Słowo o antropozofii i antropozoficznej sztuce leczenia
Jerzy Prokopiuk, Przedmowa do książki „Obraz człowieka jako podstawa sztuki leczenia”, V.I.D.I., 2001
Niniejszy tekst, poświęcony medycynie antropozoficznej, muszę z konieczności rozpocząć od ogólnej prezentacji antropozofii — stworzonej przez wielkiego ezoteryka przełomu XIX i XX wieku Rudolfa Steinera (1861-1925 ), wiedzy czy nauki duchowej, „nauki o duchu”. (Powiadam „z konieczności”, ponieważ antropozofia ciągle jeszcze pozostaje dziedziną nieznaną zarówno polskiemu intelektualiście, jak i inteligentowi.) Antropozofia (gr. anthropos = człowiek i sofia = mądrość) to chrystocentryczna wiedza (nauka) o Człowieku Kosmicznym i ziemskim jako immanentnym aspekcie Bóstwa w jego rozwoju w wieczności i doczesności. Antropozofia jest metamorfozą, aktualną formą gnozy, tj. dążenia człowieka do trans-racjonalnego poznania Bóstwa; nie należy jej wszakże utożsamiać z gnostycyzmem, dualistycznym, akosmicznym i soteriologicznym światopoglądem, kwitnącym w starożytności, który — przybrawszy postać religii światowej: manicheizmu — przetrwał przez okres średniowiecza w takich religiach, jak paulikanizm, bogomilizm, patarenizm i kataryzm (po XV wiek). Późniejszą (od XV do XIX wieku) jego formą było, zainicjowanie przez pół legendarnego Christiana Rosenkreutza — różokrzyżostwo, którego „wyższym stopniem” jest antropozofia. Na całość antropozofii składa się: 1. Inicjacyjny system ćwiczeń i medytacji — aktualna forma ezoteryki chrześcijańskiej — mający umożliwić człowiekowi przemianę jego duszy i ciała, dać mu poznanie siebie i świata duchowego oraz doprowadzić go do Chrystusa Zmartwychwstałego, 2. Światopogląd jako rezultat poznania antropozoficznego (wiedza o człowieku, kosmosie i immanentnym aspekcie Bóstwa) oraz 3. Program budowy kultury i cywilizacji alternatywnej (religia, sztuka, pedagogika waldorfska, pedagogika specjalna —tzw. Camphill Movement, idea „trójpodziału organizmu społecznego”, bankowość, medycyna i farmacja, rolnictwo biologiczno-dynamiczne, „miękka” technika). Twórca antropozofii sam dał takie oto jej określenie: „Przez antropozofię rozumiem naukowe badanie świata duchowego, które przenika jednostronność zarówno czystego przyrodoznawstwa, jak i zwykłej mistyki, i które — w poznającej duszy rozwija najpierw nieznane jeszcze zwykłej świadomości i zwykłej nauce siły, jakie wniknięcie takie umożliwiają”. W innym z określeń antropozofii przeciwstawiał ją jako „wiedzę, naukę o człowieku kosmicznym, potencjalnym — antropologii jako nauce o człowieku aktualnym i teozofii jako wiedzy o Bogu”. W trzecim określeniu antropozofii przedstawia ja następująco: „Antropozofia pragnie poprowadzić ducha ludzkiego do ducha kosmicznego”. Jak powiedziałem, antropozofia jest także — na płaszczyźnie praktycznej — programem budowy kultury i cywilizacji alternatywnej wobec dominującego od kilkuset lat jej odpowiednika, opartego na nauce i technice z gruntu uformowanych przez przede wszystkim euroamerykańskie mieszczaństwo i podporządkowane mu warstwy plebejskie. Ta dominująca kultura i cywilizacja mają światopoglądowy charakter na wskroś scjentystyczny, pozytywistyczny i materialistyczny. Natomiast antropozoficzna alternatywna kulturo-cywilizacyjna opiera się na paradygmacie nauki wzbogaconej o wyobraźnię, na ezoterycznej syntezie empiryzmu obejmującego również świat duchowy z transracjonalizmem gnostycznym i na inspiracji spirytualistycznej. Medycyna antropozoficzna —„sztuka leczenia poszerzona o wiedzę duchową” — jest jedną z alternatywnych propozycji w ramach antropozoficznego programu budowy kultury i cywilizacji. W tym sensie należy do odradzającego się w naszych czasach nurtu „medycyny alternatywnej”. Czym jednak jest ten „niekonwencjonalny” nurt medycyny?
Medycyna alternatywna stanowi kontynuację i/lub metamorfozę świętej medycyny” (by użyć terminu Claudine Brelet). „Święta medycyna” to medycyna zmierzająca do pełni, harmonii, równowagi człowieka zarówno wewnętrznej, jak i zewnętrznej), w relacji z jego środowiskiem. Ta pełnia, harmonia i równowaga ma charakter wielopłaszczyznowy: obejmuje nie tylko jego cielesność i jego psyche, lecz także jego ducha i na wszystkich tych poziomach szuka dlań związku z immanentnym i transcendentnym sacrum; stąd jej określenie jako medycyny holistycznej i sakralnej („świętej”). Medycyna święta to najstarsza medycyna ludzkości: obejmuje ona znachorstwo szamanów u ludów pierwotnych, medycynę wielkich kultur starożytności od Chin, Indii, Egiptu i Mezopotamii po kultury Ameryki Północnej (Majów czy Azteków) i Południowej (Inków), w Europie medycynę Greków i Rzymian czy Celtów, Germanów i Słowian, czy późniejszą „magiczną” medycynę alchemików, gnostyków, „czarownic” (wicca) aż po homeopatię Samuela Hahnemanna na przełomie XVIII-XIX wieku. W szerokim rozumieniu tego słowa również medycyną alternatywną – holistyczną i sakralną – jest medycyna antropozoficzna Zarazem jednak jest ona metamorfozą tej sztuki leczenia. Medycyna alternatywna – zarówno stara, jak i odradzająca się w naszych czasach – dziś stanowi w naszej kulturze i cywilizacji przeciwieństwo medycyny akademickiej. Dominująca w naszej kulturze i cywilizacji medycyna akademicka jest w istocie najmłodsza z licznych form lecznictwa, jakie wydała ludzkość. Ma ona wprawdzie swe prapoczątki już w czasach grecko-rzymskiego antyku (Asklepios, Hipokrates, Galen), ale od swych religijnych i magicznych czy znachorskich korzeni oderwała się, na dobrą (lub złą) sprawę, dopiero w XIX i XX wieku. Rozpatrując rzecz w kategoriach ekonomicznych i społecznych, medycyna ta rozkwitła dopiero w epoce dominacji mieszczaństwa i kapitalizmu — i mówiąc o niej, należałoby tu powtórzyć to wszystko, co powiedzieliśmy o scjentystyczno-materialistycznej kulturze i cywilizacji ostatnich czterystu lat.
Jednakże w kulturze tej i cywilizacji na przełomie XIX i XX wieku doszło do przemiany na samych szczytach jej nauki – do „rewolucji naukowej”, jaką stanowiły narodziny nowoczesnej fizyki i psychologii głębi. Wszakże medycyna akademicka, niezmiennie wierna swym scjentystycznym i materialistycznym założeniom, pozostała niemal całkowicie immunizowana na tę rewolucję naukową. Co więcej, wraz z ekspansją cywilizacji euroamerykańskiej, obejmującą swym zasięgiem cały świat, wyrósłszy tylko w tej cywilizacji i ex definitione zachowując wszelkie znamiona jej ograniczeń historyczno-społecznych i kulturowych, światopoglądowych i psychologicznych, przyznała sobie rangę uniwersalną – quasi „ogólnoludzką” – wszystkie inne formy medycyny, zarówno z epok minionych, jak pozaeuroamerykańskich kręgów kulturowych, uznając za „niższe”, przestarzałe i prymitywne. Wszakże, jak powiada Mefisto w Fauście Goethego, „…wszystko, co powstaje, słusznie się pastwą zatracenia staje”. Euroamerykańska cywilizacja przejawia już we wszystkim symptomy zmierzchu poprzedzającego agonię. Wystarczy uświadomić sobie, że już utraciła ona swój ezoteryczny i religijny elan vital, w ramach swego światopoglądu naukowo-technologicznego skierowała wzrok człowieka wyłącznie ma świat materialny w jego aspekcie czysto fizycznym i wpędziła go w stan umysłowej schizofrenii („prawa półkula” jego mózgu trzyma się kurczowo tradycyjnej religijności kościelnej na gruncie dominującego chrześcijaństwa, podczas gdy jego „lewa półkula” opowiada się równie jednostronnie za materialistycznym widzeniem świata) przez swe ekonomiczne (kapitalistyczne i pseudosocjalistyczne) nastawienie zmieniła człowieka – i całą naturę – w towar, przez swą technikę czyniąc z obojga przedmiot bezwzględnej eksploatacji, by ostatecznie stworzyć apokaliptyczne zagrożenie dla ludzkości i świata w postaci zrodzonej w „podnaturze” groźby nuklearnej i groźby stopniowej czy gwałtownej destrukcji naturalnego środowiska człowieka (kwestia ekologii). Przede wszystkim jednak swe ostrze samobójczo zwróciła przeciwko samemu człowiekowi: jej materialistyczna nauka i technika omamiły go światem iluzji (fotografia, film, telewizja, itp.), z wolna zmieniając go w maszynę (transplantacja organów, komputeryzacja, Internet) i — last but not least —grożąc mu zatratą swego rdzenia duchowego (totalitaryzm w sferze społeczno-politycznej — jawny, jak w komunizmie, faszyzmie czy hitleryzmie, czy utajony w tzw. systemach demokratycznych – pedagogika glajchszaltacji, kultura masowa ogłupiająca jednostronnie ludność). Medycyna akademicka naszych czasów — mimo swych (bardziej spektakularnych niż rzeczywistych) osiągnięć — przejawia wszelkie symptomy kryzysu cywilizacji, która ją zrodziła. Wystarczy tylko wymienić charakterystyczne dla niej przesunięcia nacisku z humanistycznej relacji między lekarzem a pacjentem na antyhumanistyczną pseudo-relację „funkcjonariusz służby zdrowia” — choroba (w której nie leczy się samego pacjenta jako pełnego człowieka), tj. „reizację” i zbiurokratyzowanie stosunku lekarza do pacjenta, jednostronnie i czysto kwantytatywne oparcie diagnostyki lekarskiej na rozbudowanej aparaturze medycznej czy stosowanie leków, opartych wyłącznie na zasadzie allopatycznej. Wszystko to składa się na jej kryzys obiektywny, jak i zauważalny zanik zaufania do niej i jej koryfeuszy wśród rzesz zdanych na nią pacjentów. Tak oto doszło — począwszy od XVIII wieku (homeopatia Hahnernanna) — do powstania tzw. medycyny alternatywnej, czyli odrodzenia „świętej medycyny”.
Medycyna „święta” to nie tylko – w sensie historycznym medycyna wywodząca się z ezoteryki (gnozy, mistyki, magii) i z inspiracji religijnych – „wysokich” i „niskich” (ludowych) – lecz w swej istocie medycyna wyrastająca z duchowej pełni człowieka i ku tej pełni – po tym, kiedy ją zgubił – ponownie go prowadząca (por. ang. holy = święty i whole = cały). Natomiast określenie „medycyna alternatywna” dziś oznacza przede wszystkim te propozycje terapeutyczne, które stanowią alternatywę wobec medycyny akademickiej. Jest to więc określenie w gruncie rzeczy wyłącznie negatywne. Ale przecież oba te terminy – medycyny „świętej” i medycyny alternatywnej – w dużej mierze się pokrywają. W jakiej mierze? Na pewno co do intencji: wszystkie formy medycyny alternatywnej przeciwstawiają się materialistycznej i atomistycznej medycynie akademickiej, oferując człowiekowi terapie, dające mu możność „powrotu do pełni”, toteż słusznie nazywa się je także terapiami holistycznymi. Z drugiej strony jednak powstaje pytanie, czy renesans medycyny „świętej” oznacza po prostu powrót, by tak rzec: regresję, do medycyny „starej” i „prymitywnej” (jak by ją określili medycy akademiccy)? I tu dochodzimy do sedna sprawy. Podobnie, jak żadne formy „odrodzenia” w dowolnych dziedzinach myśli i życia nie mogą być i nie są „zstępowaniem do tej samej rzeki’ , by przypomnieć słowa Heraklita, tak też „renesans świętej medycyny” nie jest regresją. Albowiem lata jej kohabitacji z medycyną akademicką nie minęły bez śladu: ich konfrontacja pozwoliła, względnie pozwoli, medycynie „świętej” na udoskonalenie i unowocześnienie swych metod i swej praktyki. A właśnie kierunek takiej „wzbogaconej przemiany” wyznacza przede wszystkim medycyna antropozoficzna, będąca zgodnie z określeniem Rudolfa Steinera „sztuką leczenia poszerzoną o wiedzę duchową”. (Podstawowa praca Steinera napisana wraz z Itą Wegman nosi w oryginale tytuł Grundlegendes fiir eine Eiweiterung der Heilkunst nach geisteswissenschaftlichen Erkenntnissen i została wydana w 1925 roku.) Niech też dla tej przemiany mottem staną się słowa Steinera z cyklu jego wykładów Physiologisch-Therpeutisches auf Grundlage der Geisteswissenschaft, wydanych w 1935 roku: „Należy stanowczo podkreślić, że (…) przynajmniej moim zamiarem nie może być popieranie w jakikolwiek sposób znachorstwa, ale że w obrębie naszej zorientowanej antropozoficznie wiedzy duchowej absolutnie zdecydowanie musi istnieć potrzeba popierania jako sztuki medycznej, prawdziwej wiedzy opartej na metodycznych studiach”. Christoph Lindenberg w swej biograficznej pracy Rudolf Steiner (wyd. Reinbek, Hamburg 1992), tak oto przedstawia dzieje powstania medycyny antropozoficznej: „Podobnie jak pedagogika, tak też medycyna należy do tych dziedzin pracy, w których Steiner od początku uważał za ważne poszerzenie ich i zapładnianie przez antropozofię pedagogice i medycynie wspólne jest to, ze nie są jedynie naukami. Obie powinny łączyć się ze sztuką — sztuką wychowania i sztuką leczenia, toteż pedagogika i medycyna wymagają, poza ogólną i teoretyczną wiedzą szkolenia duchowego, które pozwala na intuicyjny wgląd i daje bodziec do działania w poszczególnych, konkretnych przypadkach”. Dlatego Steiner już w 1905 roku pisał do Marii von Sivers: „Jest bezwarunkowo konieczne, żeby właśnie takie studia, jak medyczne, przeniknął duch teozoficzny. Albowiem chodzi o to, by z nauką połączyło się pojmowanie teozoficzne. Nie możemy i nie powinniśmy brać w obronę znachorskiego niefachowego partactwa. Byłoby to niebezpieczne” (GA 262). Toteż od 1905 roku Steiner szukał lekarzy interesujących się teozofią i nawet tacy znaleźli się, ale ich poglądy w dużym stopniu były już związane, np. z homeopatią. Około 1908 roku doszło w Monachium do współpracy z dr Felixem Peipersem, który w swej prywatnej klinice sam prowadził już terapię barwami. W 1911 roku w Pradze doszedł do skutku kurs przeznaczony dla lekarzy – Okkulte Physiologie (GA 128), jednakże nie znalazł spodziewanego odzewu. Wszakże Steiner nie rezygnował ze swych planów. Kiedy w 1913 roku zaplanowano budową Goetheanum w Dornach, zarezerwował część terenu dla późniejszej budowy kliniki. Wybuch wojny światowej odsunął realizację także tego zamiaru. Steiner wszakże wiedział, że rozwój poszerzonej sztuki leczenia będzie trwać całe lata i że czas mu ucieka. Dlatego w styczniu 1920 roku pochwycił sposobność, by—w wykładzie w Bazylei, w którym naszkicował ideę medycyny intuicyjnej — stwierdzić, że „właśnie w takiej dziedzinie, jak medycyna rzeczywiście intuicyjna, ideałem antropozofa byłoby móc się kiedyś wypowiedzieć przed tymi, którzy znają się na rzeczy” (GA 334). Chemik dr Oskar Schmiedel podjął tę myśl i udało mu się w początkach 1920 roku zorganizować Steinerowi kurs dwudziestu wykładów, połączonych z dyskusją i koreferatami. W kursie tym wzięło udział 33 lekarzy. W kwietniu 1921 roku odbył się drugi kurs. W związku z tymi kursami — ale nie będąc ich bezpośrednim skutkiem — pozostaje założenie dwóch kliniczno-terapeutycznych instytutów w czerwcu i sierpniu 1921 roku, które powstały na całkiem różny sposób Pierwszy z nich, instytut w Arlesheim (Basel—Land) powstał z osobistej inicjatywy dr Ity Wegman, która sama zgromadziła środki umożliwiające założenie tej kliniki. W dwa miesiące później, na większą skalę, można było utworzyć ze środków spółki Der Kommende Tag w Stuttgarcie, drugą klinikę. Teraz Steiner przed jednym ze stuttgarckich lekarzy, który już od lat otrzymywał odeń zachęty w dziedzinie terapii i leków, postawił zadanie opracowania podręcznika praktyki lekarskiej. Przy tym — chociaż Steiner w licznych rozmowach z lekarzami w Stuttgarcie dawał im ciągle nowe impulsy — wyłoniły się pewne trudności, przede wszystkim dlatego, że lekarze ci czuli się związani z duchem medycyny naukowej. Ku wielkiemu rozczarowaniu Steinera podręcznik ten, zatytułowany Vademecum nigdy nie powstał. Toteż Steiner w końcu poddał krytyce nigdy nieustanne teoretyzowanie (w pierwszym roczniku „Goetheanum”) i lizusostwo wobec nauki. „Nie musimy wymagać, by profesorowie uniwersytetów chwalili nasze Vademecum (…)” —pisał (GA 259). Zupełnie inaczej rozwinęła się współpraca z Itą Wegman. Wegman, którą Steiner spotkał już w 1902 roku, pracowała jako instruktorka gimnastyki leczniczej i rozpoczęła studia medyczne dopiero w trzydziestym roku życia. Po promocji i uzyskaniu specjalizacji otworzyła własną klinikę w Zurychu. W 1920 roku postanowiła „przenieść się do Dornach”. Całym sercem oddana była chorym i ich leczeniu, i to w każdym wypadku. Jej nastawieni naukowo koledzy skłonni byli nie doceniać jej, gdyż unikała wszelkiej retoryki. Kiedy mówiła, przedstawiała po prostu historię chorych i metody ich leczenia. Steiner coraz częściej przychodził do kliniki, by brać udział w konsultacjach lekarskich. Oczywiście, nie praktykował on jako lekarz, ale jego pytania w toku wywiadów z pacjentami i jego idee, odnoszące się do leków i sposobów terapii, otwierały przed Wegman i jej współpracownikami nowe perspektywy, które Wegman, dzięki swemu intuicyjnemu talentowi, potrafiła realizować. Ponadto Wegman posiadała niezwykłe zdolności organizacyjne i talent finansowy, podjęła więc inicjatywę przekształcenia chemicznego laboratorium Oskara Schmiedela w małą fabrykę farmaceutyczną, gdzie rozpoczęto produkcję leków. Przez dziesięciolecia po śmierci Steinera jego inspiracje rozwijano dalej i dziś stanowią one podstawę leków firmy Weleda (i firmy Wala — przyp. autora). Potem, kiedy lekarze w Stuttgarcie nie wydali Vademecum, jesienią 1923 roku, Steiner postanowił opracować tę książę razem z Itą Wegman, przy czym Steiner napisał jej część ogólną, podczas gdy Ita Wegman wniosła do niej swój wkład w postaci historii chorób i opisów leków. Ich współpraca wzbudziła szereg pytań. Nie rozumiano, dlaczego Steiner współpracował akurat z Wegman, a nie z wieloma lekarzami uchodzącymi za mądrzejszych. Steiner znał te pytania i niejednokrotnie na nie odpowiadał. „Było to możliwe tylko dzięki temu, że właśnie pani dr Wegman jest taką osobowością, która w swoich studiach medycznych pojmowała rzeczy tak, iż u niej w sposób oczywisty rozwinęły się one w to, co jest duchowym oglądem jestestwa ludzkiego” (GA 238). W tym sensie wskazał on na samodzielne duchowe wglądy Ity Wegman i dlatego nazywał ją swą współpracownicą „w całej dziedzinie badań duchowych” (GA 319). Tak przedstawia się ogólne tło kulturoznawcze i historyczna geneza powstania medycyny antropozoficznej. Od śmierci Steinera w 1925 roku rozwija się ona (wraz z antropozoficzną farmacją) w całym świecie, dotarła także do Polski. Po książce Ity Wegman i Rudolfa Steinera Podstawy sztuki leczenia poszerzonej wiedzą duchową (Gdynia 1994), w przekładzie Ewy Waśniewskiej, rozprawce Ottona Wolffa Medycyna antropozoficzna i jej leki (Warszawa 1994), w przekładzie Tomasza Mazurkiewicza, oraz pracy Rudolfa Hauschki Nauka o lekach (Nowy Sącz 1998), w przekładzie Adama Śliwy, czytelnik polski otrzymuje kolejną pracę medycynie tej poświęconą: Friedricha Husemanna i Ottona Wolffa Obraz człowieka jako podstawa sztuki leczenia, w przekładzie Joanny Nehring. O ile dzieło Steinera i Wegman stanowi podstawę medycyny antropozoficznej, książeczka Wolffa zaś popularną i krótką jej prezentację, to prace Hauschki oraz Husemanna i Wolfa są już pokaźnymi monografiami tego przedmiotu pisanymi z myślą zarówno o lekarzach, jak i o zwykłych czytelnikach.