Wcielenie Arymana (5)

Rudolf Steiner GA 191 s. 203 i nast. 1.11.1919 r. w Dornach. Intermediarius: B.S.

„(…) A tym, co szczególnie będzie służyło Arymanowi do promowania jego wcielenia na ziemi, jest jednostronne pojmowanie samej Ewangelii. Wiecie, jak bardzo potrzebne stało się w naszych czasach pogłębienie Ewangelii w sensie duchowo-naukowym. Ale wiecie też, jak bardzo rozpowszechniona jest dziś postawa, że nie należy pogłębiać Ewangelii duchowo, że nie należy angażować się w mówienie tego czy owego o Ewangelii z prawdziwej znajomości ducha, kosmosu. Należy „po prostu przyjąć” Ewangelie tak, jak są one przedstawiane ludziom dzisiaj. Nie chcę przez to powiedzieć, że prawdziwe Ewangelie w ogóle się nie przedstawiają, ponieważ to, co ludzie dzisiaj mają z języków oryginalnych jako tłumaczenia Ewangelii, nie jest Ewangeliami. Ale nie chcę się w to zagłębiać; chcę jedynie przedstawić wam głębszy fakt, który polega na tym, że nie można dojść do prawdziwej koncepcji Chrystusa, jeśli chce się jedynie prosto, czyli wygodnie, odnaleźć drogę do Ewangelii, jak to chce dziś czynić większość wyznań i sekt. W czasie, kiedy dokonało się Misterium Golgoty, i kilka wieków później, doszliśmy do koncepcji prawdziwego Chrystusa, ponieważ byliśmy w stanie pojąć to, co zostało przekazane z pomocą mądrości pogańsko-lucyferycznej. Ta pogańsko-lucyferyczna mądrość zanikła, a to, co dziś ludzie znajdują w Ewangeliach wyznań i sekt, nie prowadzi ich do prawdziwego Chrystusa, którego szukamy w naszej duchowej nauce, lecz jedynie do złudzenia lub co najwyżej do halucynacji, do uduchowionej halucynacji Chrystusa.

Nie można dojść do prawdziwego Chrystusa przez Ewangelie, jeśli się ich nie zgłębi duchowo. Poprzez Ewangelie można jedynie dotrzeć do halucynacji na temat światowo-historycznego wyglądu Chrystusa. Zostało to zresztą dokładnie wykazane także w teologii ostatnich czasów. Dlaczego teologia najnowszych czasów tak bardzo lubi mówić o „prostym człowieku z Nazaretu” i pojmować Chrystusa jedynie jako Jezusa z Nazaretu, który wybija się nieco ponad innych wielkich historycznych? Ponieważ utracono możliwość dotarcia do prawdziwego Chrystusa, a to, co ludzie zdobyli z Ewangelii, sprowadza się jedynie do halucynacji, do czegoś iluzorycznego; nie mogą oni naprawdę uchwycić rzeczywistości Chrystusa poprzez Ewangelie, lecz jedynie halucynacyjne lub iluzoryczne wyobrażenie. Ludzie też to zrozumieli.

Pomyśl, jak wielu teologów mówi o tym, że Paweł miał „tylko wizję” przed Damaszkiem. Dochodzą do wniosku, że w rzeczywistości kontemplacja Ewangelii jest jedynie halucynacją, wizją, którą można uzyskać. Nie jest to coś złego, ale jest to jedynie wewnętrzne doświadczenie, które nie ma żadnego związku z rzeczywistością bycia Chrystusem. Nie nazywam tego halucynacją, z ubocznym posmakiem, że jest to nieprawda, ale chcę tylko scharakteryzować, że Istota Chrystusa jest pojmowana w taki sam sposób, w jaki halucynacja jest pojmowana wewnętrznie. Jeśli ludzie nie zatrzymaliby się na przenikaniu do prawdziwego Chrystusa, ale przeniknęli by tylko do halucynacji Chrystusa, wtedy Aryman znalazłby najbardziej sprzyjające sobie cele.

Przeciwko tej zasadzie indywidualnego traktowania Ewangelii przemawia to, że przedstawia się cztery Ewangelie z czterech różnych punktów widzenia, a już na pewno nie można brać tych czterech Ewangelii, które – jak często widzieliśmy – są ze sobą zewnętrznie sprzeczne, w sposób dosłowny. Wielkim niebezpieczeństwem jest jednak branie jednej Ewangelii dosłownie. To, czego doświadcza się w sektach, które przysięgają na Ewangelię Jana lub Ewangelię Łukasza jako na jej dosłowną treść, jest rodzajem tworzenia się złudzeń, rodzajem świtu, prześwietlenia świadomości. Z przeformułowanymi świadomościami, które zostałyby ukształtowane właśnie przez Ewangelie, których się nie pogłębia duchowo, powstaliby ludzie, którzy najlepiej służyliby Arymanowi do przygotowania jego wcielenia, tak aby ludzie całkowicie stanęli po jego stronie w tym sensie.

Widzisz, znowu niewygodna prawda dla współczesnych ludzi! Tam ludzie żyją w swoich denominacjach i mówią: Nie potrzebujemy czegoś takiego jak antropozofia, bo trzymamy się prostej Ewangelii. – Ze skromności – mówią ludzie – trzymają się prostej Ewangelii. W rzeczywistości jest to najstraszniejsze założenie, jakie można sobie wyobrazić. A to zarozumialstwo polega na tym, że niby bierze się Ewangelię dosłownie, ale rzuca się na to, co zostało wypracowane jako dobra mądrościowe, aby osądzić to na podstawie tego, co się otrzymało z urodzenia i jakie idee wypływają z krwi. Ludzie „prości” są zazwyczaj najbardziej aroganccy, zwłaszcza w sferze religijnej, w sferze wyznania. Należy jednak pamiętać, że ci, którzy najbardziej przygotowują wcielenie Arymana, to ci, którzy wciąż na nowo głoszą kazania przed ludźmi: Nie trzeba nic więcej, jak tylko wczytać się w Ewangelię!

I, co dziwne, te dwie strony, choć bardzo, bardzo się od siebie różnią, działają na siebie nawzajem: ci, których wcześniej nazwałem zjadaczami dusz, zjadaczami duchów i ci, którzy w ten ostatni sposób, przez samo zaabsorbowanie dosłownością Ewangelii, promują wcielenie Arymana. Obie strony bardzo się nawzajem wspierają. Jeśli bowiem nic nie będzie się bronić poza światopoglądem zjadaczy dusz i duchów z jednej strony, a z drugiej strony wierzących chrześcijan, którzy nie chcą wejść w głębię Ewangelii, to Aryman będzie mógł uczynić wszystkich ludzi na ziemi „arymanicznymi sługami”! To, co dziś szerzy się w pozytywnym chrześcijaństwie świata zewnętrznego, jest przygotowaniem do wcielenia się Arymana. I z wielu rzeczy, które pojawiają się z domniemaniem, że są reprezentacją Kościoła prawosławnego, można by dziś usłyszeć przygotowanie do pracy Arymana.

Dziś bowiem rzeczy nie są takie, jak ludzie dosłownie mówią. Ludzie dzisiaj, jak już często wyjaśniałem, żyją zbyt mocno słowami. Mamy wielką potrzebę oderwania się od słów i zajęcia się rzeczami. Dziś rzeczywiście jest tak, że słowa oddzielają ludzi od prawdziwej istoty rzeczy. A ludzie najbardziej oddzielają się od prawdziwej istoty, gdy chcą traktować stare dokumenty, do których należą także Ewangelie, w sposób, jaki dziś często sugeruje się w tzw. prostym rozumieniu. O wiele prostsze jest to, co naprawdę chce wniknąć w ducha rzeczy i zrozumieć same Ewangelie z punktu widzenia ducha.

Powiedziałem, że Aryman i Lucyfer zawsze będą współpracować. Jest to tylko kwestia tego, która z nich będzie miała przewagę w świadomości człowieka w danym wieku. Była to kultura silnie lucyferyczna, która z czasem wykroczyła poza misterium Golgoty, począwszy od wcielenia Lucyfera w Chinach w trzecim tysiącleciu przed Chrystusem. Stamtąd wypłynęło wiele rzeczy, które szczególnie mocno oddziaływały w pierwszych wiekach chrześcijaństwa, a które nadal oddziałują w naszych czasach.

Teraz, w naszych czasach, ślady Lucyfera stają się coraz bardziej niewidoczne, ponieważ wcielenie Arymana jest bliskie w trzecim tysiącleciu, a działanie Arymana w takich sprawach, o jakich wam dziś mówiłem, jest szczególnie wyraźnie widoczne w jego śladach. Aryman zawarł, że tak powiem, umowę z Lucyferem, którą chciałbym tak nazwać: „Ja, Aryman, uważam, że jest to dla mnie szczególnie korzystne – tak powiedział Aryman do Lucyfera – aby rościć sobie prawo do puszek; tobie pozostawiam żołądek, jeśli tylko ty pozostawisz mi ważenie żołądków o zmierzchu, a raczej ważenie świadomości ludzi w odniesieniu do żołądka o zmierzchu. Trzeba tylko dobrze zrozumieć, co chcę przez to powiedzieć. W półmroku nad żołądkiem znajdują się ci ludzie, których nazwałem przed chwilą zjadaczami dusz i zjadaczami duchów; karmią oni bowiem bezpośrednio prądem lucyferycznym to, czym karmią swój żołądek, gdy nie noszą w sobie duchowości w swoim człowieczeństwie. Przez żołądek nieduchowe jedzenie i picie trafia do Lucyfera!”

A mówiąc o puszkach, co właściwie mam na myśli? Przez puszki rozumiem biblioteki i tym podobne miejsca, gdzie przechowuje się te nauki, które się wprawdzie uprawia, ale którymi się nie interesuje, które nie żyją z ludźmi, lecz w książkach znajdujących się w bibliotekach. Spójrzcie na tę naukę, która jest uprawiana z dala od ludzi! W bibliotekach jest wiele książek. Każdy student, gdy robi doktorat, musi zacząć pisać uczone rozprawy, które potem trafiają do jak największej liczby bibliotek. Z kolei uczony traktat pojawia się wtedy, gdy dana osoba chce zająć jakieś stanowisko. Dziś ludzie piszą i piszą, i piszą. Jednak niewiele z tego, co się dziś pisze, jest czytane. Dopiero gdy ludzie muszą się przygotować do tego czy tamtego, cytują to, co zachowało się w bibliotekach. Te „puszki mądrości” są dla Arymana szczególnie dobrym środkiem promocji.

Sposób, w jaki to się robi, ale także wiele innych podobnych rzeczy, które są właściwie tylko wprowadzane w świat, miałyby znaczenie tylko wtedy, gdyby ludzie się nimi interesowali, ale którymi w rzeczywistości się nie interesują, lecz które są obecne tylko w sposób oderwany od ludzi, można znaleźć we wszystkich dziedzinach. Pomyśl tylko, że gdyby ktoś miał ochotę, mógłby rozpaczać! Na przykład, masz sprawę sądową i musisz zatrudnić prawnika. Adwokat ten prowadzi rozprawę. Potem przychodzą chwile, kiedy trzeba negocjować z prawnikiem; papierów jest coraz więcej. Ma je w teczce. Ale kiedy się z nim rozmawia, nie ma pojęcia o kontekście, nic nie wie, otwiera i otwiera kolejne teczki, i nic z tego nie wychodzi. Nie ma żadnego związku z jego aktami. Jest jeden plik, jest następny plik. Pliki się rozrastają. Ale zainteresowania w ogóle nie ma. To irytujące, gdy ma się do czynienia z profesjonalistami, którzy tak naprawdę zajmują się różnymi rzeczami. Zupełnie nie wiedzą, o co w tym wszystkim chodzi, nie znają rzeczywistości, bo wszystko jest w aktach. To są małe puszki, biblioteki to duże puszki z duchem i duszą. Wszystko jest tam zachowane. Ale ludzie nie chcą tego zjednoczyć ze sobą, nie chcą jej przeniknąć swoim interesem. I wreszcie, właśnie z tego bierze się nastrój współczesności, która nie chce dopuścić do credo światopoglądowego tego, do czego potrzebna jest odrobina głowy. Aby coś zrozumieć, trzeba mieć trochę głowy. Ludzie chcieliby sprowadzić wyznanie, światopogląd, z powrotem tylko do serca. Z pewnością musi ona pochodzić z serca, ale sposób, w jaki ludzie obecnie często mówią o spowiedzi zakonnej, uderza mnie jako coś, co oznacza przysłowie często używane w regionie, w którym spędziłem młodość. Ludzie zwykli mówić: „Więzienie to bardzo szczególna rzecz. Jeśli to prawda, to tylko taka, że ją kochamy, a w Kobfie bardzo ją kochamy. Dlatego miłość jest czymś bardzo szczególnym: jeśli ją kupujesz, kupujesz tylko serce, a głowę dostajesz za darmo!” – Jest to mniej więcej nastrój tego, co ludzie dzisiaj chętnie przyjmują za treść swojego światopoglądu. Chcieliby wchłaniać wszystko bez wysiłku głowy, przez serce, jak to się mówi, które jednak nie bije bez głowy, ale przez które można dobrze wchłaniać, jeśli ma się na myśli żołądek. A potem to, co rzeczywiście powinno być osiągnięte w człowieczeństwie poprzez głowę, która powinna być zwłaszcza w najważniejszych sprawach życia.

Wszystkie te rzeczy są bardzo ważne, a ich obserwacja jest bardzo ważna. Widzi się bowiem, jeśli się ich słucha, jak wielką troską należy otaczać obecne życie ludzkie i jak trzeba się uczyć nawet na złudzeniach, które mogą wynikać z Ewangelii, uczyć się na tym, jak ludzie obecnie kochają złudzenia. Prawdy nie da się osiągnąć za pomocą takiej wiedzy, do jakiej często dąży się dzisiaj. Dla współczesnych ludzi bardzo bezpieczne jest obliczanie za pomocą liczb, statystyczne udowadnianie rzeczy świata. Ze statystyką i liczbami Aryman gra szczególnie łatwo; jest bowiem szczególnie szczęśliwy, gdy jakiś dzisiejszy uczony wyjaśnia ludzkości, że na Bałkanach musi być tak i tak, bo na przykład w Macedonii mieszka tylu i tylu Greków, tylu i tylu Serbów, tylu i tylu Bułgarów. Z liczbami nie da się nic zrobić, bo ludzie wierzą w liczby. A Aryman dokonuje swoich obliczeń za pomocą liczb, w które wierzą ludzie, w sensie, który dziś wam wyjaśniłem. Dopiero później można się przekonać, na ile te liczby są „pewne”. Ale jeśli nie poprzestanie się na tym, co jest napisane w książkach, gdzie liczby służą za dowód, ale przyjrzy się im dokładniej, często można zauważyć: tak, w tych statystykach, powiedzmy macedońskich, na przykład, jest wymieniony ojciec, który jest Grekiem, syn, który jest Serbem, i jeszcze jeden syn, który jest Bułgarem; więc ojciec jest wymieniony z Grekami, jeden syn z Bułgarami, a drugi z Serbami. Jak to się dzieje, że w tej samej rodzinie jeden jest Grekiem, drugi Serbem, a trzeci Bułgarem, i jak to się przekłada na liczby – przejrzenie tego byłoby tym, co naprawdę prowadzi do prawdy, a nie do przyjmowania liczb, z których ludzie są dziś tak zadowoleni. To liczby, dzięki którym ludzie dają się uwieść w kierunku, w którym Aryman najlepiej odnajduje się w swoim przyszłym wcieleniu w trzecim tysiącleciu”. GA 191 s. 203 i nast.

Możesz również polubić…

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x