Rudolf Steiner: karma materializmu

„Karma Materializmu”, Rudolf Steiner, Ga 176  wykład 9  Berlin, 25.09.1917 (Menschliche und Menschheitliche Entwicklungswahrheiten. Das Karma den Materialismus), Intermediarius: B.S., ilustracja „Aryman i Lucyfer” – baron Arild Rosenkrantz

W ewolucji ludzkości został osiągnięty punkt, w którym zagadka istnienia staje się coraz bardziej znacząca dla ludzkiej duszy. Niektórzy są świadomi tej zagadki, ale nigdzie nie ma skłonności do poszukiwania sposobów i środków jej rozwiązania.

Dziś chciałbym zwrócić uwagę na pewien aspekt tej zagadki, z którym wielu ludzi styka się w codziennym życiu. Są tacy, którzy pytają: Dlaczego tak się dzieje, że na całym świecie istnieje rozbieżność między rozwojem intelektualnym i moralnym człowieka? Obecnie rozwój intelektualny człowieka wyraża się głównie w tym, co można by nazwać, z większym lub mniejszym uzasadnieniem, rozwojem naukowym. Pogląd większości ludzi na życie opiera się na naukach przyrodniczych. A jakich rzeczy człowiek nie stworzył dzięki swojemu intelektowi! Nie muszę wyliczać wszystkich produktów zewnętrznych, które składają się na naszą kulturę materialistyczną. Gdy pomyślimy o wszystkich pomysłowych środkach, jakie dotychczas wytworzyła ona dla niszczenia życia ludzkiego, dla umożliwienia ludziom wzajemnego zabijania się, to, pomijając wszelkie względy moralne, musimy przyznać, że intelekt osiągnął pewien wysoki poziom w swoim rozwoju. Pomyślcie tylko o całej naukowej pomysłowości niezbędnej do wyprodukowania tych wszystkich narzędzi śmierci, którymi ludzie wzajemnie się maltretują, powodując nieopisane cierpienia.

Można pomyśleć o wielu negatywnych i pozytywnych aspektach tego, co powstało jako rezultat wysoko rozwiniętego intelektu człowieka. Z pewnością, szczególnie w ostatnich wiekach, postępuje on z niespotykaną dotąd szybkością. Od czasu do czasu natrafia się na uwagi tych nielicznych, którzy dostrzegli rażący kontrast między intelektem a moralnością. Już wiele lat temu Ernst Haeckel w swoim słynnym dziele „Zagadka wszechświata” zwrócił uwagę na to, że człowiek dokonał postępu intelektualnego, ale w kwestii moralności pod wieloma względami pozostał na prymitywnym etapie. Są też inni, którzy zauważyli ten dysonans, zauważany przez osoby przytomne i wrażliwe na to, co dzieje się w świecie. Jednak z powodu letargu współczesnego człowieka i jego zamiłowania do łatwizny, ludzie nie uświadamiają sobie, że tylko wiedza duchowa może rzucić światło na te głębokie problemy i ich dalekosiężne konsekwencje dla ludzkiej duszy. Jeśli ktoś chce się odnaleźć w zawiłościach współczesnego życia, nie ma innej możliwości niż próba ich zrozumienia w świetle nauki duchowej. Każdy, kto ma poczucie rzeczywistości, z bólem obserwuje niepokój i niechęć, jakie panują na całym świecie, aby otwarcie i odważnie stawić czoła temu, co dzieje się zarówno nad, jak i pod powierzchnią wydarzeń. Dziś ludzie skłonni są ubolewać nad niemoralnymi działaniami podejmowanymi w przeszłości. Wydaje się to dziwne wobec faktu, że nie potrafią oni ocenić tego, co dzieje się obecnie na całym świecie, a co jest o wiele gorsze od wszystkiego, co miało miejsce wcześniej w ewolucji ludzkości. Przyjrzyjmy się raz jeszcze relacji między intelektualnym i moralnym rozwojem człowieka w świetle wiedzy duchowej.

Nasze pierwsze pytanie musi dotyczyć tego, co dokładnie dzieje się w człowieku, gdy jest on zaangażowany w działalność intelektualną. Jakie aspekty naszej istoty są aktywne, gdy formułujemy myśli naukowe, tzn. gdy badamy zjawiska zewnętrzne? Zastanawiamy się nad prawami natury, aby poprzez ich zrozumienie móc tworzyć odpowiednie obrazy myślowe. Ta aktywność angażuje te części istoty człowieka, które są najbardziej dojrzałe. Gdy patrzymy na to, co dziś jest podstawą, narzędziem intelektu, to patrzymy na te aspekty człowieka, które zostały rozwinięte i włączone w jego istotę w toku ewolucji starożytnego Saturna, Słońca, Księżyca i obecnej Ziemi. Kiedy natomiast staramy się zrozumieć podstawy moralnego rozwoju człowieka, nie możemy odwoływać się do tak dojrzałych składników jego istoty. W odniesieniu do jego ewolucji moralnej mamy do czynienia ze stosunkowo dużo młodszymi członkami ludzkiej natury. W rzeczywistości tylko „ja” człowieka może być uznane za moralne w prawdziwym tego słowa znaczeniu. Ale, jak już często mówiłem: „ja” człowieka jest dzieckiem wśród członków jego istoty. Nawet w odniesieniu do ciała astralnego, włączonego do istoty człowieka w czasie starożytnej ewolucji księżycowej, można mówić o impulsach moralnych tylko o tyle, o ile ciało astralne, będąc za życia ściśle związane z „ja”, może otrzymywać od niego impulsy moralne. Należy również pamiętać, że „ja” i ciało astralne mają względnie niezależną egzystencję; każdej nocy, kiedy zasypiamy, uwalniają się one od ciała fizycznego i eterycznego. Znajdują się one wtedy w stanie całkowitej nieświadomości i dlatego nie mogą odbierać bodźców moralnych.

Następująca sprawa jest bardzo ważna, ale nieco trudna do zrozumienia dla współczesnego człowieka: Za każdym razem, gdy budzimy się ze snu, wchodzimy, wraz z naszym „ja” i ciałem astralnym, do naszych ciał fizycznych i eterycznych; tj. do najstarszych członków naszej istoty. Te człony, po ewolucji przez ewolucje Saturna, Słońca i Księżyca, osiągnęły pewien stopień doskonałości, który czyni je wybitnie odpowiednimi narzędziami dla intelektu. Ich stopień doskonałości jest czymś, co jest w nich wrodzone i przejawia się jako intelektualna biegłość. Gdyby „ja” i ciało astralne nie były dodane do naszych ciał fizycznych i eterycznych, bylibyśmy w pewnym sensie myślącymi maszynami; bylibyśmy naukowymi automatami. Zgodnie ze swoją naturą nasze ciała fizyczne i eteryczne rzeczywiście działają automatycznie na pewne sposoby. Tylko dlatego, że mieszka w nich „ja”, są one zdolne do dalszego rozwoju na ziemi. Ale „ja” mogłoby niewiele zrobić w kierunku doskonalenia ciał fizycznych i eterycznych, nawet w odniesieniu do ich zdolności intelektualnych, gdyby nie było przenoszone każdej nocy do snu. Podczas snu osiągamy nasze najlepsze siły, również w odniesieniu do rozwoju intelektualnego. To właśnie dlatego, że ciała fizyczne i eteryczne są doskonale rozwiniętymi narzędziami, już istniejąca intelektualność może być dalej rozwijana przez to, co „ja” otrzymało ze świata duchowego podczas snu i obdarza je na jawie. Podczas życia na jawie mamy dodatkowo naszą świadomość, którą osiągamy dzięki ciałom fizycznym i eterycznym. Obecnie nie mamy porównywalnej świadomości, jeśli chodzi o „ja” i ciało astralne. Należy o tym dobrze pamiętać. Człowiek wierzy, że zna swoje „ja”, ale w jakim sensie je zna? Jeśli masz, powiedzmy, czerwoną powierzchnię i wytniesz w niej otwór, przez który patrzysz w ciemność, tzn. w nicość, to zobaczysz czerwoną powierzchnię i otwór jako czarne koło. Patrzycie w nicość. W swoim życiu wewnętrznym widzisz swoje „ja” tak, jak widzisz czarne koło w otaczającej je czerwieni. To, co człowiek uważa za postrzeganie swojego „ja”, jest w rzeczywistości luką w jego życiu duszy. Chociaż nic tam nie ma, albo jest bardzo mało, człowiek wierzy, że postrzega swoje „ja”. W rzeczywistości wszystko, co widzi, to to, co ujawnia mu jego mózg poprzez ciało eteryczne i fizyczne. Na obecnym etapie ewolucji człowiek nie doszedł zbyt daleko w postrzeganiu swojego „ja”, kiedy znajduje się w ciele fizycznym pomiędzy narodzinami a śmiercią.

Podczas snu jesteśmy nieświadomi, ale w ciągu dnia, kiedy nie śpimy, też jesteśmy nieświadomi, jeśli chodzi o nasze „ja”. A jednak moralność musi być wszczepiona w „ja”. Widzicie więc, że jeśli chodzi o moralność – w porównaniu z jego intelektualnością – człowiek jest w dużej mierze dzieckiem. To jest właśnie głębszy powód, dla którego człowiekowi, w trakcie ziemskiej ewolucji, tak trudno jest dokonać postępu moralnego, podczas gdy intelektualnie postępuje on z porównywalną łatwością.

W czasopiśmie założonym w czasie wojny, zatytułowanym The Bell, ukazał się niedawno artykuł omawiający rozbieżność między rozwojem intelektualnym a moralnym. Mimo swojej nazwy, The Bell rzadko kiedy mówi z sensem; według jego opinii w tej sprawie, rozbieżność można wytłumaczyć tym, że rozwój intelektualny nastąpił w kapitalizmie, czyli w czasie, gdy władza była w rękach nielicznych, podczas gdy rozwój moralny nastąpi dopiero po ustanowieniu socjalizmu. Cóż, idealiści upierają się, że ziemia stanie się rajem, gdy idealizm zdobędzie przewagę. Materialiści twierdzą to samo w odniesieniu do materializmu, podczas gdy według liberałów, raj nastanie, gdy liberalizm zostanie powszechnie zaakceptowany. Tak więc naturalnie socjaliści widzą raj jako urzeczywistnienie socjalizmu. Wszystkie te poglądy są niewiarygodnie naiwne. Są one w rzeczywistości wieloma banalnymi iluzjami, z których wszystkie pokazują, że chociaż współczesny człowiek boryka się z problemami, to jednak nie potrafi zmobilizować swojego myślenia – a od myślenia to na początku zależy – do uciążliwego zadania wniknięcia w sferę doświadczenia duchowego. Każdy, kto będzie naprawdę myślał, może przeniknąć do rzeczywistości duchowej. Nasz wiek, który szczyci się tym, że myśli, najmniej wie o myśleniu.

Rozbieżność między rozwojem intelektualnym a moralnym można wyjaśnić tylko wtedy, gdy widzi się ją w szerszym kontekście, który właśnie został zarysowany. Artykuł w „The Bell” prowadzi jednak do wniosku, że dopóki istnieją jednostki intelektualne, dopóty intelektualność będzie się rozwijać, natomiast życie moralne osiągnie porównywalny poziom rozwoju dopiero wtedy, gdy wszyscy ludzie zostaną połączeni w ramach porządku socjalistycznego. Kapitalizm ma więc sprzyjać intelektualistom o skłonnościach naukowych, podczas gdy socjalizm będzie sprzyjał rozwojowi moralnemu. Rzeczywistość jest jednak zupełnie inna, ponieważ zainteresowanie światem duchowym musi ogarnąć człowieka, jeśli moralność ma się rozwijać w takim samym stopniu, jak intelektualność. Człowiek musi stać się zdolny do rzeczywistego postrzegania duchowych sił i impulsów, które przepływają i pulsują przez świat. Istnieje wiele powodów, dla których jest to bardzo niewygodne dla współczesnego człowieka. Na przykład, kiedy ktoś zaczyna rozwijać swoje myślenie, w sposób, który często opisywałem, jego myślenie staje się zdolne do funkcjonowania w świecie duchowym. Oznacza to, że w swoim myśleniu doświadcza on świata duchowego jako rzeczywistości. To z konieczności prowadzi go do rozwinięcia czegoś innego, co w naszej materialistycznej epoce podupadło, a mianowicie wewnętrznego poczucia odpowiedzialności.

Ludzie, których pogląd na życie opiera się wyłącznie na ich przyrodniczo-naukowej wiedzy i obserwacji, są zdeterminowani w swoim myśleniu przez wydarzenia zewnętrzne. Ich myślenie jest niejako przywiązane do wiodących nurtów zjawisk zewnętrznych i przez nie kierowane. Pojęcia, które przyswajają, pozwalają im do pewnego stopnia zrozumieć zdarzenia zewnętrzne. Jednak ten rodzaj myślenia w żadnym razie nie wystarcza do rozpoznania w swojej rzeczywistości problemów moralnych i społecznych, a tym bardziej do znalezienia rozwiązań problemów moralnych i społecznych. Aby to osiągnąć, trzeba mieć kontakt z rzeczywistością duchową, co jednak rodzi w duszy silne poczucie odpowiedzialności za swoje myśli. Nie będzie się pozwalać, by przez duszę przechodziły każde dowolne myśli, lecz tylko takie, które nadają się do tego, by były widziane przez Istoty Wyższych Hierarchii. Ogłaszanie wolności dla narodów nie jest koncepcją, którą można przedstawić duchowym światom; ilustruje ona rodzaj błędnej koncepcji, która jest dziś powszechnie utrzymywana, dotyczącej relacji jednostki z jej ludem. Wiemy z nauki duchowej, że wolność jest pojęciem, które stosuje się tylko do człowieka jako jednostki; całkiem inne pojęcia stosują się do narodów z ich duszami grupowymi. A jednak na całym świecie głosi się dziś wolność narodów i tym podobne, dając głos niedojrzałym ideom Woodrowa Wilsona. Są one nawet traktowane poważnie! W rzeczywistości są one traktowane poważnie również w Europie; chociaż my, z wielowiekowym doświadczeniem, powinniśmy przynajmniej być w stanie stworzyć kilka oświeconych idei, idei, które mogłyby, w sensie duchowej nauki, rzucić trochę światła na te kwestie.

Możliwe jest odczuwanie odpowiedzialności nie tylko wobec ludzi, lecz także wobec pojęć i idei; jeśli są to idee moralne, to istnieją one całkowicie w świecie duchowym, ponieważ powstają w naszym T lub ewentualnie w ciele astralnym. Nie ma się jednak tego poczucia odpowiedzialności, jeśli żyje się wyłącznie w materialistycznych koncepcjach i ideach, tzn. w ideach, które odnoszą się wyłącznie do zjawisk zewnętrznych, jak to się często dzieje bez świadomości. Słyszy się wtedy takie frazy jak: Bóg zesłał nam tę wojnę z powodu naszych grzechów i niedociągnięć. Wypowiadanie takich zdań nie wskazuje na idee moralne czy duchowe; wskazuje raczej na brak wyjścia poza materializm. Taki postęp dokonuje się dopiero wtedy, gdy człowiek jest w stanie tworzyć umysłowe obrazy rzeczywistości duchowej. W dzisiejszych czasach wymyśla się wiele zwrotów, które nie mają żadnego oparcia w rzeczywistości; dzieje się tak zwłaszcza wtedy, gdy dyskutuje się o tej czy innej kwestii politycznej. Przy takich okazjach często słyszy się o „nowym duchu”, co w najmniejszym stopniu nie oznacza, że dana osoba ma choćby najmniejsze pojęcie o duchu.

Jeśli mamy wyjść z obecnych niszczących warunków, duch nie może pozostać abstrakcyjny, lecz musi zostać uchwycony w swojej rzeczywistości. Jak już wspomniano, możliwe jest zrozumienie tego czy innego zjawiska zewnętrznego za pomocą pojęć, które powstają w wyniku podążania za przewodnimi liniami fizycznego postrzegania. Nie mają one jednak mocy oddziaływania na zawiłości ludzkiego życia; te ostatnie wymagają pojęć i idei pochodzących z duchowego wglądu. Możecie zapytać, jak to się dzieje, że życie ludzkie podlega jednak sporadycznemu wpływowi. Dzieje się tak dlatego, że istoty ludzkie wciąż opierają się na starych, nawet starożytnych ideach, choć nie pasują one już do zmienionych warunków. Nasz wiek wymaga nowych pojęć, nowych obrazów myślowych, wywodzących się z wiedzy duchowej. Oczywiście, te idee są nowe tylko w tym sensie, że są nowe dla ludzkości.

Jednak te nowe idee okazują się czasem nie do przyjęcia, zwłaszcza gdy dotyczą ludzkiej moralności widzianej w świetle wiedzy duchowej. Łatwo jest powiedzieć, że dobra wola jest cnotą i powinna być kultywowana, albo że sprawiedliwość jest moralna i powinna być ustanowiona. Łatwo jest też ustanowić odpowiednie prawa i zarządzenia. Można nawet wybierać parlamenty, w których mądrzy ludzie zbierają się, aby podejmować wszelkiego rodzaju decyzje oparte na dobrej woli i sprawiedliwości. Jeśli jednak sprawy będą się toczyły w dotychczasowy sposób, doprowadzi to do czegoś podobnego do sytuacji, którą widzimy dziś na całym świecie, jeśli tylko ludzie będą mieli odwagę uznać, że istnieje bezpośredni związek pomiędzy strasznymi wydarzeniami, które mają miejsce obecnie, a rodzajem pojęć i idei, które je poprzedziły.

Dobra wola jest z pewnością cnotą i można nawet uzyskać zmysłowe uczucie przyjemności z jej praktykowania. Można by opracować coś w rodzaju katechizmu cnót: Będziesz miał dobrą wolę, będziesz sprawiedliwy i tak dalej; człowiek posiadałby wówczas listę cnót, ale nie rozumiałby żadnej z nich. Można by to porównać do wiedzy, że kiedy wahadło znajduje się w najwyższym punkcie, prawo grawitacji sprowadzi je do najniższego punktu, ale nie wiedzieć, że podczas opadania wahadło gromadzi siłę, która sprawia, że wychyla się ono równie daleko w górę po drugiej stronie. W odniesieniu do zjawisk fizycznych rzeczy te są łatwe do rozpoznania, ponieważ same zjawiska zewnętrzne wymuszają spójność naszego myślenia, ale w sferze moralności nie ma takich wiodących sznurków.

Jeśli człowiek rozwija dobrą wolę, jest to z pewnością wspaniała rzecz. Jednakże, tak jak wahadło w swoim ruchu w dół zbiera siłę, która sprawi, że wychyli się w górę, tak też z siłą dobrej woli rozwija się tendencja do jej przeciwieństwa, tendencja do uprzedzeń, stronniczych poglądów i tym podobnych. Żadna cnota nie może być kultywowana bez rozwijania także skłonności do przeciwnej jej wady. Prawdy te nie są wygodne, ale prawdami są. W jednostce są one mniej zauważalne, lecz w życiu publicznym powodują takie rzeczy, na jakie wskazałem. Jeżeli ludzie w jednym wieku jednostronnie kultywują jakąś cnotę i są z tego faktu bardzo dumni, to ludzie w następnym wieku, chociaż związek ten nie jest rozpoznany, będą wykazywać odpowiednią wadę. Widziane w ich prawdziwym świetle, rzeczy te wskazują na głęboką prawdę wypowiedzianą przez Chrystusa Jezusa, której jednak ludzie nie chcą uznać.

 W obecnym czasie przez świat płynie dziwny prąd, który opanowuje dusze niczym epidemia. Trudno uwierzyć, że takie poglądy mogą być utrzymywane, ale tak jest. Wygląda na to, że ludzie doszli do wniosku, że ta wojna musi być kontynuowana, dopóki nie zostanie osiągnięty wieczny pokój. Wojna musi trwać, dopóki skutki samej wojny nie dadzą absolutnej gwarancji, że nigdy nie będzie kolejnej. Oczywiście najlepszym sposobem na osiągnięcie wiecznego pokoju jest pozwolenie, aby wojna trwała wiecznie. Po prostu dążenie do ideału wiecznego pokoju, jak to się obecnie czyni, sprawi, że wojna nigdy się nie skończy! Żyjemy w ciele fizycznym, na planie fizycznym, a plan fizyczny nie jest i nie może być doskonały. Jeśli w tym czy innym czasie zostałyby stworzone najdoskonalsze z możliwych warunków, to byłoby to tylko kwestią kilku wieków i byłyby one niedoskonałe, ponieważ ewolucja przebiega w sposób oscylacyjny, a nie w prostej linii wznoszącej. Jak wahadło kołysze się w górę i w dół, tak ewolucja porusza się po liniach wznoszenia się i opadania. Jeżeli jedna epoka rozwinęła coś doskonałego, to musi tylko czekać, a przyjdą ludzie, którzy będą wiedzieli o rzeczach jeszcze doskonalszych.

Nie liczy się doskonałość, z jaką rzeczy są zorganizowane na planie fizycznym, co w każdym przypadku jest niemożliwością, iluzją. Liczy się wolność człowieka. Liberalizm, socjalizm, konserwatyzm – wszystkie one chcą stworzyć raj na ziemi, tzn. chcą zrealizować coś doskonałego na planie fizycznym. Chrystus powiedział: „Królestwo Boże jest w was”. Chcieć uczynić ze świata fizycznego doskonały raj, to chcieć czegoś niemożliwego, ponieważ w świecie fizycznym istnieje wieczna oscylacja. Zasada Chrystusowa jest właściwie rozumiana tylko wtedy, gdy dąży się do przeniknięcia świata fizycznego duchowością i uznaje się, że człowiek jest uczestnikiem królestwa Bogów, królestwa ducha. Ci, którzy chcą zamienić świat fizyczny w raj, czy to w sensie socjalistycznym czy innym, nie wiedzą nic o rzeczywistości. Jeśli obecne nierealne idee mają być zastąpione ideami opartymi na rzeczywistości, rzeczy muszą być widziane w ich szerszym duchowym kontekście. Można to zrobić tylko poprzez naukę duchową. Dzisiaj ludzie są skłonni być pogardliwi wobec widoków otwierających się dzięki wiedzy o ewolucji Saturna, Słońca, Księżyca, Ziemi, Jowisza itd. Ludzie są skłonni pytać, po co to wszystko jest potrzebne? A jednak ta wiedza jest potrzebna, aby zrozumieć nawet najdrobniejszy aspekt życia, ponieważ człowiek jest naprawdę mikrokosmosem. Nosi on w sobie ewolucje Saturna, Słońca i Księżyca, i jeśli nie chce o nich wiedzieć, stawia się w sytuacji porównywalnej z pozbawieniem kogoś możliwości używania rąk do życia poprzez związanie ich za plecami we wczesnym dzieciństwie. Podobnie człowiek nie wykorzystuje swoich możliwości, jeśli odmawia zwrócenia wzroku ku rzeczywistości duchowej. Przez tę odmowę ponosi dotkliwą porażkę w sferze, w której nie musi ponosić porażki.

Chciałbym podać wam przykład, który może niektórym wydać się dziwny, ale który być może dokładniej oddaje to, co mam na myśli mówiąc o wielu rzeczach, które dzisiaj tylko poruszyłem. Rozmawiałem ostatnio z różnymi ludźmi o tym, co jest konieczne, aby wyprowadzić ludzkość z obecnych nieszczęść i ślepych uliczek. To, co trzeba zrobić, można wyrazić w kilku praktycznych ideach, którymi należy się kierować w myśleniu, gdy chodzi o takie kwestie, jak – nie mogę teraz wchodzić w szczegóły – odpowiedź na notę papieską. Chociaż idee te nie są niczym innym, jak tylko praktycznymi odpowiedziami na bezpośrednie problemy, nie można ich osiągnąć ani zrozumieć bez impulsu do poznania duchowego. Dotyczą one sposobu myślenia, sposobów i środków, które są konieczne, jeśli człowiek ma znaleźć rozwiązanie obecnego zamętu dotyczącego współistnienia różnych narodów i krajów. Dotyczą one ustaleń, jakie należy poczynić między narodami i krajami, oraz tego, jak uniknąć uciekania się do iluzorycznych, abstrakcyjnych pojęć, które prowadzą jedynie do nierealistycznych deklaracji o wolności ludzi, pokojowej współpracy między mniejszymi narodami itp.

Można wprawdzie wypracować wybitnie praktyczne idee, które mogą doprowadzić do wybawienia od obecnych nieszczęść. Ale co się dzieje zamiast tego? Być może czytaliście Państwo w gazetach o tym, że na Uniwersytecie Berlińskim powołano nowego dyrektora. Nowy dyrektor, radca Penck, wykładał o politycznych granicach na podstawie czynników geologicznych. Nie da się oddać ciężaru serca, jaki wywołują takie wydarzenia. A dlaczego? Ponieważ w miejscach, które powinny być najbardziej oświeconymi miejscami dla dzisiejszego życia kulturalnego, prezentowane są najbardziej nieoświecone, elementarne idee. Gdyby zamiast tego umysły były zajęte wiedzą duchową, wtedy pojawiłyby się wszechstronne idee o prawdziwie praktycznym zastosowaniu w życiu. Pomyślmy tylko o obecnej sytuacji: z jednej strony mamy naukę duchową, która może wypracować idee o praktycznym zastosowaniu do obecnych problemów, idee o wszechstronnym charakterze, które ujawniłyby związki wyższego rzędu pomiędzy zagadnieniami. Z drugiej strony mamy uznane oficjalne badania, wciąż nieśmiało błądzące w najbardziej podstawowym aspekcie problemów, bez perspektyw na osiągnięcie czegoś więcej. Ci, na których ludzie dzisiaj patrzą i uważają za najwyższe autorytety, są dalecy od jakiegokolwiek zrozumienia tego, co jest tak bardzo potrzebne i osiągalne poprzez naukę duchową. To właśnie utrudnia wyjaśnienie tego, co jest konieczne, szczególnie w odniesieniu do obecnej sytuacji. Oficjalna nauka zajmuje się podstawami badania naukowego, ale to samo w sobie mogłoby prowadzić do nauki duchowej, gdyby ci, których to dotyczy, nie uważali tego za fantazję, której nie chcą brać pod uwagę.

Przypomina się nam, bez zarozumiałości i braku pokory, jak pierwsi chrześcijanie w czasach rzymskich musieli odprawiać swoje nabożeństwa w katakumbach, podczas gdy na górze stary porządek społeczny trwał nadal. Lecz kilka wieków później, co stało się z tym starym porządkiem, którego traktowanie wczesnego chrześcijaństwa poznajemy z historii Rzymu? W ciągu kilku stuleci rozwiązał się, a to, co istniało kiedyś w katakumbach, teraz było na górze i rozprzestrzeniło się daleko i szeroko. Gdyby tylko wystarczająca liczba ludzi mogła zrozumieć, że coś podobnego musi powstać dzisiaj, nawet jeśli nie na taką skalę jak samo chrześcijaństwo. To, co dziś dominuje w świecie jako zwyczajowy światopogląd oparty na oficjalnej nauce, nie może przetrwać. Ma to taki sam stosunek do potrzeb teraźniejszości, jak starożytny Rzym do rozwijającego się poniżej w katakumbach chrześcijaństwa.

Ten światowy problem, ta światowa antyteza muszą być przeżywane wewnętrznie. Trzeba w nią wejść myślami i uczuciami, aby uświadomić sobie w pełni jej płytkość, gdy obecnie padają deklaracje o „nowym duchu”. Trzeba sobie uświadomić, jak daremne są niezrozumiałe pomysły o gwarancjach, które miałyby zapewnić organizacje międzynarodowe i sądy arbitrażowe, mimo że nikt nie wie, kto byłby zdolny do arbitrażu. Nadszedł czas, gdy pojęcia i idee związane z wielkimi sprawami świata muszą być odniesione do spraw życia codziennego. Ludzkość nie może po prostu powiedzieć, że takie pojęcia i idee są w porządku, gdy chodzi o pojmowanie wydarzeń światowych, ale nie mają zastosowania do spraw codziennych. Albo są one tak stosowane, albo te właśnie kwestie stają się bezsensowne i tracą wszelkie znaczenie dla praktycznego życia, nie tego za dziesięć lat, ale na dziś i na jutro.

Kiedy wyrażana jest różnica zdań, zwykle zachowuje się pewien stopień obiektywizmu, ale nie wtedy, gdy przedmiotem sporu jest nauka duchowa czy antropozofia. Kiedy ktoś taki jak Max Dessoir, profesor Uniwersytetu Berlińskiego, atakuje naukę duchową, raczy swoich czytelników przeinaczeniami i fałszerstwami, co pokazałem w mojej książce, która wkrótce się ukaże. To, co powinno być uczciwą, obiektywną dyskusją, staje się osobistym atakiem, osobistym szkalowaniem, gdy kwestią jest nauka duchowa. A dlaczego? Nie dlatego, że ludzie są w stanie obalić duchową naukę, ale dlatego, że nie chcą tego zrobić. Powodem, dla którego tego nie robią, jest to, że współczesny człowiek unika uciążliwego zadania poszukiwania w sobie prawdziwego człowieczeństwa. Ludzie lubią na przykład cieszyć się i być dumni ze swoich pojęć moralnych, ale nie jest to już możliwe, kiedy wiadomo, że cnoty same z siebie zamienią się w odpowiadające im wady, jeśli nie będzie się ściśle pilnować życia duszy.

Często zwracałem uwagę na kwestię bezinteresowności. Kiedyś podczas publicznego wykładu podałem jako hipotetyczny przykład stowarzyszenie założone w celu kultywowania bezinteresowności. Członkowie stowarzyszenia szybko wyrobili w sobie nawyk zwracania się do tych, którzy zarządzali towarzystwem, mówiąc: Chciałbym tego i tego, ale nie dla siebie, to jest dla kogoś innego; wtedy ten „ktoś inny” również prosił o coś nie dla siebie, ale dla tego, który pierwszy poprosił. Żaden z nich nie chciał niczego dla siebie! Istotne jest nie to, czy chce się czegoś dla siebie, czy dla kogoś innego, ale czy sama prośba jest bezinteresowna. Prawda jest taka, że kiedy ludzie próbują stać się bezinteresowni, to po pewnym czasie siła tkwiąca w bezinteresowności czyni z nich egoistów. Samo dążenie do bezinteresowności rodzi egoizm. Trzeba uważać, by kiedy „wahadło wychyli się w dół”, nie cieszyć się z własnej bezinteresowności.

Luter doskonale zdawał sobie z tego sprawę, dlatego w jego pismach znajdujemy wiele przypadków, w których pozornie nie szanuje takich cnót jak bezinteresowność i tym podobne. Wiedział, że bezinteresowność jest zazwyczaj maską, za którą kryje się hipokryta. Luter często potrafił być dosadny w takich sprawach. Na przykład radzi Melanchtonowi, aby nie starał się być tak przerażająco bezinteresowny, ale raczej czynił zło, na które ma ochotę. Lepiej jest bowiem czynić zło, gdy ma się na to ochotę, niż być nieszczerym faryzeuszem, który pozornie czyni dobro, a wewnętrznie pragnie czynić zło. Luter miał wielki wgląd w tę biegunowość ludzkiej natury z powodu swoich szczególnych doświadczeń duchowych. Na przykład był w Rzymie w roku 1510; w tym czasie uważano za cnotliwe wspinanie się po bardzo wysokich schodach – nie znam technicznego katolickiego określenia na to. Za każdy pokonany stopień odpuszczano pewną liczbę dni czyśćcowych, a jeśli cały stopień pokonało się na kolanach bez wstawania, odpuszczano wiele dni czyśćcowych. Luter wziął w tym udział, ponieważ w tamtym okresie swojego życia uważał, że w ten sposób można przyczynić się do swojego zbawienia. Jednak, gdy wspinał się, miał wyobrażenie, które odczytał jako przeświadczenie: „Szukajcie sprawiedliwości w wierze!” To właśnie tego rodzaju doświadczenie uczyniło Lutra człowiekiem, którym był. On wewnętrznie odczuwał kontrastujące siły, które były wywoływane w jego duszy przez to, co robił.

To, co jest potrzebne w obecnym czasie, to przede wszystkim głębszy wgląd w ludzkie życie. Oznacza to, między innymi, zdolność rozpoznania, że powtarzanie jakiegoś słowa nie musi oznaczać, że posiada się rzeczywistość, na którą ono wskazuje. Wielu wypowiada słowo „duch”, ale można wiele mówić o duchu i nie zbliżyć się do niego. Nie jest to na ogół zauważane. Na przykład jest człowiek, który napisał coś, co można by nazwać całą biblioteką; nie chciałbym musieć liczyć, ile razy słowo duch pojawia się w jego bibliotece. Ludzie naprawdę wierzą, że ten człowiek, Rudolf Eucken, mówi o prawdziwym duchu. W tej sferze istotne jest rozróżnienie pomiędzy rzeczywistością a zwykłym pozorem. To powoduje niepokój, rodzi strach przed życiem duchowym, a nawet strach przed samym myśleniem. Dzisiejszy człowiek chce uciec od myślenia, chce znaleźć swoje własne zbawienie, jak również rozwiązanie problemów społecznych i politycznych w inny sposób niż poprzez myślenie.

Czas jest zbyt poważny, zbyt ciężki, aby nie traktować tych spraw z głęboką powagą. Będzie to dzień błogosławieństwa, gdy większa liczba ludzi uzna prawdę i rzeczywistość tego, co dziś ponownie zaznaczyłem, niestety nie więcej niż zaznaczyłem. Wchodzenie w te rzeczy bardziej szczegółowo oznaczałoby mówienie o rzeczach, o których nie można mówić dzisiaj. Dlatego byłoby dobrze, gdybyście, szczególnie po tych wykładach, zastosowali do nich trochę prawdziwego myślenia, które jak dotąd nie jest cenzurowane. Powiedziałem w ostatnim wykładzie, że dzisiaj ludzie rozerwaliby na strzępy każdego, kto mówiłby otwarcie o bezpośrednich wydarzeniach widzianych za pomocą wizji nadzmysłowej. O pewnych rzeczach nie można mówić, a co dopiero robić. W ten sposób traci się wiele możliwości, gdy można było zilustrować, jak ważne jest dla dzisiejszego człowieka pogłębienie i wzmocnienie jego życia wewnętrznego. Proszę sobie wyobrazić, co stałoby się z ruchem luterańskim, gdyby Luter nie posiadał o wiele większych, silniejszych i skuteczniejszych sił niż te, które posiada większość dzisiejszych przywódców.

Ktoś może zapytać, dlaczego ludzie wykazują dziś tak małe zainteresowanie wiedzą duchową. Prawdziwą przyczyną jest to, o czym często mówiłem, że człowiek uważa ją za niepokojącą, niewygodną. Naturalno-naukowy pogląd na świat opiera się na koncepcjach i ideach, które są łatwiejsze do strawienia. Są one z pewnością godne podziwu, ale aby je przyswoić, należy jedynie przyglądać się zjawiskom i pozwolić, aby zewnętrzne fakty same nas prowadziły. Nie trzeba się budzić wewnętrznie, nie trzeba zagłębiać się w najgłębsze zakamarki duszy, aby zrobić następny krok. Wiedza duchowa rzeczywiście stawia takie wymagania i trzeba powiedzieć, że jeśli człowiek nie jest gotów podjąć takiego wysiłku, nie jest człowiekiem w prawdziwym tego słowa znaczeniu. Jest to również prawda, której nie jest przyjemnie słuchać, zwłaszcza z ust kogoś, kto dzięki panującym warunkom zajmuje pozycję autorytetu. To, że profesor czy szeregowy radny nie powinien być człowiekiem w pełnym tego słowa znaczeniu, jest oczywiście trudne do zrozumienia. Jest to jednak rzecz, która musi być zrozumiana, jeśli chcemy wyjść z nieszczęść, w jakich się obecnie znajdujemy.

W roku 1613 Johann Valentin Andrae napisał „Chymiczne zaślubiny Christiana Rosenkreutza”, książka ukazała się w 1616 roku. W latach od 1614 do 1617 Valentin Andrae pisał inne dzieła, w których wyrażał myśli i uczucia swoich czasów. Jedna z jego książek ma jako podtytuł: „Do książąt i głów państw”. Andrae chciał pokazać, że to, za co człowiek uważa siebie i za co uważa innych, jest mayą, jest wielką iluzją. Chciał, aby człowiek miał możliwość poznania swojego prawdziwego ja i innych. Miał na myśli wielki ruch duchowy i poświęcił wiele myśli i przygotowań na jego realizację. W tym czasie szykowały się dwa wielkie wydarzenia: ruch, którego pragnął Valentin Andrae i wojna trzydziestoletnia, trwająca od 1618 do 1648 roku. Wydarzenia, które doprowadziły do wojny trzydziestoletniej, uniemożliwiły ruch, który chciał wprowadzić Johann Valentin Andrae. Wiele by trzeba było powiedzieć, aby opisać różne przyczyny tego niepowodzenia. Często podejmowane są próby, które kończą się niepowodzeniem, ale później odnoszą sukces. W tamtym czasie istniała możliwość, że to się uda, ale nie udało się. Dziś znów znajdujemy się w obrębie dwóch nurtów, dwóch możliwości, które z konieczności muszą na siebie wpływać. Z jednej strony jest Antropozofia z impulsem do dalszej ewolucji człowieka, z drugiej strony jest to wszystko, co doprowadziło do wydarzeń, podobnych w swej naturze do tych, które wywołały wojnę trzydziestoletnią. Od ludzkości zależy, czy to, co powinno się wydarzyć, zostanie ponownie powstrzymane. Letarg, zamiłowanie do łatwizny może sparaliżować obecne próby. Czy sprawy potoczą się tak, jak się potoczyły, gdy sparaliżowana została próba Walentego Andraela, to już inna sprawa.

Nie należy zadawać pytania takiego jak: Dlaczego siły duchowe nie interweniują w sprawy na planie fizycznym i nie zaprowadzają porządku? Nie powinno się zadawać tego pytania, ponieważ to, co robią ludzie, często jest bezpośrednim buntem przeciwko siłom duchowym. Bardzo często tymi, którzy się buntują, są właśnie ci ludzie, którzy ciągle mówią o duchu, duchu, duchu. Niedawno przeczytałem na okładce jakiegoś czasopisma reklamę, w której słowo duch było powtarzane ad nauseam. W dzisiejszych czasach duch dominuje we wszystkim, to wystarczy, aby doprowadzić człowieka do rozpaczy! Duch ma produkować zarazki, maski przeciwgazowe i co tam jeszcze. Wszystko nazywa się duchem. Pytanie brzmi: czy ludzie zdają sobie sprawę, co to za duch? Jak wiecie rozróżniamy między duchem normalnej ewolucji a duchem lucyferycznym i arymanicznym. Zwróciłem waszą uwagę na Ricardę Huch i na to, jak w swojej książce o Lutrze wyraża ona pozytywną tęsknotę za diabłem, chodzi jej oczywiście o uznanie diabła. W odniesieniu do wszystkich zapowiedzi o duchu można by powiedzieć, że ludzie nigdy nie dostrzegają diabła, nawet gdy mają go na okładkach czasopism.

Jest wiele rzeczy, o których dzisiaj mogłem tylko napomknąć, a do wielu mogłem się odnieść tylko w sposób zawoalowany. Staną się one dla was jasne, jeśli zastanowicie się nad tym, co zostało dziś powiedziane. Jedno na pewno zauważyliście: że mówiłem z głębokim, gorzkim sercem, co jest również sposobem, w jaki muszę na razie zakończyć te wykłady.

Zachęcamy do odwiedzenia strony poświęconej twórczości barona Arilda Rosenkrantza:

Możesz również polubić…

4 3 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x