Wcielenie Arymana (7)
Rudolf Steiner 02.11.1919 r. w Dornach. GA 191 s. 217 i nast. Intermediarius: B.S.
„(…) Ale nie możemy też całkowicie polegać na naszym wnętrzu. Jest wśród was wielu, którzy z przebiegu ruchu, który przeszedł przez Towarzystwo Teozoficzne, na tyle, na ile to Towarzystwo jest Towarzystwem Teozoficznym, mogliby rozpoznać, jak samo dążenie do wewnętrznego „ja”, jeśli robi się to tak, jak wielu ludzi stara się to robić dzisiaj, nie prowadzi do niczego, do czego człowiek ma być dzisiaj prowadzony, do czego ma prowadzić samego siebie. W wielu przypadkach nie chodzi bowiem o to, aby człowiek doszedł do wyższego poglądu na wolność poprzez własną decyzję o wzniesieniu się ponad zwykłe życie, ale o to, aby w wielu przypadkach odwołać się do niewolnej części człowieka. Wykorzystywane są wszelkiego rodzaju halucynacje i zdolności iluzoryczne.
Należy zdać sobie sprawę, że tak jak nauka zewnętrzna staje się arymaniczna, tak wyższy rozwój naszej wewnętrznej natury staje się lucyferyczny, jeśli oddajemy się doświadczeniom mistycznym. Tendencja lucyferyczna budzi się i staje się szczególnie silna u każdego, kto bez samokształcenia opisanego w książce „Jak zdobyć wiedzę o wyższych światach?”, zabiera się za jakiekolwiek mistyczne pogłębianie impulsów tkwiących już w jego naturze. Lucyferyczna tendencja ujawnia się u każdego, kto zaczyna rozmyślać nad doświadczeniami swojego życia wewnętrznego i jest ona niezwykle silna w dzisiejszej ludzkości. Skutkuje ona w egoizmie, którego większość ludzi jest zupełnie nieświadoma. Spotyka się dziś wielu takich, którzy są całkiem zadowoleni, gdy mogą powiedzieć o czymś, co zrobili, że nie mają powodów do wyrzutów sumienia, że zrobili to zgodnie z najlepszą wiedzą i sumieniem. Jest to postawa całkowicie lucyferyczna. W tym, co robimy w życiu, nie chodzi bowiem o to, czy mamy powód do wyrzutów, czy też nie; ważne jest, abyśmy podchodzili do rzeczy obiektywnie, z całkowitym dystansem i zgodnie z biegiem obiektywnych faktów. A większość ludzi nie podejmuje dziś żadnych wysiłków, by osiągnąć to obiektywne zrozumienie lub zdobyć wiedzę o tym, co jest niezbędne dla ewolucji świata.
Dlatego nauka duchowa musi podkreślać, co następuje: że Aryman rzeczywiście przygotowuje się do swojego wcielenia; gdzie możemy rozpoznać, jak się do tego przygotowuje; i z jaką postawą należy się temu przeciwstawić. W takich pytaniach nie chodzi o to, aby powiedzieć: Robimy to czy tamto, abyśmy nie mieli powodów do wyrzutów sumienia – ale o to, aby nauczyć się rozpoznawać obiektywne fakty. Musimy poznać, co działa w świecie, i działać zgodnie z tym – dla dobra świata.
Wszystko to jednak zmierza do tego, że współczesny człowiek ocenia siebie właściwie tylko wtedy, gdy mówi, że w rzeczywistości zawsze znajduje się między dwiema skrajnościami, między tym, co arymaniczne z jednej strony, co daje mu zewnętrzne olśnienie, a tym, co lucyferyczne w jego wnętrzu, co zaszczepia w nim skłonność do złudzeń, do halucynacji itd. Dziś człowiek realizuje swoje arymaniczne skłonności w nauce, lucyferyczne w religii. A w sztuce ludzie oscylują między jednym a drugim. W ostatnim okresie byli artyści o skłonnościach bardziej lucyferycznych, inni o skłonnościach bardziej arymanicznych. Ci, którzy mieli więcej skłonności lucyferycznych, stawali się ekspresjonistami; ci, którzy mieli więcej skłonności arymanicznych, stawali się impresjonistami. A ci, którzy nie chcą być ani jednymi, ani drugimi, którzy nie oceniają właściwie ani Lucyfera, ani Arymana, ale chcą uniknąć jednych i drugich, oscylują między nimi. Tylko nie bądź Arymanem! – Nie wolno mi tego robić, nie chcę tego robić, bo wtedy wchodzę w Arymana. – Nie wolno mi tego robić, nie chcę tego robić, bo wtedy wchodzę do Lucyfera! – A człowiek chce być „całkiem dobry”, unikając zarówno tego, co arymaniczne, jak i tego, co lucyferyczne.
Owszem, nie o to chodzi, ale chodzi o to, by traktować arymaniczną i lucyferyczną postawę jako dwie skale, które muszą być w obu przypadkach w równowadze. My zaś musimy reprezentować belkę, która znajduje się w stanie równowagi pomiędzy tymi dwoma elementami. Z tym właśnie mamy do czynienia.
Jak możemy się do tego przygotować? Poprzez bardzo silne przeniknięcie elementu lucyferycznego tym, co jest w nas arymaniczne. Co się dzieje arymaniczne w dzisiejszym człowieku? Wiedza o świecie zewnętrznym. Najbardziej Arymaniczną rzeczą jest materialne poznanie świata zewnętrznego, ponieważ jest to tylko złudzenie. Ale jeśli potrafimy się nią zachwycić, jeśli się nią zainteresujemy, jeśli bardzo nas interesują olśniewające prace, które powstają w chemii, fizyce, astronomii i tak dalej, to pozbywamy się czegoś, co w rzeczywistości powinno należeć do Arymana, poprzez nasze własne lucyferyczne zainteresowanie Arymanem.
To jest właśnie to, czego ludzie nie chcą robić. Ludzie są tym bardzo znudzeni. A wielu z tych, którzy rzeczywiście uciekają od zewnętrznej wiedzy materialnej, źle ocenia swoje zadanie i przygotowuje dla Arymana najlepsze wcielenie w ziemskiej egzystencji. A to, co rodzi się w wewnętrznej istocie współczesnych ludzi, ma znów bardzo silny charakter lucyferyczny. W jaki sposób możemy się prawidłowo wychowywać według tej strony? Poprzez zanurzenie się w nim z naszą arymaniczną naturą, to znaczy poprzez unikanie wszelkich złudzeń co do naszego wewnętrznego życia i impulsów oraz obserwowanie siebie tak, jak obserwujemy świat zewnętrzny. Współcześni ludzie muszą zdać sobie sprawę, jak pilne jest kształcenie się w ten sposób. Współczesny człowiek musi doświadczyć, jak bardzo musi się w tym celu kształcić. Ci, którzy mają pewien zmysł obserwacji takich rzeczy, bardzo często spotykają się dziś w życiu z następującym faktem.
Człowiek mówi komuś, jak bardzo jest oburzony na niezliczone istoty ludzkie: Opisuje dokładnie, jak to czy tamto w A, w B, w C, i tak dalej, go złości jak bardzo oburza go to i owo w stosunku do osoby A, do osoby B, do osoby C itd. Nie ma pojęcia, że wszystko, co opowiada, jest jego własną charakterystyką! Ludzie nie mają o tym pojęcia! Ta osobliwość w istotach ludzkich nigdy nie była tak rozpowszechniona jak dzisiaj. A ci, którzy wierzą, że u nich tak nie jest, u nich jest tak przede wszystkim. Chodzi o to, że właśnie z arymaniczną zimną krwią, z arymaniczną trzeźwością człowiek powinien dziś podchodzić do swojego wnętrza. Wewnętrzna natura nawet przy takim ochłodzeniu jest jeszcze wystarczająco ognista! Nie trzeba się obawiać, że zbytnio się ochłodzi. Jeśli właściwe stanowisko ma być zajęte wobec przyszłego wcielenia Arymana, ludzie muszą stać się bardziej obiektywni, jeśli chodzi o ich własne impulsy, i o wiele, wiele bardziej subiektywni, jeśli chodzi o świat zewnętrzny – nie przez wprowadzanie obrazów fantazji, ale przez zainteresowanie, czujną uwagę i oddania sprawom życia, życia bezpośredniego.
Widzicie, jeśli ktoś uważa, że to czy tamto jest nudne, zgodnie z jego wychowaniem lub innymi okolicznościami życia zewnętrznego, to bardzo dobrze zmierza do podążania drogą, którą chce podążać Aryman, aby jego wcielenie było jak najbardziej korzystne. Pomyśl tylko, jak wiele osób uważa dziś to czy tamto za nudne. Na przykład, spotkałem niezliczoną liczbę osób, dla których zapoznanie się z funkcjonowaniem banków, giełdy papierów wartościowych czy też z prostą księgowością podwójnego zapisu jest, powiedzmy, nudne. Ale nigdy nie jest tak, że coś jest absolutnie nudne. Każda sucha książka o finansach, jeśli znajdzie się punkt, z którego jest ona paląco interesująca, może być równie interesująca jak „Pokojówka Orleańska” Schillera, „Hamlet” Szekspira czy cokolwiek innego, na przykład „Madonna Sykstyńska” Rafaela. To tylko kwestia znalezienia punktu, z którego wszystko w życiu jest interesujące.
Na podstawie tego, co właśnie powiedziałem, można by pomyśleć, że jest to dość paradoksalne. Ale tak nie jest. Dzisiejszy człowiek jest tylko paradoksalny w swoim stosunku do prawdy. Dzisiejszy człowiek musi raczej mocno zakładać, że nie jest w stanie czegoś zrobić, a nie że świat nie jest w stanie tego zrobić. A nic tak nie przygotowuje drogi dla przyszłego wcielenia Arymana, jak uważanie tego czy tamtego za nudne, uważanie, że jest się za dobrym na to czy tamto, że nie chce się iść z tym czy tamtym. Wszędzie chodzi o to, by znaleźć punkt, z którego jedno lub drugie jest interesujące. Dzisiaj nie chodzi o to, abyśmy subiektywnie odrzucali lub przyjmowali rzeczy, ale abyśmy obiektywnie rozpoznali, w jakim stopniu w jednej lub drugiej rzeczy jest coś z Arymana lub Lucyfera, tak aby belka wagi nie przechylała się zbyt mocno na jedną lub drugą stronę. Uznanie czegoś za interesujące nie oznacza jeszcze uznania tego za uzasadnione, ale oznacza jedynie, że człowiek rozwija w sobie wewnętrzną siłę, aby zjednoczyć się z daną osobą i skierować ją we właściwym kierunku.
Jak może niektórzy z was wiedzą – to już dawno temu – kilku przyjaciół kupiło sobie książki o matematyce. Zakradł się do nich swoisty „duch sportu”! Kupili dzieła Lubsena [Heinricha Borcherta Lubsena (1801-64)], ale wkrótce większość tomów trafiła na półki biblioteczne, a wiedza matematyczna nie była zbyt widoczna! To oczywiście nie ma na celu zachęcenia do ponownego zajęcia się tą sprawą – nie czynię żadnej takiej sugestii. Ale zmierzyć się z czymś, co na początku w ogóle nas nie interesuje, aby powstało nowe zrozumienie istnienia świata – to ma niewyobrażalne znaczenie. Ponieważ to, co chcę wam przybliżyć w tych wykładach – jak Lucyfer i Ahriman interweniują w ewolucję ludzkości obok impulsu Chrystusowego – musi być potraktowane z całą powagą, a ich konsekwencje właściwie ocenione.
Gdyby nie było mądrości lucyferycznej, to w pierwszych wiekach Chrześcijaństwa nie można by poprzez gnozę zdobyć zrozumienia Tajemnicy Golgoty. Zrozumienie Tajemnicy Golgoty malało wraz z zanikaniem mądrości lucyferycznej. A gdzie dziś są dowody na takie zrozumienie? To, że zrozumienia nie można znaleźć poprzez zewnętrzną, arymaniczną naukę, dostrzegają ci, którzy do pewnego stopnia rozpoznają jej cechy. Weźmy na przykład takiego człowieka jak kardynał Newman – bardzo znaczącą postać w sferze religii w drugiej połowie XIX wieku. Podczas swojej inwestytury na kardynała w Rzymie oświadczył on, że nie widzi innego ratunku dla religijnego rozwoju ludzkości niż nowe objawienie! [Zobacz jego przemówienie w Rzymie, 12 maja 1879 roku, kiedy został podniesiony do rangi kardynała. „… Dotychczas władza cywilna była chrześcijańska. Nawet w krajach oddzielonych od Kościoła, jak w moim własnym, obowiązywało dictum, gdy byłem młody, że 'chrześcijaństwo było prawem ziemi’. Teraz wszędzie te zacne ramy społeczeństwa, które są tworem chrześcijaństwa, zrzucają chrześcijaństwo. Dictum , do którego się odniosłem, wraz z setką innych, które po nim nastąpiły, zniknęło, lub zmierza wszędzie; i do końca wieku, o ile Wszechmocny nie zainterweniuje, zostanie zapomniane.” (The Life of John Henry Newman, autorstwa Wilfrida Warda, t. 2, s. 460)]. Tak już zostało. On sam nie wykazywał specjalnej skłonności do przyjęcia czegokolwiek z nowego życia duchowego, które może teraz napływać do ludzkości ze światów duchowych. To, co powiedział, pozostało w sferze abstrakcji.
Ludzkość potrzebuje nowego objawienia. Można to zaobserwować we wszystkich dziedzinach. Dziś toczą się dyskusje, w których mówi się, że kondycja moralna ludzkości uległa pogorszeniu w ciągu ostatnich czterech czy pięciu lat. Wyciąga się stąd wniosek, że obecnie należy intensywniej wprowadzać do szkół wyznaniowe lekcje religii. Z drugiej strony, nie można tego wystarczająco często podkreślać: Istniało tam wyznaniowe wychowanie religijne, a dzisiejsze czasy właśnie znalazły się pod jego wpływem. Jeśli teraz chcemy ponownie wprowadzić stare rzeczy, te, które zostały wprowadzone przez denominacje, to możemy zacząć cały proces od nowa. Za jakiś czas wrócimy tam, gdzie byliśmy w 1914 r., jeśli znów będą kultywowane stare instytucje. Powinniśmy dostrzec, że w podświadomości ludzi jest coś zupełnie innego w ich tęsknotach niż to, co jest wyrażane na zewnątrz.
Kiedy zakładaliśmy szkołę waldorfską w Stuttgarcie, byliśmy zmuszeni do zorganizowania nauczania religii w taki sposób, aby było ono prowadzone przez odpowiednich pastorów. Wybieramy godzinę na naukę religii, katolicki pastor prowadzi naukę religii dla katolików, protestancki pastor dla protestantów. Nie chcę teraz mówić o trudnościach, jakie pojawiły się ze strony duszpasterzy. To jest rozdział sam w sobie. Chcę jednak powiedzieć o tym, że od razu zrodziła się tęsknota, aby nauczanie religii odbywało się także poza systemem wyznaniowym. Początkowo sądziłem, że udział w zajęciach będzie bardzo niewielki w porównaniu z udziałem w klasach wyznaniowych. Chociaż wkrótce w Stuttgarcie nie będzie żadnej ambony, z której ruch antropozoficzny nie byłby atakowany, duża liczba dzieci, o wiele więcej, w każdym razie pięć razy więcej niż mogliśmy się spodziewać, zgłosiła się do udziału w antropozoficznej edukacji religijnej, która ma być prowadzona w dwóch sekcjach. W subiektywnym odczuciu może to być niezbyt mile widziane, gdyż może okazać się kijem na nasze własne plecy. Ale nie o tym chcę dziś mówić. Chciałem tylko pokazać, że w ludziach rzeczywiście istnieje tęsknota za tym, by iść naprzód, ale że ludzie śpią i nie widzą, jakie siły powstrzymują tę tęsknotę ludzkości. A potem, w większości przypadków, brakuje odwagi, by naprawdę wydobyć tę tęsknotę za człowieczeństwem na powierzchnię życia.
Pomyślcie tylko, jaki skutek może mieć taki wgląd, jak ten, który przyszłe ludzkie wcielenie Arymana przygotowuje właśnie przez takie rzeczy, jakie opisałem wczoraj i dziś. Konieczne jest, abyśmy obiektywnie informowali się o tych sprawach, abyśmy mogli zająć właściwą pozycję wobec tego wszystkiego, co dzieje się wokół nas w ramach przygotowań do przyszłego wcielenia Arymana. Dopiero gdy wnikliwie i dojrzałe rozważycie to, co w tych dwóch rozważaniach powiedzieliśmy o takich Arymanicznych prądach, będziecie mogli pojąć powagę sprawy”. GA 191 s. 217 i nast.