się otworzyło, Zaświaty wstąpiły na ziemię pod nimi, zorza nieśmiertelności dotknęła ich czoła, ogarniając ich dusze ogniem, który nigdy nie może zgasnąć. Ponad kruszącym się ziemskim królestwem Izraela widzieli oni niebiańskie, uniwersalne Królestwo w całej jego okazałości. Stąd ich zapał do walki, ich radość z męczeństwa. Ze zmartwychwstania Chrystusa pochodzi ten przemożny impuls, ta bezgraniczna nadzieja, która niesie Ewangelię do wszystkich narodów, a w końcu do najdalszych krańców ziemi. Aby chrześcijaństwo mogło odnieść sukces, dwie rzeczy były niezbędne, jak powiedział Fabre d’Olivet: to, że Jezus był gotów umrzeć, i to, że miał moc zmartwychwstać.

            Aby pojąć fakt Zmartwychwstania i zrozumieć jego religijne i filozoficzne znaczenie, należy rozważyć jedynie kolejne ukazywania się Zmartwychwstałego Chrystusa, odkładając na bok ideę zmartwychwstania cielesnego, jedną z największych przeszkód chrześcijańskiego dogmatu, która w tym punkcie jest całkowicie elementarna i dziecinna. Zniknięcie fizycznego ciała Jezusa można wytłumaczyć przyczynami naturalnymi, a należy zauważyć, że zwłoki kilku wielkich adeptów zniknęły bez śladu w równie całkowicie tajemniczy sposób. Między innymi zwłoki Mojżesza, Pitagorasa i Apolloniusza z Tiany zniknęły bez śladu, a nikt nie był w stanie odkryć, co się z nimi stało. Możliwe, że bracia zniszczyli ogniem szczątki Mistrza, aby uchronić je od profanacji ze strony jego wrogów. Tak czy inaczej jednak, naukowy aspekt i duchowa wielkość zmartwychwstania ukazują się tylko wtedy, gdy rozumiemy je w sensie ezoterycznym.

            Wśród Egipcjan, Persów wyznających medejską religię Zoroastra[34] przed i po czasach Jezusa, w Izraelu i wśród chrześcijan pierwszych dwóch stuleci, Zmartwychwstanie było rozumiane na dwa sposoby: jeden materialistyczny, drugi duchowy. Pierwszy z nich to koncepcja popularna, przyjęta ostatecznie przez Kościół po stłumieniu gnostycyzmu; drugi to głęboka idea wtajemniczonych. W pierwszym znaczeniu Zmartwychwstanie oznacza powrót do życia ciała materialnego, jednym słowem odbudowę rozłożonych lub rozsypujących się zwłok, co, jak sobie wyobrażano, musi nastąpić w chwili przyjścia Mesjasza lub na Sądzie Ostatecznym. Nie ma potrzeby wskazywać na rażący materializm i absurdalność tej idei.

Dla wtajemniczonych Zmartwychwstanie ma zupełnie inne znaczenie. Jest ono związane z doktryną o potrójnej konstytucji człowieka. Oznacza oczyszczenie i regenerację ciała pobocznego, eterycznego i płynnego, które jest organem duszy i do pewnego stopnia, naczyniem ducha. To oczyszczenie może rozpocząć się w tym życiu poprzez wewnętrzną pracę duszy i pewien sposób istnienia, ale dla większości ludzi spełnia się ono dopiero po śmierci, i to tylko dla tych, którzy w taki czy inny sposób dążyli do sprawiedliwości i prawdy. W tamtym świecie obłuda jest niemożliwa. Tam dusze ukazują się takimi, jakimi są w rzeczywistości; objawiają się w formie i kolorze swojej istoty: ciemne i brzydkie, jeśli są złe, promienne i piękne, jeśli są dobre. Doktryna ta jest wyjaśniona przez Pawła w Liście do Koryntian. Mówi on: „Jest ciało naturalne i ciało duchowe.[35]” Jezus mówi o tym symbolicznie, ale z większą głębią, w tajemniczej rozmowie z Nikodemem: „Co się narodziło z ciała – ciałem jest, a co narodziło się z Ducha, duchem jest.[36]” Teraz im bardziej duchowa jest dusza, tym dalej będzie od ziemskiej atmosfery, tym wyżej znajduje się kosmiczny region, który przyciąga ją prawem pokrewieństwa, tym trudniej jest jej przejawiać się ludziom.

            Zmartwychwstanie, rozumiane w jego ezoterycznym sensie, było zarówno koniecznym zakończeniem życia Jezusa, jak i niezbędnym wstępem do historycznej ewolucji chrześcijaństwa. Zakończenie to było rzeczywiście konieczne, ponieważ Jezus wielokrotnie zapowiadał je swoim uczniom. To, że po śmierci mógł się im ukazać w triumfalnym blasku, zawdzięczał czystości, wrodzonej mocy swej duszy pomnożonej stokrotnie przez wielkość swego wysiłku i spełnionego posłannictwa.

            Patrząc egzoterycznie i z czysto ziemskiego punktu widzenia, dramat mesjański kończy się na krzyżu. Być może jest to wzniosłe samo w sobie, niemniej jednak brakuje w tym wypełnienia obietnicy. Patrząc ezoterycznie, z głębi świadomości Jezusa i z niebiańskiego punktu widzenia, w Boskim dramacie są trzy punkty szczytowe: kuszenie, Przemienienie i Zmartwychwstanie. Te trzy punkty reprezentują Wtajemniczenie Chrystusa, Całkowite Objawienie i Ukoronowanie Dzieła. Odpowiadają one temu, co Apostołowie i wtajemniczeni chrześcijanie pierwszych wieków nazywali Tajemnicami Syna, Ojca i Ducha Świętego.

            Jest to konieczne ukoronowanie, jak już powiedziałem, życia Chrystusa i nieodzowny wstęp do historycznej ewolucji chrześcijaństwa. Łódź zbudowana na plaży musiała być wypuszczona na ocean. Zmartwychwstanie było wielkim światłem rzuconym na całe ezoteryczne tło Jezusa. Nic więc dziwnego, że pierwsi chrześcijanie byli tak przytłoczeni i zaślepieni tym niezwykłym wydarzeniem, że często brali nauczanie Mistrza dosłownie, nie rozumiejąc sensu jego słów. Dziś jednak, kiedy duch ludzki przemierzył wieki, religie i nauki, domyślamy się, co święty Paweł, święty Jan, co sam Jezus miał na myśli, mówiąc o Tajemnicach Ojca i Ducha. Uznajemy, że zawierają one to, co najwyższe i najprawdziwsze, co poznała nauka o duchu. Widzimy również moc nowego wzmocnienia, jakie Chrystus dał starożytnej, wiecznej Prawdzie przez wielkość swojej miłości i siłę swojej woli. Wreszcie dostrzegamy zarówno metafizyczną, jak i praktyczną stronę chrześcijaństwa, istotę jego mocy i żywotności.

            Dawni Bramini znaleźli klucz do przeszłego i przyszłego życia, formułując organiczne prawo reinkarnacji i przemienności żywotów. Ponieważ jednak pogrążyli się w Poza i w kontemplacji Wieczności, zapomnieli o ziemskim spełnieniu: zadaniach życia indywidualnego i społecznego. Grecja, pierwotnie wtajemniczona w te same prawdy pod zawoalowanymi i bardziej antropomorficznymi postaciami, przez swój własny geniusz przywiązała się do naturalnego, ziemskiego życia. Dzięki temu Grecja mogła objawić nieśmiertelne prawa Piękna przez przykład, a zasady nauk sformułować przez obserwację. W międzyczasie jednak jej pojęcie Poza zawężało się i stopniowo ciemniało. Przez swoją szerokość i uniwersalność Jezus obejmuje dwie strony życia.

            W Modlitwie Pańskiej, podsumowując swoje nauczanie, Jezus mówi: „Przyjdź królestwo Twoje, tak na ziemi, jak w niebie”. A to Boskie królowanie na ziemi oznacza wypełnienie prawa moralnego i społecznego w całym jego bogactwie, w całym blasku Piękna, Dobra i Prawdy. Tak więc magia jego nauki i jego moc rozwoju – w pewnym sensie nieograniczona – tkwi w jedności jego etyki i jego metafizyki, w jego żarliwej wierze w życie wieczne i w jego potrzebie zapoczątkowania tego ostatniego tu na ziemi przez jego Czyn i jego czynną Miłość. Do duszy obciążonej wszystkimi ciężarami ziemi Chrystus mówi: „Powstań, bo twoja ojczyzna jest w niebie! — Lecz aby uwierzyć w Niebo i aby je osiągnąć, udowodnij Niebo już tu na ziemi swoją pracą i swoją miłością!”.


[1] Ew Św. Jana XVI, 12, 25.

[2] Ew. Św. Łuk. XXI, 34

[3] Ew. Św . Mat. XXIV, 44

[4] E w. Św. Mat. XXIV, 7, 9, 34

[5] Proroctwo Izajasza LXLI, 18, 19

[6] Ew. Św. Jana XIV, 16, 17

[7] Ew. Św. Mat. XXIV, 27

[8] Ew. Św. Mat. XXIV, 80, 81

[9] Ew. Św. Mat. XXIV, 35

[10] Ew. Św. Mat. XVI, 25

[11] Ew. Św. Łukasza, XXII, 15, 16

[12] Charoset – jedna z potraw kuchni żydowskiej, podawana podczas spożywanej w święto Pesach wieczerzy sederowej. Ma formę słodkiej, brązowej pasty przyrządzanej z owoców, w której maczane są gorzkie zioła. Zgodnie ze wskazaniami talmudycznego traktatu „Pesachim” (116a) tradycja judaistyczna nadaje jej znaczenie symboliczne – ma przypominać glinę, z której uwięzieni w Egipcie Izraelici mieli wyrabiać cegły służące do wznoszenia budowli przez Faraona. W tradycji aszkenazyjskiej charoset robi się z jabłek, gruszek, tłuczonych orzechów włoskich, migdałów, miodu, przypraw i czerwonego wina. W tradycji sefardyjskiej dodaje się także owoce pochodzące z Erec Israel. Słodycz owoców z których tworzony jest charoset symbolizuje radość z odzyskanej wolności. W starożytności charoset stosowano jako sos do warzyw.

[13] Ew. Łuk. XXII, 19, 20

[14] migbah – rodzaj tkaniny, uroczysty strój arcykapłana jerozolimskiego.

[15] Ew. Św. Marka XIV, 58

[16] Ew. Św.  Marka XIV. 61

[17] Ew. Św. Łuk. XXII, 67, 68

[18] Ew. Św.  Mat. XXVI, 63

[19] Ew. Św.  Mat. XXVI, 64

[20] Ew. Św. Jan, 18 – 30,40

[21] Ew. Św., Jana XIX, 7

[22] Ew. Św. Jana XIX, 12, 15

[23] Ew. Św. Mat. XXVII, 27

[24] Ew. Św. Łuk. XXIII, 34

[25] Ew. Św.  Łuk. XXIII, 38

[26] Ew. Św.  Łuk. XXIII, 35

[27] Ew. Św. Marka XV, 34

[28] Ew. Św. Jana XIX, 30

[29] Ew. Św. Mateusza XXVIII, 10

[30] Ew. Św. Marka XVI. 15

[31] Dziej Apostolskie IX, V

[32] List do Koryntian, XV, 1, 9

[33] Strauss powiada: – Fakt zmartwychwstania da się wytłumaczyć jedynie jako figiel kuglarski na użytek historii powszechnej, ein welthistorischer Humbug –  powiedzenie to jest raczej cyniczne niż dowcipne i nie tłumaczy bynajmniej wizji Apostołów i Pawła.

[34] Zoroaster – nazwa perskiego Zarathustry, reformatora narodowej religii Iranu i Persji.

[35] List 1. Św. Pawła do Koryntian, XV, 39, 46

[36] Ew. Św. Jana III, 6.

Możesz również polubić…

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x