Kim był Rudolf Steiner

Owen Barfield, Kim był Rudolf Steiner?, Przeł. Maciej Sobiech

(Pierwotnie artykuł ukazał się w czasopiśmie „Towards”, w numerze jesienno-zimowym z 1983 roku; tłumaczenie za zgodą Rudolf Steiner Archives, https://rsarchive.org/RelAuthors/BarfieldOwen/introducing_rudolf_steiner.php). Artykuł pietwotnie ukazał się na blogu tłumacza: https://www.salon24.pl/u/chestertonpolska-mini-blog/1208291,owen-barfield-kim-byl-rudolf-steiner

Rudolf Steiner urodził się 27 lutego 1861 roku w Kraljevicy (obecnie Jugosławia) jako syn skromnego pracownika kolei. W wieku 18 lat rozpoczął naukę w Technische Hochschule w Wiedniu, gdzie studiował matematykę, przyrodoznawstwo, literaturę, filozofię i historię, rozwijając przy tym szczególne zainteresowanie myślą Johana Wolfganga Goethego. Trzy lata później, wciąż jako student w Wiedniu, został zaproszony do zredagowania – w ramach serii Kurschner Nationalliteratur – tomu prac przyrodoznawczych niemieckiego poety. W latach 1890–97, pracując w Archiwum Goethego i Schillera w Weimarze, zredagował natomiast  (do kolejnego wydania „Dzieł zebranych”) wszystkie prace przyrodoznawcze autora „Fausta”, tak publikowane, jak niepublikowane. Z jego autobiografii dowiadujemy się, iż w tamtym również czasie przyjaźnił się z wieloma znaczącymi postaciami światka naukowego, m.in. z Ernestem Haecklem, dogmatycznym przedstawicielem nurtu darwinowskiego, oraz z Hermanem Grimmem, historykiem. Wtedy także obronił Steiner na uniwersytecie w Rostocku swój doktorat, który ukazał się później (przeredagowany i poprawiony) jako książka „Warheit un Wissenschaft” („Prawda i nauka”). Przez następne cztery lata brał czynny udział w życiu intelektualnym Berlina – jego stowarzyszeń literackich i dramatycznych, środowisk publicystycznych, itd. – rozpoczynając jednocześnie, w marksistowskiej szkole dla robotników, karierę wykładowcy, którą miał kontynuować przez całe życie.

Jego prawdziwy geniusz, dojrzewający przez cały ten czas, ale nieznajdujący dla siebie ujścia w żadnej z tych aktywności, rozbłysnął dopiero pod koniec wieku. W tamtym momencie dziejów, umysł ludzki spadł na samo dno materializmu – i niewielu tylko chciało słuchać tego, co Steiner miał im do powiedzenia. Spośród tych, na szczególną uwagę zasługiwali teozofowie, zakładający właśnie filię swego stowarzyszenia w Niemczech. Steiner wstąpił do niej, szybko został jej przewodniczącym (zastrzegając sobie przy tym bezwzględnie prawo do prowadzenia własnych poszukiwań duchowych, niezależnie, czy ich wyniki będą zgadzać się z oficjalną linią ruchu teozoficznego) i pracował na tym stanowisku przez kilka lat, dopóki poszukiwanie sensacji i banał, zatruwające – jego zdaniem – pierwotny, zdrowy impuls teozoficzny, skłoniły go ostatecznie do zupełnego zerwania stosunków z Towarzystwem.

Istotę kolejnych lat jego życia najlepiej oddamy, jeśli określimy je jako pierwszą fazę rozwoju ruchu antropozoficznego – i faktycznie, już w roku 1913 grupa uczniów Steinera założyła (w Monachium – mieście, w którym miał później autor „Prawdy i nauki” napisać i wystawić cztery swoje sztuki misteryjne) pierwsze stowarzyszenie zajmujące się promocją tej myśli. Nie mamy w tej chwili czasu zajmować się tutaj kwestią różnic zachodzących między tą organizacją, a Powszechnym Towarzystwem Antropozoficznym, które Steiner założył już osobiście w 1923, raptem na dwa lata przed swoją śmiercią, jaka miała miejsce 30 marca roku 1925. Dość powiedzieć, iż od 1902 do końca życia niemiecki ezoteryk całą swoją energię poświęcał (pisząc około czterystu książek i wygłaszając nie mniej niż sześć tysięcy wykładów) rozwojowi i popularyzacji idei antropozoficznej – przez niego samego mianowana także nauką duchową – a także, choć w mniejszym stopniu, organizacji Towarzystwa Antropozoficznego, co do którego żywił nadzieję, iż stanie się ono zaczątkiem nowego braterstwa dusz.

Jeśli chodzi o istotę życia i nauki Rudolfa Steinera, nie mogę widzieć w nim nikogo innego, jak tylko jedną z kluczowych postaci – czy istotnie: najbardziej kluczową postać – owego bolesnego procesu, jakim jest przejście ludzkości z etapu tego, co nazywam partycypacją pierwotną do tego, co określam mianem partycypacji ostatecznej. Najistotniejszą fazę tego procesu stanowiło – czy raczej do dziś stanowi – charakterystyczne dla umysłu współczesnego doświadczenie świata jako całkowicie wyzutego z rzeczywistości duchowej, prowadzące wpierw do postrzegania ducha jako czegoś poniekąd mniej realnego, potem zaś do całkowitej negacji jego istnienia. Doświadczenie owo, na dobre czy na złe, jest fundamentem nowoczesnej nauki i technologii, i ze względu na ich praktyczną wszechobecność z każdym dniem coraz mocniej przenika i dominuje każdą właściwie dziedzinę czynu i myśli. W konsekwencji, swego rodzaju duchowe odkupienie nauki stanowi warunek sine qua non wspomnianej tranzycji. Myśl przyrodoznawcza Goethego posunęła się na tej drodze bardzo daleko i Steiner przyjął ją za swoją dokładnie z tego względu – ale nie tylko przyjął, bo i udoskonalił. Goethe bowiem zdołał osiągnąć w swoich wysiłkach intelektualnych poziom tego, co nazwać możemy za Steinerem „myśleniem obiektywnym”, myśleniem (i doświadczeniem) przekraczającym dychotomię przedmiotu i podmiotu, a w konsekwencji znoszącym brutalną separację ducha i materii, o której wspomniałem wcześniej. Odrodzenie nauki to odrodzenie samego myślenia. A jednak, nie myślał Goethe zbyt często na temat owego myślenia obiektywnego, które w praktyce z takim powodzeniem stosował.

Steiner, z drugiej strony, zajmował się w swoich wczesnych pracach (przede wszystkim „Prawdzie i nauce”, ale także „Filozofii wolności”) dokładnie tą kwestią – i zdołał przekroczyć wspomniany podział także na gruncie epistemologii sensu stricto. Refleksje innych myślicieli – Hegla i filozofów przyrody w Niemczech, Coleridge’a w Anglii – również zdążały w tym kierunku, żaden z nich jednak nie zdołał urzeczywistnić tego ruchu w sposób równie przekonujący i kompletny, jak właśnie Steiner. Nie da się odmówić Coleridge’owi tego, że uchwycił istnienie owych, jak to nazywa, „organów ducha”, analogicznych do pięciu zmysłów ciała, Goethemu zaś, że – wnosząc się na poziom myśli obiektywnej – trafnie zastąpił zasadę przyczynowości zasadą metamorfozy; ale ani jeden, ani drugi, nie zdołał przekroczyć pojęcia ducha jako obecnego w zjawiskach natury zewnętrznej. Dopiero Steiner, jako pierwszy człowiek zachodu, zdołał osiągnąć czyste poznanie świata duchowego. Owi inni filozofowie byli apostołami imaginacji – w najlepszym tego słowa znaczeniu. Ale dopiero on otworzył przed naszą kulturą bramy owych subtelniejszych form percepcji, które samemu mianował inspiracją i intuicją, ale które zbiorczo określić możemy jako Objawienie – Objawienie odpowiadające potrzebom naszej epoki – sposobu poznania docierającego bezpośrednio do numinalnej podstawy istnienia, a nie tylko jego zjawiskowych przejawów. Poznania – zatem – dla którego nawet najbardziej odległa przeszłość staje się czymś na kształt otwartej księgi.

Wydaje się, że za każdym razem, gdy w świadomości ludzkiej musi dokonać się jakaś fundamentalna zmiana, jakieś radykalne przejście, ziarno przeszłości musi pełnić rolę „otuliny” dla delikatnych zarodków jutra. Arystoteles, ojciec współczesnej nauki, aby wyzwolić się ostatecznie spod wpływu Platona, musiał pozostawać pod nim dwadzieścia lat. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa to ci, w których wciąż tliła się iskra dawnej percepcji duchowej, najlepiej zrozumieli kosmiczne znaczenie życia i śmierci Chrystusa. Gnostycyzm wykonał swe zadanie, zanim Kościół ostatecznie tę doktrynę odrzucił. Steiner również jeszcze jako dziecko doświadczał w swoim życiu ostatnich przejawów starożytnego jasnowidzenia, partycypacji pierwotnej. Jego biografie i autobiografia zgodnie o tym świadczą. Podobnie jak i o tym, że świadomie podjął kroki, aby te doświadczenia stłumić – kiedy trzeba było, nawet przy pomocy alkoholu – dokładnie w tym celu, aby przygotować grunt pod nową formę jasnowidzenia, której przepowiadanie i rozwijanie okazało się jego przeznaczeniem.

Rudolf Steiner był bowiem nie tylko fenomenalnie wykształconym i elokwentnym filozofem, ale także prawdziwym Wybrańcem Losu; i sądzę, że to właśnie ten fakt stanowi przyczynę tak znaczącego i bolesnego opóźnienia w powszechnym rozpoznaniu jego wielkości. W porównaniu – nie tylko z jego współczesnymi, ale z całą kulturą zachodu – wydaje się ona zbyt ogromna, by dało się ją udźwignąć.

Dlaczego jednak w ogóle mielibyśmy przyjąć, że jeden człowiek stał się pośrednikiem tak zawrotnego objawienia, jakkolwiek fascynujące i przekonujące by ono było? Ale to tylko jedna strona medalu. Bo z drugiej, uznanie tego faktu nakłada na ludzkość odpowiedzialność omalże nie do opisania. Łatwo mówić o makro- i mikrokosmosie, ale aby mikrokosmos nie tylko widział siebie w swojej istocie, ale również ją urzeczywistniał – to wymaga szerokości ducha, otwartości serca i umysłu, które musielibyśmy określić chyba już nie tyle jako ludzkie, co raczej nadludzkie. Siła intelektu Steinera jest czymś oczywistym nawet dla tych, którzy nie przyjmują wyników jego badań, a dobroć jego serca i woli, o której świadczą wszyscy, którzy mieli z nim jakąś styczność osobistą, umacniają nas w przekonaniu, że urzeczywistnienie swej prawdziwej natury, natury mikrokosmosu, nie jest czymś, co przekracza – czy przynajmniej będzie przekraczać jeszcze przez długi czas – możliwości człowieka takiego, jakim go znamy. W tej oto bowiem postaci zobaczyć możemy realny początek transformacji homo sapiens w homo imagans et amans.

Możesz również polubić…

5 1 vote
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
0
Would love your thoughts, please comment.x