Związki karmiczne: Julian Apostata (cz. 1)
Rudolf Steiner, Ga 238, Związki karmiczne, Tom 4, Dornach, 14 września 1924 r. Intermediarius: B.S.
(…) Dla tego, kto bada historię z wyczuciem jej wewnętrznego znaczenia, pewne wydarzenie z pierwszych wieków chrześcijaństwa jest owiane atmosferą dziwnej tajemnicy. Widzimy z jednej strony osobowość, o której możemy sądzić, że w swoim życiu wewnętrznym była mało zdolna do tego, by objąć chrześcijaństwo lub uczynić je tym, czym się wówczas stało – oficjalnym chrześcijaństwem Zachodu.
Mam na myśli cesarza Konstantyna, o którym tak często mówiłem. Następnie, obok niego (oczywiście nie dosłownie, ale patrząc na tamten wiek ze znacznej odległości w czasie), obok Konstantyna widzimy Juliana Apostatę. Julian Apostata, jak wiemy, był tym, w którym żyła mądrość Misteriów.
Julian Apostata mógł mówić o potrójnym słońcu. Zaiste, stracił on życie, ponieważ uznano go za zdrajcę Misteriów, ponieważ mówił o potrójnym słońcu. O tych rzeczach nie wolno było mówić w jego czasach, a tym bardziej nie wolno było w czasach wcześniejszych. Julian Apostata pozostawał w szczególnej relacji do chrześcijaństwa. W pewnym sensie musimy wciąż na nowo dziwić się, że geniusz, wspaniała duchowość i intelekt Juliana był tak mało otwarty na wielkość chrześcijaństwa.
Wynikało to po prostu z faktu, że w swoim środowisku widział bardzo mało tego, co uważał za prawdziwą wewnętrzną szczerość, podczas gdy wśród tych, którzy wprowadzali go w starożytne misteria, znajdował wielką szczerość – pozytywną, aktywną szczerość. Tak było w przypadku Juliana Apostaty.
Tam, w Azji, został zamordowany. O tym zabójstwie opowiada się wiele bajek. Prawda jest taka, że dokonano go, ponieważ uważano go za zdrajcę misteriów. Było to morderstwo całkowicie zaplanowane.
Jeśli w pewnym stopniu poznamy to, co żyło w Julianie, nie możemy nie być głęboko zainteresowani pytaniem: W jaki sposób jego indywidualność przetrwała w późniejszych czasach? Była to bowiem indywidualność szczególna, o której trzeba powiedzieć, że lepiej niż Konstantyn, lepiej niż Clodvig i wszyscy inni nadawał się do tego, by prostować drogi chrześcijaństwa.
Leżało to w jego duszy. Gdyby czas był sprzyjający, gdyby istniały odpowiednie warunki, mógłby on wyprowadzić ze starożytnych misteriów prostą kontynuację od Chrystusa przedchrześcijańskiego, prawdziwego makrokosmicznego Logosu, do Chrystusa, który miał działać w ludzkości po tajemnicy Golgoty.
Był on rzeczywiście naczyniem dobrze przygotowanym. Dziwnie to brzmi, ale tak właśnie jest, jeśli wnikniemy w jego prawdziwego ducha. W fundamentach jego duszy odnajdujemy prawdziwy impuls do przyjęcia chrześcijaństwa. Ale nie pozwolił mu się ujawnić, stłumił go, wprowadzony w błąd głupstwami, które Celsus napisał o Jezusie. Rzeczywiście, od czasu do czasu zdarza się, że ludzie prawdziwie genialni zostają sprowadzeni na manowce przez najgłupsze wymysły swoich bliźnich. Stąd możemy odnieść wrażenie: Julian byłby naprawdę duszą, która mogłaby wyprostować drogi chrześcijaństwa i wprowadzić je w jego prawdziwy i właściwy kanał.
Pozostawiamy teraz duszę Juliana Apostaty w życiu ziemskim i z największym zainteresowaniem śledzimy losy tej samej osoby w światach duchowych. Ale zawsze jest w tym coś niejasnego i niewyraźnego. Tylko najintensywniejsze wysiłki duchowe mogą doprowadzić do jasnego wyobrażenia sobie jego dalszej drogi.
W wielu sprawach istniały w średniowieczu bardzo adekwatne wyobrażenia. Mogły być legendarne, ale były adekwatne, odpowiadały rzeczywistym wydarzeniom. Choć legendarne, jakże adekwatne są opowiadania, które skupiały się wokół postaci Aleksandra Wielkiego. Jakże żywo jego życie jawi się, jak już wspomniałem, w opisach Kapłana Lamprechta!
Ale to, co żyje w Julianie Apostacie, żyje w taki sposób, że musimy ciągle powtarzać: Dąży do tego, by zniknąć sprzed oczu ludzkości. A kiedy staramy się za nim podążać, mamy największe trudności z utrzymaniem go w naszym duchowym polu widzenia. Raz po raz nam się wymyka.
Śledzimy ją przez wieki, aż do średniowiecza, i ona nam umyka. A kiedy w końcu udaje nam się podążać za nią do końca, docieramy do dziwnego miejsca, które choć nie jest historyczne we właściwym sensie, w rzeczywistości jest czymś więcej niż historią. Dochodzimy w końcu do postaci kobiety, w której ponownie odnajdujemy duszę Juliana Apostaty.
Była to kobieta, która dokonała ważnego czynu w swoim życiu pod wpływem bolesnego wydarzenia. Widziała ona bowiem nie w sobie, lecz w osobie drugiego człowieka obraz losu Juliana Apostaty, który udał się na Wschód i tam stracił życie w wyniku zdrady.
Kobieta, o której mówię, to Herzeleida, matka Parsifala, która była postacią historyczną, choć sama historia nic o niej nie mówi. W Gamauecie, którego poślubiła, a który stracił życie przez zdradę podczas kampanii na Wschodzie, została wskazana na swoje przeznaczenie w poprzednim życiu jako Julian Apostata. To wniknęło głęboko w jej duszę i pod tym wrażeniem dokonała tego, o czym mówi się nam w sposób legendarny – ale historyczny w najprawdziwszym sensie – o wychowaniu Parsifala przez Herzelida.
Dusza Juliana Apostaty, który pozostawał w tej głębi i o którym można by sądzić, że jego misją powinno być przygotowanie właściwej drogi dla chrześcijaństwa – dusza ta odnajduje się ponownie w średniowieczu w ciele kobiety, która wysłała Parsifala, aby szukał i odnalazł ezoteryczne ścieżki dla chrześcijaństwa.
Tajemnice takie jak ta, pełne zagadek, są ścieżkami ludzkości w tle, w podstawach istnienia. Ten przykład – a jest on dziwnie spleciony z tym, o którym już wam mówiłem w związku ze Szkołą w Chartres – ten przykład może wam uświadomić, jak wspaniałe są drogi ludzkiej duszy i drogi ewolucji całej ludzkości.